Debby tu była...
🌹
Codziennie przychodziłem do Tylera. Nie mogłem go zostawić samego, on potrzebował mnie, a ja potrzebowałem jego. Na szczęście niedługo będzie mógł wyjść ze szpitala, ale za to będzie musiał uczęszczać do psychiatry, który przepisał mu jakieś leki.
--Cześć kochanie. -- Powiedziałem i przytuliłem go. Za tydzień są święta, a ja miałem miliony pomysłów na prezent. Może jakaś płyta? Mówił, że lubi DC Talk, więc raczej się ucieszy.
--Hej, Joshie. -- Odwzajemnił uścisk. Dzisiaj był jakiś inny, dziwny.
--Co ty taki nie w sosie? -- Zapytałem łapiąc go za rękę i splątując nasze palce.
--Debby tu była... -- Wymamrotał.
--Czego ta suka tu chciała?
--Josh, błagam.
--Przepraszam, czego chciała?
--Przeprosić.
--Bo ci uwierzę. Groziła ci?
--Naprawdę, chciała przeprosić. -- Zapewniał mnie. Nie kłamał, on nie umiał kłamać.
--Na pewno? -- Dopytywałem mimo iż znałem odpowiedź.
--Tak.
--I co zrobiłeś?
--Wyprosiłem ją.
--I bardzo dobrze. -- Odetchnąłem. -- Gdzie się wybierasz w święta? -- Zmieniłem zręcznie temat.
--Pewnie pojedziemy gdzieś do rodziny, nie wiem. -- Spojrzał na nasze dłonie. -- Idealnie do siebie pasujemy.
--Ja pewnie będę znowu siedział w domu i tak, idealnie do siebie pasujemy. -- Zaśmiałem się i pocałowałem go w czoło.
--Muszę ci odkupić jeszcze tą bluzkę. -- Również się zaśmiał.
--Serio jeszcze to pamiętasz? -- Naprawde to pamiętał? Jak? Przecież to było dawno temu.
--No wiesz, nie codziennie ktoś ratuje ci życie swoją bluzką. -- Zaśmiał się.
--Oj tam, to tylko głupia bluzka. Najważniejsze jest to, że żyjesz.
--I tak ci ją odkupię. -- Pocałował mnie w policzek.
--Kiedy wychodzisz ze szpitala? -- Zapytałem.
--Jutro.
--Okej.
***
--Mamo, gdzie mamy mąkę? -- Krzyknąłem z kuchni.
--Ostatnia szafka na dole po lewo, a po co ci? -- Odkrzyknęła.
--Robię babeczkę dla Tylera. -- Powiedziałem szukając wspomnianego wcześniej produktu, ale go nie było.
--Ooo, jak uroczo. -- Stanęła w wejściu do kuchni.
--Nie ma tej mąki nigdzie. -- Powiedziałem odwracając się do niej przodem.
--No to kochany, musisz iść do sklepu. -- Uśmiechnęła się i podeszła do torebki z której wyciągnęła portfel.
--Dzięki. -- Odebrałem 10$ po czym ubrałem na siebie kurtkę, buty i wyszedłem z domu. Na szczęście sklep nie był daleko, więc zbytnio nie zmarzłem.
--O, hej Josh. -- Usłyszałem ciepły męski głos.
--Cześć Bren.-- Przybiłem z nim piątkę.
--Co tam kupujesz? Mąkę? Co ty w piekarza się bawisz, czy co. -- Zaśmiał się.
--Robiłem babeczkę dla Tylera, jak wyjdzie ze szpitala i zabrakło mi mąki. -- Zarumieniłem się delikatnie.
--Jakie to urocze. Kiedy wychodzi?
--Jutro.
--Będę mógł go odwiedzić? Wiesz, chciałem go przeprosić i takie tam. -- Uśmiechnął się krzywo. Wielokrotnie mi powtarzał, że chce go przeprosić i że jest mu wstyd, za to co mu zrobił.
--No pewnie.
🌹
***
Trochę zaniedbałam tą książkę, bo zajęłam się inną XD następny rozdział będzie sporym skokiem w czasie, więc możecie mieć mały mind fuck.
Stay Alive |-/
12.05.2019
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro