Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Debby tu była...

🌹

Codziennie przychodziłem do Tylera. Nie mogłem go zostawić samego, on potrzebował mnie, a ja potrzebowałem jego. Na szczęście niedługo będzie mógł wyjść ze szpitala, ale za to będzie musiał uczęszczać do psychiatry, który przepisał mu jakieś leki.

--Cześć kochanie. -- Powiedziałem i przytuliłem go. Za tydzień są święta, a ja miałem miliony pomysłów na prezent. Może jakaś płyta? Mówił, że lubi DC Talk, więc raczej się ucieszy.

--Hej, Joshie. -- Odwzajemnił uścisk. Dzisiaj był jakiś inny, dziwny.

--Co ty taki nie w sosie? -- Zapytałem łapiąc go za rękę i splątując nasze palce.

--Debby tu była... -- Wymamrotał.

--Czego ta suka tu chciała?

--Josh, błagam.

--Przepraszam, czego chciała?

--Przeprosić.

--Bo ci uwierzę. Groziła ci?

--Naprawdę, chciała przeprosić. -- Zapewniał mnie. Nie kłamał, on nie umiał kłamać.

--Na pewno? -- Dopytywałem mimo iż znałem odpowiedź.

--Tak.

--I co zrobiłeś?

--Wyprosiłem ją.

--I bardzo dobrze. -- Odetchnąłem. -- Gdzie się wybierasz w święta? -- Zmieniłem zręcznie temat.

--Pewnie pojedziemy gdzieś do rodziny, nie wiem. -- Spojrzał na nasze dłonie. -- Idealnie do siebie pasujemy.

--Ja pewnie będę znowu siedział w domu i tak, idealnie do siebie pasujemy. -- Zaśmiałem się i pocałowałem go w czoło.

--Muszę ci odkupić jeszcze tą bluzkę. -- Również się zaśmiał.

--Serio jeszcze to pamiętasz? -- Naprawde to pamiętał? Jak? Przecież to było dawno temu.

--No wiesz, nie codziennie ktoś ratuje ci życie swoją bluzką. -- Zaśmiał się.

--Oj tam, to tylko głupia bluzka. Najważniejsze jest to, że żyjesz.

--I tak ci ją odkupię. -- Pocałował mnie w policzek.

--Kiedy wychodzisz ze szpitala? -- Zapytałem.

--Jutro.

--Okej.

***

--Mamo, gdzie mamy mąkę? -- Krzyknąłem z kuchni.

--Ostatnia szafka na dole po lewo, a po co ci? -- Odkrzyknęła.

--Robię babeczkę dla Tylera. -- Powiedziałem szukając wspomnianego wcześniej produktu, ale go nie było.

--Ooo, jak uroczo. -- Stanęła w wejściu do kuchni.

--Nie ma tej mąki nigdzie. -- Powiedziałem odwracając się do niej przodem.

--No to kochany, musisz iść do sklepu. -- Uśmiechnęła się i podeszła do torebki z której wyciągnęła portfel.

--Dzięki. -- Odebrałem 10$ po czym ubrałem na siebie kurtkę, buty i wyszedłem z domu. Na szczęście sklep nie był daleko, więc zbytnio nie zmarzłem.

--O, hej Josh. -- Usłyszałem ciepły męski głos.

--Cześć Bren.-- Przybiłem z nim piątkę.

--Co tam kupujesz? Mąkę? Co ty w piekarza się bawisz, czy co. -- Zaśmiał się.

--Robiłem babeczkę dla Tylera, jak wyjdzie ze szpitala i zabrakło mi mąki. -- Zarumieniłem się delikatnie.

--Jakie to urocze. Kiedy wychodzi?

--Jutro.

--Będę mógł go odwiedzić? Wiesz, chciałem go przeprosić i takie tam. -- Uśmiechnął się krzywo. Wielokrotnie mi powtarzał, że chce go przeprosić i że jest mu wstyd, za to co mu zrobił.

--No pewnie.

🌹
***
Trochę zaniedbałam tą książkę, bo zajęłam się inną XD następny rozdział będzie sporym skokiem w czasie, więc możecie mieć mały mind fuck.
Stay Alive |-/
12.05.2019



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro