7
Stałam w kuchni razem z kobietami i kręcąc na boki pupą do muzyki z radia, wyciskałam sok.
- Ekhm – usłyszałam za sobą chrząknięcie, ale nie przejęłam się tym.
Dalej robiłam to co do tej pory. Dopiero po chwili zorientowałam się, że coś jest nie tak kiedy radio ucichło, a kobiety w sekundę zamilkły. Spojrzałam na nie, a następnie z wielkimi ze zdziwienia oczami, odwróciłam się za siebie.
- Ymm, co ty robisz? – spytał Justin, stojący naprzeciwko mnie.
Pomarańcza, którą właśnie trzymałam w dłoni spadła na podłogę, turlając się pod jedną z szafek. Przełknęłam głośno ślinę, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszamy senior, to nasza wina – tłumaczyła się Luisa.
Spojrzałam na nią niepewnie, a potem znów przeniosłam wzrok na przystojniaka. Nie potrafiłam odczytać emocji z jego twarzy. Nie miałam pojęcia czy był wkurzony, czy rozbawiony.
- Ty - wskazał na mnie palcem – Chodź ze mną, a wy wracajcie do pracy – machnął na mnie ręką, po czym zwrócił się do kobiet.
Kiwnęłam głową i podążyłam za nim, wcześniej uśmiechając się przepraszająco do kobiet. Pewnie teraz będą mieć przeze mnie problemy.
- Co to miało być? – spytał, wgapiając się we mnie bez przerwy
- Ja... przepraszam – powiedziałam, spuszczając wzrok na swoje buty
- Nie, nie. – pokręcił głową na boki i ujmując moją brodę w swoje palce, zmusił mnie do ponownego patrzenia w jego oczy – Odpowiedz na pytanie – zażądał.
Chyba jest wkurzony... Ale za co niby?
- Ymm, nie wiem – wzruszyłam ramionami, na co ciężko westchnął – Po prostu się nudziłam. Nie miałam co ze sobą zrobić, więc kiedy się obudziłam, wzięłam prysznic a potem zeszłam tutaj. Poprosiłam żeby pozwoliły mi pomóc przy przygotowaniu śniadania – wyśpiewałam wszystko jak przy spowiedzi.
Chłopak patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.
- Ale to nie należy do twoich obowiązków – powiedział wreszcie
- Ja nawet nie wiem, co do nich tak naprawdę należy – westchnęłam - Nie mam co robić, chciałam się czymś zająć – powiedziałam szczerze.
Justin przysunął się do mnie i przejeżdżając kciukiem po moich ustach, nachylił się do mnie
- Okej, ale następnym razem jak będziesz się nudziła, to zawsze możesz przyjść do mnie i przede mną poruszać seksownie tyłkiem, dokładnie tak jak robiłaś to tutaj – szepnął, a po moim ciele od razu przeszedł dreszcz.
Musnął delikatnie płatek mojego ucha, po czym odszedł, na koniec klepiąc delikatnie mój tyłek.
- Chodź na śniadanie – powiedział odwracając się do mnie.
Uśmiechnął się szeroko, mrugnął oczkiem, po czym zniknął za filarem. Pokręciłam głową na boki, westchnęłam ciężko i posłuchałam tego co powiedział. Weszłam do jadalni. Na razie przy stole byliśmy tylko we dwoje. Domyśliłam się, że musiał nieźle wymęczyć Margaret poprzedniej nocy, skoro ta jeszcze nie zeszła. Luisa podeszła do stołu i postawiła przed nami dwa talerze z jajecznicą z pomidorami i kawałkami kiełbasy. Ustawiła jeszcze koszyczek z pieczywem, oraz dwie szklanki soku pomarańczowego, który jeszcze przed chwilą sama wyciskałam
- Dziękuję – powiedziałam, uśmiechając się do kobiety
- Smacznego Elena – odpowiedziała, również posyłając uśmiech.
Spojrzałam na Justina, który teraz wpatrywał się w nas z wymalowanym wielkim zdziwieniem na twarzy. Luisa widząc jego reakcję, ukłoniła się nisko, po czym wróciła do kuchni
- Elena? – powtórzył za kucharką, unosząc brew – Od kiedy jesteś na 'Ty' z moimi gosposiami? – parsknął, kręcąc przy tym głową.
- Od – zaczęłam spoglądając na zegar wiszący na ścianie, tuż za moimi plecami – Jakiejś godziny – dodałam, wzruszając ramionami.
Chłopak popatrzył na mnie zniesmaczony, a następnie nie mówiąc więcej już nic, zabrał się za jedzenie
- Ymm, coś nie tak? – spytałam ciekawa tego, dlaczego tak się zachowuje
- Nie... Tylko nie rozumiem dlaczego przeszłaś z nimi na 'Ty' – wzruszył ramionami.
- Są takimi samymi ludźmi jak ja, więc nie widzę powodu by tego nie robić – powiedziałam coś, co było dla mnie zupełnie oczywiste.
Domyślam się, że przez to, że chłopak jest cholernie bogaty nie widzi tego w ten sam sposób co ja. Dla niego osoby takie jak Luisa, czy Constancia nie mają pewnie żadnego większego znaczenia. Równie dobrze, zapewne mogłyby nie istnieć, a on nawet przez chwilę nie odczułby ich braku. Ja szanuje ludzi, bez względu na to kim są, czy czym się zajmują. To, że fakt iż te dwie kobiety są gosposiami, w żaden sposób niczego im nie umniejsza. Moja mama była sprzątaczką, ja z resztą też przez pewien czas się tym zajmowałam, więc jaką teraz byłabym hipokrytką gdybym patrzyła jedynie na zawód obu pań. Nie przeszkadza mi również praca fizyczna i choć przygotowywanie śniadań nie należy do moich obowiązków, to jeśli będę miała ochotę właśnie w ten sposób spędzać poranki, to będę to robiła.
- Okej – uniósł ręce do góry w geście obronnym, po czym zaśmiał się krótko – Jeśli tylko masz ochotę, to proszę bardzo... - skwitował, na co podziękowałam kiwnięciem głowy.
- Hej – Margaret przerwała niezręczną ciszę, która pojawiła się wraz z zakończonym przez Justina zdaniem.
- Dzień dobry, skarbie - dziewczyna uśmiechnięta podeszła do przystojniaka i pocałowała go w policzek, na co ten się skrzywił.
Zajęła miejsce po drugiej stronie jego boku, naprzeciwko mnie. Rozglądnęła się po stole, zastanawiając się zapewne co mogłaby zjeść. Po naszych jajecznicach nie było już śladu. Postawiła na miskę płatków owsianych. Przeleciała wzrokiem po stole w poszukiwaniu mleka, którego nie znalazła. Poprosiła Constancię o podanie białego płynu
- Bardzo proszę, panienko – zwróciła się do niej kobieta, na co Margaret obdarzyła ją szerokim uśmiechem.
Nie był to jednak przyjazny uśmiech. Należał raczej do tych pokazywanych z wyższością. Jak mogłam się domyślić, spodobał jej się zwrot skierowany do niej przez gosposię.
Dziewczyna nalała mleka do miski, po czym zanurzyła w niej swoją łyżkę, a następnie włożyła ją do ust. Razem z Justinem obserwowaliśmy jej skwaszoną minę, kiedy okazało się, że mleko jest za ciepłe
- Boże – jęknęła, wypluwając wszystko z powrotem do miski, na co ja i Justin zaśmialiśmy się.
- To jest gorące! – krzyknęła w złości – Ty – wskazała na Constancię, na co kobieta od razu przybiegła do stołu.
Spojrzałam na jej przerażoną twarz i jestem prawie pewna że w jej oczach mogłam ujrzeć łzy
- Chciałam zimne mleko, a ty mi podajesz gorące... prosto z garnka – jęczała Margaret – Nalej mi zimnego mleka – powiedziała, a kobieta w mgnieniu oka zniknęła w kuchni.
Justin kompletnie nie zareagował na to jak Margaret potraktowała jedną z jego pracownic. Ja też się nie odzywałam. Siedzieliśmy w milczeniu, dopóki nie dołączył do nas Hombre. Panowie zajęli się swoimi sprawami, a ja przesiadłam się na miejsce obok Margaret. Rozmawiałyśmy o niczym konkretnym. Właściwie to gadałyśmy na temat ciuchów, kosmetyków i innych mało znaczących pierdół, o których zazwyczaj mogą porozmawiać kobiety. Tak jak już kiedyś wspominałam. Margaret była trochę pusta, więc w zasadzie to były jedyne tematy które mogłyśmy poruszyć. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym porozmawiać o swoich ulubionych książkach, czy skomentować nową płytę swojego ulubionego zespołu. Nie miałam bratniej duszy. Nie tylko tutaj, ale w ogóle. Nigdy nie miałam wielu przyjaciół, a właściwie to wcale ich nie miałam. Oczywiście posiadałam kilka koleżanek, ale tu w Kolumbii. Po przeprowadzce, byłam zbyt zajęta próbą zdobycia jak największej ilości pieniędzy, więc praktycznie całe dnie spędzałam na zarabianiu kasy, niż wchodzeniu w nowe znajomości.
- Panie – zwrócił się do nas Justin, a my od razu spojrzałyśmy w stronę przystojniaka – Musimy ustalić kilka rzeczy związanych z naszą umową – poinformował nas.
- Od momentu podpisania umowy, należycie do mnie... - powiedział, na co przytaknęłyśmy głowami.
Zdawałyśmy sobie sprawę z tego że nas kupił i w tym momencie jesteśmy jego własnością, jednak w dalszym ciągu nie wiedziałyśmy jak to wszystko będzie wyglądać. Miałam nadzieję, że teraz się dowiemy
- Płacę wam piętnaście tysięcy miesięcznie, a w zamian oczekuję... Wiadome czego – dodał, uważnie się nam przyglądając.
- Jednak od teraz, wszystko co moje jest do Waszej dyspozycji – Margaret zaklaskała radośnie w dłonie, a ja w dalszym ciągu skupiona byłam na tym co mówi mężczyzna
- Oczywiście mam na myśli każdą moją posiadłość, z której możecie do woli korzystać... za moją zgodą. Jeśli potrzebujecie wybrać się na zakupy, w celu zakupienia jakichś rzeczy dla siebie typu ciuchy, buty, torebki i inne pierdoły bez których kobiety nie mogą się obejść, przychodzicie do mnie, mówicie jaką kwotę potrzebujecie, a ja wam to daję – mówił.
Spojrzałam na Margaret i miałam wrażenie, że z radości na to wszystko rzuci się zaraz na Justina i posiądzie go tu przy nas wszystkich.
Nie powiem, ta opcja cholernie mi się podobała, ale nie sądzę że będę aż tak potrzebowała jego pieniędzy. To co otrzymam na zapłatę miesięczną, w zupełności mi wystarczy.
- Od dzisiaj jesteście Paniami tego domu. Możecie korzystać ze wszystkiego do woli. Jeśli macie ochotę na zmianę wystroju posiadłości, robicie to. Chcecie zmienić zasłony czy kupić nowy stolik do kawy... Proszę bardzo. – tłumaczył, a my tępo przytakiwałyśmy głowami.
- Jedynym moim warunkiem jest to, że nikomu nie mówicie o mnie ani o tym, co posiadam. Nie rozmawiacie z nikim na mój temat, nie przechwalacie się rodzinie, przyjaciołom. Trzymacie buzię na kłódkę – teraz jego ton był stanowczy, co dawało do zrozumienia, że jeśli złamiemy tą jedną zasadę jaką nam postawił, będzie z nami źle.
- Jeśli będę miał na którąś z was ochotę, to mówię na którą i wy już robicie to, co do was należy. – kiedy o tym wspomniał poczułam jak rumieniec wchodzi na moje policzki.
Już wyobrażałam sobie jak wiję się pod jego napiętym i spoconym ciałem. Przyznam szczerze, że nie mogę się już doczekać kiedy w końcu wybierze mnie. Już od pierwszego wejrzenia miałam na niego wielką ochotę.
- Czy możemy robić wszystko na co mamy ochotę, bez wcześniejszego spytania? – wtrąciła Margaret
- Tak – odpowiedział Justin, uśmiechając się szeroko – Nie jesteście niewolnicami. Po prostu... Mamy się razem dobrze bawić – dodał, po czym wstał ze swojego miejsca.
Zatrzymał swój wzrok na mnie i kiedy już myślałam, że może weźmie mnie teraz ze sobą, on zwrócił się do Margaret, żeby dziewczyna udała się z nim na stronę.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się dlaczego do tej pory nie skorzystał z moich 'usług'. Może robię coś nie tak? Albo może wcale mu się nie podobam?
Nie, nie... to bez sensu.
Gdyby tak było, nie trzymał by mnie tu.
Odsunęłam krzesło, po czym opuściłam pomieszczenie zostawiając Hombre samego z jego śniadaniem. Wróciłam do pokoju.
--------------------------------------------------------------------------------------
Hej kochani :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba... Oczywiście zapraszam jutro na kolejny. Tak jak wcześniej wspominałam, rozdziały nie będą pojawiać się codziennie, a co jakieś dwa trzy dni. Pod rozdziałami będę informowała o tym kiedy pojawi się następny, więc czytajcie notki, żeby niczego nie przeoczyć :) Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie dotychczasowe odsłony komentarze i gwiazdki. Jesteście cudowni :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro