Rozdział 22
Długo nie trwało, nim Jeong-guk wstał z kolan. Usta miał nabrzmiałe i zaczerwienione, a Tae-hyung patrzył mu w oczy mętnym od spełnienia spojrzeniem. Za to te Jeong-guka było pełne żądzy.
— G-guk — dyszał Tae-hyung jak po biegu i zemdlony jednocześnie. — Nie patrz tak na mnie, ja tak nie potrafię.
Jeong-guk uśmiechnął się chytrze.
— Oczywiście, że potrafisz — przekonywał. — Może nie dokładnie tak samo, ale... — urwał i obejrzał się za siebie, jakby czegoś szukał.
Objął Tae-hyunga w pasie i szarpnął. Poprowadził do łóżka. Pchnął do na pościel i wspiął się na niego, zawisając nad nim na czterech. Tae-hyung leżał jak sparaliżowany. Jeong-guk pocałował go w usta, a potem odepchnął się i klęknął, przysiadając na piętach. Pogładził Tae-hyunga po torsie obiema rękami.
— Jesteś piękny Tae — szeptał czule i chłonął go wzrokiem.
Rozwiązał wyraźnie nabrzmiałe spodnie i złapał Tae-hyunga za rękę. Poprowadził ją w dół swojego brzucha. Jego palcami objął swoją erekcję i stęknął głośno.
— Tae-hyung — wymówił jego imię z rozkoszą i poruszył jego dłonią kilka razy posuwiście, odchylając głowę do tyłu. — Tae, teraz ty zajmij się mną, proszę.
Puścił jego rękę. Tae-hyung był onieśmielony lekkością i otwartością G-guka w wyrażeniu tego, czego chciał. Zastygł w bezruchu, trzymając w ręku jego gorącą, pulsującą i twardą erekcję, a ten powoli przechylił głowę z powrotem i spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek. Jego obnażone ciało przyciągało wzrok jak magnes. Wyraźnie zarysowane mięśnie na klatce piersiowej były napięte i prosiły o dotyk. Grzywka opadała mu na czarne niczym odmęty piekieł oczy, a półmrok komnaty dopełniał okazałości tego widoku i potęgował doznania. G-guk wyglądał jak diabeł. Półnagi. Wyuzdany. Grzeszny i kuszący.
— Tae... — wyszeptał upominająco i przełknął ciężko.
Tae-hyung poczuł, jak ogarnia go odwaga wymieszana z pożądaniem. Chciał dać G-gukowi to, co przed chwilą sam otrzymał, ale też coś jeszcze.
— G-guk, pragnę cię — wyszeptał i uniósł plecy.
Sięgnął ustami po jego usta, a dłonią zaczął powolny masaż. Jeong-guk stęknął głośno.
— Mocniej. Zrób to mocniej — wyjęczał, a Tae-hyung ścisnął jego erekcję bardziej. — O tak — zasyczał i znów odchylił głowę do tyłu.
Niosła go fala rozkoszy. Nie kontrolował siebie. Chyba nawet nie chciał.
Tae-hyung chwilę go obserwował. Podobał mu się ten widok, bo wiedział, że jest jego powodem. Spłynął ustami po jego szyi, a palcami drugiej ręki dotykał i pieścił jego twarde ciało. Pożądanie samo go prowadziło. Nie był taki całkiem niewinny. Znał mapę własnego ciała, a przecież G-guk niczym się od niego nie różnił. Podobało mu się to, jaką miał władzę nad jego doznaniami i to, co sam czuł. To go napędzało, a satysfakcja Jeong-guka była niezbitym dowodem, że robi to we właściwy sposób i taki, jakiego G-guk od niego oczekiwał. Sięgnął i znów złapał go za kark. Przywołał jego usta znów do siebie. Pocałował. Zachłannie. Zaborczo. Jeong-gukowi spięło się ciało. Objął go za policzki i popatrzył w oczy. Tae-hyung wiedział, co to znaczy. Spełnienie było blisko. Usta Jeong-guka nabrzmiewały z każdą sekundą i uchylały się niemo, gdy Tae-hyung pracował dłonią coraz szybciej.
— Jesteś cudowny — stęknął Jeong-guk drżącym spazmatycznie głosem i zapulsował Tae-hyungowi w dłoni.
Zastygł, zdławiony spełnieniem, wciąż patrząc mu w oczy.
Tae-hyung zobaczył w nich rozładowującą się energię, niczym ciemne niebo rozbłyskujące tysiącem gwiazd. W głowie słyszał jego śmiech. Na ustach czuł smak jego skóry. A całym sobą...
Ciepło.
Bliskość.
Szczęście.
Yyyy no to tyle ^^
Do nastęnego!
Sev.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro