Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dziesiąty; Dajcie nam mikrofon!

Właściwie byłem całkiem pewny siebie, co nie zmieniło się nawet wtedy, gdy siedziałem już w autobusie. Problemy nadeszły, kiedy musiałem z niego wysiąść. Przed szkołą już zbierała się masa znajomych kreatur, a ja nagle poczułem się słabo. Wyciągnąłem papierosa, postanawiając że to dobry sposób na odstresowanie się. W międzyczasie odpisałem Zaynowi z oznajmieniem, że musimy porozmawiać, gdy tylko spotkamy się na długiej przerwie. Sprawdziłem też, czy nie mam żadnej wiadomości od Harry'ego. Niestety... A co jeśli odstraszyłem go wczorajszym wydarzeniem? Albo może on wcale nie chciał mnie pocałować, tylko tak po prostu zerknął na moje usta? Cóż, nawet jeśli moje zachowanie go nie wystraszyło, mój dzisiejszy wygląd powinien dokończyć dzieło, ale mimo wszystko chciałem by mnie zobaczył. Była to dobra chwila, by przekonać się, jak tak naprawdę na mnie patrzy.

Stwierdziłem, że palenie papierosa to jednak niezbyt trafny sposób, bo teraz miałem paskudny oddech.

Nie dość, że wyglądam jak menel, to jeszcze śmierdzący.

Wiem, że wyolbrzymiałem całą sytuację, bo właściwie moje ubrania wciąż były ładne, a z twarzy też jestem dobrą dupą, ale po prostu byłem obsrany niecodziennymi okolicznościami. Wyrzuciłem niedopałek, biorąc gumy arbuzowe do buzi i spryskałem się miniaturowym perfumem, który nosiłem w torebce. Kiedy zacząłem iść przed siebie, ludzie mijali mnie z dziwnymi spojrzeniami. Zacząłem czuć się słabo, więc teraz naciagnąłem kaptur bardziej na twarz i otworzyłem ciężkie drzwi.

– Hej, Louis!

– O nie... – jak na złość akurat musiał pojawić się Harry, którego zobaczyć oczekiwałem jak najpóźniej, dopiero gdy przyzwyczaję się do nowej sytuacji. Jak w ogóle rozpoznał mnie w tych ciuchach?!

– Um... Hi! – zrobiłem krok w przód i przez to, że nic nie widziałem wpadłem na wyrzeźbiony tors.

– Oops! Wszystko okej? – zaśmiał się, kładąc dłoń na mojej tali. – Powinieneś zdjął kaptur z oczu.

– Nie mogę... – jęknąłem, bardziej pochylając głowę.

– A to dlaczego? – słyszałem w jego głosie ogrom konsternacji.

– Bo jestem chory i nie mogę ci się tak pokazać...

– Nie brzmisz na chorego...

– Dostałem uczulenia. Na twarzy i całym ciele. Dlatego tak wyglądam, i um. Właśnie tak – kaszlnąłem kilka razy.

– Coś ci nie wierzę – przyznał szczerze Harry, kładąc palec pod moją brodą, unosząc w ten sposób moją twarz do góry, przez co i sam kaptur osunął się do tyłu. Zamknąłem oczy, nie chcąc widzieć jego reakcji.

Czułem jak kładzie kolejno obie dłonie wypełniając nimi moje policzki. Dosłownie ich ciężar i ciepło były dla mnie bardziej niż idealne. Westchnąłem, gdy prychnął, miękkim oddechem łaskoczący moją twarz.

– Kłamca. Wyglądasz normalnie. Możesz otworzyć oczy?

Spełniłem jego prośbę, robiąc przy tym głupią minę z zezem, jeszcze bardziej w ten sposób rozśmieszając bruneta, który potarł kciukami skórę, zanim niestety dla mnie zabrał dłonie.

– Nie jestem wymalowany po raz pierwszy od bardzo dawna – przewróciłem oczami.

– Wyglądasz zupełnie uroczo – brunet włożył dłonie do kieszeni spodni, przekręcając głowę jak skołowany szczeniaczek. – Młodziej... Wciąż seksownie. Naprawdę seksownie – zmienił ton na ostentacyjnie filuterny, sprawiając, że zaśmiałem się.

– Taaa... – przeciągnąłem.

– Wątpisz w to? – zmrużył oczy.

– Nie, ale nie ukrywam, że wykracza to odrobinę poza moją strefę komfortu...

– Coś się stało? – błysk w jego oku trochę mnie uspokoił, bo wyglądało na to, że w tej odsłonie również mu się podobam.

– To trochę skomplikowane i nie zdążę ci wszystkiego powiedzieć. Kazałem Zaynowi przyjść na stołówkę na długiej przerwie, więc pewnie wtedy się spotkamy.

– Przestań. Zostało do lekcji jeszcze dobre pięć minut – przypomniał mi chłopak. – Mam czas, a widzę, że coś się stało, więc powiedz mi i może będzie lepiej?

Przymknąłem powieki, wypuszczając spomiędzy swoich ust sapnięcie, przystając w końcu na jego propozycję. Skinąłem głową na wolną ławkę, więc szybko przysiedliśmy tam i odwróciłem się w jego kierunku.

– Rodzice dowiedzieli się o tym, co mnie tutaj spotyka poprzez bójkę Lottie. Pobiła się z siostrą Mike'a.

– Co ty gadasz? – oczy Stylesa się powiększyły, później błyszczący z ekscytacji. – Wygrała chociaż?

– To nie jest teraz ważne, Harold – zaśmiałem się lakonicznie. – W każdym razie, tata był tak zdenerwowany tym, jak ludzie w szkole mnie traktują, że postanowił, że mam wyglądać w szkole... skromniej.

Harry zamrugał, robiąc różne miny, podczas gdy myślał o logice tego, co mu powiedziałem.

– Hm... Z jednej strony rozumiem to, z drugiej nie jestem przekonany.

– Mam takie same odczucia – przyznałem, bawiąc się palcami. – To zabrzmiało w pierwszej chwili tak, jakby próbowali mnie uciszyć i wmówić w pewien sposób, że to ofiara ma się wstydzić, a nie te zboki...

– Tak, ale nie o to chodzi, prawda?

Pokręciłem głową. – Absolutnie. Tata mnie chroni. Rozumiem jego gniew i teraz wiem, że powinienem powiedzieć mu o wszystkim od razu, ale wstydziłem się. W dodatku on jest bardzo wrażliwy odkąd mama zmarła. Szkoda się rozgadywać.

– Louis... – widziałem jak przez moje słowa mina starszego nabrała diametralnie więcej powagi. – Tak mi przykro, nie wiedziałem.

– To nie jest coś, czym ktoś mógłbym się chwalić – zaśmiałem się gorzko.

– Nie spodziewałem się, że tak wesoła osoba mogła przeżyć coś tak strasznego.

– Teraz wszystko się ułożyło – wzruszyłem ramionami. – Nie lubię o tym gadać, powiedz lepiej, dlaczego nie dostałem od wczoraj żadnej wiadomości. Na grupie też nikt się nie udzielał.

– Myślę, że wszyscy są skupieni na meczu – stwierdził Styles. – Ja sam osobiście nie zwróciłem uwagi na ten brak aktywności, bo uczyłem się na test z historii – wzruszył ramionami.

– Cholera, angielski! Powinienem coś powtórzyć! – spanikowałem nagle, podnosząc się na równe nogi. – Dzięki za rozmowę H, to dużo dla mnie znaczy, ale muszę lecieć – cmoknąłem policzek Harry'ego, znikając w głębi korytarza szkolnego.

Musiałem się wyluzować, bo czułem jak osiwieje w wieku siedemnastu lat, gdy dłużej tak będzie.

***

Sobota nadeszła szybciej niż przeczuwałem. Byłem pewny siebie i dziewczyn przed naszym występem, który miał zapoczątkować dzisiejsze wydarzenie, ale z drugiej strony tuż przed samym wejściem towarzyszyła mi odczuwalna nuta stresu. W końcu nie mogłem być pewny w stu procentach, czy aby na pewno wszystko pójdzie tak, jak w planie, zwłaszcza że jestem pieprzonym perfekcjonistą, co nie zawsze uważałem za cechę.

W tym czasie dni mijały szybko, przyzwyczaiłem się do braku makijażu i swoich pstrokatych ubrań, a już dwa dni temu tata dał mi z tym spokój. Obiecałem, że już nigdy nie będę się tak odzywać w kłótni i zawsze będę z nim szczery mówiąc o wszystkim, jeśli coś byłoby nie tak.

Obserwowałem z biegiem czasu, jak związek mojego przyjaciela kwitnie. Zayn stawał się przy Liamie łagodny jak baranek, mniej wulgarny i czułem, że po prostu dojrzewa. Jego chłopak potrafił go skutecznie ściągnąć na ziemię, działając na Malika uspokajająco jak nic innego, wspierał go we wszystkim, natomiast Liam w końcu wyluzował i zaczął częściej się uśmiechać i śmiać z głupot... momentami okropnie im zazdrościłem tej sielanki. Chociaż nie miałem na co narzekać, bo przez ostatni tydzień podczas czego dużo spotykałem się z Harrym w szkole, później po pracy i czasem na treningach, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Przełomowy moment nastał kiedy w końcu (!) wymieniliśmy się swoimi numerami telefonów i zaczęliśmy ze sobą nałogowo sms-ować, o najmniejszych głupotach, czasem nawet o bardzo późnych porach. I chociaż przeważnie rozmowy te były bardzo krótkie, dla mnie znaczenie miały najmniejsze gesty Harry'ego pokazujące, że darzy mnie sympatią.

Widziałem też niemal każdego dnia, z jaką zazdrością obserwuje mnie połowa szkoły, zwłaszcza damska jej część, co było naprawdę zabawne i robiło mi dzień.

– Jak się czujecie? – zagadnąłem pierwsze, obecne w szatni dziewczyny, które miały razem ze mną i Zoe brać udział w naszej manifestacji.

– Ja denerwuję się jak nigdy... – przyznała Cindy, przygryzając wnętrze policzka.

– Rozpoczęciem czy zakończeniem? – spytałem, przeglądając się w małym lusterku Zoe. Stałem nad dziewczynami, które wypełniały ławki, dopełniając swoje stylizacje i robiąc wszystko, by się odstresować.

– Zakończeniem bardziej. Co, jeśli reszta szkoły nas nie poprze?

– Dyrektor tak nie zostawi tej sprawy – powiedziałem pewnie. – Nieważne jaka będzie reakcja będzie chciał mówić ze mną prywatnie i uwierzcie, po tej rozmowie zostaną podjęte odpowiednie kroki. Tam będą ważne osoby z całego miasta!

– Rozpieprzymy to, czyż nie? – Zoe uśmiechnęła się, wygładzajac swoją spódniczkę. Nowe stroje były cudowne. Czerwone, brokatowe, z wycięcięm na brzuchu... Chciałem, żeby Harry już zobaczył mnie w tym wydaniu. Dzisiaj widzieliśmy się tylko chwilkę. Ale wczoraj... Wczoraj nasza rozmowa zaczęła zmierzać na niebezpieczny tor... bardzo sensualny.  Lecz to nie temat na teraz. Boże, moje myśli są takie chaotyczne!

– Zayn pewnie napisał – mruknąłem do niej, sięgając po telefon leżący na parapecie. – O nie, to jednak Harry – uśmiechnąłem się, zerkając na Rachel, której wzrok wlepiony w buta, którego wiązała diametralnie się zmienił. – Czekają przed halą. Chcą się spotkać przed meczem, idziemy?

– Pewnie! – zawołała Zoe, zostawiając swoją torbę na wieszaku, wcześniej zdejmując bluzą z kapturem.

Po tym jak złapała mnie pod łokieć, zostawiliśmy swoje koleżanki, kierując się do wejścia na salę, gdzie rzeczywiście stał już ubrany w odpowiedni strój Styles.

– Jest słodki i seksowny jednocześnie, prawda? – westchnąłem, na co Zoe zachichotała, wspominając o minach Rachel, które ta robi słysząc, jak mówię o Stylesie. Harry wydawał się tak skupiony nad własnymi myślami, iż nawet nie spojrzał w moim kierunku. Odwrócił się dopiero, gdy dotknąłem jego ramienia, po zwróceniu na siebie uwagi, obracając się wokół własnej osi. Chłopak zagwizdał przeciągle, patrząc na nasze stroje, następnie poruszając brwiami.

– I jak ja mam się potem skupić na grze, po tym, kiedy zobaczę jak tańczysz w tym... – udawał załamanego.

Zaśmiałem się, robiąc to najbardziej uroczo, jak tylko mogłem.

– Hej, Mark – zwróciłem uwagę chłopaka z pierwszej klasy, który cały czas przesiadywał na telefonie. – Zrób nam zdjęcie i prześlij na fejsie, okej? Ustawmy się wszyscy- och, Liam, przestań ssać usta Zayna na mały moment, co?

– Louis? Jesteś tu? – dopiero kiedy ich twarze się oderwały, zauważyli moją obecność. Przewróciłem oczami, wraz z Zoe wpychając się między nich. Po swojej prawej miałem Harry'ego, a po lewej Zayna.

Udawałem, że nie czuję, jak pod koniec robionego zdjęcia Harry delikatnie kładzie dłoń na moim pośladku.

– Jesteśmy jak te wszystkie wkurwiające grupki przyjaciół z filmów i seriali – uznałem z szerokim uśmiechem. – Piękni i w dodatku sportowcy oraz cheerleaderki.

– I to ja niby jestem narcyzem? – Malik prychnął.

– Pozwól mi być narcyzem w ten jeden dzień, kiedy ekscytuję się najmniejszą rzeczą, bo mam zajebisty humor – dźgnąłem go w klatkę piersiową. – O Boże, to się zaczyna? – usłyszałem głos dyrektora, który wskazywał na to, że za chwilę wszyscy będą musieli wejść na salę i zająć miejsce. Były osobne trybuny dla ludzi oglądający, a osobne dla graczy i cheerlederek. – Nie jestem gotowy!

– Okej, teraz kop w dupę dla dobrej gry – postanowiła moja przyjaciółka, rzecz jasna zaczynając ode mnie, kiedy najmniej się tego spodziewałem, sprawiając, że zawyłem cicho z bólu.

Krzyczałem, że jej nienawidzę, gdy dała kopniaki już każdemu z nas.

– Szczerze, pragnę żebyście ich rozjebali na łopatki, bo w tamtym roku strasznie cwaniakowali, a ich cheerleaderki to zazdrosne ścierwo-pierdy – powiedziałem, zaczynając się stresować, dlatego doznałem wulgarnego słowotoku.

Po kilku chwilach bezczynnego stania, podczas gdy Zayn starał się mnie pocieszać i odstresować, dyrektor wywołał najpierw naszą grupę cheerlederek. Ruszyliśmy, zajmując miejsca na środku hali.

– A teraz, chciałbym przedstawić drużynę koszykarzy reprezentującą naszą szkołę, których kapitanem jest Liam Payne! – zawołał, a ja i dziewczyny jako doping przedstawiliśmy krótką rymowankę motywacyjną, gdy chłopaki wchodzili na trybuny. Na koniec tego machnęliśmy pomponami, robiąc wyrzut nogą. Uśmiechnąłem się, kiedy ta mała rzecz spotkała się z oklaskami.

A dopiero teraz miał nadejść nasz taniec. Zebrałem dziewczyny w ciasne kółko, gdy trener nas przedstawiał, zaznaczając moje nazwisko, ale udałem, że nie zwróciłem na to uwagi.

– Któraś potrzebuje jakiejś pomocy? Pamiętacie kroki? – ścisnęliśmy się, kładąc dłonie na swoim ramionach. – Więc powiem tylko, żebyście dały z siebie wszystko. Pamiętajcie, że robicie to, co kochacie, dlatego dajcie z siebie więcej niż sto procent, ale nie spinajcie tyłków i dużo się uśmiechajcie.

One jedynie w odpowiedzi pokiwali głowami, kiedy dyrektor powiedział uroczyście, aby widownia zwróciła już całą swoją uwagę na naszym tańcu, a wtedy ustawiliśmy się wyczekując muzyki. Gdy nareszcie rozbrzmiała z głośników, poruszyłem się jako pierwszy, rozpoczynając w ten sposób układ z szerokim, zachęcającym uśmiechem.

Taniec był rzeczą, w której mogłem pokazywać siebie: nie tylko eksponować ciało i talent, ale wprowadzać w każdy ruch emocje. Starałem się wykonywać kroki intensywnie. To mój pierwszy występ odkąd jestem kapitanem klubu cherlederskiego i pierwszy raz, gdy ja i jedenaście dziewczyny tańczymy moją choreografię, którą tworzyłem cały rok.

Każda najdrobniejsza poprawka była procesem tworzenia. To takie wielkie wydarzenie!

Po wstępie, który stworzył głos Lany Del Rey i piosenka "Brooklyn Baby", gdzie główne kroki były elementami baletu i tańca nowoczesnego, nagle, co było zaskoczeniem dla wszystkich, piosenka zmieniła się na „Don't Call Me Angel” od Ariany Grande. Tworzyliśmy różne figury, machaliśmy krągłościami i łączyliśmy style. To wszystko działo się z zabawą.

Finałem była piramida, na której szczycie stanęła najdrobniejsza dziewczyna z drużyny. Zrobiła ostatni, kończący cały układ wymach nogą idealnie z ostatnim rytmem piosenki.

Rozejrzałem się po tłumie ludzi, którzy wiwatowali, i szczerze? Pierwszy raz w życiu poczułem się tak doceniony. Niby mam tylko siedemnaście lat (rocznikowo osiemnaście), przeżyłem wiele chwil, ale jeśli chodzi o taniec, mimo wielu występów ten został najbardziej nagrodzony.

Poczułem się znowu jak wtedy, gdy jako dziesięciolatek ubrałem pierwszy raz spódniczkę i pokazałem mamie w iście pokraczny sposób jaką jestem baleriną.

I jeśli w tamtym momencie drobna łza zalśniła w moim oczach, i tak nikt nie był w stanie tego zauważyć. A ja to drobne wzruszenie zostawiłem dla siebie.

Po ukłonie mieliśmy jeszcze dosłownie chwilę do meczu.

Potruchtałem do przyjaciół, którzy patrzyli głównie na mnie, zdumieni.

– Kurwa, to było zajebiste! – wykrzyczał Malik, porywając mnie od razu w ramiona, następnie kręcąc w okół własnej osi, gdy nasze śmiechy połączyły się w jeden, spójny dźwięk.

– Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego – dodał od siebie Payne, kładąc dłoń na moich plecach. – Nawet w mojej wyobraźni nie wyglądało to tak niesamowicie.

– Dziękuję – w końcu mogłem odetchnąć, zostawiając na chwilę dziewczyny. Skrępowałem się trochę pod znajomym spojrzeniem Mike'a i Jasona. – Chciałem tylko życzyć wam powodzenia. Zmiećcie ich z planszy, dobra?

– Wam też powodzenia – powiedział Harry, łapiąc mnie przy tym szybko za rękę oraz posyłając znaczące spojrzenie. Widziałem, że Liam i Zayn pokiwali delikatnie głowami na jego słowa.

Posłałem uśmiech przyjaciołom, wspinając się na wyższe trybuny, gdzie siedziały dziewczyny.

Wróciłem do nich prędko, nie będąc nawet zdolnym do pochwalenia ich, bo w jednej chwili zacząłem denerwować się meczem. Nie wiem nawet w którym momencie w moje ręce trafiła butelka wody, ale wypiłem wszystko naraz, zaciskając kciuki. Po przedstawieniu zawodników trener użył swojego gwizdka do rozpoczęcia meczu. Wtedy też członkowie obu drużyn rzucili się niemalże na piłkę, która przemieszczała się po boisku, z rąk do rąk w błyskawicznym z mojego punktu widzenia tempie. Był to pierwszy raz, gdy miałem okazję zobaczyć Harry'ego przez dłuższy czas niż nędzne parę minut w akcji. Widziałem jak szybko i zwinnie poruszał się między zaangażowanymi równie mocno co on nastolatkami, idealnie ich wymijając, gdy tylko piłka znajdowała się w jego rękach.

W końcu, poprzez podanie Zayna, który w chwili, gdy jeden z goryli go zablokował, Harry znalazł się w kilka sekund przy koszu i robiąc parę zgrabnych ruchów wrzucił piłkę do kosza. Poderwałem się jak wszyscy kibice, chociaż był to dopiero pierwszy nic nieznaczący wrzut. Wiedziałem, że początek jest bardzo ważny. Naszej drużynie szło zajebiście do czasu, gdy przeciwnicy zaczęli się wściekać, grając nieczysto, za co oberwali nie tak często jak powinni. Zacząłem denerwować się, gdy wynik był wyrównany. Najbardziej jednak ciśnienie mi wzrosło, gdy Harry, który przez połowę meczu ani razu nie wykonał żadnego niesprawiedliwego ruchu, został powalony siłą mięśni na podłogę przez jednego z tych dupków z przeciwnego liceum. Wzdrygnalem się, nie kontrolując nawet przekleństw, które wydostały się z moich ust, gdy sędzia pokazał tamtemu gorylowi żółtą kartkę.

– POWINNI GO ZDJĄĆ Z BOISKA! – ryknąłem do Zoe - ona poparła mnie, równie rozemocjowana. Po pierwszej połowie meczu wygrywaliśmy jedynie dwoma punktami. Sprawa była napięta i widziałem, że chłopaki są zdenerwowani, ale nie zrezygnowani.

– Kurwa mać, sędzia jest ślepy czy głupi?! – krzyknęła dziewczyna, zwracając na siebie o dziwo uwagę młodego mężczyzny z gwizdkiem, który posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.

– Zobaczysz, jeszcze im dadzą popalić – nakręcałem się. – Będzie dobrze, musi być.

Ostatnia część meczu zaczęła się dużym sukcesem dla nas. Jason, chociaż był obrzydliwym chujem, wsadził piękną piłkę do kosza. Czas leciał, a my byliśmy na równi z przeciwnikami. W końcu zostało tylko dziesięć sekund, ale połowa tego czasu została zmarnowana podczas autu przeciwnej drużyny. Dosłownie w ostatniej sekundzie Harry odebrał piłkę jednemu z graczy i nie marnując ostatnich sekund, rzucił na oślep... trafiając.

Poderwałem się do góry, ukrywając twarz w dłoniach, kiedy Zoe skoczyła na mnie ciesząc się jak nigdy. Zaczęliśmy skakać z pozostałymi cheerleaderkami, krzycząc wiązankę wulgarnych słów. Dałem ponieść się na krótką chwilę euforii, przytulając mocno przyjaciółkę oraz pokazując z dumą środkowy palec członkowi przegranej drużyny, który wcześniej sfaulował Stylesa.

Prędko jednak mój nastrój nabrał dużo więcej powagi, gdy ujrzałem jak wtajemniczone w naszą manifestacje dziewczyny, zaczęły podnosić się ze swych miejsc na trybunach.

Obserwowałem jak grupa wcześniej wyznaczonych osób staje przed drzwiami do wyjścia, jednymi i drugimi, zastrzaskując je. Zabarykadowały tym przejście.

Moja krew momentalnie się zmroziła, gdy zauważyłem, że dyrektor i burmistrz miasta kroczą w stronę podestu. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy dwie z dziewczyn stanęły na jego środku, nie pozwalając wziąć im mikrofonu.

Niewtajemniczeni ludzie zaczęli się dezorientować. Idealnie.

– To już – wychyliłem się do cheerlederek. Na moje słowa wszystkie, nawet koleżanki Rachel, przybrały na twarz ordynarne wyrazy.

Wstały razem ze mną, w następnej chwili podnosząc ramiona do góry i machając nimi w charakterystyczny sposób, który miał pokazać, ile nas jest. Zaczęły wygłaszać krótkie zdanie, które metaforycznie znaczyło dla nas bardzo dużo.

Dajcie nam mikrofon! – wykrzyczała pierwsza, chyba najodważniejsza z nich, a zaraz po niej dołączyły kolejne.

Widziałem jak co niektóre zdjęły swoje bluzy, ukazując w ten sposób koszulki z różnymi napisami w stylu "moje ciało - mój wybór", co nadało wszystkiemu jeszcze większej siły. Ja pośród całego chaosu, który powstał na hali, skierowałem powolne, aczkolwiek zdecydowane kroki w kierunku podestu.

Przełknąłem ślinę, mimo stresu nakręcony ich zdeterminowaniem. Tworzyliśmy plan cały tydzień, a teraz szło nam lepiej, niż przewidywałem. Dziewczyny zaczęły wychodzić na boisko, wciąż krzycząc. Wtedy wszedłem na podest, mijając zdezorientowanych nauczycieli i odebrałem mikrofon od jednej z dziewczyn.

Korzystając z faktu, iż wszyscy sportowcy prócz wtajemniczonej trójki moich przyjaciół wpatrywali się we mnie wielkimi oczami, postanowiłem pierwsze słowa skierować właśnie do nich.

– Uwierzcie mi, jestem jedną z niewielu osób, która naprawdę cieszy się z waszego sportowego sukcesu, chłopcy – uśmiechnąłem się półgębkiem. – Ale okres waszego beztroskiego pałętania się po szkole robiąc co chcecie bez żadnych konsekwencji musi w końcu odnaleźć swój koniec!

Uśmiechnąłem się, napierając dłońmi na statyw, gdy moje słowa spotkały się z zachęcającymi okrzykami wyrażającymi również zgodę. Pozostała część szkoły obserwowała wszystko, rozmawiając między sobą.

– Wszyscy manifestujący uczniowie, których tam widzicie to osoby, które spotkały się z niewłaściwym zachowaniem tych obrzydliwców. Ale wiecie co? Pieprzyć to, najłatwiej będzie jeśli podam wam siebie jako przykład – uśmiechnąłem się.

Widziałem jak Mike i kilkoro innych sportowców podniosło się ze swoich miejsc, z zamiarem odebrania mi mikrofonu, jednak zostali szybko zatrzymani przez Liama, Zayna, Harry'ego jak i o dziwo paru innych chłopaków z drużyny, wśród których był wołający do nich Nick:

– Zamknijcie się i słuchajcie go!

Nabuzowany więc adrenaliną, kontynuowałem: – Wszyscy w szkole kojarzą mnie jako dziwka Tomlinson, Tomlinson spermochlip, bo tak jest najłatwiej, prawda? – mówiłem bojowym tonem. – Dużo łatwiej zignorować silniejszych i większych typów, którzy non stop łapią mnie tam gdzie nie mają prawa, przechodząc korytarzem pokazują wulgarnie, żebym przed nimi klęczał i to jest przecież zabawne, co?! – ostatnie zdanie spotkało się z jeszcze większym poruszeniem. – Na palcach jednej dłoni potrafię wyliczyć gości z drużyny, którzy nie zrobili mi krzywdy – zmrużyłem oczy. – A pragnę wam przypomnieć, że łącznie jest ich jebane dwadziestuczterech i wciąż uważacie, że to w porządku?! – ryknąłem, będąc zdolnym do tupania nogom, ale starałem się trzymać w miejscu. – Wiecie od czego zaczęło się to wszystko? – zmieniłem podejrzanie ton głosu na bardziej skryty. – Od imprezy, gdzie nie chciałem spełnić oczekiwań jednego z nich. I w ten sposób, on wraz ze swoją urażoną, męską dumą stwierdził, że zrobi mi z życia piekło, nakręcając wokół mnie karuzelę plotek. Zaskocze was, żadna nie jest prawdą. Ale mam gdzieś to, czy uwierzycie mi na słowo, bo nie chodzi tylko o mnie. Chodzi o te pozostałe ponad pięćdziesiąt osób, które przyznały się, że zostały dotknięte w niewłaściwy sposób, nie wspomnę o jednostkach naćpanych i zgwałconych. Tak, są takie. A tam – posłałem palec wskazujący w kierunku widowni – tam jest jeszcze pewnie kolejne sto takich osób, które zwyczajnie boją się i wstydzą. Wstydzą się przyznać do tego, że zostały ofiarami, chociaż to nie my powinniśmy się wstydzić!

Sportowcy wyglądali na wyraźnie spanikowanych zwłaszcza, gdy w ich stronę, nawet z widowni zaczęły padać określenia typu "gwałciciele" lub "zboczeńcy". Harry i Liam mocno zaciskali palce na ramionach tych, którzy z pewnością mieli na sumieniu najwięcej, patrząc z powagą na moją osobę.

– Panie dyrektorze – zwróciłem się tym razem do stojącego z boku, chyba najbardziej po trenerze zszokowanego tym wszystkim mężczyznę – nie pozwolę, aby wszystkie te sytuacje były zamiatane pod dywan. Nie pozwolę, by trener miał prawo kryć przestępców. W imię czego? Sportu?! Osiągnięć szkoły?! – zaśmiałem się z drwiną. – Niech lepiej zastanowi się pan – spojrzałem następnie na trenera – i pan, po której jesteście stronie.

Odłożyłem mikrofon i schodząc z podestu zmarszczyłem brwi, kiedy zebrane dziewczyny zaczęły bić mi brawa. Zerknąłem na widownię, która również obdarzyła mnie oklaskami na stojąco. Wtedy uświadomiłem sobie, jak wiele mogłem zdziałać tym apelem. Oni potrzebowali kogoś, kto ich poprowadzi i otworzy usta. Uśmiechnąłem się, przekręcając głowę w stronę grupy koszykarzy, którzy zaczęli z paniką kierować się do wyjścia, ale wśród nich byli moi przyjaciele, bijący brawa z uznaniem.

– Ciekawe jak teraz będziecie kozaczyć, byczki! – krzyknęła za nimi moja przyjaciółka, robiąc spektakularny szpagat, a w momencie znalezienia się na podłodze pokazała im środkowe palce.

Zaśmiałem się w głos, podchodząc do niej, a gdy już wstała przytulając ją mocno. Poczułem jak wkłada dłoń w moje włosy, uśmiechając się.

– Dałeś czadu, maluchu. Jestem z ciebie dumna, z nas – powiedziała, odchylając się i spojrzała nad moje ramię. – Harry chyba na największy interes do ciebie.

– Hmm? – uniosłem brwi, odwracając się i dosłownie w ciągu kilku sekund zdążyłem zobaczyć jak brunet biegł rozpędzony w moją stronę, następnie prędko unosząc mnie tym samym porywając w ramiona, na co zareagowałem zaskoczonym i rozbawionym piskiem.
Skrzyżowałem nogi wokół jego pasa, czując się całkiem bezpiecznie w tym miejscu, gdy Harry w rękach trzymał moje uda, patrząc na mnie z nieodgadnionym uśmiechem. Zanim mógłby coś powiedzieć, bezmyślnie wpiłem się w jego wargi, napierając dłońmi na ogromną, miękką twarz, przyciągając ją do siebie.

Zoe zaczęła głośno wrzeszczeć, bo zwykłym piskiem nie da się tego nazwać, jednakże po krótkiej chwili nawet na to nie zwracałem uwagi. Nie kiedy całowałem się właśnie z chłopakiem, w którym się bezwzględnie zauroczyłem na oczach całej szkoły. On odwzajemnił pocałunek bardzo szybko, pozwalając sobie nawet na ciche westchnięcie, na co ja uśmiechnąłem się.

Po przekręceniu delikatnie głowy, można powiedzieć, że odessałem się od niego z cichym śmiechem. Dopiero po uświadomieniu sobie, do czego się posunąłem, trochę ochłonąłem, a Harry odstawił mnie na podłogę. Stojąc na palcach uwiesiłem się jeszcze chwilę na jego szyi, przytulając bruneta z dłonią przyszpiloną do jego karku.

Zmarszczyłem brwi na niedyskretne chrząknięcie, które usłyszałem obok, automatycznie odsuwając się od Harry'ego.

– Tata?! – miałem ochotę zakopać się pod ziemię, kiedy okazało się, że moi rodzice stoją tuż obok. – N-nie zapowiadaliśmy wizyty – zaśmiałem się nerwowo. – Poza tym, mieliście przecież nie przychodzić na mecz...

– Ale okazało się, że mogłem wcześniej zwolnić się z pracy i przyszliśmy dosłownie w ostatniej chwili tuż przed waszym układem... – odpowiedział mi z zaintrygowanym wyrazem twarzy, obserwując uważnie naszą dwójkę.

Evelyn przerwała niezręczną ciszę, zgarniając mnie prędko w ramiona.
– Nagrałam całość! Masz ogromny talent, kochanie. Och Zayn! Ty grałeś tak świetnie... – przyciągnęła do siebie nastolatka, później odchylając się.

Ojciec uniósł ostrożnie brew, mimo wszystko się uśmiechając, gdy powiedział:

– Z tymi dwoma pięknymi chłopcami się nie znam.

– To Liam, mój chłopak – mulat przedstawił szatyna, na co on ukłonił się uprzejmie, mówiąc także szybkie "dzień dobry". – A to Harry, chłopak Louisa.

– Nie jest moim chłopakiem – kopnąłem przyjaciela w łydkę, rumieniąc się krwiście.

Ojciec skomentował moje dziecinne zachowanie, przedstawiając się Harry'emu i oczywiście jego żona musiała napomnąć o tym "jak wiele jej o nim opowiadałem". Tata ograniczył się do uścisku dłoni i uśmiechu.

– Jedziemy już do domu? Muszę być gotowy na imprezę! – burczałem pod nosem, kiedy zaczął mówić coś o tym, żeby Zayn miał na mnie oko w sprawie alkoholu.

– Impreza zaczyna się koło dwudziestej trzeciej, masz dwie godziny – Harry uśmiechnął się.

– Tak późno? – tata udawał oburzenie, patrząc na mnie z góry.

– I tak zawsze wracam do domu dopiero następnego dnia, więc nie zrobi ci to różnicy, ojczulku – poklepalem jego ramię, puszczając przy tym oczko swojemu przyjacielowi.

– Zatem jedźmy już – Evelyn złapała moją dłoń. – Miło było was poznać – rzuciła jeszcze, gdy tymczasowo pożegnałem się z przyjaciółmi.

Wieczór dopiero się zaczął.

___________________________________

(22:42)

@louist91: 😉

❤️1 498

Polubione przez: liamjpayne, harrystyles, zoe🌈, zayn.malik i innych

Możliwość komentowania - wyłączona✓

Użytkownik harrystyles wysłał/a do ciebie wiadomość prywatną:

@harrystyles: Nie mogę się doczekać dzisiejszej nocy. Mam nadzieję, że powtórzymy to, co się dzisiaj wydarzyło... x

@louist91: Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro