Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[24. aka kiribaku and shinkami strange fantasy au shot]

— Wiecie... Im dłużej to trwa, tym częściej przyłapuję się na tym, że wiecie, możemy już... nie wrócić do domu — powiedział Kaminari, zaskakująco poważnie jak na niego. Jednak czemu się dziwić? Byli w tym świecie już od miesiąca i nie znaleźli żadnej możliwej drogi powrotnej. Nie mieli nawet jak skontaktować się z rodzinami, aby zapewnić, że nic im nie jest. Coś takiego każdego potrafi przybić.

— Hej, nie załamujmy się jeszcze — wtrącił Kirishima, klaszcząc, aby zwrócić ich uwagę. Uśmiechnął się. — Na pewno wrócimy do domu! Jesteśmy bohaterami, damy sobie radę! Jeszcze zobaczycie!

— Podziwiam twój entuzjazm, stary, ale tu wszystko jest przygnębiające — odparł. — Znaczy, no wiesz — zaczął gestykulować rękoma, aby pokazać, o co mu dokładnie chodzi – wszystko jest inne. Jakbyśmy cofnęli się do magicznego średniowiecza. Odstajemy od tutejszych ludzi.

— Spróbujmy spojrzeć na to i-

— Kirishima — przerwał mu Kaminari — to działało zanim to coś nas zaatakowało — przypomniał mu, wskazując palcem na bandaż na ramieniu czerwonowłosego. Wczorajszej nocy, kiedy mieli kłaść się spać, zjawił się stwór podobny do niedźwiedzia, jednak znacznie większego. Ucieczka niewiele dawała i wtedy Bakugou go zabił. Tak po prostu wysadził mu łeb mega potężnym wybuchem. Musieli jednak uciekać, zamim zejdą się mieszkańcy. Bakugou dalej miał pełno plam krwi na ubraniu.

Eijirou westchnął, siadając z powrotem na ziemi, z której podniósł się nie wiedząc kiedy. Popukał palcami o ziemię, niezadowolony, że nie może nic wskórać. Kaminari miał w końcu rację – początkowo to przeniesienie było zabawne. Bawili się, odkrywając nowy świat. Ale to było zanim odkryli mroczną stronę fantastycznej rzeczywistości – magię. Magię, która u nich była zwykłymi quirkami, a w tym świecie uważana była za przekleństwo. Zostaliby zabici, gdyby ktoś się dowiedział. Pewnie, mogliby się obronić, ale zabijanie niewinnych ludzi nie wchodziło w grę.

— Wróć do nas — mruknął do siebie pod nosem, podciągając nogi pod brodę i obejmując je ramionami. Przesunął wzrokiem najpierw po Denkim, który opierał się o ramię Hitoshiego, starającym nie ruszać ranną nogą; po samym Shinsou, który obejmował blondyna; i na końcu przeniósł spojrzenie na miejsce obok siebie, gdzie powinien siedzieć jego blondyn.

— Bakugou coś długo nie wraca — powiedział głośniej, aby przerwać ciszę. Trzask drewna w ognisku i odgłosy lasu wokół nie były czymś, czego chciałby teraz słuchać. Nie przepadał za tą ciszą, kiedy siedzili wokół ognia i nikt się nie odzywał. Częściowo przyzwyczaił się do tych dźwięków, ale dalej były obce. Tym bardziej, że gdzieś w lesie mogły czaić się kolejne potwory chcące ich zjeść.

— Mogło mu się nie poszczęścić — zasugerował Shinsou, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu. — Zwierzynę mógł spłoszyć wybuch.

— Ach, racja — zgodził się, ale to nijak nie zmniejszyło jego obaw o Katsukiego. W końcu chłopak mógł zapuścić się zbyt daleko od obozu i zgubić, choć do tej pory jego orientacja w terenie była praktycznie niezawodna... Kirishima wiedział, że jego chłopak jest silny, odważny i straszliwie męski, więc z pewnością poradziłby sobie z kolejnym atakiem, ale mimo to bał się. Nie powinienem go puszczać samego, pomyślał, wpatrując w ogień. Płomienie odbijały się w jego czerwonych oczach, tworząc iluzję, jakby to jego tęczówki posiadały niesamowite barwy. Zapatrzył się na ognisko, nie zwracając uwagi na Kaminariego, który teraz ułożył się na kolanach Shinsou i przysnął.

Katsuki wróci. Wróci. Tak, wróci. Na pewno wróci. Nie ma przecież innej możliwości, nie? Poradzi sobie. Nie zostawi nas. Nie może. Musimy razem wrócić do domu. Nie może być inaczej. Nie-

— Oi. — Usłyszał nagle za plecami i gwałtownie się odwrócił, ledwie dusząc okrzyk. Zaraz jednak uśmiechnął się szeroko do stojącego nad nim Bakugou. Nie miał już śladów krwi na twarzy, ale te pozostały na jego ubraniach. Jednak...

— Skąd to wziąłeś? — spytał, wpatrując w coś, co na pewno było gitarą, obecnie znajdującą w ręce blondyna. Ten wzruszył jedynie ramionami, siadając obok na ziemi i kładąc instrument na kolanach.

— A czy to ważne? — burknął. — Wiedziałem, że będziecie straszliwie markotni, jak wrócę, a żarcia nigdzie nie było, więc znalazłem to. Nienawidzę, jak macie tak zjebane humory.

— Tęskniłem — odpowiedział z uśmiechem Kirishima, przytulając do jego ramienia. Usłyszał prychnięcie, ale zaraz na jego głowie pojawiła się dłoń. Bakugou go nie głaskał. Rzadko kiedy w ogóle to robił. Zwykle po prostu obejmował Kirishimę albo kładł rękę na jego plecach, czy, tak jak teraz, na głowie. Byli ze sobą jeszcze dość krótko i głównie to było powodem braku umiejętności nawiązywania kontaktu fizycznego z własnej woli od strony Bakugou. Bo mimo że blondyn już na długo nim się zeszli, przytulał się, to jednak nigdy nie było to coś więcej. Po prostu przychodził, stając przed Eijirou i czekając, aż ten rozłoży ramiona albo kładł się obok, mruknięciami dając znać, czego oczekuje.

Kirishima uśmiechnął się na wspomnienie ostatniej nocy przed przeniesieniem. Spali wtedy razem w pokoju Katsukiego, a blondyn wtulał się w jego klatkę piersiową, splatając ich nogi i oddychając nieregularnie przez koszmar. Bo choć od porwania w pierwszej klasie minęło dużo czasu, Bakugou dalej nie potrafił o tym zapomnieć. Ale było coraz lepiej i to się liczyło.

To wydaje się tak odległe, pomyślał i westchnął smutno, zamykając oczy. Nie odpoczął jednak długo.

— Podnieś się — rozkazał mu Katsuki.

— Po co?

— Bo tak — warknął, chwytając mocniej gitarę i wtedy Ejirou domyślił się, co ten chce zrobić. Niechętnie podniósł się z ramienia Bakugou, który zaczął nastrajać gitarę. Wyglądała jak te z ich świata, ale już wcześniej zauważyli, że jest kilka rzeczy podobnych do tych, co w domu – jak chociażby język, powoli budujące się fabryki lub oberże, podobne do restauracji, z tą tylko różnicą, że budowane były z drewna. Ten świat był dziwny, ale nauczyli się ukrywać swoją niewiedzę.

I wtedy Bakugou zaczął śpiewać.

Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Choć nie jest łatwo iść przez świat.
Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Powrócę, czekaj na mnie tam.

Kirishima sapnął z wrażenia. To była ta piosenka, którą Katsuki słuchał po koszmarach. W jakiś sposób uspokajała go. Eijirou wiedział, że ten z pewno znał tekst na pamięć po takim czasie. Ale jeszcze nigdy nie słyszał, aby blondyn sam śpiewał ten utwór.

Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.
Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.

Woła mnie dom.
Daleko stąd.
Wiatr z moich bliskich stron.
Ciepło twoich rąk.

Wspominam to.
Ojcowski głos.
Los tak rozproszył nas.
Jak rozbitków sztorm.

Śpiewał powoli, w zupełnie innym rytmie niż w oryginale, dogrywając co kilka chwil akordy gitary. Nie potrafił więcej, ale nie musiał – to wystarczyło, aby Kirishima wpatrywał się w niego oniemiały. Co tu dużo mówić – Bakugou miał przepiękny głos. Gładki i niski. Rzadko śpiewał, ale jeśli tak się działo, słuchacze zamierali. Nikt nie miał zamiaru przerywać blondynowi. Każdy chciałby jak najdłużej słuchać tej zadziwiającej zmiany tonu, gdy na co dzień głos Katsukiego zwykle był ostry i lekko ochrypły.

Odys wracał dziesięć lat.
Mimo klątw, mimo fal.
Przed siebie, przed siebie.
Każdy swą Itakę ma.
Każdy szuka drogi tam.
Bądź pewien, bądź pewien.

Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Choć nie jest łatwo iść przez świat.
Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Powrócę, czekaj na mnie tam.

Przyśpieszył. W tym momencie obudził się Kaminari. Obserwował ich zaskoczony, nie wiedząc, co powiedzieć. Więc milczał, wsłuchując się w piosenkę z nieodgadnioną miną.

Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.
Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.

Oj daleko, tak daleko.
Daleko stąd.
Oj daleko, tak daleko.
Czeka mój dom.

Zaczął wchodzić w rytm oryginału i Kirishima pomyślał, że powinien nagrać kiedyś cover tej piosenki. Ze swoim głosem nadawał się idealnie i z pewnością podbiłby internet. Ale mimo to na twarzy Eijirou widniał smutny, nostalgiczny uśmiech. Przez tekst piosenki nie mógł się powstrzymać od myślenia o domu. Jednocześnie wezbrała w nim nadzieja i zaczął wyobrażać sobie, co zrobi, gdy już wrócą.

Zupełnie odrzucił inne możliwości.

Za chlebem w dal.
Tęskno i żal.
Dom, mój rodzinny dom.
W łanach złotych fal.

Na pamięć znam.
Układ tych gwiazd.
Gdy zamknę oczy, to jakbym stał tam.

Argonautów porwał świat.
Złote runo - żaden skarb.
Bez ciebie, bez ciebie.

Płomienie odbiły się w jego czerwonych oczach, gdy spojrzał na Kirishimę i uniósł kąciki ust. Eijirou wstrzymał oddech.

Stale czekasz, mamo, wiem.
Wypatrujesz w oknie mnie.
Wciąż idę przed siebie.

Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Choć nie jest łatwo iść przez świat.
Daleko stąd dom.
Ja w sercu mam go.
Powrócę, czekaj na mnie tam.

Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.
Daleko stąd dom.
O-o-oh.
O-o-o-o-o-o-oh.

Oj daleko, tak daleko.
Daleko stąd.
Oj daleko, tak daleko.
Czeka mój dom.

Kiedy wybrzmiał ostatni akord gitary, rzucił się na niego i przewrócił na plecy. Gitara wylądowała obok, jednak to się nie liczyło. Ważne było tylko ciepło warg Katsukiego i jego dłonie na plecach. Całowali się, kompletnie odrywając od świata. Kirishima nie zauważył nawet, kiedy siedział na kolanach chłopaka, zamiast na nim leżeć. Zatracił się w tych oczach i nie chciał odsunąć. Katsuki zmusił go do tego praktycznie siłą, pstrykając zaraz potem w czoło. Eijirou już miał się poskarżyć, ale wtedy zobaczył, że Bakugou się uśmiecha, a jego palce wykonują niewielkie ruchy na jego plecach.

Wyszczerzył się szeroko i objął go za szyję, nie mając zamiaru go puścić.

Katsuki go głaskał.

Teraz już na pewno wrócimy do domu, pomyślał, nie zdając sobie sprawy, że druga para robiła to samo, co oni przed chwilą.

Ta noc, choć źle się zaczęła, przyniosła nadzieję, której potrzebowali. Kto by pomyślał, że będzie to zasługą agresywnego blondyna, który zwykle wyśmiewał coś takiego?

Okay, so, idk co mam o tym myśleć, bo wymyśliłam to po usłyszeniu tej piosenki, so-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro