rozdział dziewiętnasty; Harry nie jest tak idealny, jak go postrzegałeś.
Koniec końców zrobiłem tak, jak polecił mi Zayn i Liam. Nawet nie próbowałem kontaktować się z Harrym telefonicznie, co było trudniejsze niż przypuszczałem przez fakt, że od jakiegoś czasu przecież pisaliśmy ze sobą prawie non stop. Nie byłem w stanie słuchać mojej ulubionej muzyki, już nie wspominając o tym, jak drugiego dnia od jego zniknięcia, kiedy słuchałem albumu Lany, włączyło się "Ride", do którego Harry śpiewał w sylwestrową noc, w trakcie naszego zbliżenia.
Sam nie wiem, czego właściwie chciałem i co uważałem za słuszne. Nie wydawało mi się, żebym w jakikolwiek sposób żałował tego, co zapoczątkowałem z chłopakiem. W końcu on wniósł do mojego życia przez ten krótki odcinek czasowy wiele dobrych rzeczy. Dzięki niemu poczułem się lepiej sam ze sobą, jednocześnie zyskałem więcej pewności siebie, a z drugiej strony sprawiał, że czułem się po prostu... spokojniejszy. Dawał mi błogą stabilizację dopóki nie dochodziło do momentów, w których wszystko się sypało. Może gdybym od początku wiedział, że Harry ma jakieś problemy...
Och. Zaczynałem mieć tej sytuacji naprawdę powyżej uszu.
Zawsze śmieszyły mnie związki moich rówieśników, którzy sami sobie utrudniali życie, wchodząc w relacje z problematycznymi osobami. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że stałem się taką samą osobą z jakiej zawsze się wyśmiewałem. Może to wcale nie jest wina konkretnie samych tych nastolatków? Co jeśli spowodowane jest to po prostu naiwnością, niedojrzałością w wielu aspektach życia, jak i zwykłą niezaradnością w zachowaniu się w podobnych sytuacjach?
Mimo wszystko, nie mogłem się już wycofać, choćbym chciał. Musiałem teraz dopilnować, aby wszystko się naprawiło i w końcu porozmawiać z Harrym twarzą w twarz, gdy wreszcie wróci.
Tylko, że... nastał weekend.
A on wciąż się nie pojawił.
Mijał piąty dzień od kiedy Harry nie dawał nikomu znaku życia i to już absolutnie przestawało być w porządku. Gniew całkowicie mnie opuścił i prędko zastąpiła go doza zmartwienia. Kiedy starałem się szukać wsparcia w Liamie, który zawsze był najbliżej Harry'ego i był najbardziej opanowany z nas wszystkich, on również zaczynał mieć złe przeczucia. Nie chciałem przytłaczać siebie jak i przyjaciół czarnymi scenariuszami, ale przecież mogło zdarzyć się tak naprawdę wszystko.
Usłyszałem trąbnięcie zza okna, więc prędko potruchtałem na parter. Nie zauważyłem nawet Evelyn trzymającej rozgadaną Doris, stojącej zaraz obok mnie, kiedy wsuwałem na stopy znoszone tenisówki. Mimo, że wciąż mieliśmy ledwo początek stycznia, po zimie nie było już śladu. Piękny, śnieżny krajobraz został zastąpiony przez pochmurną szarość, bez cienia słońca, ani deszczu, zupełnie nijaką.
– Gdzie idziesz? – spytała miękko macocha. Wiedziałem, że martwiła się moim ciągłym, beznadziejnym samopoczuciem i starała się dawać mi dużo uwagi, nawet jeśli miała ręce pełne roboty przy młodszych dzieciach i pracy. To miłe, że wśród tego wszystkiego nieustannie byłem jej kolejnym, ważnym punktem.
– Musimy zacząć szukać Harry'ego. Liam i Zayn po mnie przyjechali.
– Och – tylko tyle była w stanie powiedzieć. Byłem jej dozgonnie wdzięczny, że nie naciskała, chociaż nie wiedziała dokładnie co działo się ze Stylesem. – Proszę, uważaj na siebie.
– Jasne – uśmiechnąłem się, po założeniu także lekkiej kurtki, podchodząc do niej, by pocałować jej policzek. – Będę z chłopakami, więc nie musisz się martwić.
– Pisz do mnie jeśli czegoś się dowiesz – poprosiła, gdy zerknąłem na rudą dziewczynkę, wiercącą się w ramionach mamy i wyciągającą do mnie rączki. Pogłaskałem jej buźkę, wzdychając. Po rzuceniu ostatniego spojrzenia przejętej Evelyn, prędko wyszedłem z domu, dochodząc do samochodu Payne'a. Przywitałem się z chłopakami, zajmując miejsce z tyłu.
– Odzywał się? – spytałem analogicznie.
– Nic a nic – westchnął ciężko Malik, a drugi z nich, siedzący za kierownicą Liam, jedynie pokręcił głową posyłając mi zamglone spojrzenie przez lusterko.
– Kurwa, nie mamy nawet żadnego punktu zaczepnego, czegokolwiek od czego możnaby zacząć – jęknąłem, ciągnąc za kosmyki własnych włosów.
Odruchowo sięgnąłem po komórkę, kolejny raz wybierając numer Harry'ego. Przystawiłem telefon do ucha, nasłuchując sygnału: pierwszego, drugiego, kolejnego i kolejnego. Miałem ochotę w nerwach wyrzucić telefon przez okno. Ten powtarzający się dźwięk przyprawiał mnie o uczucie szału.
– Nie sądzę, żeby wyjechał z miasta – Liam skrzyżował brwi w konsternacji, po zaciągnięciu sprzęgła wyjeżdżając w stronę centrum miasta. – Najpierw sprawdźmy hotele.
– Tak, na pewno podadzą ci pieprzone informacje o swoich gościach – Zayn spojrzał na swojego chłopaka, kręcąc ironicznie głową. – Przecież ich obowiązuje tajemnica w tym zakresie!
– Pojedźmy do Gemmy – zaproponowałem swój pomysł. – Ona zna go z nas wszystkich najlepiej.
– To strata czasu. Będziesz siedział z nią przy herbatce w chwili, gdy Harry może być w tarapatach?
Wytrzeszczyłem oczy. – A kto wczoraj powiedział, że przesadzam i nic mu nie jest?!
Zacząłem przekrzykiwać się z Zaynem, kiedy Liam, chcąc nas uspokoić, uderzył gwałtownie dłonią o kierownice, wprawiając nas w milczenie. Jego wściekłe spojrzenie wbiło mnie w fotel bardziej niż nacisk hamulca.
– Możemy chociaż rozejrzeć się po hotelach i poszukać jego auta – oznajmił z zaciśniętą szczęką. Był bliski stracenia swojej stoickiej cierpliwości. – Na pewno ta cała sytuacja nie zaowocuje skutkami jeśli będziemy niezgodni. Więc w porządku, najpierw zobaczmy jak się ma Gemma, później pokręcimy się po okolicy.
– W takim razie jedź szybciej – poklepałem ramię szatyna, a on jak na zawołanie nacisnął pedał gazu, odjeżdżając w odpowiednim kierunku.
Do końca drogi koncentrowałem się na wypatrywaniu pustych ulic, z nadzieją, że w pewnym momencie zobaczę Harry'ego w jednym kawałku, całego i zdrowego.
***
– Louis? Chłopaki? – zdziwienie Gemmy i następujące w zaskoczeniu słowa, były pierwszymi frazami, jakimi uraczyła nas starsza siostra Harry'ego, widząc nas u progu drzwi. – Co tu robicie?
Trzymałem ramiona zrzucone luźno po bokach ciała, wyrażając tym, jak bardzo bezsilnie się czuję. Dziewczyna bez zastanowienia wpuściła nas do mieszkania, poprawiając swój bawełniany sweter naciągnięty na barki.
– Chcieliśmy właściwie tylko porozmawiać. Może dasz nam jakieś znaki, które wskażą, gdzie mógłby podziewać się Harry – odparł Liam, gdy brunetka wprowadziła nas do ogromnego salonu; w tym momencie wywoływał we mnie mdłości. – W dodatku spędzasz z nim najwięcej czasu, więc może wiesz, dlaczego się tak zachowuje.
– Och, tak czułam... – niemal szepnęła. Dopiero teraz zobaczyłem, na jak zmęczoną wyglądała, z pewnością przez zniknięcie brata. – Obawiam się, że ja sama na wiele się wam nie zdam.
– Musisz coś wiedzieć – stałem uparcie, nawet gdy zaproponowano mi miejsce na kanapie. – Cokolwiek, co choć trochę nas naprowadzi.
– Może wydawać się, że powinnam, ale tak naprawdę od czasu wyprowadzki ja i Harry bardzo się mijamy – sięgnęła po kubek jakiegoś napoju leżący na stoliku kawowym i przysiadła na fotelu, obrzucając spojrzeniem ogień tlący się za szybą kominka. – Muszę naprawdę zapieprzać w robocie, żeby mieć pieniądze na utrzymanie domu, a to, jak od samego początku Harold dodatkowo się na mnie zamknął, zepchnęło naszą relację na poboczny tor. Naprawdę starałam się z nim rozmawiać, ale za każdym razem był jakby obojętny i... cały czas zamyślony? Nieobecny? Ciężko jest mi od niego wyciągać takie proste rzeczy jak chociażby co dzieję się w szkole, jak oceny, jak znajomi... Chociaż gdzieś w okolicy tego dużego meczu miałam wrażenie, że pomału do mnie wraca.
Widziałem jak Liam wyraźnie się nad czymś zastanawiał zanim z dużym wahaniem, ale jednak, spytał:
– Myślisz, że coś ukrywa?
Gemma zmrużyła oczy, ściskając w dłoniach gorące naczynie. – Jeśli masz na myśli, to co ja, to żywię szczerą nadzieję, że nie...
– Musimy to sprawdzić – postanowił. – Najlepiej u niego w pokoju. Może ma jakieś ważne papiery, które byłyby wskazówką? Cokolwiek.
– O czym wy do cholery mówicie? – momentalnie skrzywiłem się, zaciskając pięści w determinacji, gdy czułem się jednoznacznie pominięty w tej tajemniczej wymianie zdań. Dlaczego zachowywali się tak, jakby mnie tu nie było? Nawet Zayn wydawał się wiedzieć, o czym mówią, tylko ja czułem się jak ignorowany kretyn! – Proszę, muszę wiedzieć. Zależy mi na nim.
Cała trójka wymieniła się porozumiewawczymi, dość przygnębionymi spojrzeniami. Ostatecznie Gemma, splatając ze sobą palce swoich dłoni, wreszcie przeniosła swój wzrok na mnie.
– Harry miał problemy z narkotykami.
Nagle wiele rzeczy stało się jasne. Jego zmęczenie, pobudzenie, zmiany humoru, dziwne zachowanie? To wszystko mogło być skutkiem jakiś substancji narkotyzujących. Momentalnie poczułem, jak kolory odpłynęły z mojej twarzy.
– O-on na pewno nie bierze jeśli o to wam chodzi – pokręciłem dynamicznie głową. – Mówił, że ma coś złego za sobą, ale tego żałuje, więc nie posunąłby się do tego ponownie. Przecież spaliśmy razem i nie zauważyłem nic podej-
– Louis... – Zayn westchnął, kładąc dłoń na moim udzie. – Przejrzyj na oczy. Harry nie jest taki idealny, jak go postrzegałeś.
– Ale on chce się zmienić! Nie wróciłby do tego, mówił wielokrotnie, że wstydzi się tego, co kiedyś robił i kim był! – kręciłem merytorycznie głową, będąc naprawdę na granicy histerii.
– Louis... – Gemma położyła dłoń na moim kolanie. – Dla osoby uzależnionej rzucenie narkotyków od razu z dnia na dzień jest praktycznie niewykonalne. Jestem pewna, że jest z nim o niebo lepiej, przeszedł kilkutygodniowe leczenie, ale nie wierzę, że wtedy gdy zapewniał mnie, że jest całkowicie czysty mówił prawdę.
Cały czas kręciłem głową. – Nie ćpał. Nie mój Harry. Rozwiązanie musi być inne – podniosłem się gwałtownie, zostawiając za sobą przyjaciół, aby dłużej nie widzieli mnie w takim stanie. Otarłem swój policzek z samotnych łez, zdeterminowanym krokiem kierując się w stronę sypialni Harry'ego. Chciałem im udowodnić, że nic w nim nie znajdą. Cieszyłem się, że nie poszli za mną i ze spokojem rozejrzałem się po pomieszczeniu, myśląc o tym, co przeszukać w pierwszej kolejności.
Od razu zajrzałem pod łóżko, kierując się tym co widziałem w filmach i serialach, lecz gdy nie znalazłem pod nim nic z wyjątkiem kurzu, jakiejś koszulki i opaski do włosów, podniosłem się. Następnie wzrok swój ulokowałem na komodzie z szufladami. Z lekka niepewnymi ruchami zacząłem otwierać każdą po kolei, przerzucając w niej rzeczy rękoma. Ręczniki, bielizna, jakieś kosmetyki, biżuteria, nawet prezerwatywy, ale poza tym nic nadzwyczajnego. Aż w końcu zobaczyłem jakiś gruby, ciężki notatnik, który wyglądał całkiem charakterystycznie ze skórzaną, brązową, porysowaną okładką, na której również widniał niezbyt czytelny zapisek długopisem wyglądający jak cytat. Zmarszczyłem brwi, decydując się, że muszę naruszyć jego prywatność jeśli to sprawi, że coś tam znajdę. W środku w oczy rzuciły mi się wklejone bilety kinowe, kolejowe, nazwy jakiś filmów i w końcu kilka pomiętych fotografii. Wyglądały jak zdjęcia z dzieciństwa Harry'ego, co wywnioskowałem po podobiźnie chłopca wyglądającego zupełnie jak on. Na jednej z nich był przedstawiony z kobietą i mężczyzną, którzy musieli być jego rodzicami. Nie rozumiem tylko dlaczego je ukrył. Znalazłem również kilka numerów telefonicznych podpisanych różnymi inicjałami i nie wiedziałem, co one mogą oznaczać.
Na następnych stronach były już tylko zapiski podpisane datami. Rozchyliłem usta, dochodząc do wnioski, że trzymam w dłoni w rzeczy samej - pamiętnik. Notatki były podpisane rokiem 2017 i na początku nie było nic szczególnego oprócz rzeczy takich jak opis dnia, coś o szkole i jakiś kolegach. Później zauważyłem nagły przeskok. Rok zmienił się na 2019, ale wpisy były już tylko maksymalnie dwuzdaniowymi notatkami. Przewracałem kartki czytając tylko te, które mnie interesowały. Na ostatnich uzupełnionych stronach widniały tylko godziny. W większości były to poranki. Trzecia rano. Czwarta. Szósta trzydzieści. Ósma.
Na ostatniej zapisanej stronie pojawił się znów cytat: „Wake up early morning and they still under the sheets”.
Chwilę zajęło mi dojście do wniosku, że jest to przecież moja własna piosenka. Z szokiem zacisnąłem usta, odkładając zeszyt na swoje miejsce. Przerzuciłem stertę jakiś czasopism leżących na dnie ostatniej szuflady i kiedy miałem już się poddać, zauważyłem małą, schowaną między ubraniami, buteleczkę jakiś leków.
Wydałem z siebie przeciągłe i głośne westchnięcie, biorąc ja do ręki. To, że samych leków przeciwbólowych jak Ibuprom albo Diclac była przerażająca wręcz ilość nie przestraszyło mnie tak bardzo, jak Xanax. Jeden z najbardziej uzależniających leków do kurwy nędzy.
Poczułem, że musiałem usiąść przez to, jak słabo zrobiło mi się po zdaniu sobie sprawy z tego, że wszystko o czym mówili moi przyjaciele było prawdą. Harry, nawet jeśli obecnie nie był uzależniony od narkotyków, był zdecydowanym lekomanem.
Prędko zdecydowałem się za pomocą telefonu wygooglować działanie tych świństw. Wszystkie miały działanie głównie polegające na zbiciu bezsenności, jednak branie ich na własną rękę bez odpowiedniego dawkowania sprowadzało się do skutków ubocznych, takich jak wahania nastroju, osłabienie, podwyższenie ciśnienia, a nawet kurwa osłabienie pracy mięśni.
Chciałem podzielić się swoim odkryciem, wbiegając do salonu i kładąc kilka leków na stół.
– Harry nie bierze typowych narkotyków. Sądzę, że jest uzależniony od leków nasennych lub psychotropowych – oznajmiłem resztkami sił, cudem unikając zanoszenia się szlochem.
– Kurwa mać, Xanax?! - krzyknął Liam, biorąc te konkretne pastylki do ręki, uważnie im się przyglądając. – Czy on jest pojebany?!
– Gdzie to znalazłeś? – Gemma podpierała twarz na swojej dłoni, patrząc słabym wzrokiem na naprawdę ogromną ilość tabletek.
– Były schowane w jednej z szuflad, pod ubraniami.
– Najwięcej zużył tych czysto nasennych, więc może nie jest tak tragicznie – Zayn starał się tym razem nas wszystkich pocieszać, gnotąc w dłoni listek leków. – Słyszałem, że to dosyć powrzechne wśród byłych narkomanów. Zastępują uzależnienie czymś innym.
Westchnąłem. – J-ja już...
Przerwał mi jednak dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na przyjaciół wielkimi, wilgotnymi od emocji oczami, niezgrabnie przez prędkość swoich ruchów wyciągając komórkę z przedniej kieszeni dżinsów.
– To on! – oznajmiłem, powstrzymując się przed płaczem, kiedy przysiadłlem na rogu kanapy.
– Odbierz, szybko! – Liam, ze swoją trupią bladością, wyglądał jakby miał lada moment zemdleć, podobnie zresztą jak siostra Stylesa.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę, następnie włączając głośnik: – Halo, Harry? – odezwałem się jako pierwszy, z przerażeniem widząc jak bardzo trzęsły mi się dłonie.
– L-lou... tak bardzo przepraszam – odezwał się cicho, co sprawiło, że musiałem złapać dłonią swoją pierś, gdzie moje serce zdecydowanie nie biło w normalnym rytmie. – Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Dobrze, porozmawiamy – zgodziłem się, podrygując nogą. – Gdzie jesteś? – zapytałem spokojnym, aczkolwiek zdecydowanym tonem. Miałem wrażenie, że moje serce w każdej chwili jest gotowe wylecieć przez moje pieprzone gardło.
– W hotelu Best Western Peckham, ale czy moglibyśmy spotkać się w tym pobliskim parku? – spytał z dozą niepewności, ale również nadziei. – Wiesz gdzie to jest?
Nie sądziłem, że jest tak blisko. Gdybyśmy zdecydowali się poszukać go wcześniej, obeszłoby się bez tej całej paniki. Ale kto wie, czy także dowiedziałbym się tak szybko o tym, że Harry miał problemy z narkotykami i w dalszym ciągu dobrze z nich nie wyszedł? Teraz przynajmniej mogłem go z tym skonfrontować. Bez żadnych kłamstw i zbędnego gadania.
– Zaraz tam będę, proszę, czekaj na mnie – odezwałem się dużo słabszym głosem niż jeszcze przed chwilą.
Rozłączyłem się, sądząc, że jeszcze kilka sekund i mógłbym się rozpaść na kawałki. Spojrzałem się po przyjaciołach ze zmartwieniem.
– Zadzwonił do ciebie – odezwała się Gemma, ocierając twarz rękawem. – Doceń to, proszę... i czy mogę wymagać, żebyś spróbował nam pomóc?
– Nawet o niczym innym nie myślę – powiedziałem całkowicie szczerze, przecierając ostatni raz moje załzawione oczy. – Podwieźcie mnie tam, na co czekacie? – powiedziałem z naciskiem na drugą część zdania. – Tylko podwieźcie Zostańcie w aucie.
Piętnaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Mimo wcześniejszych zmartwień teraz nie stresowałem się zanadto. Wiedziałem, że to po prostu Harry, w dodatku Harry, który ma nadzieję, że go nie odrzuce i mu pomogę, a ja byłem w stanie stanąć na głowie, żeby był zawsze szczęśliwy. Liam zaparkował samochód dosłownie między jakimiś zaroślami, ponieważ chłopaki i siostra Styles uparli się, że muszą nas obserwować. Było mi to obojętne i chciałem tylko, żeby wszystko jak najszybciej skończyło się z pozytywnym skutkiem. Kroczyłem w stronę pustego parku, widząc na jednej z ławek Harry'ego. On zauważył mnie dopiero, gdy praktycznie przy nim stałem.
– Nigdy więcej tego nie rób – postanowiłem na sam początek przyjąć bardzo zdyskwalifikowaną postawę. Miałem przecież swoją godność i jeśli Harry chciał mnie odzyskać i pozostawić przy sobie na stałe, musiał się postarać. – Rozumiesz?
– Przepraszam – jego głowa czmychnęła w górę, ale nie chciałem wywoływać nad nin dominacji i prawie od razu usiadłem obok. – Miałem w tym cel, ale... to nie poszło po mojej myśli – oznajmił i zobaczyłem, że musiał zaniedbać się przez te zaledwie kilka dni.
– Jak mogłeś zostawić swoją siostrę? – patrzyłem na niego spod rzęs. – Przyjaciół? Mnie? Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się martwiliśmy. Jeśli potrzebowałeś przestrzeni, wystarczyło powiedzieć, a nie kurwa zniknąć bez śladu. Mało pojebów, którzy mogliby gdzieś zasztyletować cię w rowie chodzi po świecie?
– Wiem, wyszło beznadziejnie – przekręcił tułów bardziej w moją stronę. – Ale byłem większość czasu tutaj. Potrzebowałem, nie wiem, czegoś w stylu detoksu? I nie zbyt wziąłem pod uwagę was, i to okropnie egoistycznej, to również wiem, ale chciałem dla ciebie dobrze.
– Zastanów się nad tym czy ci na mnie zależy, czy po prostu chcesz mieć do kogo się przytulić i ewentualnie bzyknąć – mruknąłem. Miałem nadzieję, że moje słowa oddadzą to, jak bardzo czułem się zraniony przez te wszystkie dni milczenia.
– Nie używaj takich słów, nie pozwalam ci. Doskonale wiesz, że mi na tobie zależy! – wydawał się wzburzony moim stwierdzeniem. – Zrozum, Louis, że to właśnie dlatego chciałem się wycofać. Miałem nadzieję, że sam zrozumiesz, że... – wzruszył ramionami. – Nie chciałem być dla ciebie toksyczny.
– Jeśli teraz, w tej chwili nie powiesz mi wszystkiego, a tym samym nie wytłumaczysz mi, dlaczego tak bardzo boisz się wszelakich relacji, stracisz mnie – powiedziałem poważnym, drżącym tonem głosu. – Nie będę żył w kłamstwie, gdy wszyscy oprócz mnie wiedzą o co chodzi.
– Dlatego chciałem się spotkać – przymrużył ciężkie powieki. – Opowiem ci o wszystkim, obiecuję, a po tym zostawię decyzję tobie. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał ze mną być.
– Dobrze – uspokoiłem się. Teraz, gdy wiedziałem już z jakim problemem się zmaga, byłem ciekaw, czy powie prawdę. Jeśli nie, to dla mnie ostateczny koniec.
Chłopak wziął głęboki oddech, przez pierwsze sekundy patrząc na coś przed sobą, zanim w końcu wydusił z siebie pierwsze słowa. – Jestem ćpunem. Mimo, że już nie biorę tych najcięższych gówien, w dalszym ciągu łykam zwykłe leki w zdecydowanie nieodpowiednich ilościach – to jak wielki wstyd było widać w jego mimice i języku ciała, sprawiał, że sam czułem się mocno niekomfortowo.
Miałem ochotę popłakać się, tylko przez obserwowanie jego twarzy.
W tej samej chwili poczułem ulgę. Harry postanowił być ze mną szczery, to znaczyło więcej niż sam myślał.
– Jak- jak do tego doszło? – spytałem, splatając dłonie wokół brzucha, jakbym miał zaraz zwymiotować.
– Kiedy miałem szesnaście lat, moja rodzina stała się dosyć patologiczna – cały czas bawił się swoimi pierścionkami, na moich również skupiając swój wzrok. – Matka nie kryła momentu, gdy zaczęła się puszczać. Sprowadzała facetów w każdej możliwej okazji, gdy tylko ojciec wyjeżdżał na jakieś delegacje. Ale nigdy nie myślałem o nim jako o tym biednym, źle potraktowanym, bo zdecydowanie nie jest również niewinny i kto wie, co on tam robił. Zawsze był kawałem skurwysyna i z resztą obydwoje byli w tym czasie popieprzeni. Gdy się kłócili, kilka razy demolowali mieszkanie i wrzeszczeli na siebie w taki sposób, że po prostu musiałem uciekać z domu – parsknął zgorzkniale. – Ich relacja opierała się tylko na wspólnym biznesie. Firma, której są założycielami osiągnęła naprawdę dużo i pewnie nie chcieli zwracać uwagi na swoją prywatę, robiąc niepotrzebny szum wokół siebie gdyby chcieli się rozwieść. Więc to trwało naprawdę wiele lat aż do, uch... 2018 roku? Tak sądzę. Myślę, że to dotknęło mnie naprawdę mocno, jakby się we mnie kumulowało. Chciałem mieć po prostu normalną rodzinę, sam rozumiesz. Wtedy ja, Gemma i mama wyprowadziliśmy się na drugi koniec północnej części Wielkiej Brytanii. No i tam właśnie trafiłem na ludzi, których styl życia przyciągnął mnie do siebie. Wydawali mi się tacy bezproblemowi, wolałem mieć ich, niż nikogo. Aż w końcu po dłuższych staraniach ustąpiłem swoim zasadom moralności i zacząłem z nimi brać. Nigdy nie w takim stopniu jak oni. Właściwie nigdy nie czułem się uzależniony, to był tylko sposób na to, żeby przyćmić te gorsze myśli. To był okres w moim życiu, gdy uważałem, że nic oprócz tego nie może mi pomóc, bo chciałem tylko na moment poczuć się lepiej. – Zachowywałem się tak, że będę czuł przez to wstyd już przez resztę mojego życia – wzdrygnal się na samą myśl. – Już pomijając fakt, że po prostu brałem narkotyki, byłem jak męska dziwka, schlebiał mi szum, jaki dziewczyny robiły wokół mnie i wykorzystywałem to. Moi znajomi przez to, jak głupie rzeczy robiłem na imprezach zebrali parę zdjęć i filmików, którymi mnie szantażowali, żebym na przykład kradł dla nich pieniądze na prochy. Raz zabrałem nawet portfel nauczycielki, przez co nie umiałem nawet na nią patrzeć przez wyrzuty sumienia.
Nachyliłem się dyskretnie, żeby widzieć chociaż mały fragment jego twarzy, ale cała była przysłonięta gęstymi włosami, kiedy nachylał się do przodu.
– W końcu jednego razu mi się dostało i ktoś doniósł na całą moją ekipę. Mogłem trafić do paki za sprzedawanie kokainy – przełknął ciężko ślinę, w końcu delikatnie się prostując. – To nie było nawet moje, naprawdę nie chciałem tego robić, ale tamci wtedy mną manipulowali i po prostu... właściwie to gówno zmienia, bo... robiłem to. I nic innego nie ma znaczenia. Nie powinienem szukać dla siebie usprawiedliwień.
Przerwał, nabierając powietrza, po czym niemal wypluł z największym jak dotąd żalem:
– Moja własna matka nie chciała mi pomóc – jego głos teraz wyraźnie zacisnął się. – Kiedy złapali mnie, przyszła tylko, żeby powiedzieć, że zawiodła się na mnie i właściwie zupełnie wyrzekła się mnie – pociągnął nosem. – Gdybym nie mógł tak bardzo polegać na ojcu, który mnie wyciągnął, naprawdę skończyłbym na wyroku. Ale właśnie chyba ta sytuacja złamała mnie najbardziej, kiedy przyszła na komisariat i gdy myślałem, że po daniu kazania powie "wyciągnę cię stąd", odwróciła się i odeszła. Miała gdzieś mój los. Pewnie pomyślała, że na to zasłużyłem.
– Harry... – westchnąłem, kładąc dłoń na jego plecach, by poczuł w ten sposób wsparcie z mojej strony. Musiałem resztkami sił powstrzymywać się przed rzuceniem na niego.
– Dlatego właśnie zmieniłem szkołę – kontynuował, nie zbaczając na mnie. – Nie kłamałem za bardzo mówiąc, że zrobiłem to przez problemy w tamtej placówce, ale raczej nie spodziewałeś się czegoś takiego – zaśmiał się cierpko.
Oczekiwałem, że Harry chce dodać coś jeszcze, jednak gdy nic takiego się nie stało, postanowiłem przemówić.
– Kochanie, to co działo się wtedy nie czyni cię absolutnie złym człowiekiem – zacząłem jowialnym tonem, kładąc dłoń na jego policzku, by zwrócić na siebie jego uwagę.
– Jak to nie? – spytał z lekkim drżeniem głosu, zgrabnie unikając mojego spojrzenia. – Przecież jestem zły. Zwłaszcza, że nawet jeśli wyleczyłem się z narkotyków to zacząłem brać te nasenne, bo zupełnie nie pomagały mi w takiej normalnej dawcę, więc zacząłem brać po więcej i teraz dopiero zauważam jak beznadziejnie na mnie działają.
– Wiem. O wszystkim już wiem – skinąłem głową, wiedząc, że po tym jak chłopak tak bardzo się przede mną otworzył, ja również nie mogłem go okłamywać. – Byłem w twoim pokoju i widziałem te tabletki... Przepraszam, wiem, że nie powinienem był, ale tak się bałem...
Dopiero tym skłoniłem go do tego, żeby na mnie spojrzał.
– Nie gniewam się – powiedział ciężko, biorąc chwiejny oddech. – Kiedy zauważyłem, że coś jest znowu nie tak naprawdę chciałem powiedzieć Gemmie. Ale ona... tak dużo dla mnie zrobiła- i robi – podkreślił. – Nie chciałem jej zawieść.
– Ilekroć czujesz się źle sam ze sobą, powinieneś mówić o tym osobom, które się o ciebie troszczą, uwierz, że gdy tylko się komuś zwierzysz, jest lepiej – zapewniałem, głaszcząc opuszkami kciuków jego policzki. – Wszyscy czasem potrzebujemy pomocy. Bez względu na to, jacy jesteśmy silni. Z niektórymi sytuacjami nie sposób się uporać w pojedynkę. A to, że podjąłeś w swoim życiu kilka złych decyzji, nie sprawia, że do końca swoich dni musisz płacić za te błędy. Teraz możesz być dobry i myślę, że taki jesteś. Wiem to, bo widzę twój stosunek do kilku bardzo istotnych kwestii, do ludzi, do zwierząt i natury... do mnie – zachichotałem. – Możesz być najlepszą wersją siebie.
Obserwowałem jak powoli mięśnie jego twarzy rozluźniają się, a jego spierzchnięte warga powoli przestaje drżeć.
– Nie chciałem być dla ciebie toksyczny – powtórzył któryś już raz. – Byłem przytłoczony tym, co mi dawałeś w zamian otrzymując kompletny bałagan, którym jestem. Zasługujesz na więcej i po prostu... chciałem się od ciebie odsunąć żebyś to zrozumiał.
– Uzyskałeś efekt dokładnie odwrotny swoim zamiarom – parsknąłem, kręcąc głową na irracjonalizm całokształtu tej sytuacji. – Harry, zrozum, moje życie po tym, gdy zniknąłeś na te kilka dni w ogóle straciło sens. Nie byłem w stanie nawet słuchać muzyki, która zawsze poprawiała mi humor, bo przypominała mi, jak bardzo za tobą tęsknię!
Rozchylił wargi, otykając opuszkami palców mojej dłoni, która leżała na jego policzku. Wyglądał jak skołowany, mały chłopiec, a wyraz jego porcelanowej buzi wskazywał zmartwienie, jakby nie mógł uwierzyć, że to, co mówię jest prawdą. Nie mój uwierzyć, że naprawdę się dla mnie liczy. Przemawiała przez niego nieufność i wiedziałem, że kilka słów nie wystarczy, by mi uwierzył.
– Nie kontroluję tego, jak się zachowuję – odparł patrząc mi w oczy. – Mimowolnie cię ranie.
– Obiecuję, że jeśli naprawdę otworzysz się na współpracę, pomogę ci całkowicie odstawić ten syf. Zwłaszcza, że oboje wiemy, że nie były to tylko leki nasenne albo przeciwbólowe – spojrzałem na niego znacząco.
– Naprawdę chciałem tylko... zasnąć – uparł się. Chciałem mu wierzyć. – Nie miałem na myśli nic złego, obiecuję.
Uśmiechnąłem się smutno, kiwając powoli głową. Nachyliłem się, żeby pocałować czule jego czoło i ogarnąłem kosmyk włosów. Rolę się odwróciły i to teraz on, pokazując mi swoje prawdziwe oblicze, zmalał w moich ramionach pozwalając swojej prawdziwej, delikatnej kreaturze odsłonić się pod naciskiem ciężkiej, znieczulonej maski, do której się przywiązał. Teraz nie musiał już zgrywać bezuczuciowego i odpornego na każde pociski. Przy mnie nie musiał udawać.
– Znajdziemy kogoś, kto ci pomoże – pocieszałem go. – Sam korzystałem z pomocy psychiatro-terapeuty i wiem, że to dobra droga na nowy początek.
– Dziękuję – powiedział, mocno mnie obejmując i całując przy tym w policzek. – Naprawdę, jesteś wspaniały i nie zasługuję na ciebie. Dlaczego ty nadal nie uciekłeś? – pokręcił głową z gorzkim śmiechem.
Wtedy też ja, zwinąłem kilka jego kędziorków w okół moich palców, patrząc na bruneta z uśmiechem, gdy odważyłem się powiedzieć: – Bo się w tobie zakochałem, głupku.
Harry odsunął się i patrzył na mnie przez chwilę jakby oczekiwał, że moje słowa okażą się żartem, ale mi nie było do śmiechu, bo mówiłem całkowicie poważnie, pozwalając kącikom moich ust unieść się w górę. Kiedy zrozumiał moją powagę, coś w jego oku rozbłysło i odwzajemnił mój gest.
– Więc postaram się to doceniać, bo sądzę, że mogę być na tej samej drodze – odparł, dłużej nie walcząc z uśmiechem.
Momentalnie rozpromieniłem się, obejmując szyję chłopaka dłońmi, zbliżając się do jego twarzy, aby pocałować jego spękane od zimna usta. Gdy tylko odwzajemnił mój pocałunek, całe moje wnętrze oblała olbrzymia fala ulgi. Tym drobnym aktem zapieczętowaliśmy coś nowego. Teraz wszystko mogło wyglądać inaczej, bez sekretów i bez kłamstw. W końcu mogliśmy zacząć budować coś całkowicie stabilnego.
– Wszyscy bardzo się martwili – szepnąłem po delikatnym odsunięciu się, łącząc nasze dłonie. – Powinieneś wrócić do domu.
– Mam pokój jeszcze na tę noc. Po niej wrócę – oznajmij z determinacją.
– Czy... – przygryzłem wnętrze policzka, zastanawiając się chwilę nad tym, czy dokończyć zdanie. – Czy mogę spędzić tę noc z tobą? Nie wiem jak mam teraz po tym wszystkim cię zostawić, po tym jak długo z tobą nie rozmawiałem i nie czułem twojego dotyku...
– Bardzo bym tego chciał – przyznał, mrużąc oczy i schował twarz w mojej szyi, obejmując mnie w talii. Pozwoliłlem zmęczonym powiekom opaść, wówczas decydując się na wysłanie wiadomość do chłopaków i Evelyn, żeby dać im znak, że jest w porządku i zostanę z Harrym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro