Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78


Od rana dziewczyny krzątały się po kuchni, przygotowując dania na wigilijną kolację. Odesłałem kucharki i służbę do domu na czas świąt. Pomimo tego, że właściwie nigdy nie obchodziłem świąt, wiedziałem że ten czas przeznaczony powinien być dla rodziny, a nie dla pracodawcy. Nie miałem sumienia zatrzymywać ich przy sobie. Początkowo miałem zamówić catering na ten wieczór, ale dziewczyny zapewniły mnie że dadzą radę przygotować wszystko same. Tak więc, teraz one siedzą w kuchni, a ja z Hombre w moim gabinecie, cierpliwie czekając na zdjęcia które miał mi wysłać Verdan

- Myślisz, że to może być takie proste? – spytałem przyjaciela, na co od razu zapewnił mnie kiwnięciem głowy

- Navarro miał wielu wrogów. Nawet nie zdziwiła mnie ta wiadomość – oznajmił. 

Przyłożyłem dłonie do twarzy i pocierając nimi, modliłem się cicho aby słowa bruneta były prawdą. Oddałbym wszystko, żeby ta informacja się potwierdziła. Moje życie stałoby się dużo łatwiejsze. W końcu nie musiałbym się martwić o swoją żonę i jej bezpieczeństwo. Zostałaby mi tylko DEA na karku, ale to akurat jest dla mnie pestka. Nie mają na mnie żadnych dowodów. Pod tym względem wszystko jest w jak najlepszym porządku. Moi ludzie dbają o moją nietykalność, dlatego nie mam się o co martwić. Jedynym moim wrogiem jest Navarro, ale mam cichą nadzieję że już niedługo przestanie zaprzątać moją głowę. 

Rozmowę z przyjacielem i rozmyślanie nad informacją którą dostałem poprzedniego dnia, przerwało ciche pukanie do drzwi, a następnie naciśnięcie klamki. W progu stanęła moja piękna żona, trzymająca w ręku słoik z konfiturami. Spojrzałem na nią pytająco, a ta nie mówiąc nic, uśmiechnęła się promiennie, podchodząc bliżej.

- Czyżbyście sobie jednak nie dawały rady? – spytał Hombre

- Oj, przymknij się – fuknęła na niego, wystawiając mu język, a następnie wyciągnęła słoik w moją stronę, prosząc o pomoc. Zaśmiałem się z ich małej wymiany zdań, po czym podnosząc się z miejsca, bez słowa odebrałem to z czym do mnie przyszła. Odkręciłem dość mocno zakręcone wieczko i puszczając oczko do żony, oddałem konfitury. Elena pocałowała mój policzek i nie mówiąc nic więcej, zostawiła nas samych.

- Wiesz... – odezwał się przyjaciel, kiedy drzwi gabinetu zamknęły się za moją brunetką – Chyba jeszcze nie podziękowałem ci za pomysł ze sprowadzeniem ich do nas – powiedział, a kącik moich ust mimowolnie powędrował ku górze. – Kiedy mi o tym powiedziałeś, uważałem cię za kompletnego idiotę, ale teraz wiem, że cholernie dobrze zrobiłeś że nie posłuchałeś mojego smęcenia i postawiłeś jednak na swoim – przyznał szczerze

- Ja zawsze wiem co robię – zaśmiałem się kręcąc głową na boki

- Z tym się nie zgodzę – prychnął – Kurwa stary, chyba lepiej trafić nie mogliśmy – dodał, pocierając dłońmi twarz. Musiałem przyznać mu rację – choć nie lubię tego robić, jednak to co powiedział to zupełna prawda. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej Eleny i dziękuję Bogu – jeśli w ogóle istnieje – za to, że postawił ją na mojej drodze.


*

- Ubierz tą – powiedziała Elena, wyciągając z garderoby czarną koszulę. 

Właśnie przygotowywaliśmy się do świątecznej kolacji. Moja żona o dziwo była już gotowa i tylko czekała na mnie, aż w końcu zdecyduję się na jakąś z kilku wybranych wcześniej koszul. Wprawdzie będziemy tylko we czwórkę, ale chciałem wyglądać dobrze. To w końcu moje pierwsze święta i chcę żeby były idealne. 

Wziąłem od Eleny koszulę i zrzucając z siebie szary t-shirt, założyłem ją. Zapiąłem guziki, a kiedy nie mogłem poradzić sobie z tymi przy kołnierzyku, Elena podeszła do mnie i wyciągając swoje chude paluszki, pomogła mi je zapiąć. Na koniec obdarzyła mnie przepięknym uśmiechem i całując w policzek, złapała moją dłoń, po czym pociągnęła mnie w stronę wyjścia z sypialni. Idąc za nią, patrzyłem na jej cholernie zgrabny tyłek. Miała na sobie jasną sukienkę do kolan, która idealnie pasowała do jej figury. Podkreślała każdy jej atut, co powodowało że wyglądała naprawdę apetycznie.

Zeszliśmy do jadalni w której czekali już na nas Margaret z Hombre. Dziewczyny naprawdę się postarały, bo suto zastawiony stół wyglądał idealnie. Wszędzie pachniało wypiekami, przyprawą korzenną i pomarańczami, a w tle słychać było świąteczne melodie puszczane w radiu. Widząc tradycyjne dania kolumbijskie, przeplatane z amerykańskimi i nawet kilkoma kanadyjskimi, buzia sama się cieszyła. Ślinka mi ciekła na sam widok tych aromatycznych potraw. Usiedliśmy do stołu i po zmówieniu modlitwy, którą poprowadziła moja żona, zabraliśmy się za jedzenie. Nie wiem czy tak wyglądają typowe święta, ale widząc szczęście wymalowane na twarzy mojej ukochanej i ten błysk w oku, chcę abyśmy co roku obchodzili je właśnie w ten sposób.

- Dolać ci? – spytałem żony, unosząc butelkę wina. Elena nawet nie odpowiedziała, uniosła jedynie kieliszek kiwając głową. Opowiadała właśnie o tym, jak w dzieciństwie spędzała ten czas ze swoją rodziną. Z radością w głosie wspominała śnieg za oknem i lepienie bałwana razem z mamą. Było to dla mnie co najmniej dziwne i nawet interesujące, gdyż odkąd tu jestem nie widziałem śniegu na oczy.

Nie, nie śpiewaliśmy kolęd, nie dzieliliśmy się opłatkiem. Nasze święta były zupełnie inne niż te typowe, spędzane w amerykańskich czy kolumbijskich domach, ale to nie oznacz że były złe. Wręcz przeciwnie, były wyjątkowe. Cieszyłem się mając ich tu wszystkich razem. Po tym wszystkim co działo się ostatnimi czasy w naszym życiu, miło jest po prostu usiąść razem przy stole i nie zaprzątać sobie głowy problemami. Tym bardziej, że problem który spędzał mi sen z powiek, odszedł już w niepamięć. Od teraz może być już tylko lepiej. Navarro nie żyje, a DEA dała sobie na razie ze mną spokój. Jeszcze nie mówiłem Elenie o tej nowinie, ale postanowiłem poinformować o tym wszystkich przy rozpakowywaniu prezentów.

Po pysznej kolacji, usiedliśmy wszyscy razem wokół choinki i nie zwlekając, zajęliśmy się odpakowywaniem upominków. Poprosiłem blondynkę, by ona zaczęła jako pierwsza, na koniec zostawiając moją żonę. Elena zdziwiła się kolejnością odpakowywania prezentów, ale ja miałem swój plan. Po pierwsze, wiem że mój prezent ze względu na jego wartość, będzie mogła dopiero dostać kiedy zostaniemy sam na sam, a po drugie, wiadomość jaką chcę im wszystkim przekazać, może nieco zachwiać tą chwilą przyjemności.

- Wow, jest piękna – powiedziała Margaret, obracając w palcach złotą bransoletkę z diamentami, którą jej kupiłem. Nic specjalnego, zwykłe świecidełko ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że blondynka lubi takie pierdoły i na pewno będzie zachwycona. Podziękowała buziakiem w policzek, który Elena skwitowała chrząknięciem. Hombre podarował narzeczonej złoty bon do zrealizowania w butiku marzeń blondynki czyli u Dolce&Gabbana, a Elena wręczyła jej tygodniowy wypad do Włoch. Moja żona i przyjaciel, uzgodnili między sobą prezent dla Margaret, dlatego też blondyna w połowie stycznia wyjedzie na tydzień i przy okazji kupi sobie kilka zapewne cholernie drogich rzeczy u D&G. To było jej marzeniem, więc okrzykom radości nie było końca. Hombre dostał od narzeczonej zegarek, który podobno mu się podobał, najlepsze kolumbijskie cygara ode mnie, a od Eleny perfumy, które wybrała razem z Margaret. Patrząc na markę i butelkę, śmiało mogę stwierdzić że moja żona nie oszczędzała.

- Nie, nie – powstrzymała mnie moja żona, kiedy sięgałem po jedną z paczuszek – To na koniec, zacznij od prezentów Margaret i Hombre – poinstruowała, na co skinąłem głową. 

Sięgnąłem po złote opakowanie i otwierając je, zobaczyłem bezprzewodowe słuchawki, które miałem zamiar kupić sobie w najbliższym czasie. Premiera sprzętu miała odbyć się dopiero pod koniec  stycznia, ale znając mojego przyjaciela przekupił kilka osób, żeby móc wręczyć mi te słuchawki już dzisiaj. Byłem cholernie zadowolony i wdzięczny, bo naprawdę miałem wielką ochotę na tą zabawkę. Od Margaret dostałem kij hokejowy, który wylicytowała na aukcji charytatywnej. Zaskoczyła mnie tym prezentem, tym bardziej że był on podpisany przez Wayneya Gretzkyego – jednego z najlepszych hokeistów na świecie. 

Ostatnim prezentem, był ten od mojej żony. Byłem cholernie ciekawy co mi kupiła i wręcz niecierpliwiłem się jak małe dziecko. Chwyciłem paczkę i rozrywając ostrożnie papier, próbowałem dostać się do środka. Kiedy już to zrobiłem, moje oczy prawie wyszły na wierzch. W ręku trzymałem pięćdziesięcioletnią Dalmore – najdroższą i najlepszą na świecie whisky. Z szerokim uśmiechem na twarzy podziękowałem swojej kochanej żonie, za tak wspaniały prezent, ale ona powiedziała że to jeszcze nie koniec i zapewniła że drugą część prezentu, otrzymam na osobności. Domyślam się że będzie to coś niegrzecznego, skoro nie może wręczyć mi tego przy reszcie.

- Teraz ty – poinformowałem, na co Elena klasnęła w dłonie szczerząc się jak dzieciak. Otworzyła prezenty, na koniec zostawiając ten ode mnie.

- O Boże, jest piękna. Dziękuję – powiedziała, przyciskając do klatki piersiowej jakąś czarną skórzaną torebkę, którą podarowała jej Margaret. Z taką samą reakcją spotkał się prezent od bruneta, czyli kolczyki z białego złota z malutkimi, mieniącymi się kryształkami. Byliśmy razem w jubilerskim, więc ja podsunąłem pomysł jemu, a on mnie. 

Wstrzymałem powietrze, kiedy Elena sięgała po kopertę która była ode mnie. Doskonale wiedziałem, że prezent jej się spodoba i już nie mogłem doczekać się jej reakcji. Wyciągając złożoną na trzy części kartkę, wertowała słowo o słowie.

- Żartujesz? – spytała nie dowierzając w to co przeczytała. 

Zaśmiałem się na jej reakcję i kiwając głową na boki, zapewniłem że prezent bynajmniej nie jest żartem. Elena rzuciła się w moje ramiona i przyciskając mnie mocno do siebie schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi. Po chwili poczułem jak moja koszula na ramieniu staje się coraz bardziej mokra od łez mojej brunetki. Potarłem uspokajająco jej plecy, ale ona w dalszym ciągu nie mogła opanować emocji. Spojrzałem na pozostałą dwójkę, która teraz szeptała sobie coś do ucha. Domyśliłem się że Hombre właśnie w tym momencie informuje swoją narzeczoną dlaczego Elena zareagowała w ten sposób na mój prezent.

- Nie mogę w to uwierzyć – jęknęła Elena. Odsunąłem ją delikatnie od siebie i kładąc dłonie na jej policzkach, starłem z nich spływające łzy. – Nie żartujesz sobie ze mnie? – pytała, szukając odpowiedzi w moich oczach. Ucałowałem jej różowe pełne usta, po czym ponownie przytuliłem ją do siebie

- Nie, kochanie – oznajmiłem pewnie – Już niedługo będziemy mogli po nią pojechać – dodałem. 

Elena znów wypuściła z ust cichy szloch, po czym ucałowała praktycznie każdy centymetr mojej twarzy.

- Kocham cię – powiedziała, śmiejąc się przez łzy. Sam się uśmiechnąłem szeroko, widząc ją szczęśliwą – To najlepszy prezent jaki dostałam w całym swoim życiu – dodała, ocierając łzy.


Elena

Nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam i zobaczyłam. Wiadomość o śmierci Navarro była najlepszym prezentem jaki mógł ofiarować mi mój mąż. Wprawdzie może nie powinnam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, ale dzięki temu, moje życie powoli zaczyna się układać. Niedługo moja siostra będzie z nami, a my w końcu będziemy mogli cieszyć się szczęściem i spokojem. To była krótka informacja, zaledwie kilka słów, a zmieniła tak wiele. Dała mi nadzieję i radość. W końcu jest tak jak powinno być od początku. Mam przy sobie najlepszych przyjaciół i cudownego męża, a już niedługo będę mieć również swoją małą siostrzyczkę. To jest chyba najcudowniejszy dzień w moim życiu. Z pewnością zapadnie na długo w mojej pamięci.

Siedzieliśmy wszyscy przy choince i cieszyliśmy się że w końcu nasz największy koszmar się skończył. Od teraz może być już tylko lepiej. Opowiadaliśmy sobie różne historie z naszego życia i śmialiśmy się z przygód jakie nas spotkały. Wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci. Kiedy zrobiło się już dość późno, wstaliśmy z podłogi w salonie i ruszyliśmy do swoich sypialni. Pożegnaliśmy się, życząc nawzajem dobrej nocy, po czym zniknęliśmy za drzwiami naszych pokoi.

- Kochanie – zwrócił się do mnie Justin zaraz po przekroczeniu progu. 

Złapał moją dłoń i ciągnąc mnie za sobą, poprowadził do łóżka. Spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie i nie stawiając oporu, dałam się posadzić na jego kolanach. Rozłożyłam nogi po bokach jego bioder i wpatrując się uważnie w jego piękne karmelowe tęczówki, czekałam na ciąg dalszy

- Mam jeszcze jeden prezent dla ciebie – oznajmił, wyciągając w moją stronę jeszcze jedną kopertę. Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym wzięłam od męża prezent. Ostrożnie otworzyłam papier, wyciągając z niego kilka kartek. Uważnie czytałam każdy wyraz, starając się dobrze zrozumieć

- Należy tylko do ciebie – oznajmił, całując moje czoło. 

Dokumenty mówiły iż z dniem dzisiejszym stałam się właścicielką jednej z wysp, położonej na Oceanie Spokojnym. Otworzyłam szeroko usta i patrząc nieprzerwanie na blondyna, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć w to, że podarował mi wyspę. To nie do pomyślenia.

- Podoba ci się prezent? – spytał niepewnie, oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Nie byłam w stanie w tym momencie wydusić z siebie czegokolwiek. Jedyne co zrobiłam to kiwnięcie głową i wtulenie się w jego ciepłe ciało. Już nie miałam słów, nie wiedziałam w jaki sposób dziękować mu za to wszystko co dla mnie robi. Sprawia że jestem cholernie szczęśliwa i obawiam się że żadne słowa nigdy nie będą odpowiednimi na podziękowanie.

- Jesteś najwspanialszym mężem na świecie – wydusiłam w końcu, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. 

Naprawdę nie wiem, jak mu dziękować... 

Po długim tuleniu się do siebie, odsunęłam się wreszcie od Justina i uśmiechając się ciepło, cmoknęłam krótko jego usta

- Ja też mam dla ciebie jeszcze jeden prezent – oznajmiłam wesoło, na co uniósł brwi, uśmiechając się szeroko. – Poczekaj chwilę – powiedziałam, po czym zeszłam z kolan męża i skierowałam się do łazienki. 

Wzięłam torbę którą wcześniej sprytnie schowałam w koszu na pranie i wyjmując z niej zakupione rzeczy, przebrałam się. 

Mam nadzieję, że Justinowi spodoba się mój prezent.


----------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, kolejny rozdział jutro :) Mam nadzieję, że ten się podoba?

Nie mogę uwierzyć, że moje opowiadanie ma już przeszło 44 tysiące odsłon i ponad 5 tysięcy głosów. JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!!! Kocham was i bardzo, bardzo dziękuję za to, że tu jesteście i że w ogóle chcecie to czytać. Uwielbiam was!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro