Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział pierwszy; Jeszcze kilka dni i cała szkoła będzie w nim zakochana.

– I pięć, sześć, siedem, osiem! – wykrzyczałem jakieś pięć sekund po tym, gdy włączyłem podkład do choreografii mojej i dziewczyn z drużyny, wykonując ustalone dużo wcześniej energiczne ruchy rękoma.

Spędzaliśmy już pół godziny lekcyjnej w sali tanecznej, która była połączona z tą gimnastyczną, gdzie odbywały się mecze, treningi i lekcje wf-u. Nie było tu dużo miejsca, ale sala lustrzana była nam bardzo potrzebna do tańca, więc to musiało być wystarczalne.

Tego dnia szło nam wyjątkowo źle.

Oprócz tego, że cały czas zachowywałem się dosyć nerwowo jak na mnie, dziewczyny również były rozkojarzone i nie mogłem ich zachęcić do tego, by dawały z siebie wszystko. Przedstawiłem im kroki i pokazałem muzykę, a one wciąż zachowywały się jak zagubione i nic nie rozumiały! A ja miałem zły humor nie tylko przez to, przede wszystkim dlatego, że przez cały dzień nie miałem kontaktu z Zaynem, a ten miał mnie o wszystkim poinformować. Nagle jakby przepadł i nie odpisał mi na wiadomości.

– Jezus Maria, skupcie się! – zawołałem poirytowany, zatrzymując się, co one zrobiły zaraz po mnie. – Chcecie zrobić z siebie totalne pośmiewisko przed nowymi graczami? – krzywiłem się.

– Możemy zrobić przerwę? – westchnęła Megan, jednak ja odpowiedziałem jej bardzo krótko i szybko.

– Nie. Do roboty, jeszcze raz!

Podszedłem do odtwarzacza, sięgając po mój telefon, który był do niego podłączony. Wyłączyłem muzykę i zerknąłem na nie.

– No co tak patrzycie się, jak na gówno w trawie? Ustawcie się od nowa. Zaczynamy od kroku w lewo, ty – wskazałem palcen na rudowłosą – przesuwasz się, robisz miejsce tym dwóm na salto, a wy powtarzacie to, co pokazuje wam od jakiejś godziny!

– Ale jesteśmy tu dopiero pół-

– Co to ma do rzeczy?! – prychnąłem, odgarniając swoje włosy. – Jeśli się w tej chwili nie przyłożycie, wybiorę tylko kilka z was, które będą mogły wystąpić. Dziewczyny, proszę.

– Wy myslałyście, że będzie wam dany czas na jakieś podstawy?– Rachel (której nie lubiłem lecz mimo wszystko była jedną z najlepszych cheerleaderek) parsknela. – Ja idąc tutaj musiałam od początku umieć szpagaty w obie strony i robić bezbłędne salta. W naszej drużynie jest poziom utrzymywany, to nie zabawa.

– Dzięki – podniosłem kącik swoich ust, mimo wszystko wymuszając ten gest. – Jeśli wam coś nie pasuje, jest jeszcze czas, by to zmienić – porzuciłem swój telefon, podnosząc się z kucu i stanąłem przed nimi z dłońmi ułożonymi na biodrach.

– Ja mam pewną propozycję – Hailey uniosła rękę do góry zupełnie jakby była na lekcji.

– Mhm? Tylko szybko – ponagliłem ją ruchem dłoni.

– Może... Zmienilibyśmy stroje? Przydałoby się odświeżenie w kilku kwestiach, a można zacząć od tego.

– Zmiana strojów sprawi, że ruszycie tyłki? – zerknąłem na nią z politowaniem. – Bo jeśli to podniesie poziom waszych ambicji, przystanę na to.

– To tylko mała propozycja – zmrużyła oczy, wyraźnie obruszona moimi słowami oraz sposobem, w jaki je wypowiedziałem. – Nie musisz być od razu wredny.

– Och, wzruszyłem się – przetarłem policzki.

– Louis – jedna z moim dwóch najlepszych przyjaciółek, Zoe, spojrzała na mnie w charakterystyczny sposób. Westchnąłem, wypuszczając powietrze przez nos i niemo przeprosiłem dziewczynę robiąc skruszoną minę. Oczywiście.

– Dobra już, właściwie kilka dni temu zrobiłem parę projektów, ale nie wiem, czy w tej chwili dyrekcja da nam pieniądze na nowe stroje. Mimo wszystko priorytetem tutaj jest drużyna sportowa – podszedłem do nich z większą delikatnością.

– Pokaż je więc – Zoe uśmiechnęła się, podchodząc do mnie, co po chwili razem z nią uczyniły inne dziewczyny. – Nie bądź takim kutasem, bo je odstraszysz – szepnęła mi na ucho.

– Ten dzień nie należy do moich – uśmiechnąłem się do niej blado, podchodząc do swojego plecaka, który na początku zajęć rzuciłem pod ścianę. Prędko wróciłem do dziewczyn ze swoim szkicownikiem i bardzo ogólnymi rysunkami w nim zabazgrabymi. – Barwy zostają te same, bo wiadomo, musimy pasować do drużyny, ale pomyślałem, że fajnie byłoby skrócić górę, bo w końcu trzeba pokazywać takie piękne brzuszki – zachichotałem, wystawiając przed siebie rysunku. One ustawiły się za mną, od razu komentując moją pracę. To wszystko, ten cały wysiłek, który codziennie wkładałem w klub cheerleaderek... to moje największe zainteresowanie, naprawdę mi na tym zależy. – I może golf? I długi rękaw? Może każda powinna mieć na plecach swoje nazwisko?

– Może więcej falban na spódniczkach? – spytała Rachel.

– Nie sądzisz, że będzie to odrobinę kiczowate? – uniosłem brew, mimo wszystko się nad tym zastanawiając.

– Nie, jeśli zrobi się to ze smakiem. W "13 Powodach" miały takie.

– Przyjżę się temu – skinąłem do niej głową. – A ogólnie podoba wam się? Rany, podnieście mi trochę samoocenę! – jęknąłem potrzebująco.

– Jest jak z marzeń, Lou! – Zoe objęła mnie w tali, dzięki czemu niemalże w jednej chwili się rozweseliłem. – Brakuje ci kutasa, co?

– Hmm? – mruknąłem, patrząc na nią spod rzęs. – No gadaj, patrzysz się na mnie od początku treningu jakbyś podejrzewała mnie o morderstwo czy coś.

– Jesteś równie rozkojarzony jak my i taki... zamyślony.

– Ale po co teraz o tym gadać? – machnąłem dłonią, prosząc najmłodszą z dziewczyn o odłożenie moich rysunków do plecaka. – W czym mam wam jeszcze pomóc jeśli chodzi o choreografię?

– Możesz pokazać kroki od początku do końca i wytłumaczyć jeszcze raz jak robisz piruety – odezwała się Chloe. – Robisz podwójny obrót, a ja nie umiem nawet tego zwykłego – była wyraźnie niezadowolona.

– Laska, więc co tu robisz? – zaśmiałem się, zauważając jak wyraźnie się zawstydziła przez moje słowa. – Patrz uważnie, bo nie znoszę się powtarzać – poradziłem jej, następnie przechodząc do pokazywania choreografii krok po kroku.

Po tym, gdy znów rozbrzmiała piosenka, zacząłem tańczyć. Skupiłem się na tym, by pokazać im każdy krok jak najbardziej dokładnie umiałem, by w taki sam sposób je powtarzały. Na te chwilę szło im naprawdę beznadziejnie, a co dopiero, gdy do tego wszystkiego dojdą pompony?

Podczas gdy robiłem obrót z charakterystyczną postawą i gracją, prostując i zginając swoją nogę oraz napinając mięśnie, zauważyłem w lustrze dziwnie czarne postaci, przez które ze zdezorientowaniem zachwiałem się, tracąc równowagę.
Spowodowało to mój upadek praktycznie na tyłek, jakiemu towarzyszył huk, po którym zapadła cisza, jednak przerwały ją zduszone, męskie chichoty, z czego rozpoznałem jeden z nich.

– Nie ma tu Malika, Payne – zwróciłem się do kapitana drużyny, nawet nie racząc go spojrzeniem, gdy wstawałem.

– Wszystko w porządku? – stanęła nade mną chmara dwunastu dziewczyn, gdy poprawiałem swoje podkolanówki żeby tylko nie podnieść głowy. Kiedy to zrobiłem, prędko zacząłem żałować. Harry Styles stał kilka metrów obok... we własnej osobie.

– Um... – czułem jak w ułamku sekundy moje policzki zrobiły się nieznośnie gorące, zwłaszcza, gdy brunet uśmiechnął się do mnie delikatnie, już kompletnie doprowadzając moje wnętrzności do roztopienia się. – Cześć.

Kiwnął do mnie głową, kiedy wyprostowałem swój łokieć na szczęście nie czując bólu, którego się wręcz spodziewałem. Muzyka ucichła i zrobiło się jeszcze dziwniej.

– Skąd przypuszczenie, że szukam Zayna? – Liam odwrócił moją uwagę od zmielonych tęczówek. – Oprowadzam Harry'ego po szkole.

– Bo nie przestajecie ssać swoich twarzy? Nieważne... – machnąłem ręką, nie spuszczając swego nadgorliwego spojrzenia z przepięknego chłopaka. – Czyli to potwierdzone? – zwróciłem się do Harry'ego. – Jesteś w drużynie?

Kędzierzawy zmarszczył brwi, wyglądając seksownie wręcz w nagannym tego słownie znaczeniu.

– Och, ja... Zayn mi o tobie mówił – przegryzłem dolną wargę, odwracając na chwilę wzrok. – Chodzicie razem do klasy, prawda? – splotłem palce na wysokości lędźwi, wyciągając jedną z nóg do przodu.

– Tak – pokiwał głową. – Mówił mi o tobie co nieco – uniosłem mimowolnie kącik ust do góry słysząc to. – Przyjaźnicie się z tego co wiem.

– Tak, od lat właściwie – odparłem. – Czyli... Będziemy się widzieć na meczu?

– Jasne – Harry włożył dłonie do kieszeni czarnych, przylegających dżinsów i, o Chryste, jakie on ma długie nogi! Przekręcił delikatnie głowę, rozglądając się po wnętrzu.

– Cóż, więc... to nie wyszło zbyt dobrze i tak nie róbcie na występie – chciałem rozluźnić atmosferę, śmiejąc się drętwo i zmieniając mój upadek kw w żart. Mimo wszystko czułem się okropnie upokorzony i jeśli byłbym w pomieszczeniu sam, zapewne bym się rozpłakał.

– Możesz pokazać nam jeszcze raz – Liam oparł łokieć na barku Harry'ego, który znowu zerknął w moim kierunku. Starałem się udać, że nie jestem przerażony. Ale byłem. Byłem posrany.

– To nie wygląda tak dobrze, gdy robię to sam – zmierzałem go wzrokiem, jednak dziewczyny zaczęły nalegać. Byłem zmuszony zrobić piruet jeszcze raz i musiało wyjść mi to idealnie.

Starając się zignorować niesamowicie rozpraszające spojrzenie Harry'ego, poprawiłem moją spódniczkę, następnie wykonując z największą w moich staraniach perfekcją obrót. Uśmiechałem się mimowolnie, będąc dumnym z tego, iż ostatecznie mi się udało.

Spojrzałem w lustro, widząc jak dziewczyny z uznaniem szepczą między sobą, wyraz twarzy Liama lekko się zmienia, a Harry właściwie w tym momencie chyba odpisywał komuś wiadomość na telefonie.

– Może my wam już nie będziemy przeszkadzać – zagaił Liam, co natknęło się z jękami cheerleaderek, które były tak słodko głupie, że oczywiście starały się za wszelką cenę zyskać uwagę jakiegokolwiek chłopaka. – Powiedzenia dziewczyny!

Pomachalem im z nikłym uśmiechem, próbując ukryć w ten sposób to jak dosłownie moje wnętrzności się topiły, równocześnie wykonując fikołki. Przez dłuższą chwilę bezczelnie obserwowałem zgrabny tyłek bruneta.

Gdy upewniłem się, że żadna z dziewczyn wciąż nie patrzy w moim kierunku, przykryłem usta wierzchnią częścią dłoni, ponieważ byłem pewny, że jeśli tego z mojej krtani wyjdzie przerażający pisk szczęścia i podekscytowania. Chwilę po tym westchnąłem zdumiony, czując jak gorąc parzył moją skórę wewnątrz ciała, jak i z zewnątrz. Przebijający płomień wypalał moją klatkę piersiową.

– On jest genialny – głos Racheal przerwał moje rozmyślania jak szpilka, która nagle przebija czerwony balonik. Moja mina zrzedła.

– Prawda? – sapęła jej najlepsza przyjaciółka. – Te oczy, ten uśmiech i loki!

– Jego włosy muszą być takie miękkie w dotyku... – jedna z nowych dziewczyn uśmiechała się z rozmarzeniem. Ja odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści.

– Jeszcze kilka dni i cała szkoła będzie w nim zakochana – parsknęła jedna z nich, wciąż zwrócona w kierunku drzwi, które już dawno zostały spowrotem zatrzaśnięte.

– Ja jestem lesbijską, więc... – Zoe odchrząknęła ostentacyjnie.

– Ktoś cię pytał o zdanie? – Racheal zakpiła.

– A co, przykro ci, że nie jesteś w jej typie? – warknąłem w stronę dziewczyny, a słowa te opuściły moje usta zanim zdążyłem je przemyśleć. Cała reszta dziewczyn spojrzała na mnie z nieukrywanym na twarzy zdziwieniem.

Widziałem jak błękitnooka blondynka zasysa swoje policzki, odgarniając pasmo włosów za ucho. Jej bransoletka zaszeleściła, gdy zwróciła twarz w moim kierunku, a ja automatycznie dostałem odruchu wymiotnego na widok jej pełnego idealnego makijażu, lecz starałem się nie poznać po sobie obrzydzenia.

– Och, bo przecież w twoim typie jest cała szkoła, prawda Tomlinson? – uniosła wyrysowaną w instagramowy sposób brew.

– Nie sądziłem, że syfy przenoszone drogą płciową tak szybko potrafią wpłynąć na mózg – unioslem brew, odwracając uwagę dziewczyn z mojej osoby i skupiając na dziwkarskim uosobieniu Rachel. Obserwowałem jak jej oko zaczęło drgać.

– Pieprz się, po prostu. Dobrze ci to idzie z tego, co wszyscy wiemy – zacisnęła lepiące się od błyszczyku usta, następnie rozglądając się po dziewczynach, które teraz już stały jak wmurowane, obserwując wszystko w ciszy. – A wy – wskazała palcem na grupę – nawet nie starajcie się o uwagę Harry'ego. A teraz żegnam – uśmiechnęła się do mnie ostatni raz.

– Możesz zapomnieć o tym występie, jeśli teraz wyjdziesz – splotłem ramiona na piersi.

– Nie zrobiłbyś tego – spojrzała na mnie pewnym siebie tonem głosu.

– A chcesz się przekonać? – zaśmiałem się lekceważąco. – Bo gwarantuję, że zainteresowanie młotków z drużyny nad twoją osobą znacznie wtedy spadnie.

– Po prostu zamknijcie się obydwoje i zacznijmy ostro ćwiczyć, bo mamy tylko dwa tygodnie na to, by dojść do perfekcji – Zoe zirytowała się, przemawiając tonem przewódcy, którym to ja najczęściej się posługiwałem jako kapitan. – Wszyscy mamy w dupie twoje fantazje erotyczne Rachel.

– Ma rację, do roboty – klasnąłem w dłonie. – Na miejsca! I zostaniemy w szkole dopóki nie zacznie nam cokolwiek wychodzić, więc się lepiej przyłóżcie.

***

Trening okazał się bardzo męczący, bo po indydencie z tą małą sprzeczką, ćwiczyliśmy jeszcze dwie godziny. Mimo tego pod koniec zajęć byłem całkiem zadowolony z efektów. Byłem jednak pewien, że po tym, jak nowe dziewczyny zobaczyły, ile tak naprawdę pracy wkładamy nawet w taki najmniejszy trening, kilka z nich zrezygnuje. Mówi się trudno.

Po udanych zajęciach, gdzie dodatkowo musiałem nauczyć kilka z nich nowych sztuczek akrobatycznych, udałem się pod prysznic. Gdy już się ogarnąłem, zrobiłem nowy makijaż w szkolnej toalecie i jeszcze przebrałem się w normalne, dziennie ciuchy, które miałem w torbie. Musiałem teraz poczekać jeszcze na Zayna, który kończył dodatkowe zajęcia plastyczne. W tym celu udałem się na korytarz, a dokładniej zmierzałem do sklepiku, by kupić sobie coś do picia. Rzecz jasna, gdy nie musiałem skupiać się zanadto na czymś co nie było nowym, pięknym chłopcem z drużyny koszykarskiej, moje myśli powróciły do osoby Harry'ego ze zdwojoną siłą.

Może rzeczywiście mi odbiło tak, jak mówił Zayn, ale przysięgam, nie odpuszczę dopóki nie wyjdę z nim chociaż na jedną randkę (najlepiej, by skończyła się w łóżku moim lub jego).

Dobra, niezaprzeczalnie mi odbiło.

Może to dlatego, że ostatni raz uprawiałem seks na początku roku szkolnego i była to totalna porażka? Oczywiście reszta szkoły miała o mnie zupełnie inne zdanie i tak, jak Rachel byli pewni, że seks z przypadkowymi chłopakami jest moją codziennością. Przywykłem do etykiety, którą mi nadali przez jedną sytuację, ale nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy. Starałem się być pozytywną osobą i jakieś plotki, lub naiwni gówniarze, którzy byli jeszcze większymi idiotami wierząc w nie, nie mogli tego zmienić. Może kiedyś miałem kompleksy z powodu kilku bzdur, ale ten czas minął i teraz jestem jeszcze silniejszy niż przed tym.

– Hej, Lou, czekaj! – usłyszałem wołanie czarnoskórej, kiedy już stanąłem przed automatem, szukając w swojej różowej torbie portfela. Zoe podbiegła do mnie, uśmiechając się.

– Co tam, piękna? – zagadnąłem z miłym uśmiechem.

Widzicie? Gdy kogoś lubię, jestem normalnie do rany przyłóż!

– Umm... masz może kontakt do tych nowych dziewczyn? – spytała dosyć cicho jak na nią.

– Do dziewczyn?

– Do jednej tak dokładnie.

– Ha, wiedziałem! – zawołałem zwycięskim tonem.

– Shh! Ciszej... – przyłożyła palec do moich ust, na co rozszerzyłem swoje oczy. Cofnęła dłoń, opierając się o maszynę, gdy wrzuciłem pieniądze i czekałem na kubek herbaty.

– Więc, która jest tą szczęściarą? – cały czas uśmiechałem się pod nosem.

– Chloe – przyznała tak cichym tonem, który przypominał wręcz szept.

– No, dobry masz gust, najładniejsza laska z tych nowych – poklepałem ją po ramieniu.

– Więc dałbyś radę? – patrzyła na mnie ogromnymi, pełnymi nadziei oczami.

– Prześlę ci, co będę mógł w domu.

– Super! Jest tak rozkosznie słodka! Podoba mi się już od jakiegoś czasu...

– Czemu nie próbowałaś do niej zagadać?! – chwyciłem kubek, od razu napawając się smakiem słodkiego napoju. Poprawiłem torbę na swoim ramieniu, kupując batonika proteinowego.

– Bo jestem pizdą i się stresuję przy ładnych dziewczynach – mruknęła z przekąsem.

– Och, przestań – machnąłem ręką. – Nawet nie jest hetero, straci dla ciebie głowę, zobaczysz, tylko totalna frajerka by cię odtrąciła.

– Widziałam jak patrzysz na Stylesa – wypaliła nagle, na co ja zerwałem się, prawie podskakując na swoich trampkach. Zasłoniłem usta kubkiem, przełykając ślinę.

– Nie wiem, o czym mówisz będąc szczerym.

– Takie kity możesz wciskać Rachel i innym pustakom – prychnęła. – Co jest między wami? Podrywał cię?

– Kurwa, chyba tylko w moim mokrych snach – westchnalem poddańczo. – Ale... Przyznaję, jest boski i chcę go.

– Wyglądasz na totalnie rozanielonego w jego obecności – uśmiechała się głupio.

– O mój Boże, bardzo to widać? – zmieniłem wyraz swojej twarzy, będąc totalnie zmartwionym.

– Inne laski w szatni, gdy rozmawiałyśmy, zwróciły też na to uwagę – uśmiechnęła się szeroko, doprowadzając mnie ponownie w ciągu kilku godzin do rumieńców.

– Ja pieprzę – jęknąłem przecierając oczy.

– Nie martw się Lou, przecież nigdy się nimi nie przejmujesz.

– Teraz też nie przejmuję się nimi – dałem nacisk na to słowo – nie chciałem się tylko kompromitować przed Harrym – wyszeptałam jego imię. Podszedłem do jednego ze stolików, które stały tuż obok sklepiku szkolnego. O tej porze dnia w szkole nie było już prawie nikogo. Kiedy usiadłem, Zoe zajęła miejsce naprzeciw mnie, a kiedy spojrzała w dziwny sposób gdzieś nad moje ramię, odwróciłem się w kierunku, w którym patrzyła od razu tego żałując. Miałem ochotę stać się niewidzialnym, kiedy usiadł obok mnie jeden z graczy koszykówki. Jason był uznawany za największego ruchacza szkolnego i niestety od pewnego czasu nie dawał mi spokoju.

– Cześć, Louis... – wymruczał tym kretyńskim, seksownym tonem głosu, obejmując mnie ręką w pasie, nos przyciskając wręcz do mojej szyi na co się wzdrygnąłem.

– Jeśli nie zabierzesz ręki w przeciągu trzech sekund, odgryze ci palce – syknąłem, patrząc mu w oczy.

– One mogą się jeszcze przydać, skarbie – pogładził mój bok, psychopatyczne dociskając nos do moich włosów, ale posłusznie wziął dłoń z mojego ciała. Posłałem Zoe znaczące spojrzenie, które informowało ją, że jestem bliski zwymiotowania. – Ślicznie dziś wyglądasz i pachniesz – wystawił palec wskazujący, kładąc go na moim nagim udzie. Przeklinałem w myślach te cholerne krótkie spodenki.

– Fakt, twoje palce mogą się przydać, jak inaczej będziesz sobie bez nich walił? – uniosłem w cwaniackim tonie brew do góry, rozśmieszając swoimi słowami przyjaciółkę. – Nie masz innych rzeczy do roboty? Skocz do domu i sprawdź, czy cię tam nie ma.

– Jesteś słodki, kiedy starasz się być niedostępny, ale wszyscy wiemy, jaki jesteś naprawdę – rozłożył swoją wielką dłoń, obejmując moje udo i tym samym zwrócił się na złą, bardzo złą ścieżkę.

Zacisnąłem zęby, ani trochę nie kontrolując tego co robię, gdy przekręciłem się całym tułowiem w jego stronę, rozpędzoną dłonią uderzając go z liścia w lewy policzek. Głośne klaśnięcie idealnie skomponowało się z zaskoczonym wyrazem twarzy koszykarza.

– Jesteś zupełnym kretynem i chciałbym, żebyś w końcu zrozumiał, że "nie" oznacza "nie", bo nie masz prawa dotykać mnie w ten ani żaden sposób bez mojej zgody! – wydarłem się, wstając ze swoją torbą przewieszoną przez ramię. – Zoe, chodźmy.

– Co? Nagle zabrakło ci języka w gębie, tępy mięśniaku? – burknęła, od razu idąc w moje ślady, patrząc przy tym wrogo na Jasona, który ciągle gapił się w jeden punkt, z dłonią ulokowaną na policzku.

– Jeszcze się rozliczymy – byłem pewien, że chce coś dodać, ale w tym momencie moja przyjaciółka chwyciła mnie za dłoń, wyprowadzając ze szkoły. Skołowanie mnie przerosło i przez chwilę naprawdę poczułem mdłości.

– Oni kiedyś dadzą mi spokój? – zamrugałem kilkukrotnie napawając się rześkim powietrzem. Patrzyłem przed siebie ze skrzywieniem.

– Wszystko w porządku, Lou? – Zoe brzmiała na wyraźnie zmartwioną kiedy położyła dłoń na moim ramieniu.

– Jasne – skłamałem ze słabym uśmiechem. – To tylko typowy zbok, jestem przyzwyczajony.

– Mowinniśmy zrobić jakiś pieprzony manifest. To, co robią koszykarze w naszej szkole staje się chore – brzmiała na przejętą i słyszałem w jej tonie determinację.

– Myślisz, że będzie to miało jakieś pozytywne dla nas skutki? – westchnalem niepewnie. – Wiesz, że oni są faworyzowani przez dyrektora. Jedna dziewczyna została przez jednego z nich zgwałcona, a dyrekcja jak najszybciej doprowadziła do tego by zmieniła szkołę bez szumu.

– Zbierzmy większą grupę dziewczyn i osób dotkniętych w niewłaściwy sposób, albo tych, które chcą się za nami wstawić. Koszykarze muszą przestać być faworyzowani i ponieść karę. Wykorzystajmy nadchodzący mecz, Boże, to będzie wielkie wydarzenie – zobaczyłem w jej pociemniałych tęczówkach błysk.

– Co zrobimy? Będziemy latali w samych gaciach po boisku wysmarowani farbą, którą... – urwałem, widząc z nieukrywanym przerażeniem podekscytowanie na jej twarzy. – Kurwa, chyba właśnie ci podsunalem pomysł.

Zoe parsknęła zduszonym śmiechem. – Możemy odwalić coś takiego na koniec choreografii. Nikt nie będzie się tego spodziewał!

– Dyrektor i trener chyba osiwieją w parę sekund – parsknąłem. – Przecież na tym meczu będzie nawet burmistrz, będą srali po kostki! – mówiłem, samemu nie dowierzając, że plan ten zaczynał mi się podobać.

– Ułożymy rymowankę, zrobimy plakaty i będzie show! – Zoe podskoczyła łapiąc mnie za ramiona; chwilę po tym spoważniała. – Musimy zebrać grupę, ale jak zrobić to tak, żeby nikt poza nimi się nie dowiedział?

– Ty masz lepsze kontakty z dziewczynami z drużyny, możesz je dyskretnie o to podpytać i zapytać, czy nie znają innych ofiar – zaproponowałem. – Im więcej nas będzie, tym poważniej zostaniemy potraktowani.

– Świetnie, cholera – westchnęła ze zdumieniem, patrząc przed siebie. Miałem wrażenie, że w jej głowie a powstają nowe plany. – Muszę lecieć na przystanek. Do jutra?

– Jasne – uśmiechnąłem się, następnie wychylając do pocałowania nastolatki w policzek na pożegnanie. Obserwowałem jak odchodziła ode mnie zgrabnym krokiem, znikając po około minucie za rogiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro