Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwudziesty siódmy; Nie powinieneś być w poprawczaku?

Wszystkich rozdziałów będzie 36. Już wszystkie mam napisane i grzecznie czekają na publikację. A epilog to moja ulubiona część z całej książki.

**

– Możemy przejść się do jakiegoś sklepu – mruknąłem, sięgając po opaskę, która miała odgarnąć moje niesforne włosy. Założyłem ją, przysuwając do siebie lusterko. – Wiedziałem, że mimo wszystko lodówka jest trochę pusta.

– Jest pusta, bo nie umiem gotować – Harry parsknął z westchnięciem. – Ale masz rację, lepiej złapać trochę świeżego powietrza.

– Więc załóż coś na to piękne ciało - szarpnąłem za materiał puchatego szlafroka, który osunął się z jego ramienia, idealnie odsłaniając przy tym tors Harry'ego. – Mrr... – udałem, że drapie go po klatce piersiowej, ostatecznie nie mogąc powstrzymać śmiechu, zwłaszcza po tym jaką minę zrobił na moje poczynania.

– Pędzę, ty mój tygrysie – podkreślił "r" ostatniego słowa, z każdą sekundą zbliżając się coraz bardziej i w końcu pocałował mnie, co było bardziej zwykłym, porannym cmoknięciem.
– Swoją drogą, nie wiem, co ja pocznę, kiedy przyzwyczaisz mnie do takich luksusów, a dzisiaj odejdziesz – wydął dolną wargę.

– Dzisiaj? Myślałem, że chcesz, żebym został do poniedziałku, bo wtedy Gemma wraca do domu – przechyliłem głowę, zatrzymując ruch swoich palców, którymi rozprowadzałem krem na nosie.

– A co ze szkołą? – zmarszczył brwi.

– A jaki jest problem w tym, żebyśmy poszli do szkoły razem? – wzruszyłem ramionami, następnie przybliżając usta do jego ucha. – Albo najlepiej nie iść do niej w ogóle i pół dnia spędzić w łóżku, śpiąc?

– A później twoi rodzice stwierdzą, że przeze mnie opuszczasz się w szkole. Co to, to nie – mówił z taką determinacją, którą na chwilę zmroziła krew w moich żyłach w przyjemny, łaskoczący sposób. – Rano podjedziemy do ciebie, weźmiesz potrzebne rzeczy i razem udamy się do szkoły. Nie rozleniwiaj się za bardzo.

– Na razie mam obolałą dupcie, więc przyjemnie mi się leni, kotku – zacmokałem ostentacyjnie. – Przypomnieć ci czyja to wina, hmm?

– Jakoś wczoraj nie wyglądało na to, byś narzekał...

– Wprost odebrało mi mowę – szepnąłem uwodzicielsko, zaraz po tym odwracając wzrok, żeby sięgnąć po korektor. Harry nie odezwał się już, szczypiąc moją skórę i zniknął z powrotem pojawiając się w cholernie ciasnych spodniach, tych swoich czarnych kowbojkach na lekkim obcasie i typowym t-shircie gucci, na który narzucił rozpiętą koszulę w czerwoną kratę. Na jego dłoniach pojawiły się pierścionki, a jego dekolt nie wyglądał już tak nago, ponieważ teraz między mięśniami jego piersi mienił się wisiorek. Ja akurat już kończyłem rysować swój eyeliner i po tym wytuszowałem rzęsy. Makijaż twarzy był już gotowy z rozświetlonym różem. Dodałem tylko trochę balsamu na usta, układając finalnie włosy i Harry podał mi moją torebkę, do której wrzucił swój portfel i nasze telefony.

Chwilę później wędrowaliśmy już w kierunku nie tak wielkiego osiedlowego sklepiku. Moglibyśmy udać się samochodem do centrum miasta, ale spacer wydawał się bardziej romantyczny, chociaż niekoniecznie podobało się to jednej z moich części ciała.

– Cóż to za kaczy chód? – Harry oczywiście nie byłby sobą, gdyby chociaż trochę mi nie podokuczał, nawet dodatkowo w większym wymiarze swej złośliwości szczypiąc mnie w prawy pośladek, na co podskoczyłem lekko w miejscu.

– Naprawdę sprawia ci to satysfakcję – burknąłem. – A podobno masz do mnie szacunek i dbasz o mnie!

– Kochanie, ja po prostu kocham widzieć, że czujesz mnie jeszcze tak długo – uśmiechnął się, biorąc mnie z powrotem pod rękę. – Czuję wtedy, że zrobiłem dobrą robotę – cały czas uśmiechał się cynicznie. – W porządku, możemy iść tempem staruszków.

– I to ja niby powinien dostać kopa w dupę? – prychnąłem, próbując wyrwać się z jego kojących objęć, nie robiąc przy tym zbytnio porządnej roboty. Mimo wszystko przecież nie chciałem opuszczać jego boku.

Kiedy już zbliżaliśmy się do miejsca docelowego w trakcie, gdy Harry starał się mnie udobruchać czułymi słówkami, akurat mój telefon rozbrzmiał w torebce z typowym dla iPhone'ów dźwiękiem.

– To Zoe – mruknąłem pod nosem, gdy już wyciągnąłem telefon. – Wejdź do sklepu, a ja do ciebie dojdę.

– Jasne – ostatni raz klepnął mnie na odchodne w tyłek, na co wywróciłem oczyma, gdy odebrałem połączenie od przyjaciółki.

– Halo?

– Lou, błagam, pomóż mi – westchnęła z przesadną dramaturgią. – Mówiłeś, że będziesz uczył się u Harry'ego, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie o sprawdzianie. Wyślij mi twoje notatki, bo tylko z twoich jestem w stanie się uczyć, błaaaagam – jęknęła przeciągając samogłoski.

– Skarbie. Nie panikuj – zachichotałem od razu, zaczynając chodzić w kółko tak, jak zwykle to robiłem rozmawiając przez telefon. Wyjąłem również papierosa z mojej torebki, mając na to nagle dużą ochotę. – Najpierw powiedz mi o co ci chodzi, bo mamy w tym tygodniu chyba ze cztery sprawdziany.

– O biologię oczywiście! – odparła jakby było dziwne zadać w ogóle takowe pytanie. – Doskonale wiesz, że ona w ogóle mi nie wchodzi...

– W takim razie musisz poczekać, bo poszedłem z Harrym na małe zakupy, ale jak tylko wrócimy to wyślę ci zdjęcia!

– Boże, wy już zaczynacie zachowywać się jak jakieś małżeństwo po czterdziestce – słyszałem jak jęczy, wyraźnie zmieniając swoją pozycję, bo dźwięk stał się niezbyt wyraźny, ale po chwili wróciła. – Nie szkoda wam młodości?

– Pieprz się, zazdrośnico – przewróciłem oczyma. – Wiesz, to w sumie dosyć ciekawe. Fakt, że ty pomimo starań ciągle natrafiasz na laski, które kompletnie do ciebie nie pasują, natomiast ja w ogóle nie szukałem i Harry pojawił się tak po prostu.

– Ale na początku latałeś mu koło chuja. Więc to nie tak, że się nie starałeś o jego uwagę i zaiskrzyło na samym początku – kłóciła się ze mną, choć mimo wszystko wiedziałem, że to zupełnie beznienawistne i przyjacielskie. Zaciągnąłem się papierosem.

– Jestem pewien, że i tak prędzej czy później sam by się na mnie rzucił.

Jestem przekonany, że nawet mi jakoś odpowiedziała, jednakże moją uwagę odwróciło wołanie osoby, której miałem nadzieję więcej już nigdy nie usłyszeć.

– No proszę, któż to nam się napatoczył, panowie!

– Lou, wszystko w porządku? – Zoe wyraźnie się zdezorientowała, kiedy po jej dłuższym lamencie nie odpowiedziałem jej, zbyt bardzo się stresując. Przełknąłem ślinę, kiedy rozłączyła się. Postanowiłem nie panikować i po prostu cofnąć się do sklepu, gdzie byli ludzie i przede wszystkim Harry. Jednak kiedy odwróciłem się, zauważając, że jestem na uboczu sklepu, wtedy Mike zabarykadował mi drzwi. Spojrzałem na niego, nie pokazując żadnego przejęcia, lecz obecność trzech, nieprzewidywalnych napakowańców sprawiła, że mimowolnie poczułem olbrzymi lęk.

Gdy tylko znalazłem się tyłem do nich, ich obrzydliwe śmiechy znowu dotarły do moich uszu.

– Gdzie uciekasz, dziwaku? – nawet nie zorientowałem się, kiedy zaraz po słowach Mike'a poczułem na swoim ramieniu jego rękę, która odsunęła mnie od drzwi sklepu.

– Nie powinieneś być w poprawczaku? – syknąłem w odpowiedzi.

Automatycznie cofając się, w końcu natrafiając plecami na obskurną ścianę, znajdując się w pułapce. Chciałem zawołać pomoc, ale czułem jak coś utonęło w moim gardle i nie mogłem wydusić z siebie nawet oddechu. Skrzywiłem się, widząc jak drugi z nich wyciąga coś połyskującego i moje serce zatrzymało się na widok ostrza.

– Jesteś z siebie dumny, mała, cwaniacka kurwo? – posiadasz niedużego noża uśmiechał się niemalże maniakalnie, podczas gdy dwójka jego kumpli przytrzymywała mnie w miejscu. – Zapewniłeś nam poważne problemy, sprawy w sądzie i przez to, że nie umiałeś trzymać gęby na kłódkę, mogą nas nawet zamknąć – warknął, podczas tego przykładając ostrze do mojej twarzy.

– To wy krzywdziliście innych łamiąc przy tym prawo i nie mam z tym nic wspólnego oprócz tego, że byłem ofiarą – odgryzłem się, mimo wszystko zyskując trochę pewności siebie, wiedząc że ich głównym celem jest zastraszenie mnie. Chciałem kopnąć Michaela, lecz ten w idealnym momencie zablokował mi nogi i spojrzał najpierw na mój makijaż, a następnie na ubranie.

– Widzę, że nic się nie zmieniło odkąd odeszliśmy – zmrużył oczy, palcem przejeżdżając po moim policzku, pozostawiając w tamtym miejscu niewidzialną, ale odrażającą smugę brudu.

– Nie widzieliśmy się znowuż tak dawno temu, niestety – odchyliłem twarz, uciekając od jego broni.

– Zasługujesz by ktoś w końcu zamknął ci te usta. Najlepiej już na zawsze.

– Odpierdol się – to, z jaką nienawiścią wypowiedziałem te słowa, tak pogardliwie i wyraźnie, sprawiło, że sam poczułem dreszcz przebiegający po moim karku.

– Co powiedziałeś? – w moim gardle pojawiła się niesłychanie ciężka gula po tym, gdy na mojej grdyce znalazł się ciężki i zimny nóż chłopaka. Widziałem jak z jego oczu niemalże trzaskał gniew, a był on tak nieprzewidywalny, że moje serce zaczęło łomotać jak szalone.

– Powiedział, żebyś się odpierdolił – w momencie, w którym poczułem dłoń pod swoją spódniczką na kości miednicznej znikąd pojawił się Harry z warknięciem odciągając swojego wroga. W tej samej chwili zaserwował mu jedno, sprawne uderzenie w środek twarzy, a zetknięcie jego pięści z nosem Michaela zabrzmiało jak łamane kości. Przeciwnik od razu padł na chodnik, a ja tkwiłem w szoku.

– Styles... – wyseplenił ostrzegawczo najbardziej napakowany oraz zdecydowanie też najgłupszy osiłek.

– Acid – odpowiedział mu jego nazwiskiem, zanim ponownie zamachnął się swoją pięścią, którą trafił idealnie w szczękę chłopaka, który zrobił w powietrzu niemalże piruet. Chłopak jęknął, a ja ukryłem usta w dłoni, krzywiąc się na widok ostatniego z nich. Blondyn zamachnął się na Harry'ego, ale on zdążył wykonać unik, kopiąc go w piszczel, tym samym sprawiając, że maturzysta wylądował na łopatkach. Przełknąłem ślinę na widok kulących się facetów i noża, który leżał przy boku Mike'a. W tym samym czasie ze sklepu wybiegł pracownik, od razu wołając, że dzwoni po policję.

– Proszę bardzo! – wykrzyczał Harry, kopiąc nóż Mike'a, by znalazł się jak najdalej jego ręki. – Ci trzej, którzy i tak mają mieć niedługo sprawę między innymi o napaści seksualne właśnie grozili mojemu chłopakowi. Z radością zaczekam na policję!

Złapałem biceps Harry'ego, chcąc wyrwać go z agresywnego stanu, w jakim się znalazł.

– Chciałem cię zawołać, przysięgam, ale miałem nóż przy gardle – zacząłem się chaotycznie tłumaczyć. On zatrzymał mój lament, przyciągając mnie do siebie i zamykając w ciasnych objęciach. Przy tym miałem na uwadze poruszających się mozolnie nastolatków, którzy i tak nie mieli siły, żeby wstać. Sprzedawca jak się okazało naprawdę zadzwonił po policję, a inni pracownicy sklepu uważali pilnie, aby żaden z delikwentów nie uciekł. Ja w między czasie tkwiłem w objęciach chłopaka, uspokajając swoje skołatane nerwy oraz zdecydowanie zbyt szybkie bicie serca.

– Będziesz musiał złożyć zeznania – szepnął, wplątając dłoń w moje włosy, kiedy usłyszeliśmy dźwięki policyjnych syren. – Z resztą ja też – westchnął ciężko, odchylając się, aby zerknąć na wóz policyjny, który podjechał niemalże obok nas.

– Już mi lepiej, dam radę – zapewniłem, prostując plecy. – Ale nie ukrywam, że było to naprawdę przerażające i... czułem się tak bardzo słaby... Wiedziałem, że sam nigdy bym się nie obronił.

– Damy radę... – pocałował mnie w czoło, łapiąc za dłoń i razem podeszliśmy do radiowozu, witając się z policjantami, i następnie zaczęliśmy opowiadać o całym zdarzeniu.

***

Kiedy załatwiliśmy tę sprawę, wróciliśmy z zakupami do domu uzupełniając lodówkę. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, a ja sam czułem, że muszę zrobić sobie jakiś uspokajający napar. Najpierw pomyślałem, żeby po prostu odwołać spotkanie z chłopakami, które miało nadejść za kilka godzin, ale później stwierdziłem, że muszę odreagować, więc umówiliśmy się w jakimś klubie dopiero o dwudziestej pierwszej.

Teraz, siedząc w kuchni, kiedy ja stawiałem na kuchence czajnik z wodą, Harry dziwnie milczał, naklejając plaster na swoją ranę.

– Hazza? – zagadnąłem go po kilku już nieudanych próbach zwrócenia na siebie jego uwagi poprzez jakieś wymowne spojrzeniami, które nie skutkowały. – Strasznie milczysz odkąd wróciliśmy ze sklepu i... – przygryzłem wnętrze policzka – nie wiem jak mam to interpretować.

Obserwowałem jak sięga po płyn, prawdopodobnie w zamiarze zdezynfekowania kolejnej, małej postrzępionej rany, która zdobiła jego knykieć. Skrzywił się, odkażając rozdrapanie i przez chwilę poczułem nawet wyrzuty sumienia spowodowane tym, że ściągałem na siebie same kłopoty ze strony jego byłych kolegów, choć wiedziałem, że to nie moja wina.

– W tym beznadziejnym okresie, w Wolverhampton, wdawałem się w bójki i po prostu przypomniały mi się nieprzyjemne sytuacje – mruknął miękko i nie tak chłodno jak mógł to zrobić, kiedy miał zniszczony humor. – Muszę strawić tę sprawę, bo na razie czuję się chujowo i moje myśli mnie wyciszyły. Nie martw się o mnie – w końcu na mnie spojrzał.

– Harry... – westchnąłem, obejmując go od tyłu, układając policzek między jego łopatkami. – Twoje zachowanie było naprawdę zrozumiałe, uwierz. Gdybym tylko miał choć odrobinę tyle siły i odwagi jaką posiadasz ty, sam złamanym tym kutasom nochale.

– Wiem, to tylko... dopadła mnie ta pieprzona melancholia – nie widziałem jego twarzy, ale wyobrażałem sobie jak marszczy brwi, kiedy ułożyłem policzek przy jego skrępowanym kręgosłupie, gdy garbił się lekko nad indeksem. – Tak już jest raz na jakiś czas. Wtedy przeważnie jestem sam, ale możemy sprawdzić, co pomoże mi to przyćmić, gdy jestem z tobą.

– Kocham cię... – wyznałem w ogromnym przypływie mojej miłości do chłopaka. To niesłychane jak bardzo przeżywałem jego troski i raniły mnie prawie tak bardzo jak zapewne krzywdziły właśnie jego w tych gorszych chwilach. – Gdybym mógł to bez wahania zabrałbym wszystko co przeżywasz na siebie.

– Dobrze wiesz, że nie pozwoliłbym na to – wiercił się w moich objęciach, więc zrozumiałem, że chce, abym go puścił. Kiedy to zrobiłem, przekręcił się w moją stronę, patrząc na mnie trochę wyczerpanym spojrzeniem, ale kryła się w nim również miłosna mgła. – Bo również cię kocham i jesteś dla mnie ważniejszy niż ja sam – wychrypiał i w ten sposób sprawił, że nie potrzebowałem niczego więcej.

______________________________________

(1:10)

@zayn.malik: Late nights, red eyes, amnesia, I need ya. 🥂

❤️3011 💬290

Polubione przez: louist91, zoe🌈 larrystylinson i innych

Komentarze:

@zoe🌈: Poszliście pić beze mnie, doprawdy w to nie dowierzam.

@zayn.malik: To podwijna randks!

@liamjpayne: Zaczynam żałować.

@zoe🌈: Co? Już wysiadasz?

@liamjpayne: Nie nie, ja potrafię zachować zdrowy umiar w piciu. Ale co niektórzy (a raczej dwójka co niektórych) wkraczają w fazę obrzydliwego upojenia alkoholowego i uważają, że taniec na stole to idealny sposób na odreagowanie.

@zayn.malik: Gdy ma się taki slodki tyłek jak loi to naprawde dobry sposób.

@zoe🌈: Hahahhaha, a co na to Harry?

@harrystyles: Na razie nie mam zdania, bo jestem nietrzeźwy i korzystam.

@zoe🌈: Wyrodny chłopaka 😂

@louist91: SASSY MASTA FROM DONCASTA

@zoe🌈: O boże. JEST ŹLE.

@zoe🌈: Chcę mieć to udokumentowane. Idź nagraj instastory Lou.

@liamjpayne: 🤦🏻‍♀️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro