3.
Myliłem się. Vegas naprawdę szybko pogodził się z tym, że został ojcem, Mały Venii ma już rok, zaczął już łazić.
Jechałem Akurat z Kinn'em do posiadłości Vegas z dokumentami dla niego, mógłbym mu to wysłać przez neta, ale po prostu brakuję mi spotykania się z ludźmi, przerasta mnie ta praca, ja nie lubię tego wszystkiego, bycie Bodyguard'em było dużo lepsze.
Brakuje mi akcji, wkurza mnie, że Kinn każe ludzią mnie bronić, ja sam potrafię o siebie dbać, często kłócimy się o to...
Zaparkowałem pod domem Vegas i wyszedłem z samochodu z teczką, wszedłem do środka jak do siebie, od razu spojrzałem na Pete i Vegas
- co wy tacy dziwni? Ktoś umarł?- Kinn odezwał się, a Venii pokazał nam gips na ręku, oho... Zauważyłem mazaki na podłodze, Macau akurat rysował mu po gipsie... Wziąłem go do ręki i podpisałem go " Mini Vegas"
- jebne ci- Vegas zamarszył brwi, Pete zabrał małego do kuchni by przygotować coś do jedzenia... brakuje mi go w pracy, ale chyba bycie rodzicem mu odpowiada, ale wiem, że pomaga. Dokumenty Vegas czasem są dużo ładniej wypełnione.
Macau spojrzał na mnie i Kinn'a
- przyjechaliście sami?- zapytał i podrapał się po karku, wiem że romansuje z Porchay, nie przeszkadza mi to bo widzę, że mój brat jest w końcu naprawdę szczęśliwy, Kim nie zasługiwał na niego.
- tak bo twój chłopak uznał, że nie może cię się pokazać bo wysypało go na twarzy- powiedziałem
- głupi, przecież i tak zawsze jest ładny - od razu wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do niego.- głupi ty. - no debile
...ale słodkie debile, nie pamiętam kiedy ten mój debil był słodki lub romantyczny. Ostatnio jest dziwny.
W pewnym momencie nie chciało mi się już słuchać Ich i rozmów o handlu, wyszedłem z salonu i wszedłem do kuchni, Venii siedział sobie z Macau na blacie i patrzyli jak Pete gotuję, usiadłem koło nich, złapałem Venii za policzek
- mam nadzieję, że ci nie będą kiedyś tak dupy truć - zaśmiałem się, a Pete spojrzał na mnie- eh brakuję mi cię Pete.
- oj jak słodko - zaśmiał się i przytulił mnie- mi też trochę brakuje pracy, ale teraz to moja praca - pokazał na Macau i Venice
- ej ja już jestem prawię dorosły - zamarszył brwi
- prawie. I przypomnę ci to jak będziesz znów chciał bym cię przytulił bo masz zły humor - pogłaskał włosów Macau, a później Venii
Zjedliśmy z Nimi kolację i wróciliśmy do posiadłości, jakoś całą drogę nie rozmawialiśmy, nie wiem co robić, nie lubię gadać o tych sprawach, a Kinn tym bardziej nie chce nigdy gadać o problemach, dowiedzieć się coś od niego to naprawdę cud.
Wyszedłem z samochodu i w holu spotkaliśmy chłopaka... To ten chłopak z którym widziałem kiedyś Kinn'a, wtedy kiedy dowiedziałem się, że Kinn jest gejem. Jego były kochanek. Zmarszczyłem brwi, ale nie odzywałem się, chciałem zobaczyć co zrobi Kinn.
- dlaczego tu jesteś?- zapytał chyba zły?
- Kinn... Potrzebuje pomocy, pokłóciłem się z Kim'em...nie odbiera telefonu, nie wiem gdzie jest, myślałem, że go tu znajdę - ale suka, najpierw pieprzy się z Kinn'em teraz pyta o Kim'a.
- kurwa gdybym to chociaż ja wiedział gdzie jest ten debil- warknął, usłyszałem kaszlnięcie. Odwróciliśmy się, Porchay stał widocznie wkurwiony, nigdy chyba nie widziałem mojego brata w takim stanie
- ten tchórz jest w letniej rezydencji, możesz mu to przekazać wiem, że zaraz tam pojedziesz.- rzucił w niego torbą - powiedz mu by wsadził sobie to w dupę- Autentycznie jestem w szoku.
Ale ta suka naprawdę wziął te rzeczy i pojechał do niego. Podeszłem do brata i przytuliłem go- ej Porsche jest okej... Mam teraz Macau, który naprawdę mnie kocha, a nie bawi się mną... - delikatnie się uśmiechnął.
Kim ma szczęście, że spierdolił z domu zanim go dorwałem bo by dostał kulkę w łeb.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziałem w posiadłości odpoczywając spokojnie z tym debilem, wyjaśniliśmy sobie niektóre sprawy, dobra jestem nadal zazdrosny o niektórych, ale staram się to ukrywać. Eh głupie, ale boję się go stracić.
Nagle zaczął wydzwaniać telefon Kinn'a
- Arm? - zdziwiony odebrał - czekaj zwolnij nie rozumiem. Jak to Tankhun w szpitalu? Nie odzywa się od godziny? Nic a nic? Zaraz będę.- rozłączył się i spojrzał na mnie- do samochodu. Tankhun jest w szpitalu, nie wiem o chuj im chodzi nie zrozumiałem nic tak panikują.
Od razu złapałem za kluczyki i wręcz pobiegliśmy do samochodu, od razu ruszyłem do szpitala, wbiegłem tam bojąc się o Tankhun'a, siedział brudny i mokry na krześle... Usiadłem koło niego spojrzałem na niego, jego wzrok jest taki pusty, Kinn podszedł do niego i Tankhun od razu go przytulił, ale nadal milczał... Co się kurwa dzieje?! Tankhun nigdy nie milczy.
Nagle z sali wyszedł Top, widocznie zmęczony, Tankhun odsunąłem od siebie Kinn'a i wstał, podszedł do Lekarza
- spokojnie Tankhun. On żyje, uratowałeś mu życie - powiedział spokojnie i pogłaskał policzki Tankhun'a... Naprawdę go kocha, widać to w jego oczach. Tankhun z tego wszystkiego upadł na podłogę i pociągnął za sobą lekarza, przytulił go. Kucnąłem przy nich ciekawy
- kogo uratowałeś?- zapytałem, a on delikatnie się uśmiechnął
- znalazłem dziecko... był taki zimny... Bardzo płakał, ale już jest bezpieczny - zatkało mnie, aż usiadłem obok niego, byłem z niego dumny. Za razem było mi go żal, stres działa na niego naprawdę źle. Spojrzałem na Kinn'a, tylko odwrócił wzrok. On już wie.
Tankhun został w szpitalu mimo próśb by wracał z nami.
Za to Arm i Pol pojechali z nami po rzeczy dla niego by mógł się chociaż przebrać.
Tak szybko jak pojechali do szpitala tak szybko z niego wrócili, Arm złapał mnie za rękę i zabrał na bok.
- paniczu Tankhun oficjalnie dorósł - powiedział, a ja zdziwiony otworzyłem usta
- masz na myśli...- pokazałem mu gest" 👉👌"
- mhm... Wszedłem z Pol'em do gabinetu Top'a, mówił, że Tankhun niby śpi... Ale jego bielizna leżał na podłodze koło spodni Top'a. Nasz panicz naprawdę dorósł - poklepałem go po ramieniu
- i dobrze, Top naprawdę o niego dba- powiedziałem i ruszyłem do Kinn'a, wbiłem z buta do jego biura- Top i Tankhun są oficjalnie razem. - aż upuścił długopis
- zabiję tego doktorka.- warknął pod nosem
- oj Kinn... To dobrze, że trafił na kogoś kto go kocha... właśnie... Kinn te dziecko - nie wiem jak to nawet powiedzieć, kurwa czego ja się boję?
- już załatwiam mu sierociniec jak wyzdrowieje trafi tam, Tankhun pod żadnym pozorem nie dostanie dziecka pod swoją opiekę, zwłaszcza tutaj - był naprawdę poważny, przemilczałem jego zdanie... Tankhun źle to zniesie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro