Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział ósmy; Jeszcze nie wiesz, jak łatwo go złamać...

Harry's Pov

Kroczyłem po skończonych o drugiej po południu zajęciach na salę gimnastyczną, gdzie wiedziałem, że zaczął się właśnie trening cheerleaderek. Podobno mieli ćwiczyć głównie akrobatykę, więc potrzebowali do tego więcej przestrzeni. Nie będę kłamał, czekałem na ten moment właściwie od wczoraj i nie omieszkałem przypomnieć Louisowi o obiecanych dla mnie szpagatach.

Zayn i Liam przybyli rzeczywiście na drugą lekcję tak, jak oznajmiali, mieli ze mnie niezły ubaw kiedy mówiłem im o swoich planach i kiedy komentowali mój post na Instagramie. Przy okazji to małe gówno zrobiło spore zamieszanie, największej wśród dziewczyn, którym się podobałem i wśród chłopaków z drużyny. Mimo wszystko nikt nie zaczął traktować mnie inaczej. W końcu dwie najważniejsze osoby w drużynie są razem, więc skoro reszta musiała to zaakceptować, tu też nie powinno być większych problemów. I nie było. Oprócz kilku krzywych spojrzeń. I to nie tak, że to mój pierwszy coming out, moja rodzina i ludzie ze starej szkoły wiedzieli o mojej orientacji jeszcze zanim na takie tematy się w ogóle mówiło. Wracając do Ziama, jak miał w zwyczaju nazywać chłopaków Louis.... Oni już chcieli działać jak jakieś pieprzone swatki i musiałem tłumaczyć im, że nie szukam nikogo do jakiegoś związku i po prostu chce spędzić z Tomlinsonem trochę czasu. Chyba naprawdę zwariowali tak samo jak Gemma. Przecież to naprawdę nic wielkiego, to że czujemy do siebie sympatię nie oznacza, że zaraz będziemy razem.

Nie uśmiechało mi się jedynie na to, że na treningu będzie również Rachel. Dziewczyna cały dzień wypisywała do mnie dziwne rzeczy, jakby miała zaburzenia osobowości. Najpierw mi groziła, później zaczęła przepraszać i w gruncie rzeczy chciała się ze mną "pogodzić". Było mi to obojętne, ale właściwie nie chciałem z nią wojny, wydawała się nieobliczalna. Więc po prostu nie odpisywałem jej, mając też nadzieję, że nie będzie mi dłużej zawracać głowy. Na przerwie lunchowej widziałem, że chciała się dosiąść, ale na całe szczęście w głównej mierze Zoe wypędziła ją wzrokiem.

Kiedy wszedłem na salę, zobaczyłem rozłożone materace i Louisa wraz z dziewczynami. Mówił do nich zamaszyście, ubrany w jasnoróżowe legginsy i biały podkoszulek z logiem jakiejś drogiej marki.

W mojej głowie automatycznie zakodowałem, aby powstrzymać swoje hormony i nie patrzeć na jego wyeksponowane ciało zanadto, by nie wyjść na zboczeńca. Zamiast tego, postanowiłem dać mu znać o swojej obecności, poprzez krótkie przywitanie się.

– Hej! – zawołałem bez większego entuzjazmu, machając do niego oraz dziewczyn, żeby nie pokazać mojego prawdziwego podekscytowania.

Usłyszałem chórek dziewczęcy, brzmiący również jak błogie westchnięcia albo jęki. Właściwie już przyzwyczaiłem się do tego, że po prostu byłem w typie większości z nich. Czułem się dużo bardziej komfortowo w obecności Zoe, która jedyna traktowała mnie jako bezinteresownego kumpla, będąc w końcu lesbijką. Oczywiście przez większość czasu adoracja w moim kierunku nie przeszkadzała mi, nawet całkiem łechtało to moje ego, ale kiedy dochodziło do dziwniejszych sytuacji czasem wolałbym zapaść się pod ziemię i pozbyć się wszystkiego, co one uważają za atrakcyjne.

– Nie rozpraszajcie się! – Louis klasnął kilka razy w dłonie, przywołując koleżanki na ziemię, gdy zasiadłem w drugim rzędzie trybun. – Spotkaliśmy się dzisiaj na tej sali, ponieważ nie będziemy skupiać się na samej choreografi, tylko jej poszczególnych elementów. Akrobatycznych jak możecie się domyśleć.

– Znowu będę miała zakwasy – jeknęła jedna z nich.

– Jakbyś częściej ruszała dupę z kanapy poza treningami to byś ich nie miała – skwitował jej marudzenie Louis, każąc następnie ustawić się dziewczynom w odpowiednich miejscach i wyznaczył poszczególnym cheerleaderkom ich części układu.

– Chcecie z muzyką? – spytał, co spotkało się z pozytywnym odzewem. Sięgnął po telefon, który leżał trochę dalej od rozłożonych materaców, podpięty do małego głośnika. Po chwili muzyka rozbrzmiała po pomieszczeniu, a dziewczyny zaczęły wykonywać salta i przedziwne rzeczy. To już wyglądało jak jakiś spektakl! Nie sądziłem, że ta sprawa jest taka poważna, zwykle w telewizji to wyglądało jak machanie pomponami bez większego wysiłku. Widocznie Louis miał większe ambicje i czuję, że mógłby utworzyć własną szkołę tańca.

– Psssst... – zwróciłem na siebie uwagę szatyna. – To ty miałeś coś prezentować.

– Co takiego? – droczył się, zaczynając rozciągać swoje łydki z oczywistym zamiarem popisania się przede mną różnymi figurami.

– Udowodnić, że facet może zrobić szpagat i nie ucierpią na tym jego jaja – odparłem, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

– Jesteś głupi! – prychnął. – Szpagat to nic przy tym, patrz – powiedział z pewnością siebie, a ja następnie obserwowałem jak ustawia się, stojąc bokiem obok mnie, a następnie dociąga swoją nogę do głowy, robiąć charakterystyczną figurę. Wykonał to bez niemalże żadnego wysiłku, co było szalone.

– Co jest, do kurwy? – wyrwało mi się, na co Louis zareagował wesołym śmiechem, następnie kłaniając się krótko. – Czy ty posiadasz w ogóle kręgosłup?!

– Posiadam – parsknął. – To nogi najbardziej się przy tym ćwiczeniu rozciągają, nie plecy.

– Myślałem, że to figura baletowa...

– Ćwiczyłem balet przez całe gimnazjum – uśmiechnął się delikatnie, następnie robiąc upragniony przeze mnie szpagat. – Późnej zacząłem kombinacje stylu nowoczesnego, a teraz tańczę praktycznie wszystko jednocześnie!

– Jezu, boli mnie obserwowanie cię w tej figurze – jęknąłem, a szatyn uśmiechnął się chytrze, następnie przemieszczając swoje nogi tak, by zrobić drugi i zdecydowanie trudniejszy rodzaj szpagatu zwany sznurem. – Ty nie masz prawa mieć kości. Ja nawet nie zbliżyłbym się do podłogi w takiej pozycji...

– Twój zachwyt jest całkiem satysfakcjonujący...

– Więc to jest to, co lubisz? – uniosłem lewą brew ku górze, kiedy on wstawał na równe nogi, kładąc dłoń na biodrze. – Lubisz skupiać na sobie całą uwagę i być podziwianym, czyż nie?

– Hmm... – udawał, że się zastanawia, specjalnie nawet na mnie nie zerkając. – Owszem, ale tylko przez wyjątkowe osoby – dygnął przy tym i nie pozostawiając mi szansy na odpowiedź, odwrócił się do mnie tyłem i skupił uwagę na cheerleaderkach.

Uśmiechnąłem się cynicznie, przegryzając wnętrze swojego policzka i przez następną chwilę nasłuchiwałem jakie rady lub pouczenia daje Louis niektórym z dziewczyn, jednej nawet od samych podstaw pokazując jak powinna zrobić jakąś figurę, przy tym okazując dużą cierpliwość, której ja bym pewnie nie miał.

– To jest nie fair. Nic nie robisz kiedy my zapieprzamy – automatycznie wyprostowałem się lekko, widząc jak Rachel słownie zaczepia szatyna, patrząc na niego jak na istnego wroga.

– Nic nie robię? – sarknął drwiąco, podchodząc bliżej blondynki. – Zwłaszcza, kiedy spędzam w domu dobre kilka godizn dziennie na wymyślanie wam układów, nauczenie się kroków do perfekcji i pokazywanie wam ich, co?

– Jakoś nigdy specjalnie na treningach nam tego nie pokazujesz – zmrużyła oczy, starając się sprowokować szatyna do tego, aby pokazał swoją bardziej złośliwą stronę.

– Jakby tak było nic byście nie umiały, a wcale nie idzie najgorzej.

Zacisnął z uśmieszkiem pięści, następnie mówiąc: – Stań z boku, ja zastąpie cię w układzie na chwilę skoro tak bardzo boli cię mój brak ruchu na treningach.

Rachel wywróciła oczami, co widziałem nawet z odległości tych kilkunastu metrów. Wróciła na swoje miejsce z pogardliwą miną.

– Wiesz, że nie jesteś tu za karę, prawda? – odezwał się jeszcze. – To tyczy się wszystkich z was. Więc zacznijcie się przykładać, mamy tylko kilka dni. A skoro wasza koleżanka jest tak bardzo wyrywna... przećwiczymy cały układ.

O dziwo żadna z dziewczyn nie zaczęła przeciągle jęczeć, aby okazać swoją niechęć, a w zamian posłały blondynce wrogie, wyraźnie niezadowolone spojrzenia, co było dla mnie diabolicznie satysfakcjonujące.

Louis podszedł do odtwarzacza, zmieniając muzykę i westchnął, co widziałem jedynie po dynamicznym ruchu jego piersi. Uniosłem brwi, kiedy okazało się, że piosenka jest jedną z tych, którą dobrze znam. Przez to też, obserwując z zaciekawieniem ich układ zacząłem nieświadomie nucić, a nawet tupać prawą nogą w rytm melodii. Louis uśmiechnął się widząc to, zaraz później poprawiając jedną z koleżanek, gdy zrobiła błąd.

Wszystko wyglądało naprawdę dobrze i chociaż trwało tylko może półtora minuty układ był przepełniony krokami, które się nie powtarzały, wszystko tworzyło spójność i przede wszystkim zacząłem rozumieć, ile pracy wkładał w całość sam Louis.

– Wystarczy! – zawołał w pewnym momencie. – Ostatni rząd jest zupełnie do bani. Nie myślcie, że nie będzie was widać i macie używać mniej wysiłku niż reszta. Przód musi się trochę przesunąć, żeby środek miał miejsce i piramida musi być sprawniej zrobiona, mamy ograniczenie przez rytm muzyki. Jeśli nie wrócimy do poprzedniej pozycji wszystko się rozpadnie. Lewe skrzydła są jak najbardziej w porządku, prawe trochę opóźnione, ale wybaczę wam, trochę was zmęczyłem. Mam uwagi dla kilku osób, ale będę rozmawiał z wami na osobności. Resztę układu przećwiczymy innym razem. Dzisiaj mamy na widowni szpiega.

Rozsiadlem się na te słowa wygodniej na trybunach, gestem dwóch palców u dłoni pokazując żartobliwie, że miałem je na oku, na co one zachichotały w przesłodzony sposób.

Obrzydliwe. Chyba zacznę być gejem.

– Pięć minut odpoczynku i zasuwamy już z końcówką treningu! Widzicie jak krótko? – zaśmiał się, podchodząc od razu w moją stronę.

Zoe, która biegła za nim z dwoma butelkami wody niespodziewanie wskoczyła na jego plecy, co szatyn skwitował obscenicznym jękiem, zginając nogi w kolanach. Pokręciłem głową, czekając aż usiądą obok mnie i wtedy skomentowałem.

– Louis, naprawdę jakbym miał czapkę to ściągnąłbym ją w tej chwili dla ciebie – przyznałem szczerze, kiedy już usiedli. – Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że te wszystkie układy wymagają od was równie dużej pracy jak przygotowania sportowców do meczy.

– Miłe, że w końcu docenia to jakiś facet – uśmiechnęła się Zoe. Wręczyła przyjacielowi butelkę wody, a on z delikatnymi rumieńcami przyjął ją, biorąc kilka łyków.

– Boję się tylko, że Rachel coś wykręci. Jak nie na którymś treningu, to na występie – mruknęła, związując od nowa swoje włosy, które zniszczyły się pod wpływem tańca. – Zachowuje się jak żmija odkąd tylko Lou jest kapitanem.

– Bo jest zazdrosna – powiedział Louis, wzruszając pogardliwie ramionami. – Nawet w połowie nie ma takiej kondycji jak ja, nie mówiąc już o poziomie rozciągnięcia – po tym zbliżył butelkę do mokrych ust.

– Mam po prostu złe przeczucia... Zwłaszcza teraz.

– Co masz na myśli? – spytał.

– No, gdy wy dwaj kręcicie ze sobą – odparła całkiem prosto.

– Kręcimy? – bardziej spytał niż stwierdził szatyn, patrząc przy tym na mnie spod rzęs.

Ja jedynie uśmiechnąłem się promiennie, szybko schodząc na ziemię przez cios w ramię od ciemnoskórej, który otrzymał także Louis.

- Darujcie sobie i skupcie się na tym co mówię!

– Co mam ci powiedzieć? – sapnął, wykręcając głowę do tyłu. – Życzę jej, żeby ten podkład za dwieście dolców zważył jej się i wszedł w pory – wzruszył ramionami, kiedy wszyscy spojrzeliśmy na Rachel, która wyglądała jakby rzeczywiście coś knuła ze swoimi dwoma koleżankami.

– Dlaczego nie wyrzucisz jej z klubu? – spytałem.

– Bo jest za dobra – odpowiedział prosto. – To, że jestem od niej lepszy, nie znaczy, że ona jest zła, bo wręcz przeciwnie, w porównaniu do niej duża część lasek ssie.

– Niestety ma rację – westchnęła Zoe.

– Liam mógłby utożsamić się z twoimi problemami – oparłem łokcie na kolanach. – Ile gości jest w drużynie, których by wyjebał... ale grają zbyt dobrze i to byłby cios w kolano dla całej drużyny.

– Czasem w życiu trzeba dokonać poświęceń dla dobra ogółu – podsumował Tomlinson, biorąc sporego łyka wody. – Dobra. Idę przypudrować nosek, a gdy wrócę kończyny trening – oznajmił, następnie zostawiając mnie oraz przyjaciółkę samych na trybunach.

Zmarszczyłem brwi, czując na sobie intensywne spojrzenie i kiedy tylko odwróciłem twarz w kierunku ciemnoskórej, ta patrzyła na mnie przerażająco wielkimi oczyma i uśmiechem, który równał się z czymś wręcz psychicznym.

– Jezus, ty też? – jęknąłem męczeńsko, chowając na chwilę twarz w dłoniach. – Od rana moja siostra z Liam i Zayn nie dają mi spokoju, a teraz ty!

– Mów o co chodzi! – naawiała mnie.

– O ten tramwaj co nie chodzi.

– Styles! Pytam poważnie, chcę znać twoje intencje, bo jestem jak anioł stróż dla Louisa odkąd skończył czternaście lat i zaczął ubierać sukienki!

– No to grubo – cały czas z niej żartowałem, unikając w ostatniej chwili ponownego ciosu. – Możesz być spokojna, nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy, wręcz przeciwnie – zapewniłem ją spokojnie.

– Co masz na myśli mówiąc jebane "przeciwnie", gnoju? – zmrużyła oczy, jakby wyostrzając słowa.

– Polubiłem go i wydaje mi się, że on mnie też – wzruszyłem ramionami, chcąc pokazać jej, że moje intencje były jak najbardziej czyste. – Chciałbym go poznać, zobaczyć jak może potoczyć się nasza relacja, ale Jezu, nie chce brać z nim ślubu, więc uspokójcie się wszyscy, dobra?

Zoe zamyśliła się przez chwilę, zastanawiając się najpewniej, czy to co mówię jej się podoba.

– Jeszcze nie wiesz, jak łatwo go złamać... – stwierdziła, ostrożnym tonem głosu. – On ma mięciutkie serduszko jak szczeniaczek i wielu rzeczy nie pokazuje na zewnątrz, ale trzeba obchodzić się z nim delikatnie.

– Do tego zdążyłem w pewnym sensie dojść sam, zwłaszcza widząc go po jednej z akcji z tymi oblechami z jakimi mam treningi – westchnąłem. – Możesz być spokojna, nic mu nie będzie, nie ze mną.

– Nie będę się wtrącać pomiędzy was, ale jeśli zrobisz coś na jego niekorzyść nie będę miała na uwadze tego, że twoja buzia jest taka śliczna...

Przez chwilę myślałem, czy powinienem podziękować jej za ten specyficzny komplement, ale nie odezwałem się, ponieważ Louis zwołał dziewczyny. Zoe podeszła do odtwarzacza, włączając muzykę i wszyscy znów ustawili się na właściwych miejscach.

Po skończonej rozmowie z przyjaciółką szatyna mogłem się już rozluźnić i ponownie skupić na choreografii dziewczyn, a głównie zgrabnych ruchach Tomlinsona. Doprawdy, ruszał się on niesamowicie, z wielkimi pokładami zarówno kobiecości jak i specyficznej, dużo bardziej surowej dozy męskości, co wydawało się połączeniem idealnym.

W pewnej chwili, zaafiszowany jego wdziękiem, zmarszczyłem brwi, gdy podczas jego lądowania po zrobieniu przewrotu w powietrzu, Rachel stopą pchnęła materac, sprawiając, że Louis potknął się, lądując z głuchym odgłosem na plecach i przede wszystkim łokciu, który niebezpiecznie zderzył się z panelami. Podniosłem się, automatycznie zrywając do biegu, aby odnaleźć się przy szatynie.

On tak jak można było się spodziewać, wrzasnął przeciągle, momentalnie zwijając się na bok, dłonią obejmując zraniony łokieć. Dziewczyny okrążyły Louisa, w tym dwie z nich próbowały ocenić sytuację, podczas gdy Zoe gwałtownie rzuciła się na Rachel.

Między dziewczęcymi wrzaskami klęknąłem przy szatyna, łapiąc jego ramiona, by pomóc mu podciągnąć się do siadu i oprzeć o siebie.

– Gdzie cię boli? Łokieć? – spojrzałem na jego twarz, którą zmarszczył z wydętą wargą, kiwając głową.

– Muszę być sprawny na sobotę Harry! To boli, o-ouć... Uważaj – jęknął, gdy sięgnąłem po jego ramię, prostując kończynę.

– Ty obrzydliwa szmato! – przyjaciółka szatyna wrzasnęła na wyraźnie zlęknioną jej zachowaniem blondynkę. Zoe nie zdołała jednak nic jej zrobić przez trzy dziewczyny, które zaczęły ja przytrzymywać.

– Wydaje się tylko stłuczona, ale – prychnąłem – nie sądziłem, że jesteś aż tak nienormalna – zerknąłem tylko w kierunku blondynki, prędko skupiając całą uwagę na Louisie. – To nic poważnego, nie martw się. Sam lód powinien wystarczyć – położyłem dłoń w dole jego pleców, pocierając je.

– Mecz jest za ponad tydzień, a impreza w sobotę, ja nie mogę mieć chorej ręki – Louis brzmiał wręcz maniakalnie, kręcąc przy tym z rozpaczy głową.

– Spokojnie... – głaskałem jego plecy. – Chodź do pielęgniarki, pójdę z tobą.

Westchnął, wstając ociężale. Wszystkie dziewczyny oprócz Rachel i jej najlepszych koleżanek, które usunęły się na bok, wykazywały ogromne wsparcie, kierując w stronę Louisa pocieszające słowa i oferując pomoc. Louis uśmiechnął się w odpowiedzi, prosząc o zebranie jego rzeczy. Ruszyliśmy do pielęgniarki i chociaż sam miałem do czynienia z takimi przypadkami i byłem pewien, że ręka jest tylko trochę stłuczona, chciałem go uspokoić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro