80
- Kochanie – zwrócił się do mnie Justin, nie odwracając wzroku od laptopa trzymanego na kolanach. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on dopiero po chwili ocknął się i przemówił – Co byś powiedziała, na przywitanie nowego roku na jachcie? – spytał, w dalszym ciągu surfując po Internecie. Otworzyłam szeroko powieki, nie będąc do końca pewna, czy dobrze słyszałam
- Co? – spytałam zaskoczona jego pomysłem.
Do tej pory rozmawialiśmy o tym, że Sylwestra spędzimy w domu. Nie było mowy o żadnym wyjściu ze względu na sytuację z Navarro, ale jak widać, w tej chwili jest już bezpiecznie skoro mój mąż nie boi się o nasze bezpieczeństwo i nie stara się ze wszystkich sił zamknąć nas pod kloszem.
- Pytałem, co byś powiedziała na to... - zaczął, spoglądając wreszcie na mnie, ale szybko mu przerwałam, unosząc dłoń w powietrzu
- Wiem o co pytałeś, nie wiem jedynie co odpowiedzieć – powiedziałam szybko, zastanawiając się nad jego propozycją. Justin wstał z łóżka i podchodząc do mnie, położył dłonie na moich biodrach przytulając mnie do swojego torsu. Pocałował moją szyję, a następnie przejechał językiem w górę, przygryzając na końcu płatek mojego ucha
- Byłaś kiedyś na jachcie? – szepnął, a jego ciepły oddech wywołał ciarki na moim ciele. Pokręciłam jedynie głową na boki, nie będąc w stanie nic w tej chwili z siebie wydusić. Nie mogłam zrozumieć tego, że w dalszym ciągu działa na mnie tak jak za pierwszym razem.
- Zastanów się nad tym – powiedział, po czym całując mój policzek zostawił mnie samą i znów rzucił się na łóżko.
Poukładałam na półkach garderoby świeżo wyprane ciuchy, a następnie dołączyłam do męża. Wspięłam się na swoją stronę łóżka i kładąc się obok niego, przytuliłam się do jego boku.
- Chciałyśmy z Margaret zaprosić Izabele i szefa – powiedziałam, przejeżdżając opuszkami palców po jego nagim torsie
- Zaproś ich – powiedział bez wahania – Będzie fajnie – dodał, całując czubek mojej głowy. Westchnęłam cicho, ale po chwili zgodziłam się na jego propozycję. W sumie... Czemu by nie? Będzie fajnie, poza tym, to naprawdę dobra opcja spędzenia Sylwestra.
Justin słysząc moją zgodę, od razu zamówił wejściówki dla całej naszej szóstki, oraz zorganizował pilota na czas lotu. Nawet nie czekał na odpowiedź naszych przyjaciół, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że takiej okazji nikt nie przepuści. W podskokach pobiegłam do blondynki, ustalić z nią kilka istotnych kwestii takie jak: kreacje, makijaż i inne pierdoły. Zadzwoniłyśmy do Izabeli i poinformowałyśmy ją o tym, że ma przylecieć do nas razem z szefem, a następnie całą szóstką polecimy do Buenaventura - skąd wypłyniemy jachtem w nocny, noworoczny rejs. Izabela bez wahania przyjęła ofertę i obiecała, że odpowiednio zachęci szefa do dołączenia do nas.
Razem z blondynką stwierdziłyśmy, że między Izabelą i naszym byłym szefem coś zaczyna się kroić, o ile już nie jest to wyższy etap. Postanowiłyśmy wypytać dokładnie o wszystko, jak tylko zawita w naszym domu. Przyznam szczerze, że nawet cieszyłabym się, jeśli ta dwójka byłaby ze sobą. Są bardzo fajnymi ludźmi i z pewnością pasowaliby do siebie. Kiedy już ustaliłam wszystko z blondynką, wróciłam do siebie żeby się spakować. Zostało nam zaledwie dwa dni, więc trzeba działać od razu, żeby później nie latać za wszystkim.
- Margaret jest za, Izabela też się zgodziła – powiedziałam radośnie do Justina, na co uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie i zaplatając ramiona wokół mojej talii, pochylił się nade mną, całując czule moje usta.
- Będziemy musieli zrobić coś z Hombre, żeby nie męczył się podczas lotu – powiedziałam między pocałunkami, mając w pamięci stan w którym jest nasz przyjaciel. Co prawda Hombre radzi sobie już znacznie lepiej i nawet próbuje poruszać się o kulach, ale w dalszym ciągu jest mu cholernie ciężko. Musi mieć wygodę i trzeba mu ją zapewnić
- O nic się nie martw, skarbie – powiedział blondyn, całując mnie w czoło – Wszystkim się zajmę – zapewnił, uśmiechając się do mnie ciepło.
Pocałowałam jego policzek i odsuwając się od męża, wbiegłam do garderoby, wybrać kila rzeczy na podróż. Spakowałam dwie sukienki – w razie gdyby z jedną stało się coś niespodziewanego, bieliznę na zmianę, oraz kosmetyki żeby na miejscu móc zrobić sylwestrowy makijaż. Jak to mówią: 'Nowy Rok, nowa Ja', więc trzeba w niego wejść pełną parą.
Kiedy w niewielkiej walizce znalazły się również rzeczy Justina i uznaliśmy, że wszystko co potrzebne już mamy, zostawiliśmy pakowanie i poszliśmy pod prysznic. Czyści i pachnący, owinęliśmy się w ręczniki, po czym –przebierając się w piżamy, położyliśmy się do łóżka. W mgnieniu oka, zasnęliśmy w swoich ramionach.
*
Następnego dnia wieczorem, Justin przywiózł z lotniska Izabelę oraz Johna. Przywitaliśmy się wszyscy, a następnie zasiedliśmy do stołu. Kucharki w dalszym ciągu nie wróciły z urlopów, więc siłą rzeczy z kolacją musiałyśmy sobie radzić same z Margaret. Przygotowałyśmy tradycyjne kolumbijskie dania, żeby nasi przyjaciele zakosztowali trochę tutejszej kultury. Mimo że nie jesteśmy wybitnymi paniami domu, śmiało mogę stwierdzić że wyszło nam całkiem nieźle. Nasi goście byli zadowoleni i twierdzili że kolacja którą dla nich przygotowałyśmy była bardzo smaczna. Po zjedzeniu deseru, przenieśliśmy się wszyscy do salonu i racząc się cholernie dobrym winem, które kupił Justin, rozmawialiśmy o nadchodzącej imprezie, oraz o naszym życiu.
- No to jak jest między wami? – spytała Margaret Izabeli, na co ta spoglądając dyskretnie na Johna, uśmiechnęła się do nas nieśmiało
- Docieramy do siebie – mrugnęła okiem, a my z blondynką już wiedziałyśmy że miałyśmy rację myśląc, że może coś z nich być.
- Jak wam się tu żyje? – spytała Izabela
- Cholernie dobrze – odpowiedziała bez wahania Margaret, upijając łyk wina i ciesząc się jak głupi do sera. Nie dziwiłam się jej zachowaniu. Naprawdę było nam tu dobrze. Nie wiem czym sobie zasłużyłyśmy, ale ten na górze nie mógł nas lepiej wynagrodzić.
- Było trochę problemów i dramatów, ale teraz jest okej – powiedziałam, na co obie panie kiwnęły głowami.
- Elena, a jak twoja siostra? – spytała Izabela, przez co mimowolnie mój humor od razu się pogorszył. Zauważyłam że Justin spoglądnął na mnie zatroskany. Pewnie usłyszał o czym mówi blondynka i chciał zobaczyć moją reakcję. Uśmiechnęłam się do niego, dając w ten sposób znak, że wszystko jest okej. – Z tego co wiem, to po śmierci twojej mamy, zamieszkała z wami? – dodała, rozglądając się na boki. Izabela nie wiedziała o tym co stało się z Rosą i jestem pewna że była zaskoczona brakiem jej u mojego boku
- Rosa w tej chwili jest u naszych przyjaciół w Argentynie – oznajmiłam – Lecimy po nią zaraz po Nowym Roku - dodałam, nie wspominając nic o powodzie jej wyjazdu.
Nie mogłam powiedzieć prawdy, bo tym samym wydałabym mojego męża. Oprócz mnie, Margaret i Hombre, nikt nie wie czym zajmuje się Justin. Na moje szczęście Izabela nie była wścibską osobą i szybko zmieniła temat na ten nieco przyjemniejszy, czyli nadchodzącej imprezy. Panowie popijając whisky, rozmawiali o typowo męskich sprawach – między innymi o samochodach. Spojrzałam na swojego męża i uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc to jak dobrze dogaduje się z moim byłym szefem. Lubiłam Johna i zależało mi na tym, żeby znaleźli wspólny język. Jak widać, nie miałam się czym martwić, bo panowie naprawdę dobrze zaczęli się dogadywać. Mimo tego, że John był o wiele starszy niż Justin, czy Hombre, nie miał problemu z nawiązaniem jakiegokolwiek tematu.
- Porsche Carrera 911, to jest samochód moich marzeń – usłyszałam rozmarzonego Johna i przenosząc wzrok z szefa na Justina, zobaczyłam ten cholerny błysk w jego oczach. Nie musiałam długo czekać, jak mój mąż zerwał się na równe nogi, zapraszając naszego gościa do garażu. Otóż blondyn również jest fanem Porschaków i w swojej kolekcji samochodowej ma dokładnie taki model o którym mówił John.
- Skarbie – zwrócił się do mnie Justin, na co kiwnęłam głową dając znak że słucham - Zabieram Johna do garażu, zaraz przyjdziemy – oznajmił i nie czekając na jakąkolwiek moją odpowiedź, skierował się do wyjścia.
- Po cholerę oni poszli do garażu? – spytała zdziwiona Izabela, wgapiając się w znikające plecy swojego towarzysza
- Justin ma Porsche 911, które podoba się Johnowi – wyjaśniłam, przewracając oczami
- O Boże... – jęknęła, zasłaniając sobie twarz dłońmi. Obie z Margaret spojrzałyśmy na nią marszcząc brwi w zdziwieniu - Justin już go kupił. John uwielbia to auto i jestem pewna że jak tylko je zobaczy, to będzie chciał się nim przejechać – mówiła – Możecie być pewne, że od dziś ten idiota będzie waszym stałym gościem – prychnęła kręcąc głową na boki, na co się zaśmiałyśmy.
No tak... Faceci i ich zabawki.
- W takim razie... Skoro oni poszli się pobawić, to ty nam teraz wszystko ładnie wyśpiewasz – odezwała się Margaret, wskazując palcem na Izabelę – Co między wami jest... I nie mów że się docieracie – zagroziła palcem – Pieprzyliście się już? – spytała, a ja słysząc jej pytanie prawie wyplułam łyk wina który przed sekundą upiłam. Spojrzałam na Izabelę ciekawa jej reakcji, ale blondynka tylko się zaśmiała, po chwili potakując kiwnięciem głowy
-Serio? – spytałam niedowierzając, że mają to już za sobą.
Czyli nie jesteśmy na etapie podchodów, tylko czegoś bardziej zaawansowanego...
- No serio, serio – mówiła radośnie – Nawet zamieszkaliśmy ze sobą – oznajmiła.
- Wow – uleciało z ust moich jak i Margaret.
Obie byłyśmy zaskoczone tym faktem. Z Johnem to była ciężka sprawa. Nasz szef był wdowcem, który do tej pory nie pogodził się ze stratą swojej małżonki. Z tego co wiem, bardzo się kochali. John zawsze ciepło się o niej wypowiadał i nie ukrywał tego, że nie zamierza ponownie się wiązać. Dlatego też teraz się tak dziwimy. Izabela musiała nieźle zakręcić mu w głowie, skoro zmienił zdanie. No ale, jest piękna, inteligentna, zabawna... Czego chcieć więcej?
- Długo to trwa? – spytałam zaciekawiona. Blondynka oblała się rumieńcem i przykładając kieliszek do ust, upiła łyk wina następnie potakując głową
- Prawie rok – oznajmia nieśmiało, a nam prawie oczy wypadły z orbit – Ukrywaliśmy się z tym przez długi czas. Nie chcieliśmy żeby ktokolwiek o nas mówił, ale teraz jest inaczej... John stwierdził, że nie ma sensu się ukrywać bo i tak połowa dziewczyn z klubu domyślała się tego, że coś między nami jest. Poza tym, to chyba nic złego że się kochamy? – spytała niepewnie, a my jedynie pokiwałyśmy głową.
- Wiem, że to dla was niemałe zaskoczenie, ale uwierzcie... Ja sama nie do końca wierzę w to, że jesteśmy ze sobą - powiedziała, bawiąc się nerwowo palcami dłoni – John to dość ciężki przypadek i naprawdę nie było łatwo zburzyć ten mur którym się otoczył, no ale... cierpliwość popłaca – powiedziała, mrugając do nas .
Zamknęłyśmy wreszcie swoje otwarte ze zdziwienia usta i wracając na ziemię, ponownie poruszyłyśmy temat Sylwestra. Kiedy już wszystko miałyśmy wyjaśnione i ustalone, Izabela przeprosiła nas i oznajmiła że idzie się już położyć. Pokazałam jej pokój który razem z Johnem mieli do swojej dyspozycji i życząc jej dobrej nocy, wróciłam do Margaret.
- Mówiłam – pisnęła radośnie, widząc mnie z powrotem w salonie. Usiadłam obok niej i zabierając swój kieliszek, pokiwałam głową na boki, nie mogąc uwierzyć w to jak obie byłyśmy ślepe przez tak długi okres czasu. Przecież widywałyśmy się z nimi codziennie przez kilka godzin, a żadna z nas nie miała pojęcia że są w związku. Było to dla nas niemałe zaskoczenie
- Nieźle co?
- No, nie wierzę, że tego nie zauważyłyśmy – prychnęła, dolewając sobie wina do kieliszka.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w ramionach mojego męża, niosącego mnie do naszej sypialni. Spojrzałam na jego piękną twarz i uśmiechając się szeroko, zaplotłam ręce wokół jego szyi.
- Całkiem sympatyczny ten twój szef – powiedział Justin, całując moje czoło. Przekroczyliśmy próg naszej sypialni, a Justin widząc to że rozbudziłam się na dobre, postawił mnie na podłodze i podchodząc do garderoby, wyciągnął z niej jedną ze swoich koszulek, oraz bokserki. Koszulkę rzucił mi, a sam ściągnął z siebie ubrania, po czym zmieniając bokserki, wskoczył do łóżka. Narzuciłam o wiele za duży na mnie t-shirt, a następnie, dołączając do męża, wtuliłam się w jego bok.
- Tak, John jest bardzo fajny – powiedziałam, nawiązując do wcześniejszych słów Justina i przykładając policzek do jego nagiego torsu, wsłuchiwałam się w miarowe bicie serca mojego męża. Uwielbiałam ten dźwięk. Może to dziwne i trochę głupie, ale póki go słyszałam, wiedziałam że wszystko będzie okej.
Słysząc ten spokojny, równomierny stukot, odrzucałam wszystkie zmartwienia i cieszyłam się jedynie tym, że mam Justina przy sobie.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Kochani, jeszcze tylko 4 rozdziały i epilog :(
Macie jakieś pomysły na zakończenie opowiadania? Oczywiście, koniec mam już napisany i nic go nie zmieni. Ciekawa jestem jedynie jak wy to widzicie. Czysta ciekawość, nic więcej :)
Kolejny rozdział jutro, mniej więcej o tej samej porze co dziś.
Dziękuję za wszystkie głosy, odsłony, komentarze, no i za to, że jesteście :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro