Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

82


Wchodząc na jacht za pomocą mojego męża, prawie straciłam oddech. Naprawdę widok tego wszystkiego zapierał dech w piersiach. Ten cały przepych raził po oczach, a jednocześnie wprawiał w niemałe osłupienie. Zdjęcie jachtu ukazane w ulotce informacyjnej nijak miało się do rzeczywistego jego wyglądu. To nie był jacht... To był statek w czystej postaci. Miałam wrażenie, że jesteśmy w jakimś pałacu postawionym na wodzie. Nie wiem... Nie jestem nawet w stanie dokładnie opisać, jak owo miejsce wyglądało. 

Wszędzie kręcili się ludzie z wyższych sfer. Widać to było gołym okiem. Panowie w szytych na miarę garniturach raczyli się drogimi trunkami, a Panie w najnowszych kreacjach znanych projektantów, dodawały temu miejscu szyku i elegancji. Miałam wrażenie że jako jedyna kompletnie tu nie pasuję. Bo o ile ja przy tych wszystkich ludziach wyglądałam jak kopciuszek, o tyle moi towarzysze idealnie wkomponowali się w otoczenie.

- Podoba ci się? – spytał Justin, prowadząc mnie do czegoś na kształt recepcji. Spojrzałam na niego i posyłając niepewny uśmiech, kiwnęłam nieznacznie głową. Justin stanął w miejscu i przyglądając mi się uważnie, zmarszczył brwi w zdziwieniu – Coś nie tak? – pogładził mój policzek, czekając cierpliwie na odpowiedź. Rozglądnęłam się po tych wszystkich ludziach i wzdychając ciężko, przeniosłam z powrotem wzrok na swojego męża

- Nie, wszystko w porządku – zapewniłam, uśmiechając się delikatnie. Justin pochylił się nade mną i zbliżając swoje usta do moich, pocałował mnie czule

- Chodź kochanie – ponownie złapał mnie za dłoń i splatając nasze palce, wszedł w głąb pomieszczenia w którym musieliśmy się zameldować. 

Za mini ladą stała piękna, rudowłosa kobieta, uprzejmie witająca swoich gości. Uśmiechnęła się do nas szeroko, prosząc o podanie nazwiska na które była zrobiona rezerwacja. Sprawdziła w swoim tajnym kajecie, po czym odwracając się na chwilę, sięgnęła po klucze. Wręczyła nam trzy pęki, a następnie poprosiła o pójście za jednym z chłopców z obsługi. Chłopak zaprowadził nas schodami w dół i wskazał przygotowane dla nas pokoje. Życzył miłego dnia i udanego rejsu, po czym odwracając się na pięcie, zniknął z naszego pola widzenia.

- Impreza zaczyna się o dwudziestej, więc mamy jakieś dwie godziny na przygotowanie się – oznajmił mój mąż pozostałym, a następnie otworzył drzwi, wpuszczając mnie pierwszą do środka. 

Nawet ten mały pokój wyglądał jak najlepszy apartament w sześciogwiazdkowym hotelu. Postawiłam swoją torbę w kącie i nie zwlekając, rzuciłam się na wielkie łoże, zatapiając się w stosie miękkich, pachnących poduszek

- Boże, tu jest cudownie – zapiszczałam radośnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Justin rozbawiony moją reakcją, podszedł do łóżka i wspinając się na nie, zawisł tuż nad moim ciałem.

- Wiedziałem, że ci się spodoba – powiedział, przyciskając usta do mojej szyi. – Myślisz, że zdążymy z jednym szybkim numerkiem? – spytał, na co się zaśmiałam. 

Wplotłam palce w jego blond czuprynę i przyciągając go do siebie, wpiłam się w jego pełne różowe usta, dając znać w ten sposób, że z pewnością ze wszystkim zdążymy. W sekundę pozbyliśmy się naszych ubrań. Justin przekręcił nasze nagie ciała tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. 

Nie było czasu na jakieś gry wstępne i zabawy w kotka i myszkę. Byliśmy cholernie siebie spragnieni, więc nie czekając dłużej, nabiłam się powoli na twardego przyjaciela Justina. Cichy jęk wydostał się z moich ust, kiedy Justin wchodził we mnie centymetr po centymetrze. Poruszałam się na nim powoli, żeby przyzwyczaić się do jego obecności, ale po chwili przyspieszyłam ruchy, nie mogąc doczekać się chwili przyjemności jaką dawał mi za każdym razem. Seks z nim zawsze był wyjątkowy. Justin zawsze wprowadzał trochę urozmaicenia, które wysyłało nas na sam szczyt.

Kilkanaście minut później, dyszeliśmy ciężko leżąc obok siebie. Przyłożyłam dłonie do twarzy i ocierając z czoła kropelki potu, uśmiechnęłam się szeroko.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, co ze mną robisz – powiedziałam, przekręcając się na bok. Justin odwrócił głowę w moją stronę i patrząc w moje oczy, podarował mi najpiękniejszy uśmiech świata. Opuszkami palców dotknęłam jego czerwonego z wysiłku policzka i zbliżając się do jego ust, pocałowałam je czule

- Kocham cię - powiedziałam między pocałunkami.

- Ja też cię kocham, skarbie – odpowiedział, ściskając mocno mój pośladek. 

Poleżeliśmy jeszcze chwilę wpatrując się uważnie w swoje oczy, po czym podnieśliśmy się z łóżka i poszliśmy wziąć wspólny prysznic. Nie wiele czasu nam zostało, więc w zasadzie robiliśmy wszystko na największych obrotach. Miałam iść do Margaret żeby zrobiła mi makijaż, ale przez nasz spontaniczny seks, zabrakło mi już czasu. Postawiłam na zwykły, naturalny makeup, czyli podkład, puder w kamieniu, trochę różu na policzkach i tusz do rzęs. Nic specjalnego, ale efekt końcowy jak najbardziej mnie zadowalał. Założyłam sukienkę którą kupiłyśmy razem z blondynką i rozpuszczając włosy, w zasadzie już byłam gotowa. Ubrałam jeszcze złote kilkucentymetrowe szpilki, wzięłam małą czarną kopertówkę i spoglądając na siebie ostatni raz, usiadłam na brzegu łóżka czekając aż Justin w końcu się ubierze. 

Kiedy blondyn wyszedł z łazienki, czułam jak na moich policzkach zawitała głęboka czerwień. Wyglądał perfekcyjnie. Idealnie. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jakiego mam cholernie przystojnego męża, po czym podchodząc do niego, zaplotłam ramiona wokół jego szyi, przytulając się do niego mocno.

- Wyglądasz cholernie seksownie – powiedziałam mu na ucho, na co się zaśmiał

- Ty wyglądasz, jak milion dolarów – komplementował mnie radośnie – Jesteś najpiękniejszą dziewczyną świata, a ja jestem cholernym szczęściarzem że to właśnie mnie wybrałaś – dodał. 

Odsunęłam się od męża i spoglądając w jego karmelowe tęczówki, uśmiechnęłam się lekko

- To ty mnie wybrałeś – powiedziałam cicho, nie przerywając spojrzenia – I nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci za to wdzięczna. – dodałam, całując kącik jego ust. Justin westchnął cicho, po czym przyłożył swoje czoło do mojego. 

Nie mówiliśmy nic. Przez kilka minut po prostu staliśmy przytuleni do siebie, dziękując Bogu po cichu za to że postawił nas sobie na naszych drogach.

Ten rok – który w zasadzie już dzisiaj chyli się ku końcowi, był najlepszym rokiem mojego życia. Poznałam Justina, dowiedziałam się czym jest prawdziwa miłość. Otrzymałam prezent w postaci prawdziwej przyjaźni jaka jest między mną, Margaret i Hombre, zbliżyłam się do siostry. Mimo tego, że nie wszystko w moim życiu poszło tak jak powinno, wiem że nie zmieniłabym niczego. Może jedynie – gdyby to w ogóle było możliwe – wskrzesiłabym moją mamę, żeby powiedzieć jej po raz kolejny, że bardzo ją kocham i przedstawić jej swojego cudownego męża. Może gdyby było jej dane poznanie go, zmieniła by o mnie zdanie i nie myślała w tak krytyczny sposób. Może gdybym wtedy nie odpuściła, dzisiaj moja mama by żyła i cieszyła się razem z nami naszym szczęściem. Może... 

Tego już się nie dowiem. Jednak jedno co wiem na pewno to, to że bardzo kocham Justina. Jest całym moim światem i choćby właśnie dlatego, że go poznałam mogę zaliczyć ten rok do naprawdę udanych. Już teraz wiem, że kolejne lata będą już latami szczęścia i miłości. Teraz już nic nie stoi nam na drodze. Możemy skupić się wyłącznie na sobie i naszym wspólnym życiu. W nowy rok, wchodzimy z czystą kartą i to już wyłącznie od nas zależy, jak ją zapiszemy.

Gotowi do zabawy, z uśmiechami na ustach opuściliśmy nasz pokój. Kierując się na główny pokład jachtu, zahaczyliśmy jeszcze o pokoje Margaret i Izabeli. Podświetlony na niebiesko jacht, wyglądał bosko. W tle było słychać cichą muzykę przygrywaną na fortepianie, przez specjalnie wynajętego muzyka specjalizującego się w muzyce klasycznej. Dodawało to uroku temu miejscu i pewnego rodzaju tajemniczości, oraz romantyzmu. Uśmiechnięci od ucha do ucha kelnerzy rozdawali swoim gościom pysznego szampana z dużą ilością bąbelków. Niektóre pary już raczyły nasz wzrok swoim nienagannym tańcem, inne zaś siedząc przy stolikach, prowadziły rozmowy na tematy znane wyłącznie im. 

Zostaliśmy poprowadzeni do miejsca przygotowanego specjalnie dla nas, czyli –do okrągłego stolika umieszczonego tuż przy burcie jachtu. Justin – jak na dżentelmena przystało, odsunął mi krzesło i podając dłoń, zaprosił do zajęcia miejsca. Nie mogłam zmazać tego promiennego uśmiechu, cisnącego się na moje usta. To wszystko było tak cholernie idealne, że aż prawie nieprawdziwe. Cieszyłam się, że mój mąż wpadł na ten pomysł. Chyba lepiej nie mogliśmy pożegnać starego roku.

- Wyglądasz naprawdę cudownie – szepnął mój mąż, pochylając się do mojego ucha. 

Jeśli wcześniej myślałam że kompletnie tu nie pasuję, teraz zmieniłam zdanie. Nie liczyło się już dla mnie to, jak widzą mnie pozostali goście, a ważne było dla mnie jedynie to, czy podobam się własnemu mężowi. Nie musiał nawet nic mówić, jego oczy zdradzały wszystko. Spojrzałam na niego i uśmiechając się lekko, podziękowałam za komplement, następnie całując delikatnie jego policzek. Po kilku minutach siedzenia i prowadzenia rozmów na temat planów dotyczących nowego roku, podano nam pierwsze danie. Kobiety dostały sałatki z owocami morza, a mężczyźni półkrwistego steka z pieczonymi ziemniaczkami i zestawem surówek. Moja sałatka była przepyszna, ale oczywiście to nie powstrzymało mnie przed zamianą się daniami z Justinem. 

- Jakie macie postanowienia na Nowy Rok? – zagaiła Margaret, zwracając na siebie uwagę całej naszej piątki.

- Ja wezmę ślub z taką piękną blondynką – pierwszy odezwał się Hombre, uśmiechając się szeroko do swojej narzeczonej.

- Och, tak? Znam ją? – spytała kokieteryjnie, na co wszyscy się zaśmialiśmy.

- Nie znasz, ale mówię ci... Całkiem fajna. Długie, zgrabne nogi, piękne niebieskie oczy i usteczka jak marzenie... - zapewne kontynuował by swój zabawny wywód, gdyby roześmiana blondynka nie trzasnęła go dość mocno w bolące po wypadku ramię. Hombre syknął, a Margaret przerażona tym co zrobiła, momentalnie pogłaskała bolące miejsce, po czym złożyła na nim lekki jak piórko pocałunek. Uśmiechnęłam się widząc tą dwójkę. Naprawdę do siebie pasowali i cieszyłam się że są razem.

- Dobra – odezwała się Izabela – To teraz moja kolej... Moim postanowieniem na Nowy Rok, będzie częstsze widywanie się z wami wszystkimi – powiedziała, patrząc po naszych twarzach – Cholernie mi was brakuje – jęknęła, ścierając z kącika oka pojedynczą łzę, co spotkało się z moim i Maragert głośnym 'Ooo'. Położyłam dłoń na dłoni Izabeli i ściskając ją lekko, zapewniłam że od tej chwili będziemy widywać się częściej.

- A ty Justin? – zapytała Izabela, na co blondyn od razu się wyprostował, poprawiając przy okazji kołnierzyk swojej marynarki

- A ja... Ja muszę doprowadzić kilka spraw do końca, a potem to już będę cieszył się życiem z moją cudowną żoną u boku – powiedział, przyciskając mnie do siebie. 

Westchnęłam cicho i spoglądając na niego, posłałam mu lekki uśmiech. W trakcie kiedy John dość szczegółowo odpowiadał na pytanie o jego postanowienie na nowy rok, ja zastanawiałam się nad swoim. Nie miałam jakichś specjalnych życzeń. Chciałam po prostu być szczęśliwa i poprowadzić nasze życie tak, żeby już nie było w nim problemów.

- Elena? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Margaret. Spojrzałam na nią pytająco – Jakie ty masz postanowienie ?

- Cóż... Jak najszybciej sprowadzić Rosę – zaczęłam. Justin pokręcił się na krześle i odszukując pod stołem moją dłoń złapał ją delikatnie, następnie ściskając ją w taki sposób jakby przez to chciał mi powiedzieć, że już niedługo stanie się dokładnie tak jak o tym mówię – A potem już żyć spokojnie i szczęśliwie z moim przystojniakiem – zakończyłam, przytulając się do męża.

Tuż przed północą, wszyscy zostali zaproszeni na najwyższy pokład z którego można było zobaczyć pokaz sztucznych ogni. Stanęliśmy przy barierce z kieliszkami szampana w dłoniach i odliczając głośno, czekaliśmy na nowy rok.

- Dziesięć, dziewięć, osiem... - słyszałam idealnie zsynchronizowane z innymi odliczanie Margaret i odwracając twarz w jej stronę, uśmiechnęłam się szeroko, po czym również dołączyłam do liczenia.

- Trzy, dwa, jeden! Szczęśliwego, Nowego Roku! – wszyscy wykrzyczeliśmy życzenia, po czym każdy zwrócił się do swoich połówek stojących obok. 

Odwróciłam się do Justina stojącego za moimi plecami i uśmiechając się promiennie, wpiłam się namiętnie w jego różowe usta.

- Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, skarbie – powiedział Justin odrywając się ode mnie, a następnie przyciskając usta do mojego czoła. Uśmiechnęłam się szeroko i przytulając się do męża, schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi

- Oby ten rok był dla nas lepszy – szpnęłam, pocierając dłońmi jego plecy. Odsunął się ode mnie i spoglądając w moje oczy, posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów na ziemi

- Będzie lepszy – powiedział pewnie – Teraz już nie mamy się czym martwić. Wszystko powoli się ułoży, a za parę dni razem polecimy po Rose – dodał, całując czule moje usta

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że to wszystko się już skończyło – powiedziałam cicho i przymykając powieki, ponownie wtuliłam się w jego ciepłe ciało. 

Wsłuchując się w powolny rytm melodii granej na fortepianie, bujaliśmy się lekko na boki, mocno przyciśnięci swoimi ciałami. Teraz już będzie tylko lepiej. Niedługo znów będziemy wszyscy w komplecie, a strach odczuwany do tej pory, uleci niczym chmura dymu.

- Kocham cię – powiedziałam, spoglądając w jego oczy

- Kocham cię – odpowiedział, muskając czubek mojego nosa.


-----------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, na kolejny rozdział zapraszam jutro :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro