Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwunasty; Pocałuj mnie.

Harry's POV

Louis zasnął niemalże momentalnie kiedy położyłem się obok i mogłem mu się przyglądać. Jego twarz wyrażała spokój i właściwie wyglądał naprawdę jak taka maleńka księżniczka. Chciałem sięgnąć dłonią do jego włosów, albo policzka, najlepiej od razu zgarniając całe jego słodkie ciałko w objęcia, ale kiedy tylko skończyliśmy uprawiać seks włączyła się we mnie jakaś bariera. Nie sądziłem, by to było dobre posunięcie. Czułem się, jakbym powinien go zostawić, jednocześnie chcąc zostać przy nim na zawsze. Nigdy nie miałem takiego mętliku w głowie i walczyłem ze skrajnościami.

Dopiero to niezwykłe zbliżenie naszej dwójki pozwoliło mi naprawdę uświadomić jak delikatną i kruchą osobą jest Louis. Wydawał się być absolutnie bezbronny i zdany kompletnie na mnie w momencie, w którym spodziewałem się ujrzeć tą typową dla niego na co dzień drapieżność i jej brak lekko mnie zaskoczył. Przecież on zupełnie nie pasował do tego, kim jestem ja. Albo raczej kim byłem, ale wciąż, moja przeszłość, wcale nie tak daleka, zawsze będzie częścią mnie.

Przecież nigdy nie zostawałem z osobami, z którymi uprawiałem seks w łóżku, nie rozmawiałem z nimi podczas tego, nie adorowałem ich ciał, przede wszystkim to był tylko seks, a ja i Louis już wcześniej dzieliliśmy pocałunki i te drobne rzeczy jak bezinteresowny flirt, wsparcie... nigdy nie poświęcałem komuś tyle uwagi i siebie. Nie spotykałem tak dobrych, słodkich istot.

Dlatego pojawiła się we mnie ta niepewność, czy ja w ogóle jestem właściwy dla kogoś takiego.

W pewnym momencie, podczas, gdy pragnąłem dotknąć każdej części jego ciała czułem, że byłem gotów zrobić dla niego w tamtej krótkiej chwili dosłownie wszystko, nawet jeśli byłoby to nielegalne. I przerażał mnie także fakt, że chłopak mówił do mnie i dotykał tak, jakbym w jego oczach był ideałem, ponieważ, cholera byłem wszystkim, tylko nie ideałem.

Przeniosłem się do siadu, wykonując bardzo miękkie ruchy, żeby nie zbudzić szatyna, który i tak wyglądał jakby spał całkiem dobrze. Zdjałem z siebie pościel, owijając go wielkością. Przykryłem go prawie pod samą szyję, wzdychając dyskretnie nim nie podniosłem się, zgarniając wszystkie pomięte ubrania i ubierając je na siebie. Przy wyjściu z pokoju nie miałem w sobie na tyle odwagi by spojrzeć w kierunku śpiącego chłopca, zgarniając włosy z twarzy i skrzywiłem się na tę huczną muzykę, prędko stawiając kroki wzdłuż schodów natrafiając wzrokiem na większość zalanych nastolatków.

Chciałem odwrócić jakoś uwagę od tego specyficznego, a tym samym niesłychanie dokuczliwego uczucia, które pojawiło się zaraz po najlepszym seksie w moim życiu. Musiałem przekonać się czy to, co odczułem było tylko tymczasowe, spowodowane małym upojeniem alkoholowym zmieszanym z wieloma emocjami dzisiejszego dnia. Obawiałem się jedynie, że problem nie leżał ani we mnie, ani w używkach, ale w tym co zrodziło się między mną a Tomlinsonem.

Początkowo schodząc tu pomyślałem, że może potańczę, wypije więcej, ale zupełnie straciłem na to humor, zwłaszcza widząc, jak ludzie zaczynają po pijaku posuwać się do dziwnych rzeczy. Wziąłem tylko trochę jakiegoś alkoholu ze stołu, nalałem do kubka i zerknąłem na zegar. Dochodziła druga w nocy. Przewidywałem, że impreza będzie trwać przynajmniej do czwartej, ale teraz wolałem mieć spokój.

Przewróciłem oczami, kiedy za plecami ktoś zaczął mnie nawoływać. Podszedłem do odtwarzacza muzyki i jednym ruchem odłączyłem głośniki z prądu.

Po całym salonie rozniosły się głośne jęki oraz krzyki wyrażające sprzeciw moimi działaniami. Skrzywiłem się obscenicznie, chcąc się po prostu jak najprędzej pozbyć tych ludzi z mojego domu, mając nadzieję, że właśnie wyłączenie muzyki przyniesie ku temu jakieś efekty.

– Moi starsi tu będą za jakieś dziesięć minut, więc muszę was wyprosić! – zawołałem, rozglądając się po tłumie. Oczywiście musiałem wymyśleć jakąś wymówkę. Obserwowałem z alkoholem przy ustach jak tłum zaczyna przeciskać się w stronę drzwi i o dziwo wystarczyły te krótkie słowa żebym mógł się ich pozbyć.

Znikąd pojawili się przede mną trochę podpici Zayn i Liam, chichocząc do siebie nawzajem i podpierając się swoich ciał.

– Nas chyba nie wyprosisz, co?

– Możecie spać w pokoju Gemmy – wzruszyłem ramionami, wypijając zawartość jednym pociągnięciem. – Możemy pogadać, Liam?

– Pewnie – Payne pokiwał głową, nim nie spojrzał na swojego chłopaka, następnie mocno go całując z pijackim śmiechem. – Idź się położyć, kotku, zaraz przyjdę – mówiąc to, uśmiechał się ciepło, ostatni raz głaszcząc policzek mulata zanim wreszcie dał mu odejść.

Patrzenie na tę dwójkę sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.

Opadłem na kanapę z butelką jakiegoś taniego alkoholu, znów nalewając do pełna. Położyłem ją przy nogach, nie wiedząc jak dobrać słowa.

– Przespałem się z Louisem – wyrzuciłem, co wydało mi się najłatwiejsze.

– Obciągałem Zaynowi w twojej łazience skoro jesteśmy już przy wyznaniach – zaśmiał się, kładąc dłoń na moim udzie.

– To nie jest zabawne, Lee – westchnąłem, biorąc sporego łyka trunku, prawie już nie zwracając uwagi na gorzki smak. – Odkąd skończyliśmy, a on zasnął, strasznie dziwnie się z tym wszystkim czuję, dosłownie boli mnie żołądek...

– Och... – szatyn zmarszczył brwi. – Możesz trochę jaśniej?

– Obiecałem wszystkim, że go nie zranie i teraz czuję się pod presją – zacisnąłem szczękę, patrząc w wygaszony telewizor. – Nie wiem co robić, bo- bo on na pewno oczekuje czegoś więcej, a ja, uch, ja nie wiem...

– Hej, spokojnie, stary – Liam poruszył się, kładąc dłoń na moim ramieniu – bo zachowujesz się jakbyś co najmniej kogoś zabił, a po prostu uprawiałeś seks za obupolną zgoda – próbował mnie rozluźnić.

– Nie było cię tam, nie wiesz jak to wyglądało.

– I chyba cieszę się z tego powodu...

– Przestań! – burknąłem.

– No dobrze, przepraszam – pokręcił głową. – W takim razie, co to było dla ciebie? Czego ty chcesz od Louisa?

– To trudne, czemu mi to robisz? – zmrużyłem oczy, ale on nie odezwał się, oczekując odpowiedzi. – Jest dobrze jak jest, nie sądzę, żebym był dobry w rzeczach jak... związek. To jest duża odpowiedzialność i presja, zobowiązanie i- i nie myślałem o nikim w ten sposób, ale Louis zasługuje na coś więcej niż seks.

– Jezu Chryste, Styles... – jęknął, jakby wykończony samym słuchaniem moich tłumaczeń, na chwilę przecierając oczy dłońmi. – Jak ty sobie utrudniasz życie... Takich rzeczy się nie planuje i rozmyśla nad nimi, to przychodzi samo.

– Więc ze mną jest chyba coś nie tak – parsknąłem. – To wszystko jest dla mnie... nowe – wzruszyłem ramionami. – Gubię się w swoich uczuciach i sam nie wiem czego chcę. Czuję, że wiele osób czegoś ode mnie oczekuje, a ja i Louis znamy się dopiero cztery tygodnie.

– No właśnie, to tylko cztery tygodnie – podsumował. – Więc wrzuć na luz, nie analizuj niczego za bardzo, a jeśli coś będzie miało się dziać między wami, to także przyjmuj to na luzie i przestań się obwiniać albo traktować Louisa jak porcelanową lalkę – poradził mi.

– I co mam teraz zrobić? – spytałem, biorąc duży łyk alkoholu, który na chwilę sprawił, że przewróciłem oczami, później mrugając kilkukrotnie, kiedy moje powieki stały się ciężkie i lepkie.

– Sprawdź, czy czujesz się przy nim komfortowo w różnych sytuacjach – mruknął. – Jeśli nie i będziesz czuł, że to nie dla ciebie, będziesz miał czas na wycofanie się.

– Po prostu nie chcę go zranić. On jest dobrym chłopcem, a ja nie zawsze robiłem dobre rzeczy jak zresztą wiesz... I może przez to teraz musi odpierdala, bo cały czas mi ciężko i mam ochotę w jednej chwili wziąć...

– Mówiłem ci – urwał – przestań się tym zadręczać. Nikt nie jest idealny, każdy ma coś za uszami. A skoro tak się czujesz, ja i Gemma mówiliśmy, że terapia byłaby w porządku rozwiązaniem – jego głos był wręcz surowy.

– Powiedziała to najmniej problemowa osoba na tym jebanym świecie. Myślisz, że wszystko jest takie proste?

– Oczywiście, że nie, bo nigdy nie poznam tak naprawdę uczucia, które na tobie ciąży, ale po prostu wiem, co byłoby dla ciebie najlepsze, bo cię znam.

Rzuciłem mu zamglone spojrzenie, nie czując większej ulgi po rozmowie, a ponad to czułem, że za chwilę moglibyśmy zacząć się nieźle sprzeczać. Nie chciałem wywoływać dram, więc wycofałem się. – Dobra, wystarczy – podniosłem się, odkładając kubek na stół. Nie potrafiłem nawet myśleć o tym, że jutro będę musiał to sprzątać, za bardzo się przed tym podświadomie wzbraniając. – Dobranoc – rzuciłem na odchodne, uczepiając się poręczy. Liam powiedział coś jeszcze, ale niezbyt go słuchałem. Znowu stanąłem przed drzwiami do sypialni, lekko bujając się na stopach, gdy przymrużyłem oczy otwierając drzwi i nie przewidziałem tego, że będę miał problem ze złapaniem równowagi. Następnym razem powinienem sprawdzać, co biorę do ręki, bo to gówno zdecydowanie nie było zwykłym, lekkim wiskey.

Spojrzałem w stronę łóżka, widząc, że teraz twarz Louisa oświeca wyświetlacz jego telefonu, który trzymał w ręce. Starałem się subtelnie zamknąć drzwi, ale przez moją niezgrabności wyszedł z tego nieprzyjemny trzask, przez który oczy Lou rozbłysły.

– C-co robisz? – sapnąłem, rozpinając koszulę, kiedy gorący dreszcz przenikł przez moje mięśnie, rozgrzewając je do stopnia, w którym po prostu pragnąłem poczuć choć minimalną ulgę. Dreszcze przychodziły co jakiś czas i teraz żałowałem, że pozwoliłem sobie na picie alkoholu, bo teraz ich intensywność przeraźliwie zwiększyła się. Stan, w którym się znalazłem był ostatnim, w jakim chciałbym, by ktokolwiek mnie widział.

Zagryzłem wargi, powstrzymując je przed drganiem. Czułem metaliczny, matowy posmak w połączeniu z oparami alkoholu i drażniącą cierpkością. Objąłem się ramionami, walcząc z wilgocią w moich oczach.

– Och – spojrzał na mnie, z wyraźną na twarzy ulgą, która sprawiła, że poczułem zaciśnięcie więzła na mojej krtani wywołane ogromnymi wyrzutami sumienia przez to, że Louis musiał mnie teraz widzieć. – Przebudziłem się i sprawdzałem, która jest godzina – uśmiechnął się delikatnie. – Impreza trwa?

– Wyprosilem wszystkich z domu – oznajmiłem enigmatycznie, ściągając spodnie.

– Zwróciłem uwagę na to, że jest jakoś dziwnie cicho. Wszystko w porządku?

– Nie znalazłem nigdzie Zoe...

– Ma słabą głowę. Pewnie śpi... gdzieś – szepnął całkiem zachrypniętym głosem. Rozebrałem się z powrotem do naga, czując, że gorący prysznic teraz byłby dużo lepszym rozwiązaniem. Wdrapałem się na łóżku, znajdując miejsce obok i niemalże opadłem twarzą na poduszkę, jęcząc. Louis zachichotał, odkładając telefon na szafkę. – Piłeś?

– Coś ty – prychnąłem ironicznie, przekręcając głowę, by na niego spojrzeć. – Jestem zupełnie przeciwny wszelkim używkom.

– Mhm – przewrócił oczami, poprawiając moją już doszczętnie zniszczoną fryzurę, co było zupełnie miłe i stanowiło kontrast z tym, co czułem wewnątrz. – Przynajmniej będę mógł drugi raz zasnąć już w ciszy.

– Mhmm... – po tym przewróciłem się na plecach, mówiąc niewyraźnie, ale dosyć dosadnie. – Pocałuj mnie.

Szatyn, nieświadomy ukłuć w piersi jakich doznawałem ze zwiększoną częstotliwością, rozpromienił się na moją prośbę, pochylając się nade mną. Nawet w ciemności mogłem przysiądz, że jego urok wyglądał nadludzko, co jednocześnie było kojące, a z drugiej strony drażniło mnie jak nic innego. Nasze usta zetknęły się ze sobą w magicznym połączeniu jego ciepłego oddechu i moich chłodnych od napoju warg. Na początku było to zwykłe, sugestywne otarcie o siebie ust, zanim widocznie oboje zapragnęliśmy czegoś poprawnego.

Pocałunek był całkiem delikatny w porównaniu do wszystkich, które dzieliliśmy wcześniej. Był jak upewnienie, że wszystko jest w porządku i bardzo chciałem, żeby tak było. Był jak naprawienie spraw, którego potrzebowałem.

Po tym geście Louis ułożył swoją głowę na mojej piersi, a jedno z ramion owinął przy mojej tali.

I chociaż on zasnął bez wymienienia się zbędnym "dobranoc" lub jakimikolwiek innym słowem, ja czułem, że dopiero się wybudzam, wraz z gorącym strumieniem, który moczył moją twarz, z płaczem, który stanowił tym samym milczenie, chociaż w głębi mnie rósł prawdziwy chaos. Bezczynne wgapianie się w sufit pierwszy raz od dawna nie było nudne, ponieważ obok była jeszcze jedna osoba i sama świadomość tej rzeczy w jakiś sposób mi pomogła, chociaż z zewnątrz nic na to nie wskazywało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro