rozdział trzeci; Naprawdę wyglądam na takiego?
Nadszedł piątek. Wszystko szło zgodnie z moim planem. Zajęcia minęły w przyjemnej dla mnie atmosferze i w towarzystwie Zoe, która cały czas brzęczała mi nad uchem, opowiadając o wszystkimi, co dowiedziała się od Avril, dziewczyny, z którą umówiła się na sobotnie wyjście do kina. Ta laska zmieniała swoje zaainteresowania co chwilę, ale to w porządku, to cała Zoe. Ciągle zmieniała o kimś zdanie, podobał jej się non stop ktoś inny i zacząłem w pewnym momencie zastanawiać się, jak to działa, że w jej oko niemalże kilka razy w tygodniu wpada inna dziewczyna, a ja zauroczyłem się pierwszy raz w całym swoim życiu i ten sam chłopak chodził mi po głowie już tych kilka dni.
– Dzisiaj idziesz z Harrym na korki, prawda? – upewniła się, siedząc na ławce obok, gdy przebierałem się po treningu w opustoszałej, męskiej szatni.
– Tak... – przygryzłem wargę, na krótką chwilę odpływając myślami w szmaragdowe oczy.
– Nie zapomnijcie o gumkach, pedały – uszczypała zaczepnie mój policzek.
– Jesteś nieznośna – przewróciłem na nią oczami. Wszystkie dziewczyny już od razu po treningu przebrały się i wręcz uciekły ze szkoły zapewne mając cały weekend zapełniony planami. Specjalnie ja i Zoe poczekaliśmy aż zostaniemy sami, by się przebrać bez podglądliwych spojrzeń. – To, że ty lubisz kilka razy w tygodniu umawiać się na jednorazowy seks, nie znaczy, że ja również mam to w intencjach.
– Och, nie bądź już taki uszczypliwy – uścisnęła mój nos między palcem wskazującym, a środkowym na co skrzywiłem się mimowolnie.
– Przestań mi deformować twarz – uderzyłem jej dłoń. Położyłem stopę na niskiej ławce, aby związać sznurówki butów.
– Boję się, że w ogóle nie będę mógł skupić się na matmie, a mimo wszystko jednak wolałbym się czegoś nauczyć – przyznałem, garbiąc się niewygodnie.
– Gdzie będzie ci dawał korepetycje?
– W bibliotece.
Podciągnąłem swoje podkolanówki, następnie poprawiając białe trampki na wysokiej podeszwie. Tego dnia ubrałem się właśnie w ten sposób, zakładając też t-shirt w kolorze butów z dużym motywem hello kity. Do tego dobrałem dosyć bufiaste jeansy, które zaciśnięte paskiem na biodrach mocno uwydatniały kształt wcięcia w tali. Wyciągnąłem z torby dezydorant, żeby odświeżyć swój zapach.
– Wyglądam chyba dobrze... Na pewno nie śmierdzę, z ust pachnie mi miętą. Co mogę jeszcze zrobić? – przeglądałem się w wyświetlaczu swojego telefonu.
– Ogoliłeś nogi? – zapytała, nie czekając jednak na moją odpowiedź, nachyliła się blisko mojej myśli.
– Od dwóch dni nie.
– To nie fair, ja już po dwóch dniach drapię – prychnęła, lekko przy tym wydymając dolną wargę, co skomentowałem śmiechem. Nadszedł moment, w którym mieliśmy się rozdzielić. – Pisz później jak poszło – cmoknęła prędko mój policzek, co było bardzo miłym gestem na pożegnanie się. Puściłem jej oczko z całkowicie frywolnym nadgarstkiem machając w jej kierunku, gdy zaczęła się oddalać.
– Wzajemnie! Koniecznie szczegółowo – przegryzłem dolną wargę, ostatecznie odwracając się w przeciwną stronę, tam, gdzie korytarz rozgałęział się. Oczywiście ruszyłem w kierunku biblioteki, wówczas wyciągając z kieszeni spódniczki przezroczysty błyszczyk i postanowiłem ostatni raz poprawić swoje usta. Kiedy znalazłem się przed właściwymi drzwiami nie wiedziałem, czy Harry jest już w środku, więc wszedłem tam bez żadnego spięcia. Postanowiłem, że tym razem zrobię jeszcze lepsze wrażenie, niż wcześniej.
Po rozejrzeniu się w cichym, stosunkowo pustym pomieszaniu, dostrzegłem Stylesa na samym końcu, przeglądającego coś na telefonie. Uniosłem od razu na jego widok brodę do góry, prostując się w ten sposób i z uśmiechem zacząłem kroczyć w jego kierunku, witając się z nim cicho. – Cześć, panie profesorze.
– Cześć, dziewczynko – uniósł kąciki ust niby od niechcenia. Przed tym, gdy odsunąłem krzesło obok, położyłem swoją torbę na blacie, stopą przysuwając siedzenie bliżej Harry'ego. Dotknąłem czubkiem języka swoich jedynek, w końcu wygodnie się rozsiadając. – Gotowy? – zagadnął, podsuwając bliżej mnie wcześniej odłożony przez niego na bok podręcznik, długopis oraz brudnopis.
– Kurwa, a miałem jednak nadzieję, że zapomnisz, po co tutaj przyszedłeś – zażartowałem, zerkając na niego przy tym spod rzęs.
Harry nie skomentował mojego niewyparzonego języka, wpatrzony w książkę. Chciałem, by zwrócił na mnie większą uwagę... W końcu tak bardzo się o to starałem, dbając tego dnia szczególnie o swój wygląd!
– Jak to możliwe, że nie spotkaliśmy się w ciągu dnia?
– Zapewne przez to, że mamy zupełnie inne plany lekcji i się po prostu mijamy – chłopak wzruszył ramionami, kartkując przez moment książkę od matematyki. – Jak poszła kartkówka?
– Nie tak źle, poważnie. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Byłem zupełnie zrozpaczony, a ty pojawiłeś się w tak perfekcyjnym momencie! – westchnąłem z zachwytem. – Wierzysz w przeznaczenie?
– Cóż....
– Ja tak. Od piętnastego roku życia – odchyliłem głowę do tyłu w chichocie. – Moi przyjaciele uważają, że to tandetne, ale kocham to. Kocham romantyzm. Przysięgam, że obejrzałem wszystkie filmy romantyczne z lat osiemdziesiątych, bo uważam, że te są najlepsze. Wierzę, że byłeś mi przeznaczony, by uratować mnie z opresji, Harry.
– Um... – był wyraźnie zbity z tropu moim nagłym słowotokiem, lustrując moją twarz przez chwilę, dopóki nie zaśmiał się krótko i z lekka nerwowo, mówiąc: – Cieszę się, że mogłem pomóc – otworzył zeszyt z nabazgranymi dla mnie podstawami całego działu. – To masz wykuć na blachę.
– Och, jestem akurat całkiem w porządku, jeśli chodzi o pamięciówki – przybliżyłem się do zeszytu, by spojrzeć na notatki. – Ostatnio na przykład nie mogę wyrzucić z pamięci pewnego obrazu. Bardzo przystojnego chłopaka...
– Zadanie pierwsze – powiedział zdecydowanie zbyt głośno niż powinien mówić w bibliotece, jednak szybko powrócił do poprzedniego tonu swego głosu, podając mi długopis i wskazując konkretny przykład. – Staraj się zrobić sam.
– A-m, nie wydaję się trudne – mlasknąłem ustami, gdy mój błyszczyk przypadkowo się skleił. Odbierając od bruneta długopis nasze palce zahaczyły o siebie, ale starałem się zingorować ten fakt, który otworzył w moim brzuchu motyle skrzydła. – Więc... – zacząłem wypisywać kolejno działania, które wydawało mi się, że robię dobrze, bo właściwie ten temat nie był mi całkowicie obcy. Wzdrygnalem się przez chwilę naprawdę zlękniony, gdy chłopak wydał z siebie dźwięk udający pieprzony alarm, czym chciał mi zasygnalizować błąd.
– Kolejność wykonywania działań, Tomlinson, nie osłabiaj mnie.
Przegryzłem dolną wargę, starając się zauważyć, gdzie się pomyliłem i szczerze zacząłem panikować, gdy nie mogłem rozszyfrować w czym był problem.
Wyjdziesz na takiego idiotę! To był zły pomysł, idiota, idiota.
– Możesz... dać wskazówkę? – prawie pisnąłem z zażenowania.
– Od kiedy zaczynasz od mnożenia, gdy w działaniu jest pierwiastek, młodzieńcze? – zapytał, starając się uparcie ze mnie nie śmiać, widziałem to. Mimo wszystko jednak doceniałem to, że próbował.
– Nie pomyślałem o tym. Właściwie moja zdolność logicznego myślenia całkowicie ssie – przekreśliłem błąd, myśląc co innego powinienem zrobić. W końcu z dreszczem przebiegającym po moim kręgosłupie, przekręciłem kartkę bardziej w stronę kędzierzawego, stresując się jego werdyktem. Spojrzałem na skupioną twarz, dyskretnie zaciągając się zapachem męskich kosmetyków, które kontrastowały z wonią moich słodkich perfum.
– Super – pochwalił mnie, jednak moja euforia nie trwała zbyt długo, kiedy położył palcem na ostatnim, a co za tym idzie, tym najtrudniejszym przykładzie z zadania. – Teraz zrób ten.
– Naprawdę wolę, gdy ty robisz zadania – powiedziałem, szybko prostując myśl – i kiedy tłumaczysz mi wszystko. To wchodzi do mojej głowy bardziej, obiecuję. To nie tak, że po prostu chcę słuchać twojego głosu.
– Jeśli nie będziesz robił przykładów, nie nauczysz się matmy – mówił uparcie. – Zrób to, a potem przejdziemy do kolejnego typu zadań i zajmę się nimi ja, a potem znowu ty kilka zrobisz.
Uśmiechnąłem się cynicznie. – Zawsze sprawiasz wrażenie bardzo pewnego siebie. Jestem pewien, że nie istnieje na tym świecie człowiek, który śmiałby ci się postawić.
– No więc bądź grzecznym, posłusznym uczniem i zrób przykład – uśmiechnął się lekceważąco, patrząc mi przy tym uważnie w oczy, sprawiając, że mój żołądek zaczął się roztapiać. – Zrób rysunek jeśli ci to pomoże.
– Rysunki są do bani – zacząłem marudnie wykonywać kolejny przykład. – Zwłaszcza te matematyczne, bo ogólnie interesuję się sztuką i te rysunki są świetne! Szczególnie szkice, uwielbiam szkicować, chociaż chciałbym również umieć bawić się barwą. Co myślisz o sztuce?
– Porozmawiamy o bardziej fascynujących tematach jak już zrobisz to – stłumił chichot na moje nieudolne próby odwrócenia uwagi od nauki, kładąc palce na mojej szczęce, ostentacyjnie przekręcając moją twarz w stronę kartki.
– Przecież robię.
– Bazgrając po kartce nie rozwiążesz zadania.
Zmarszczyłem brwi, zauważając na środku papieru niebieską plamę atramentu. Powróciłem do wykonywania zadania, nie zatrzymując tematu.
– Myślę, że ktoś powinien cię kiedyś narysować. Masz bardzo niespotykaną urodę i w dodatku tak symetryczną twarz, a twoje włosy sprawiają, że przypominasz mi starożytne rzeźby – odparłem, kreśląc liczbę. – Dobrze? – podsunąłem mu kartkę.
– Nie wiem jak zrobiłeś to bez najmniejszego skupienia, ale wygląda na to, że bezbłędnie.
– Świetnie! Czy to sprawi, że będziesz mniej sztywny? – położyłem palec wskazujący na jego boku.
– Nie chcę, żebyś się rozpraszał – odpowiedział prosto. – To nie jest angielski, tutaj trzeba być skupionym.
– Mam podzielną uwagę, – odparłem, gdy brunet przekręcił stronę w podręczniku, poprawiając swoje włosy.
– Odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, to bardzo lubię sztukę. Najbardziej co prawda w formie muzyki, ale ta wizualna również mnie pociąga. Jestem głównie fanem dobrze dobranych kolorów i groteski.
W końcu poczułem się zadowolony, zyskując odpowiedź. Jest tak wiele rzeczy, których chciałbym się jeszcze o nim dowiedzieć, ale był strasznie stonowany, tajemniczy i małomówny. Musiałem wyciągać od niego informacje.
– Jak się tutaj znalazłeś?
– Narobiłem sobie problemów w starej szkole – mówił bardzo zwięźle, pozostawiając ogromny niedosyt, podczas przepisywania paru przykładów z książki.
– Co się stało? Powiedz, jesteś strasznie tajemniczy!
– Miałem wiele nieobecności – przewrócił oczami na drugą część zeszytu. Zwróciłem uwagę na jego dłoń, która poruszała się w powietrzu. W wielkości srebrne, ale i kolorowe błyskotki na jego palcach mieniły się podczas najmniejszych ruchów. Wydawało mi się, że kłamie, ale postanowiłem uszanować jego prywatność.
– Nie wyobrażam sobie, ile musiałeś ich mieć skoro zmieniłeś szkołę. Sam prawie nie skończyłem pierwszej klasy właśnie przez zaległości. Rzadko pojawiałem się w szkole przez pewne rzeczy i ludzie mieli wtedy takie chore domysły, czasem nawet śmieszne – parsknąłem. – Wciąż mają. Ale było mi tak ciężko, naprawdę chciałem ukończyć klasę. Mówię zbyt wiele o sobie?
– To w porządku – odparł, płynnie przechodząc do tłumaczenia mi skrupulatnie kolejnego zagadnienia, a po wskazaniu mi zadania, które miałem wykonać, powiedział: – Właściwie to całkiem ciekawe.
– Mam to odebrać jako sarkazm?
– Czemu? – wciąż nie obdarzył mnie spojrzeniem.
– Wiem, że dużo mówię w tym momencie, a ty możesz być typem, który nie lubi gadulstwa.
– Ja nie jestem gadułą, ale nie znaczy to, że nie lubię gaduł – uśmiechnął się półgębkiem, puszczając mi przy tym oczko, na które ja zareagowałem spuszczeniem szybko wzroku.
Harry podsunął mi kartkę pod nos i w tym momencie zaczął mi coś tłumaczyć. Przez moje speszenie się, minęło kilka minut nim odezwałem się ponownie. W ten czas zdążyłem zrobić już trzy zadania z drobną pomocą, aż zyskałem trochę pewności siebie widząc, że poszło mi dobrze bez głupszych potyczek.
– Przeprowadziłeś się tu z rodziną? – spytałem po upływie czasu.
– Z siostrą. Starszą o parę lat. Idzie ci naprawdę dobrze – powiedział Harry. – Naprawdę nie wiem skąd wzięły się u ciebie tamte jedynki.
– Ja po prostu mam tak, że jeśli ktoś nie pokaże mi wprost, co mam zrobić, to jestem w dupie – wytłumaczyłem mu. – Nie jestem dobry w logicznym myśleniu.
– Wspominałeś – zwrócił uwagę.
– Rzeczywiście – uśmiechnąłem się, ponieważ to oznaczało, że Harry mnie słucha.
– Spójrz, kończymy dział – uniósł brew, co uczyniłem zaraz po nim w zaskoczeniu. Położyłem palec wskazujący na jednym z sygnetów Harry'ego, opierając o siebie nasze uda.
– Czas z tobą leci szybciej.
– To były chyba najprzyjemnie korki jakie komukolwiek dawałem, ponieważ naprawdę szybko załapujesz nowe rzeczy. No i nie płaczesz – dodał ze śmiechem, w czym mu zawtórowałem.
– Jeśli dostanę dzięki tobie lepszą ocenę, niż dwójka, to chyba kupię ci jakiś dobry alkohol.
– Byłoby miło gdybyś przyniósł coś na imprezę, którą planuje – jego ton głosu nagle stał się bardziej chytry, z czym współgrał tajemniczy wyraz twarzy dziewiętnastolatka. Od razu zbliżyłem się niezanadto, rysując opuszkiem palca po okrągłej cyrkoni. – To na razie wstępny plan, ale co ty na imprezę zapoznawczą w sobotę?
– Sobotę? – uniosłem brew. – Hm, bardzo chętnie! – uśmiechałem się delikatnie, w środku jednak drąc się w niebogłosy, gotowy odtańczyć jakiś kretyński taniec zwycięstwa.
Harry zerknął na moją dłoń, która całą powierzchnią wylądowała na jego palcach. – Możesz czuć się zaproszony.
Kąciki moich ust pozostały w górze, gdy wewnątrz zrobiło mi się zdecydowanie zbyt gorąco i w tym momencie przemawiały we mnie nastoletnie hormony i zauroczenie do tego pięknego, kręconowłosego chłopaka.
– Mam wrażenie, że alkohol to za mało. Powinienem zrobić dla ciebie coś bardziej wyjątkowego – przechyliłem głowę, chcąc być trochę bardziej filuternym.
– Ach, nie sądzę, by ktoś taki jak ja pasowałby do tej propozycji – mruknął, zbijając mnie tym tekstem z tropu.
– Co masz na myśli? – zaśmiałem się, próbując zatuszować w ten sposób mój stres.
– Po prostu... Nie jestem jak chłopaki z drużyny, rozumiesz.
Obserwowałem wyraz twarzy Harry'ego, zupełnie nie trawiąc jego słów. To oczywiste, że nie jest taki jak tamci, głupi wieśniacy, jest cudownym, inteligentnym mężczyzną i nie rozumiałem, skąd u niego takie porównanie.
– Naprawdę nie musisz składać mi takich sugestii, Louis – kontynuował, lekkim ruchem głowy sprawiając, że jego loki zafalowały.
– Pomyślałem o wspólnym wyjściu... może w jakieś ładne miejsce, na lunch – uśmiechnąłem się nerwowo, słysząc bicie swojego serca. – O czym ty pomyślałeś?
– Och – zamrugał kilkukrotnie, wyraźnie liberujac nad tym co powiedzieć. – Nieważne...
– Owszem, ważne – naciskałem. – Powiedz mi, Harry. Nie będę zły – zapewniłem, mając wrażenie, że moja dolna warga lada moment zacznie drzeć.
– To głupie. Nie miałem na celu cię urazić – wydał się przejęty, gdy moje dłonie zawisły luźno po obu stronach moich boków. – Po prostu... Słyszałem pewne rzeczy, kiedy chłopaki zauważyli, że spędzam z tobą czas. Powiedzieli mi o... doświadczeniach.
– Doświadczeniach... – prychnalem, może odrobinę zbyt głośno, zapominając na chwilę o miejscu, w którym się znalazłem. – Nie tknąłem żadnego z nich, poza już byłym członkiem drużyny, który skończył szkołę – zmrużyłem oczy, mając wrażenie, że z tej frustracji zaraz wybuchnę.
– Więc to nieprawda?
– To, że spałem z dużą częścią nich? Nie! – powiedziałem to w taki sposób, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Westchnąłem uspokajając się; przecież to nie była jego wina, nie mogłem być zły. Po prostu... zawiodłem się, bo w jednej chwili naprawdę sądziłem, że mogę mieć jakieś szanse, a teraz Harry sądzi, że wymyśliłem to wszytko po to, by go przelecieć. – Wiem, co o mnie mówią, ale nie. Naprawdę wyglądam na takiego? Albo nie, nie odpowiadaj – położyłem dłoń na swoim czole, myśląc o tym, że coraz bardziej się pogrążam. Mogę po prostu uciec?
– Nie denerwuj się, proszę – położył dłoń na moich ramionach, sprawiając, że przestałem się tak gwałtownie ruszać. – Przepraszam, naprawdę nie chciałem cię urazić... To było głupie, nie powinienem mieć na twój temat opinii, nie znając wcześniej twojej perspektywy.
– W porządku – nie chciałem spojrzeć mu w oczy. – To nie twoja wina. Mogłem to obrócić w żart, albo zrobić cokolwiek, ja... zareagowałem zbyt dramatycznie.
– Widziałem jak zareagowałeś wczoraj na stołówce, a mimo to powiedziałem ci to wszystko... – kręcił głową. – Po prostu... spędzam naprawdę dużo czasu z chłopakami z drużyny i kompletnie nie pomyślałem, że mogliby kłamać. Dramatycznie byłoby, gdybyś uderzył mnie w twarz – wzruszył ramieniem.
Wziąłem wdech zanim spojrzałem na Harry'ego, w szczerym zaskoczeniu i lekkim chaosie widząc w jego tęczówkach również wyrozumiałość.
– Zwykle się tak tym nie przejmuje – powiedziałem szczerze, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. – Po prostu dopiero się poznaliśmy, w dodatku przyjaźnisz się z Liamem i teraz spędzasz dużo czasu również z moim przyjacielem i nie chciałem wypaść najgorzej? Tak sądzę. Będę się zbierał do pracy.
Skinął głową, gdy wziąłem do ręki moja torebkę. – Mam nadzieję, że przyjdziesz w sobotę, chciałbym ci to jakoś... wynagrodzić.
– Tak, jak już mówiłem, zupełnie się nie przejmuj – wzruszyłem barkami, patrząc na niego z góry aż do momentu, gdy on również wstał; wtedy znów poczułem się malutki. – Gdybym nie był już spóźniony moglibyśmy jeszcze porozmawiać – uśmiechnąłem się, mimo wszystko nie chcąc wyjść na tak dramatyczną osobę. Mrugnąłem do Harry'ego przed wyminięciem go. Pozorna pewność siebie ze mnie upłynęła, gdy wychodząc ze szkoły znów poczułem się na przegranej pozycji.
Czy to, by ktoś mnie polubił jest naprawdę awykonalne?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro