Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Myliłem się. Vegas naprawdę szybko pogodził się z tym, że został ojcem, Mały Venii ma już rok, zaczął już łazić.

Jechałem Akurat z Kinn'em do posiadłości Vegas z dokumentami dla niego, mógłbym mu to wysłać przez neta, ale po prostu brakuję mi spotykania się z ludźmi, przerasta mnie ta praca,  ja nie lubię tego wszystkiego, bycie Bodyguard'em było dużo lepsze.
Brakuje mi akcji, wkurza mnie, że Kinn każe ludzią mnie bronić, ja sam potrafię o siebie dbać, często kłócimy się o to...

Zaparkowałem pod domem Vegas i wyszedłem z samochodu z teczką, wszedłem do środka jak do siebie, od razu spojrzałem na Pete i Vegas

- co wy tacy dziwni? Ktoś umarł?- Kinn odezwał się, a Venii pokazał nam gips na ręku, oho... Zauważyłem mazaki na podłodze, Macau akurat rysował mu po gipsie... Wziąłem go do ręki i podpisałem go " Mini Vegas"

- jebne ci- Vegas zamarszył brwi, Pete zabrał małego do kuchni by przygotować coś do jedzenia... brakuje mi go w pracy, ale chyba bycie rodzicem mu odpowiada, ale wiem, że pomaga. Dokumenty Vegas czasem są dużo ładniej wypełnione.

Macau spojrzał na mnie i Kinn'a

- przyjechaliście sami?- zapytał i podrapał się po karku, wiem że romansuje z Porchay, nie przeszkadza mi to bo widzę, że mój brat jest w końcu naprawdę szczęśliwy, Kim nie zasługiwał na niego.

- tak bo twój chłopak uznał, że nie może cię się pokazać bo wysypało go na twarzy- powiedziałem

- głupi, przecież i tak zawsze jest ładny - od razu wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do niego.- głupi ty. - no debile
...ale słodkie debile, nie pamiętam kiedy ten mój debil był słodki lub romantyczny. Ostatnio jest dziwny.

W pewnym momencie nie chciało mi się już słuchać Ich i rozmów o handlu, wyszedłem z salonu i wszedłem do kuchni, Venii siedział sobie z Macau na blacie i patrzyli jak Pete gotuję, usiadłem koło nich, złapałem Venii za policzek

- mam nadzieję, że ci nie będą kiedyś tak dupy truć - zaśmiałem się, a Pete spojrzał na mnie- eh brakuję mi cię Pete.

- oj jak słodko - zaśmiał się i przytulił mnie- mi też trochę brakuje pracy, ale teraz to moja praca - pokazał na Macau i Venice

- ej ja już jestem prawię dorosły - zamarszył brwi

- prawie. I przypomnę ci to jak będziesz znów chciał bym cię przytulił bo masz zły humor - pogłaskał włosów Macau, a później Venii

Zjedliśmy z Nimi kolację i wróciliśmy do posiadłości, jakoś całą drogę nie rozmawialiśmy, nie wiem co robić, nie lubię gadać o tych sprawach, a Kinn tym bardziej nie chce nigdy gadać o problemach, dowiedzieć się coś od niego to naprawdę cud.
Wyszedłem z samochodu i w holu spotkaliśmy chłopaka... To ten chłopak z którym widziałem kiedyś Kinn'a, wtedy kiedy dowiedziałem się, że Kinn jest gejem. Jego były kochanek. Zmarszczyłem brwi, ale nie odzywałem się, chciałem zobaczyć co zrobi Kinn.

- dlaczego tu jesteś?- zapytał chyba zły?

- Kinn... Potrzebuje pomocy, pokłóciłem się z Kim'em...nie odbiera telefonu, nie wiem gdzie jest, myślałem, że go tu znajdę - ale suka, najpierw pieprzy się z Kinn'em teraz pyta o Kim'a.

- kurwa gdybym to chociaż ja wiedział gdzie jest ten debil- warknął, usłyszałem kaszlnięcie. Odwróciliśmy się, Porchay stał widocznie wkurwiony, nigdy chyba nie widziałem mojego brata w takim stanie

- ten tchórz jest w letniej rezydencji, możesz mu to przekazać wiem, że zaraz tam pojedziesz.- rzucił w niego torbą - powiedz mu by wsadził sobie to w dupę- Autentycznie jestem w szoku.
Ale ta suka naprawdę wziął te rzeczy i pojechał do niego.  Podeszłem do brata i przytuliłem go- ej Porsche jest okej... Mam teraz Macau, który naprawdę mnie kocha, a nie bawi się mną... - delikatnie się uśmiechnął.

Kim ma szczęście, że spierdolił z domu zanim go dorwałem bo by dostał kulkę w łeb.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałem w posiadłości odpoczywając spokojnie z tym debilem, wyjaśniliśmy sobie niektóre sprawy, dobra jestem nadal zazdrosny o niektórych, ale staram się to ukrywać. Eh głupie, ale boję się go stracić.

Nagle zaczął wydzwaniać telefon Kinn'a

- Arm? - zdziwiony odebrał - czekaj zwolnij nie rozumiem. Jak to Tankhun w szpitalu? Nie odzywa się od godziny? Nic a nic? Zaraz będę.- rozłączył się i spojrzał na mnie- do samochodu. Tankhun jest w szpitalu, nie wiem o chuj im chodzi nie zrozumiałem nic tak panikują.

Od razu złapałem za kluczyki i wręcz pobiegliśmy do samochodu, od razu ruszyłem do szpitala, wbiegłem tam bojąc się o Tankhun'a, siedział brudny i mokry na krześle... Usiadłem koło niego spojrzałem na niego, jego wzrok jest taki pusty, Kinn podszedł do niego i Tankhun od razu go przytulił, ale nadal milczał... Co się kurwa dzieje?! Tankhun nigdy nie milczy.

Nagle z sali wyszedł Top, widocznie zmęczony, Tankhun odsunąłem od siebie Kinn'a i wstał, podszedł do Lekarza

- spokojnie Tankhun. On żyje, uratowałeś mu życie - powiedział spokojnie i pogłaskał policzki Tankhun'a... Naprawdę go kocha, widać to w jego oczach. Tankhun z tego wszystkiego upadł na podłogę i pociągnął za sobą lekarza, przytulił go. Kucnąłem przy nich ciekawy

- kogo uratowałeś?- zapytałem, a on delikatnie się uśmiechnął

- znalazłem dziecko... był taki zimny... Bardzo płakał, ale już jest bezpieczny - zatkało mnie, aż usiadłem obok niego, byłem z niego dumny. Za razem było mi go żal, stres działa na niego naprawdę źle. Spojrzałem na Kinn'a, tylko odwrócił wzrok. On już wie.

Tankhun został w szpitalu mimo próśb by wracał z nami.
Za to Arm i Pol pojechali z nami po rzeczy dla niego by mógł się chociaż przebrać.
Tak szybko jak pojechali do szpitala tak szybko z niego wrócili, Arm złapał mnie za rękę i zabrał na bok.

- paniczu Tankhun oficjalnie dorósł - powiedział, a ja zdziwiony otworzyłem usta

- masz na myśli...- pokazałem mu gest" 👉👌"

- mhm... Wszedłem z Pol'em do gabinetu Top'a, mówił, że Tankhun niby śpi... Ale jego bielizna leżał na podłodze koło spodni Top'a. Nasz panicz naprawdę dorósł - poklepałem go po ramieniu

- i dobrze, Top naprawdę o niego dba- powiedziałem i ruszyłem do Kinn'a, wbiłem z buta do jego biura- Top i Tankhun są oficjalnie razem. - aż upuścił długopis

- zabiję tego doktorka.- warknął pod nosem

- oj Kinn... To dobrze, że trafił na kogoś kto go kocha... właśnie... Kinn te dziecko - nie wiem jak to nawet powiedzieć, kurwa czego ja się boję?

- już załatwiam mu sierociniec jak wyzdrowieje trafi tam, Tankhun pod żadnym pozorem nie dostanie dziecka pod swoją opiekę, zwłaszcza tutaj - był naprawdę poważny, przemilczałem jego zdanie... Tankhun źle to zniesie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro