Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział trzydziesty trzeci; Może zatańczymy?

– Mam pełny brzuszek – mruknąłem rozleniwionym tonem głosu, gdy z Harrym wracaliśmy już jego samochodem z restauracji, kierując się do domu Stylesów. – Gdybym nie miał w miarę umięśnionego brzucha, byłbym w wyraźnej ciąży spożywczej.

– Byłbyś uroczym ciążowym chłopcem – zagruchał, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że wpakowałem swoje stopy na jego uda. Miałem już dość szpilek i musiałem trochę odpocząć, w dodatku czułem się przejedzony.

– Nic nie mów – sapnąłem, zerkając na chłopaka spode łba. – Wyglądałbym jak słoń, a i tak wiele wysiłku kosztowało mnie, by mieć w miarę dobrą sylwetkę jaką dał mi właśnie taniec.

– Zdecydowanie za mało dla mnie tańczysz – uznał. – Powinieneś to nadrobić. Zwłaszcza, gdy jesteśmy sami, w sypialni.

– Pewnego razu spróbuję stworzyć coś specjalnie dla ciebie – pomimo piekących policzków zachowałem normalny ton głosu, wewnątrz siebie będąc naprawdę podekscytowanym faktem, iż mam chłopaka, któremu tak bardzo się podobam. – Dzisiaj będziemy mieć dużo czasu – westchnąłem błogo, czując się nagle dosyć osowiale.

– I to bez Gemmy w domu – poruszył przy tym figlarnie brwiami, łaskocząc subtelnie moją prawą łydkę, gdy skręcił w odpowiednią uliczkę. Ujrzałem już z niewielkiej odległości spory dom Stylesów, który nawet po takim czasie robił na mnie duże wrażenie.

Dojechaliśmy na miejsce i chwilę zajęło mi zebranie swoich rzeczy i ciała z pachnącego siedzenia. Rozleniwiłem się i trochę zmęczyłem dzisiejszymi wrażeniami, ponieważ bądź co bądź, ten dzień był cholernie długi i chociaż wieczór wciąż trwał, marzyłem o ciepłej pościeli.
Równocześnie także, przez tak miło spędzony czas z chłopakiem, którego kocham, to sprawiło, że chwilę myślałem naprawdę głęboko nad pewną rzeczą. Mianowicie była to piosenka, którą napisałem jak i skomponowałem do niej melodię jakiś czas temu, jednak krępowałem się przed przedstawieniem jej komukolwiek. Tekst był dla mnie bardzo intymny i skierowany do tej jednej, konkretnej osoby.

Harry zasługiwał, by dowiedzieć się, co czułem głęboko w swoim sercu, czego nie byłbym w stanie powiedzieć, natomiast śpiewanie szło mi dużo łatwiej.

– Hej, żyjesz? – wzdrygnąłem się, gdy z tych rozmyślań wyciągnął mnie Harry, który jak się okazało już zdążył opuścić auto i otworzył mi drzwi, aby w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. – Mogę cię tu zostawić jak chcesz, ale sądzę, że łóżko jest jednak wygodniejsze.

– W porządku – uśmiechnąłem się delikatnie, gdy wystawił dłoń w moim kierunku. Cały czas utrzymywałem pod nosem maślany uśmiech, widząc, że on również to robi. Stanęliśmy w końcu pod drzwiami. Harry szukał w mojej torebce klucza, zgrabnie go wyciągając i otwierając mieszkanie. – Zaplanowałeś coś dla nas? – zapytałem, rozglądając się po wnętrzu, chociaż ostatnio bywałem tu naprawdę często, dlatego wszystkie pomieszczenia były mi obeznane. Oswoiłem się nawet z dużą ilością wolnej przestrzeni w korytarzu i rozmiarem pokoi. Postanowiłem nawet, że pewnego dnia powinienem skorzystać z domowej siłowni, którą Harry tutaj urządził. W moim pokoju zawsze brakowało miejsca, aby zrobić porządne ćwiczenia.

– Myślałem o zwykłym leżeniu na łóżku i przytulaniu się, oglądając coś na Netflixie... – mruknął, ściągając od razu buty, a następnie płaszcz.

– Już ja wiem, co ty masz na myśli przez relaksowania się z Netflixem – ścisnąłem jego nos między palcem wskazującym a środkowym. – Zboczeniec mój.

– Gemma wraca rano, więc nie możemy zostawić wszędzie chusteczek z naszymi glutami. To jej słowa, tak w ogóle – chwycił moją dłoń, z jakże finezją całując ją w grzbiet. Przewróciłem oczami na jego głupstwa, przy jego pomocy pozbywając się wierzchniego okrycia. – Nie musisz nawet martwić się o jakieś ubrania, bo został tu twój dresowy komplet i jakaś bielizna.

– Mam zostać na noc? – zapytałem go, unosząc przy tym delikatnie brew do góry, gdy weszliśmy już wgłąb domu.

– Myślałem, że to oczywiste, słońce.

– Cholera. Nie powiedziałem rodzicom. Muszę napisać im teraz, że mnie zbałamuciłeś i zmusiłeś do zostania tutaj – udałem panikę, wyciągając komórkę.

– Zrób to, wpadnij do kuchni i weź lampkę wina z lodówki... i może jakieś kieliszki. Połapiesz się gdzie co jest. Ja w tym czasie przyszykuje dla nas romantyczną atmosferę w sypialni – ostatnie słowa wręcz wyćwierkał, obejmując mnie od tyłu, ale złapał tylko moje pośladki na krótką chwilę, znikając, gdy wspiął się na schody krocząc kaczkowatym chodem w wyznaczonym sobie kierunku, którym był jego pokój. Przegryzłem dolną wargę w zamyśleniu. Przecież jeszcze do nie dawna tylko ja siłowałem się na bardziej romantyczne gesty, a teraz wydaję mi się, że Harry jest tak samo na nie wrażliwy. Chciałem, by ten etap naszego związku kolosalnie przypominający film, trwał jak najdłużej. Najlepiej, aby nigdy się nie kończył.

Powędrowałem do kuchni, w tym samym czasie wysyłając wiadomość. I tak sądzę, że rodzice sami przewidzieli, iż po tak upojnej randce skończy się ona w mieszkaniu tego drugiego.

Podczas brania ze sobą alkoholu razem z kieliszkami dla naszej dwójki, rozmyślałem na temat swoich rodziców. A konkretnie, jakie tak naprawdę mieli oni podejście do tego, że byłem z Harrym tak krótko, a już zachowywaliśmy się bardzo intymnie (nie musiałem im o tym mówić, sami się raczej domyślili jak to wygląda za zamkniętymi drzwiami). Evelyn raczej przymykałaby na to oko, jednak wiedziałem, że tacie nie leży to zbytnio i wolałby, abym w dalszym ciągu siedział w domu z Harrym pod jego czujnym spojrzeniem.

Musiał powoli oswoić się z tym, że chcąc czy nie chcąc jestem już dorosły i nie będę dłużej przez niego pilnowany, przynajmniej nie tak, jakby tego chciał. Wolałem, aby skupił się na moim rodzeństwie. Zwłaszcza na Lottie, która jako będąca po środku miała chyba najgorzej. Mimowolnie rodzice zwracają najwięcej uwagi na najstarsze dziecko i najmłodsze, a Charlotte gdzieś gubiła się pomiędzy. Musiałem uświadomić tatę, aby poświęcał jej więcej czasu, żeby nie czuła się odrzucona lub chociażby zepchnięta na drugi tor. Wiadomo, maluchy potrzebują najwięcej fizycznej uwagi, ale szesnastoletnia dziewczyna również powinna wiedzieć, że ma wsparcie u swoich rodziców. Sam w jej wieku przechodziłem głupi bunt dojrzewania i wydawało mi się, że cały świat powinien dla mnie stanąć na głowie - Lottie jest trochę inna. Ona w ogóle nie upomina się o czyjąś uwagę, ale zwyczajnie wiem, że jej potrzebuje jak każdy pragnący trochę bliskości człowiek.

Zamrugałem kilkukrotnie kierując się na bosych stopach w stronę sypialni. Zahaczyłem już o próg i na mojej twarzy wymalował się miękki uśmiech, kiedy słyszałem przyjemną melodię brzmiącą w przyciemnionym pokoju, świece rozstawione wokół i nawet płatki róż na białej pościeli. Nie mogło być bardziej idealnie.

– Wiedziałem, że sobie poradzisz – uśmiechnął się na mój widok chłopak, który w trakcie mojej nieobecności zdążył nawet przebrać elegancką koszulkę na zwykłą bluzkę. Obserwowałem jak materiał opinał się na jego wyrzeźbionym torsie.

– Kocham cię – powiedziałem mu rozpromieniony, niemal podlatując do niego, a następnie całując czule.

Uważałem na przedmioty w moich dłoniach, a Harry również wydawał się o tym pamiętać. Odsunął twarz, odbierając je ode mnie i ułożył na niskiej komodzie, która stała tuż przy jego biodrze, obok łóżka.

Położył dłonie na moich bokach, zerkając na mnie z intrygą.

– Może zatańczymy? – zmrużył oczy w ten swój sposób.

– Z przyjemnością – odparłem, od razu oplatając jego kark dłońmi, przytulając się do jego ciepłej sylwetki. Czułem jak jego ramiona oplotły mnie, a następnie wprawił nasze ciała w delikatne kołysanie, zupełnie jakbyśmy znajdowali się na prawdziwym parkiecie.

Nie potrzebowaliśmy ekscentrycznych ruchów, dudniącej pieśni i niewiadomo jak wyjątkowych kreacji. Wystarczyło nam uczucie, które silnie grzęzło między nami i żaden z nas nie chciał, aby to się zmieniło. Mogliśmy jedynie je kształtować i traktować jak mały, tlący się płomyczek, któremu nie powinniśmy pozwolić zgasnąć. Wystarczyło przyjemne ciepło i nasza bliskość, bose stopy plątajace się na podłodze, dłonie muskające się o siebie, dotyk na ciałach i lekkie przygarbienie Harry'ego.

– Dziękuję, że dałeś mi szansę – usłyszałem nagle jego głos przy swoich plecach, tam, gdzie opierał swoją brodę – i dajesz mi nowe szanse za każdym razem, gdy zachowam się nieodpowiednio.

– A ja dziękuję ci... – urwałem nim odpowiednie słowa nie pojawiły się w moim gardle, w którym także bardzo szybko utknęły. To właśnie był mój odwieczny problem. Nie umiałem tak po prostu powiedzieć to co miałem na myśli. – Nie wiem jak to ująć w słowa...

– Nie musisz nic mówić – czułem, jak się uśmiechnął.

– Ale chciałbym... – byłem uparty, ponieważ na niczym tak mi nie zależało jak na tym, aby Harry wiedział, że jest dla mnie najważniejszy. – Właściwie od dnia twojej ucieczki zacząłem pisać pewną piosenkę i możesz się tylko domyśleć jak intymna jest skoro tworzyłem ją tyle czasu i myślę- myślę, że jest gotowa, a ja- ja mógłbym ją... przedstawić.

Widziałem jak z każdym moim kolejnym słowem oczy Harry'ego znacznie się powiększały oraz zyskiwały coraz to więcej blasku. Jego usta były rozchylone, gdy ujął moje dłonie w swoje, ciągnąc w stronę łóżka, na którym usiedliśmy.

– M-mówisz serio?

– Myślę, że inaczej mogę nie znaleźć sposobu na przekazanie ci wszystkich uczuć – przygryzłem dolną wargę, kiedy Harry usiadł wśród poduszek, opierając się o ramę łóżka, a moje nogi wciągnął sobie za plecy, sprawiając, że nasze krocza się o siebie otarły.

Przytuliłem się do niego, palce lokując w gęstych puklach.

– W takim razie... Zacznij, kiedy tylko będziesz chciał. – Jego głos był bardzo spokojny i stonowany. Doskonale rozumiał, jak wiele mnie to wszystko kosztowało.

W końcu nabrałem kilka głębokich oddechów, gdy pierwsze słowa opuściły moje wargi.

– Nothing wakes you up like waking up alone and all that's left of us is a cupboard full of clothes. The day you walked away and took the higher ground... was the day that I became the man that I am now...

Mój głos nie był tak czysty i melodyjny jakbym tego oczekiwał, a niepewność była właściwie bardzo usłyszalna; piosenka brzmiała jak nucenie, ale najważniejsze były jej słowa, które posiadały taką samą wartość jak gdybym wyśpiewał je bez drżenia głosu. Przymknąłem powieki, śpiewając kolejne wersy, czując dłonie na swoich chuderlawych kolanach.

– But these high walls, they came up short. Now I stand taller than them all. These high walls never broke my soul, and I... I watched them all come falling down. I watched them all come falling down for you... For you

Moje oczy cały czas pozostawały zamknięte, ponieważ oprócz faktu, że byłem niepewny mojego głosu podczas śpiewania, nie byłem pewny jak chłopak może zareagować na to... intensywne wyznanie.

– Nothing makes you hurt like hurtin' who you love and no amount of words will ever be enough. I looked you in the eyes, saw that I was lost.
For every question "why", you were my "because".

Z ostatniej linijki drugiej zwrotki byłem najbardziej zadowolony. Sądzę, iż najlepiej opisywała to  jak bezwarunkowa była moja miłość do Harry'ego.

Mimo naszych wad, niepowodzeń, nieporozumień i cierpienia, potrafiłem zmusić się do przezwyciężenia tych wszystkich niegodziwości i mógłbym zrzucić na siebie ciężar, który dzierżył Harry, a właściwie w pewnym sensie tak się stało. Ale ta piosenka miała pokazać, że jestem gotowy na nowy, lepszy start.

Dlatego te wszystkie emocje dodały mi nieco pewności siebie, gdy śpiewałem kolejny wers, rozchylając powieki, skupiając się na tatuażu Harry'ego, znajdującego się na jego wysokości piersi.

– Nothing wakes you up like waking up alone... – powtórzyłem linijkę, którą też zacząłem piosenkę, nie będąc w stanie już powstrzymywać emocji, które dały o sobie mocno znać przy ostatnich słowach. Przełknąłem ciężko ślinę, równocześnie też szybko mrugając nim odważyłem się spojrzeć brunetowi w oczy.

Kiedy to zrobiłem nasze twarze okazały się być bliżej siebie niż wtedy, gdy przygarbiony zawieszałem głowę jednocześnie chcąc, by każdy dźwięk i pojedyncze słowo trafiło do Harry'ego. Nie sądziłem również, że ujrzę jego oczy w tak... czystej odsłonie. Pierwszy raz byłem pewien, że tkwi w nich prawdziwe szczęście,  uwielbienie i miłość. Zieleń nie była już przyćmiona przez inne skrajności i teraz, irracjonalnie, tęczówki rozjaśniły się jak prawdziwy szafir.

– Kocham cię bardziej niż wszystko – wyznał i nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, on już praktycznie zmiażdżył moje usta swoimi w pełnym wybuchowych emocji pocałunku, przez który westchnąłem głośno. Zwłaszcza, że wylądowaliśmy na materacu. Wtedy też objąłem go mocno ramionami.

– Kocham cię, Harry – uśmiechnąłem się, po oderwaniu ust od chłopaka. – Zrobiłbym dla ciebie wszystko, i zrobię! Chcę, żebyś niedługo ty również poczuł wyzwolenie i mógł powiedzieć, że jesteś ponad to – spojrzałem głęboko w jego oczy, plącząc się w sukience.

– Jesteś cudowny – wyznał, patrząc mi w oczy, nim nie przylgnął wargami do rozgrzanej skóry na mojej szyi. – Jesteś najlepszym, co mnie kiedykolwiek spotkało i nigdy nie będę w stanie okazać tego, jak bardzo jestem wdzięczny temu, że pojawiłeś się w moim życiu – kontynuował swą wypowiedź, dłońmi ściskając skórę moich ud oraz bioder pod lekko podwiniętą sukienką. – Chcę ci to pokazać...

– Ja też – uśmiechnąłem się chytrze, wiedząc, że czeka długa noc.

I nie pomyliłem się, kiedy o pierwszej upijaliśmy wino, dyskutując na wszystkie tematy.

Słowa nie były aż tak ważne, nawet jeśli Harry miał z nimi problem. Widziałem, że starał się przekazać wiele uczuć poprzez nasz seks. Później sam nazwał tę rzecz kochaniem się.

Byłem pewien, że naprawdę mnie kocha bardziej niż kiedykolwiek, gdy myśląc, że śpię zaczął przebiegać dłonią po moich włosach i nie mógł powstrzymywać się od kilku pocałunków na mojej łopatce lub ramieniu, będąc również niesłychanie delikatnym, ponieważ uważał, aby mnie nie zbudzić. To oznaczało dla mnie więcej niż słowa. Wiedziałem, że niebawem oboje nauczymy się przekazywać uczucia również w ten werbalny sposób, ale na ten moment było idealnie.

Zasnąłem, wyczuwając na swoim karku wyrównany oddech.








Koniec.












Żartuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro