69
Kolejne dni były dla nas bardzo trudne. Margaret ciągle płakała, a Justin chodził wkurzony i o byle co darł się na swoich pracowników. Constancia wróciła do domu, ale była tak cicha i zamknięta w sobie, że nie dało się znieść jej towarzystwa. Unikałam kobiety jak tylko mogłam. Pattie przez cały czas zajmowała się Rosą, chcąc odciążyć nas od obowiązku sprawowania opieki na małą. Cieszyłam się, że jest z nami. Bardzo nam pomagała w tych trudnych chwilach. Nasz dom stał się jak otwarty grobowiec. Kiedyś głośny, dzisiaj kompletnie wyciszony. Nikt do nikogo się nie odzywał, jedynie Rosa nieświadoma niczego, w dalszym ciągu brykała jak oszalała. Cieszyłam się, że przynajmniej ona nie musi się o nic martwić. Jest dzieckiem i nie rozumie tego co dzieje się w koło.
Dzisiejszego poranka obudziłam się dosyć wcześnie. Jak zwykle Justina nie było już obok mnie. Od ostatnich dwóch tygodni od rana do wieczora przesiadywał zamknięty w swoim gabinecie, załatwiając różne sprawy. Wszystkie obowiązki Hombre, spadły teraz na mojego męża. Musiał sobie radzić ze wszystkim sam. Rzadko rozmawialiśmy. Rzadko przebywaliśmy w swoim towarzystwie, jedynie wieczorami kiedy przychodziła pora spania. Justin przychodził wymęczony do naszej sypialni, brał szybki prysznic, a potem kładł się obok mnie, tuląc mnie mocno do siebie. Codziennie przed snem mówił jak bardzo mnie kocha i że jestem dla niego wszystkim. Wiedziałam o tym. Nie musiał mi tego mówić, jednak blondyn chciał abym miała pewność. Martwiłam się o niego. Przez wypadek Hombre, był bardziej przygnębiony i przerażony. Nie mam pojęcia co chodziło po jego głowie, ale wiem że to nie było nic dobrego.
Wstałam z łóżka i zabierając po drodze świeżą bieliznę, skierowałam się pod prysznic. Puszczając ciepłą wodę, weszłam do kabiny i stając na mokrych kafelkach, namydliłam swoje ciało. Włączyłam cicho radio i przymykając powieki, błądziłam w swoich myślach. Wzdrygnęłam się lekko kiedy duże dłonie mojego męża, spoczęły na mojej talii. Otwierając oczy, odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na jego smutną, przygnębioną twarz i posyłając lekki uśmiech, przytuliłam się do niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Przycisnął mnie mocniej do siebie, muskając delikatnie moje ramię. Westchnął ciężko, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Już nie wiem co robić – powiedział po chwili ciszy.
Jego głos był cichy i przepełniony bólem. Odsunęłam się od niego i łapiąc twarz Justina w swoje dłonie, posłałam mu pocieszający uśmiech.
- Dostałem kolejny list – oznajmił, spuszczając wzrok na kafelki. Jego ciało spięło się wyraźnie, a ja mimowolnie otworzyłam szeroko usta. Sytuacja w której obecnie się znajdowaliśmy naprawdę mnie przerażała. Cokolwiek czego mój mąż by nie wymyślił, nie wystarczało. Facet który nam groził widocznie nie ma zamiaru sobie odpuścić.
- Co tym razem? – spytałam cicho, bojąc się odpowiedzi. Zazwyczaj w tych listach mężczyzna groził że pozbędzie się mnie lub mojej siostry.
- Napisał, że następnym razem bomba w miśku będzie prawdziwa – odpowiedział, nie patrząc na mnie. Wciągnęłam głośno powietrze i drżącymi dłońmi oparłam się lekko o tors męża.
- Kurwa... On nie odpuści – westchnął, kręcąc głową – Kazałem swoim ludziom go znaleźć i zabić, ale on jest lepszy niż mógłbym przypuszczać.
- Co planujesz?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, którego za cholerę nie mogłam odczytać. Nie podobało mi się to. – Muszę zadbać o to, żebyście były bezpieczne – powiedział znów przenosząc wzrok na podłogę – Nie mogę pozwolić na to, żeby coś ci się stało – dodał.
Złapałam w palce jego brodę i unosząc ją delikatnie, pocałowałam męża w usta. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu milczałam. Ta popieprzona sytuacja zwyczajnie mnie przerastała.
Wykąpaliśmy się i owijając ciała w ręczniki, weszliśmy do sypialni. Usiedliśmy na łóżku, oboje założyliśmy świeżą bieliznę, a ja jeszcze nałożyłam na siebie koszulkę Justina, żeby nie świecić gołymi cyckami. Położyliśmy się wygodnie, przytulając się do siebie.
- Myślę, że powinnyście wyjechać – powiedział cicho, na co zamarłam. Podniosłam się na łokciach i nie mówiąc nic, wpatrywałam się w męża pytająco – Tak będzie lepiej, Elena – dodał, po czym unosząc dłoń, przyłożył ją do mojego policzka, palcami delikatnie po nim przejeżdżając
- Co to znaczy powinnyście wyjechać? – spytałam cicho – A ty?
- Ja muszę zostać – odpowiedział bez cienia wątpliwości.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i marszcząc brwi pokręciłam głową na boki
- Chyba sobie żartujesz – prychnęłam nie wierząc w to co mówi.
Justin również się podniósł, siadając naprzeciwko mnie. Złapał moją dłoń, ale szybko ją wyrwałam
- Jestem twoją żoną. Albo jedziesz ze mną, albo ja zostaję tu – powiedziałam stanowczo. Gdybym tylko mogła, to tupnęłabym nogą dla lepszego efektu
- Nie możesz zostać. Tu nie jest bezpiecznie – obstawał przy swoim. Znów próbował mnie dotknąć, ale sprytnie się wykręciłam
- W dupie to mam! – krzyknęłam głośno i wstając z łóżka, podeszłam do okna. Uniosłam drżące z emocji dłonie do twarzy, po czym pocierając nimi mocno, wypuściłam z ust cichy szloch. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego. Nawet jeśli ta rozłąka miałaby trwać kilka tygodni, nie chciałam tego. Chciałam go mieć przy sobie. Z nim wszystko było łatwiejsze.
Usłyszałam skrzypnięcie łóżka i już po chwili, Justin przyciskał mnie mocno do swojego torsu. Okręciłam się w jego ramionach i chowając twarz w zagłębieniu szyi blondyna, zaczęłam głośno płakać
- Kochanie, to jedyne wyjście – nie ustępował.
- Nie, nie i nie – ponownie podniosłam głos i zachowując się jak kilkuletnie rozkapryszone dziecko, uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową – Nigdzie nie jadę, rozumiesz?– warknęłam.
- Pomyśl o Rosie – powiedział, na co przez chwilę się uspokoiłam.
Fakt, do tej pory myślałam jedynie o sobie i o tym że nie jestem w stanie przeżyć choć sekundy bez Justina u swojego boku. Przez moment nawet nie pomyślałam o tym, że moja siostra podobnie jak ja, jest w niebezpieczeństwie. Nasz dom nie był dla niej odpowiednim miejscem do dorastania. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale widząc te wszystkie listy z pogróżkami, widząc to co się stało z naszym przyjacielem, wiem, że ona nie może tutaj zostać. Nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby coś jej się stało. Do końca życia plułabym sobie w twarz, że nie zrobiłam nic aby zapewnić jej bezpieczeństwo.
- Musicie wyjechać. Nie zniosę tego, jeśli którejś z was coś się stanie – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Wyminęłam męża i wchodząc do garderoby wyciągnęłam z niej legginsy i zwykły t-shirt. Przebrałam się i nie mówiąc nic, opuściłam naszą sypialnię, kierując się do kuchni. Przy stole w jadalni siedziała już Pattie z Rosą. Właśnie kończyły swoje śniadanie. Podeszłam do siostry i przytulając ją do siebie, pocałowałam czubek jej głowy. Czekając na swoje śniadanie, zastanawiałam się nad tym co powiedział mój mąż.
- Elena – zawołała Rosa, wyrywając mnie z rozmyślań. Spojrzałam na jej słodką twarz i uśmiechając się słabo, dałam znak że słucham – Pojedziemy dzisiaj do wesołego miasteczka? – spytała.
Westchnęłam ciężko i kręcąc głową na boki, odpowiedziałam niemo. Zdawałam sobie sprawę że będzie jej przykro z tego powodu, że jej odmówiłam, ale nie mogłam się zgodzić. W tej chwili musiałyśmy być bardzo ostrożne, a każde wyjście z domu, wiązało się z olbrzymim ryzykiem.
- Dlaczego? – jęknęła niezadowolona – Ostatnio cały czas tylko siedzimy w domu. Czemu nie możemy nigdzie pojechać?
- Bo nie, Rosa – odpowiedziałam beznamiętnie. Mała się oburzyła i zakładając ramiona na piersi, wybiegła z jadalni z płaczem. Westchnęłam głośno i chowając twarz w dłoniach, oparłam się o blat stołu
- Elena – usłyszałam głos Justina za sobą. Podniosłam głowę i odwracając się, spojrzałam na męża. Był już ubrany, a jego mina nie wróżyła nic dobrego – Chodź do mojego gabinetu – oznajmił oschle, po czym nie czekając na mnie poszedł wzdłuż korytarza. Spojrzałam na Pattie, która nie mówiąc nic uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, po czym wstałam z miejsca i ruszyłam za mężem. Weszłam do gabinetu i siadając naprzeciwko blondyna, czekałam na to aż coś powie.
- Następnym razem nie wychodź kiedy rozmawiamy – upomniał mnie zdenerwowany, na co przewróciłam oczami. Założyłam ręce na piersiach i patrząc w bok, nadal czekałam na jakieś konkrety.
- Załatwiłem wam lot do Argentyny – oznajmił, na co od razu na niego spojrzałam – Pojutrze wylatujecie – dodał bez emocji.
- C-co? – wyjąkałam cicho, nie będąc pewna jego słów.
- Nie utrudniaj mi tego – powiedział jedynie, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Nie – jęknęłam tylko i wstając z miejsca podeszłam do męża, padając przed nim na kolana – Nie, błagam – wydukałam, czując jak łzy cisną się do oczu. Justin złapał za moje ramiona, próbując podnieść mnie z ziemi, ale za wszelką cenę starałam się mu to uniemożliwić – Proszę, nie rób tego. Nie dam rady... - zapłakałam głośno.
- Posłuchaj mnie cholerna kobieto – warknął, siłą podnosząc mnie z podłogi. Postawił mnie na równe nogi i stając naprzeciwko mnie, potargał mną mocno. – On zabije ciebie albo twoją siostrę ! – krzyknął mi w twarz, na co się wzdrygnęłam. Zapłakałam jeszcze głośniej, po czym schowałam twarz w dłonie. – Chcesz tego, kurwa?! – w dalszym ciągu krzyczał.
- N-nie – zdołałam wydusić, kręcąc głową na boki.
- To pozwól mi do cholery działać i przestań to wszystko utrudniać – powiedział, a jego ton głosu nieco złagodniał
- Nie przeżyję bez ciebie – wychlipałam, próbując się do niego przytulić, jednak on skutecznie mi to uniemożliwił.
- A myślisz że ja przeżyję bez ciebie, jeśli któregoś dnia dowiem się że ten idiota posłał ci kulkę w łeb? – spytał, po czym mocno mnie do siebie przyciągnął. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, zaciskając uścisk jeszcze bardziej –Jesteś wszystkim co mam i nie mogę pozwolić na to, by ktoś mi cię odebrał – wyszeptał.
Po kilku minutach milczenia, usiedliśmy razem na sofie. Justin posadził mnie na swoich kolanach i przytulając mnie do siebie, głaskał powoli moje plecy.
- Dlaczego moje życie musi być aż tak popieprzone? – spytałam cicho z wyrzutem
- Bo związałaś się z nieodpowiednim facetem – odpowiedział, po czym musnął czule moją skroń. Pokręciłam się w jego objęciach i odsuwając się lekko od Justina, spojrzałam w jego cudowne, karmelowe tęczówki
- Związałam się z najlepszym człowiekiem na ziemi – odpowiedziałam pewnie, dotykając palcami jego policzka. Przeniosłam wzrok na jego usta i czując jak serce wali mi z emocji, wpiłam się zachłannie w jego pełne wargi. Blondyn od razu odwzajemnił pocałunek. Łzy dusiły mnie w środku, ale mimo wszystko nie potrafiłam się od niego oderwać. Chciałam mu w ten sposób pokazać, że nie żałuję ani jednej sekundy życia spędzonego z nim. Był moim wszystkim. Kochałam go najbardziej na świecie i za żadne skarby nie zamieniłabym go na nikogo innego.
- Kocham cię najbardziej na świecie – powiedziałam między pocałunkami – I nawet możesz mnie zabić za to jak uparta jestem, ale nie licz na to że stąd wyjadę – oznajmiłam.
- Czemu taka jesteś? – spytał spoglądając na mnie. W jego oczach widziałam ból i smutek. – Elena, jeśli coś ci się stanie... - zaciął się na chwilę, po czym kręcąc głową na boki, przymknął powieki wypuszczając z ust ciche westchnienie. Złapałam jego twarz w dłonie i muskając jego różowe usta powiedziałam:
- Przy tobie jestem bezpieczna.
------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział pojawi się w sobotę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro