73
Kochani, 50 gwiazdek pod tym rozdziałem i następny jest wasz :)
Budząc się rano, zobaczyłem że Eleny nie ma obok mnie. Sięgnąłem po telefon leżący na szafce nocnej i przeciągając palcem po ekranie, zobaczyłem która jest godzina. Zamrugałem kilka razy żeby się upewnić, czy na pewno dobrze widzę. Była dopiero czwarta nad ranem. Siadając na łóżku zacząłem się zastanawiać, gdzie do cholery podziała się moja żona o tak wczesnej porze. Zapukałem do drzwi łazienki, myśląc że może po prostu korzysta z toalety, ale kiedy po drugiej stronie słyszałem jedynie głuchą ciszę, skierowałem się na korytarz w poszukiwaniach pięknej brunetki. Zszedłem do kuchni, ale świeciła pustkami, podobnie jak salon. Sprawdziłem nawet basen i salę kinową. Wyszedłem na ogród, zastanawiając się czy może nie wyszła na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza, ale jak tylko stanąłem na zewnątrz, palnąłem się w łeb zdając sobie sprawę, że przecież gdyby chciała się orzeźwić to skorzystałaby z tarasu, wychodzącego prosto z naszej sypialni.
- Co ty tu robisz tak wcześnie? – usłyszałem za sobą głos mamy. Odwróciłem się do rodzicielki, przyglądając się jej zaspanej twarzy
- A ty? – spytałem automatycznie, nie zastanawiając się za bardzo nad zadanym przeze mnie pytaniem
- Przyszłam się napić wody – oznajmiła, podchodząc do lodówki a następnie wyciągając z niej dzbanek wody z cytryną – Poza tym, obudziłeś mnie – dodała
- Nie wiesz gdzie jest Elena? – spytałem jakbym nie usłyszał przed chwilą jej wspomnienia o tym, że dopiero co ją obudziłem swoim łażeniem
- Sprawdzałeś u Rosy? – spytała, po czym upiła łyk zimnej wody.
No tak... Nie sprawdzałem. Nie mówiąc już nic więcej, ruszyłem na górę prosto do pokoju dziewczynki. Naciskając na klamkę popchnąłem cicho drzwi. Dziewczyny smacznie spały, przytulając się do siebie. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok i nie chcąc ich obudzić, wycofałem się. Wróciłem do naszej sypialni i wzdychając ciężko położyłem się na łóżku, zakładając ręce pod głowę.
Nie jest mi łatwo z tym, co się dzieje wokół nas. Nie chcę żeby Rosa wyjeżdżała. Jesteśmy teraz rodziną i będzie mi ciężko się z nią pożegnać, zwłaszcza wtedy kiedy będę miał świadomość, że moja żona cierpi z powodu wyjazdu siostry. To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Czasami już sam nie wiem co mam robić, żeby było dobrze. Navarro ciągle wysyła mi jakieś pogróżki, o których w większości nawet nie mówię Elenie. Nie chcę jej dodatkowo martwić. I bez tego nie jest jej łatwo. Ciągle coś w naszym życiu się dzieje. Ciągle coś jest nie tak. Nie rozumiem tego, dlaczego nie możemy być po prostu szczęśliwi. Przecież my też do cholery zasługujemy na szczęście.
Pocierając dłońmi zmęczoną twarz, usiadłem na łóżku i zapalając nocną lampkę rozglądnąłem się po pokoju. Nie myśląc wiele, wstałem i skierowałem się z powrotem do wyjścia. Nie mogłem znieść tej samotności. Nienawidzę kiedy Eleny nie ma obok mnie. Bez niej czuję się niepełny. Naciskając klamkę popchnąłem lekko drzwi, po czym skierowałem się do łóżka na którym spały dziewczyny. Na moje szczęście jest ono całkiem duże, więc myślę że bez problemu zmieścimy się na nim we trójkę. Odkrywając cienką kołdrę, wgramoliłem się na miękki materac, przytulając się do pleców żony.
- Co się dzieje? – spytała Elena, kręcąc się niespokojnie w moich ramionach.
- Nic się nie dzieje – powiedziałem pochylając się nad nią i całując delikatnie jej odkryte ramię – Śpij kochanie - dodałem kładąc rękę na jej brzuchu, na co Elena mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie kładąc swoją dłoń na mojej, splotła razem nasze palce i po chwili ponownie zasnęła.
Ucałowałem czubek jej głowy wdychając przyjemny zapach jej włosów i przymykając powieki, również starałem się zasnąć.
Elena
Obudziłam się rano, przyciśnięta do boku Justina. Pamiętam, że nad ranem blondyn przyszedł do sypialni Rosy i obejmując mnie w talii, przytulił się do moich pleców. Cieszyłam się z jego obecności. Dzisiejszej nocy, wiedząc że Rosa za parę godzin wyjedzie, nie mogłam zasnąć. Poszłam do pokoju siostry i starając się jej nie obudzić, położyłam się z nią. Mimo tego, że miałam ją blisko siebie, mój sen nie był spokojny. Non stop się wierciłam i budziłam, dopiero jak poczułam ramiona Justina mocno przyciskające mnie do jego torsu, poczułam się lepiej. Dzięki niemu zasnęłam w mgnieniu oka i w zasadzie te kilka godzin przespałam jak zabita.
Wstałam z łóżka i szarpiąc za ramię Justina, starałam się go obudzić. Na szczęście mój mąż miał słaby sen, więc właściwie gdy tylko go dotknęłam, otworzył szeroko oczy
- Co jest? – spytał, pocierając dłońmi twarz. Pochyliłam się nad nim i uśmiechając się słodko, musnęłam jego pełne usta
- Nic – wzruszyłam ramionami – Musimy wstawać, za dwie godziny Rosa wylatuje – oznajmiłam smutno. Justin uniósł dłoń i oplatając nią delikatnie mój kark, przyciągnął mnie do siebie. Złożył kilka pocałunków na moich policzkach i czole, a następnie wpił się namiętnie w moje usta. Miałam wrażenie, że w ten sposób chciał odciągnąć mnie od krążących w mojej głowie czarnych myśli.
Oderwałam się niechętnie od niego, kiedy za nami poruszyła się Rosa. W dalszym ciągu przytulona do Justina, odwróciłam się do siostry i uśmiechając się lekko, spojrzałam na jej zaspaną twarz.
- Hej – powiedziała cicho, przecierając oczy.
- Hej skarbie – odpowiedzieliśmy praktycznie jednocześnie, co wywołało uśmiech na naszych twarzach.
- Rosa, musimy wstawać – oznajmiłam, na co pokiwała głową ze zrozumieniem – Za dwie godziny wylatujesz. Musimy się wykąpać i zjeść śniadanie – dodałam.
Nie zwlekając, Rosa wstała z łóżka i czym prędzej popędziła do łazienki. Westchnęłam ciężko i odwracając się z powrotem w stronę męża, spojrzałam w jego karmelowe tęczówki. Justin przypatrywał mi się uważnie, chcąc zapewne odczytać mój dzisiejszy stan.
- Spakujesz ją do końca? – spytałam, opuszkami palców przejeżdżając po linii jego szczęki
- Jasne – odpowiedział, posyłając mi lekki uśmiech. Pocałowałam go po raz ostatni i podnosząc się z łóżka, wyszłam za siostrą do łazienki. Pomogłam jej się umyć i uczesać, a potem mówiąc żeby zeszła na dół na śniadanie, sama poszłam do siebie jakoś się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i twarz, wysuszyłam włosy i kiedy byłam gotowa, ubrałam się. Zeszłam do jadalni w której Pattie i Rosa siedziały już przy stole.
- Dzień dobry – przywitałam się z matką Justina.
- Dzień dobry, Elena – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
Podeszłam do siostry i pochylając się nad nią, pocałowałam jej policzek, zajmując następnie miejsce obok niej. Rosa jak zwykle jadła swoje ulubione naleśniki z bananem i mleczną czekoladą, a dla mnie i dla Pattie przygotowane zostały omlety z pesto i twarożkiem. Luisa i Constancia doskonale wiedzą czym poprawić mi humor.
W momencie w którym zauważyłam Justina ciągnącego za sobą walizki małej, moje serce zakuło boleśnie. Liczyłam się z tym, że już za parę chwil będziemy musiały się pożegnać, ale jak najdłużej chciałam odwlec tą chwilę.
Odwróciłam się twarzą do siostry i uśmiechając się przez łzy, machnęłam ręką pokazując żeby zajęła miejsce na moich kolanach. Bez wahania wdrapała się na mnie, mocno się przytulając. Schowałam twarz w jej miękkich włosach i oddychając szybko, starałam się opanować emocje. Nie udało mi się to jednak. Kiedy zaplotła swoje małe rączki wokół mojej szyi, po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy. Pociągając nosem, odsunęłam się delikatnie od siostry żeby móc spojrzeć w jej piękne, choć w tej chwili nieco smutne oczy.
- Pamiętaj, że kocham cię najbardziej na świecie – mówiłam, a Rosa swoimi małymi paluszkami wycierała moją mokrą twarz. Przyglądała mi się uważnie i nie mówiąc nic, po prostu słuchała co mam jej do powiedzenia. – Jesteś moją ukochaną małą siostrzyczką i cholernie ciężko mi się z tobą rozstawać – jęknęłam.
- Język Elena – upomniała mnie siostra, na co się zaśmiałam. Znów się w nią wtuliłam i kołysząc lekko naszymi ciałami, napawałam się tymi ostatnimi chwilami. Chciałam czerpać z tego jak najwięcej, bo nie miałam pojęcia kiedy znowu się zobaczymy.
Chowając twarz w zagłębienie jej chudziutkiej szyi, rozwyłam się jak małe dziecko.
- Nie płacz, Elena – pocieszała mnie siostra.
Poczułam jak mocne dłonie pocierają delikatnie moje ramiona. Odsunęłam się od Rosy i spoglądając w górę, zauważyłam zmartwionego Justina. Pochylił się nade mną, całując moje czoło. Miałam teraz przy sobie dwie najważniejsze w moim życiu osoby, a już za chwilę z jedną z nich będę musiała się pożegnać. Wstając z krzesła, pociągnęłam Rose za sobą i trzymając ją mocno, podeszłam do Justina. Blondyn otoczył nas swoimi ramionami i nie mówiąc nic, po prostu mocno przytulił.
- Obiecuję, że niedługo to się skończy – szepnął po chwili do mojego ucha, całując jego płatek. Kiwnęłam tylko głową, ufając mu całkowicie w to co mówił.
Po kilku długich minutach w ramionach męża, odsunęłam się od niego i stawiając Rose na podłodze, ukucnęłam przy niej.
- Musisz już jechać, kochanie – powiedziałam, patrząc na jej słodką twarz.
Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Chciałabym żeby już zawsze była taka urocza i słodka. Chciałabym żeby jej życie było pełne miłości i szczęścia. Mam nadzieję, że przyjaciele Justina dadzą jej dom pełen rodzinnego ciepła i miłości.
- Kocham cię, pamiętaj o tym – powiedziałam, po raz ostatni mocno ją do siebie przytulając.
- Ja też cię kocham, Elena – szepnęła w moje włosy – Nie zapomnij nigdy o mnie – dodała dokładnie tak, jakby sama wiedziała, że nieprędko się zobaczymy.
Ocierając łzy z policzków, złapałam małą za rękę i poprowadziłam ją do Pattie.
- Chodź kochanie – powiedziała matka Justina, przecierając mokre ze wzruszenia oczy. Złapała ją za rękę i otwierając drzwi wyjściowe, wyprowadziła ją na zewnątrz. Stałam tam otulona ramionami Justina i patrzyłam jak moja siostra powoli znika z pola widzenia. W końcu drzwi się za nimi zamknęły, a ja poczułam cholernie wielką pustkę. Odwróciłam się przodem do Justina i zaplatając ręce na jego karku, załkałam cicho.
- Chodź – powiedział Justin, odsuwając się ode mnie – Dam ci coś, co pozwoli ci się wyluzować – dodał łapiąc moją dłoń i ciągnąc mnie w kierunku schodów. Kiwnęłam jedynie głową, pozwalając mu się poprowadzić.
Wchodząc do naszej sypialni, Justin puścił moją dłoń i kazał usiąść na łóżku. Zniknął za drzwiami garderoby, ale już po chwili pojawił się z małym, plastikowym woreczkiem w dłoni i zapalniczką. Spojrzałam na niego, zastanawiając się co to jest. Blondyn posłał mi jedynie ciepły uśmiech i nie mówiąc nic, podszedł do komody. Wyciągnął z niej jakieś pudełeczko, a następnie z całym sprzętem usiadł koło mnie. Otworzył pudełeczko i wysypując z woreczka małe zielone kulki, zaczął nim kręcić.
- Co to jest? – spytałam zaciekawiona, w dalszym ciągu pociągając nosem
- Zioło – odpowiedział wzruszając ramionami.
Zmarszczyłam brwi, ale nie komentując jego słów, po prostu przyglądałam się temu co robi. Po chwili otworzył pudełeczko, a do moich nozdrzy wdarł się dziwny, ale całkiem przyjemny zapach. Teraz już wiedziałam co to jest. Nigdy nie paliłam marihuany, ale myślę że w tym momencie jest odpowiedni czas na spróbowanie. Wysypał zmielone zioło na cieniutką bibułkę, następnie w palcach dokładnie ją skręcając. Włożył skręta filtrem do ust i podpalając go zaciągnął się nim kilka razy, wypuszczając po chwili chmurę aromatycznego dymu. Spojrzał na mnie i uśmiechając się szeroko, podał mi skręta. Chwyciłam go niepewnie, nie do końca wiedząc co mam robić. Oczywiście wiele razy widziałam jak w klubie palili trawkę, ale nigdy nie było mi dane jej spróbować. Ja nawet zwykłych papierosów nigdy nie paliłam, więc naprawdę nie wiedziałam co powinnam w tej chwili z tym zrobić.
- Włóż go do ust i się zaciągnij – poinstruował – Na początku zrób to delikatnie, to nie będzie cię paliło gardło – dodał, a ja kiwając głową dałam znak że rozumiem.
Zrobiłam dokładnie tak, jak mówił Justin. Wsadziłam skręta do ust i nabierając w płuca powoli powietrze, zaciągnęłam się nim. Wiedziałam że powinno się przetrzymać dym jak najdłużej, więc tak też zrobiłam. Po chwili jednak czując jak się duszę, wypuściłam dym, kaszląc kilka razy.
- Całkiem nieźle – skomentował blondyn, zabierając mi skręta i wkładając sobie do ust. Robił to tak profesjonalnie, że momentami zastanawiałam się nad tym jak często palił. Wprawdzie nigdy nie było nic od niego czuć, ale przecież teraz są takie metody na pozbycie się nieprzyjemnych zapachów, że łatwo jest się z tym kamuflować. Powtórzyliśmy te czynności jeszcze kilka razy i już po chwili ogarnął mnie spokój i dziwny do wytłumaczenia stan. Czułam się lekka jak piórko i miałam nieco opóźnioną reakcję. Nie śmiałam się, tak jak to w większości przypadków bywa po marihuanie, ale czułam się dobrze. Było mi tak błogo. Justin wypalił do końca skręta i otwierając szeroko okno, wpuścił trochę świeżego powietrza do środka, następnie wyrzucając resztki używki na zewnątrz. Usiadł na łóżku opierając się plecami o jego ramę i łapiąc moją dłoń, pociągnął mnie do siebie. Przytuliłam się do niego, przymykając ciężkie powieki.
Połączenie jego ramion i krążącego we krwi narkotyku, dało mi dużą dawkę ukojenia. Przestałam się zastanawiać nad wszystkimi złymi rzezami, które występowały od jakiegoś czasu w naszym życiu i po prostu odpoczywałam. Justin przejeżdżał palcami po moich plecach, sprawiając przyjemne uczucie. Wkładając nogę między jego nogi, przymknęłam ciężkie powieki czując że kompletnie zaczynam odpływać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro