Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

65

Jeśli podoba ci się to co czytasz, wciśnij złotą gwiazdkę :)


Po przepysznej kolacji i po długich rozmowach o wszystkim i o niczym, zdecydowaliśmy się opuścić restaurację na rzecz spaceru. Wyszliśmy z budynku i trzymając się za ręce, skierowaliśmy się w stronę niewielkiej rzeki, położonej na obrzeżach stolicy. Mijając kolorowe wystawy sklepowe, patrzyliśmy na siebie uśmiechając się promiennie. Wprawdzie randka się jeszcze nie skończyła, ale już teraz śmiało mogę stwierdzić że to był cholernie udany dzień. Potrzebowaliśmy tego wyjścia. Ostatnimi czasy w naszym życiu nie było łatwo. Ciągle coś się działo. W zasadzie to już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz mieliśmy choć chwilę spokoju. Zawsze musiało wyskoczyć coś niespodziewanego i przykrego. A to porwanie, mama Justina która początkowo nie pałała do mnie miłością, śmierć mojej mamy, Sara, kłótnia w Barcelonie i wiele, wiele innych, przykrych epizodów. Jakby się nad tym wszystkim porządnie zastanowić, to szczerze powiedziawszy, cały czas mamy pod górkę. Jednak wiem, że dopóki jesteśmy razem, wszystko będzie dobrze. Wspieramy się, jesteśmy dla siebie i się kochamy. To jest w tym wszystkim najważniejsze i jestem pewna że pomimo przeciwności losu, damy sobie radę.

Skręcając w jedną z uliczek, zatrzymaliśmy się przy budce z kwiatami. Justin spojrzał na mnie uśmiechając się od ucha do ucha, po czym musnął mój policzek, puścił moją dłoń i odwracając się ode mnie, podszedł do starszej kobiety

- Najpiękniejszy bukiet kwiatów poproszę – powiedział, a ja zaśmiałam się cicho widząc jego radość. Kobieta kiwnęła głową i nie zwlekając, zabrała się za dobieranie kwiatów

- Jakieś specjalne życzenia? – spytał odwracając się do mnie

- Nawet jak mi dasz trawę przewiązaną kokardką, to i tak będę zachwycona - odpowiedziałam, na co się zaśmiał. Podeszłam bliżej do męża i stając na palcach, pocałowałam jego usta. Złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie po czym schował twarz w zagłębieniu mojej szyi

- Dzisiejszego wieczoru chyba nie przestanę ci mówić o tym, jak bardzo cię kocham – wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha

- Od słów wolałabym czyny – zaśmiałam się cicho

- Na to też przyjdzie czas, skarbie – odpowiedział, trącając nosem o mój nos. Spojrzałam w jego oczy i kolejny raz, na nowo się w nich zakochałam. Były takie ciepłe, miały w sobie tyle troski, miłości i czułości. Mógłby mi nawet w tej chwili powiedzieć że mnie nienawidzi, że nic dla niego nie znaczę, ale oczy powiedziałyby mi że to nie prawda. Czasem zdarza nam się powiedzieć coś, czego w rzeczywistości mówić nie chcemy. W złości wypowiadamy raniące słowa, które nie są prawdą. Jednak słowa to nie wszystko. Wystarczy spojrzeć drugiej osobie w oczy i już się wie, czy mówi prawdę. Oczy powiedzą wszystko. Oczy mojego męża, mówią to że bardzo mnie kocha, że jestem dla niego wszystkim.

Staliśmy przed budką, mocno przytuleni do siebie i czekaliśmy na kobietę robiącą bukiet. Oboje spoglądaliśmy na siebie uśmiechając się ciepło. Oboje w milczeniu błądziliśmy myślami wokół siebie.

- Proszę, bukiet dla Pana – przerwała nam kobieta, na co niespiesznie się od siebie odsunęliśmy. Justin pocałował przelotnie moje usta, po czym wyciągając z marynarki portfel, wyjął banknot i dając go starszej kobiecie, podziękował za piękny bukiet.

- Dla ciebie – powiedział, wyciągając kwiaty w moją stronę. 

Były naprawdę śliczne. Kolorowe i pachnące. Wzięłam od męża bukiet i podsuwając go pod nos, zaciągnęłam się przyjemnym zapachem. Spojrzałam na niego spod gęstych rzęs, uśmiechając się szeroko, po czym rozkładając ramiona, ponownie się do niego przytuliłam

- Są przepiękne, dziękuję – powiedziałam, całując jego policzek. Znów spletliśmy nasze dłonie razem, po czym ponownie ruszyliśmy w kierunku rzeki.

Dojście spacerkiem zajęło nam około dwudziestu minut. Przeszliśmy piaszczystym brzegiem, kierując się w stronę niewielkiego drewnianego molo. Justin podał mi dłoń, pomagając wejść na mostek, ale widząc to jak nieudolnie próbuję stawiać kroki w tych dosyć wysokich obcasach, po prostu wziął mnie na ręce i sam poprowadził mnie do końca mostku. Odstawił mnie na miejsce i ściągając marynarkę, rozłożył ją na deskach, a następnie poprosił żebym na niej usiadła. Zrobiłam to co mówił. Justin odszedł kawałek ode mnie i dopiero teraz zauważyłam, że do jednego z drewnianych słupków podtrzymujących molo, zacumowana jest niewielka łódka. Spojrzałam na męża pytająco, a on tylko uśmiechnął się do mnie, po czym wszedł na łódkę. Wygrzebał z niej coś i po chwili znów szedł w moim kierunku

- Przygotowałem nam trochę jedzenia, w razie gdybyś nagle zgłodniała – oznajmił, wyciągając koszyk wiklinowy w moją stronę. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Naprawdę się postarałeś – pochwaliłam, na co dumnie wypiął pierś. 

Usiadł obok mnie i zakładając ramię na moje barki, przyciągnął mnie do siebie, po czym czule musnął moją skroń. Wyciągnął z koszyka brązowy obrus w małą kratkę, rozłożył go przed nami, po czym rozłożył resztę rzeczy które skrywał koszyk. Byłam pod niemałym wrażeniem tego, jak się dziś przygotował. Nawet wziął ze sobą dwie świeczki i paczkę zapałek. Zapaliliśmy świeczki, co dało nam trochę więcej światła, a następnie Justin odkorkował czerwone wino po czym wlał je do naszych kieliszków.

- Za nas, kochanie – uśmiechnął się szeroko i unosząc szkło, stuknął kieliszkiem o kieliszek. Odwzajemniłam szeroki uśmiech i przykładając lampkę wina do ust, upiłam łyka.

- Cudowne – skomentowałam. 

Przytuliłam się do męża i opierając głowę na jego ramieniu, w milczeniu napawałam się tą cudowną chwilą. Ten dzień dzięki niemu jest naprawdę idealny. Blondyn stanął na wysokości zadania i przyznam szczerze, udało mu się mnie zaskoczyć. Wyobrażając sobie naszą randkę, w życiu bym nie pomyślała, że będzie wyglądać właśnie tak. Oczywiście wiedziałam, że zjemy kolację w restauracji a następnie zafundujemy sobie mały spacer, ale nie myślałam że to wszystko będzie tak dopracowane. Mój mąż naprawdę musi mnie cholernie kochać, skoro tak się postarał

- O czym myślisz? – spytał Justin, przerywając moje chwilowe zamyślenie. Odsunęłam się delikatnie i patrząc w jego piękne, mieniące się w blasku świec tęczówki, uśmiechnęłam się ciepło

- O tobie – przyznałam bezwstydnie, muskając jego różowe usta. 

Justin złapał za mój kieliszek i odstawiając go na bok razem ze swoim, objął mnie ramieniem w talii, przysuwając moje ciało do swojego. Wpił się lekko w moje usta i przejeżdżając językiem po dolnej wardze, rozchylił je nieco, wprowadzając język do środka. Całowaliśmy się powoli i namiętnie. Pociągnął mnie do siebie, zmuszając tym samym do zajęcia miejsca na jego udach. Podciągając sukienkę nieco wyżej, wgramoliłam się na jego nogi, nie przerywając pocałunku.

- Wyglądasz dziś cholernie seksownie – wymruczał tuż pod moim uchem

- Tylko dziś? – spytałam, chcąc się z nim trochę podroczyć

- Zawsze – odpowiedział pewnie, zasysając skórę na mojej szyi. Syknęłam cichutko, kiedy przygryzł to miejsce, a następnie je polizał

- Zrobiłeś mi malinkę – zaśmiałam się, na co kiwnął głową. 

Jego dłonie błądziły w dole moich pleców, a usta wyznaczały ścieżki na szyi i dekolcie. Pomimo odczuwalnego o tej porze roku chłodu, poczułam jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele. Wplotłam palce w jego włosy i ciągnąc za nie delikatnie, odsunęłam twarz męża od swojej szyi, a następnie pocałowałam jego usta. Podciągnęłam się wyżej na jego udach, powolnymi ruchami, pocierając swoją kobiecością jego przyjaciela. Jego penis uwięziony był w bokserkach i spodniach, a mimo to mogłam wyczuć jak z sekundy na sekundę staje się coraz twardszy. Wyplątując jedną dłoń z jego włosów, przeniosłam ją na rozporek spodni Justina i łapiąc za suwak, próbowałam go rozsunąć. Zwinnie odpięłam jego pasek i kiedy miałam już pełny dostęp, sięgnęłam dłonią do jego twardego kutasa. Czułam jak pod wpływem moich rytmicznych ruchów, staje się coraz większy. Odciągając twarz od twarzy blondyna, spojrzałam w dół, mimowolnie przygryzając wargę. Zjechałam nisko na jego nogach i patrząc spod rzęs na męża, uśmiechnęłam się do niego figlarnie. Ponownie przeniosłam spojrzenie na jego członka, po czym oblizując usta, pochyliłam się i włożyłam go do buzi. Obejmując go ustami, poruszałam głową w górę i w dół, od czasu do czasu językiem zataczając kółka na jego główce. Kiedy pierwsza kropelka podniecenia pojawiła się na szczycie, zlizałam ją uśmiechając się delikatnie.

- Nie męcz mnie już – wysapał, wplątując dłoń w moje włosy. Zaśmiałam się na jego słowa, po czym spełniłam jego prośbę. Ściągnęłam swoje majtki i rzucając nimi w stronę męża, wróciłam na jego uda. Uniosłam lekko swoje ciało i naprowadzając główkę do mojego wejścia, opuściłam się powoli na jego przyjacielu. Jęknęłam cicho kiedy swoją wielkością wypełnił mnie całą. 

Kładąc obie dłonie na ramionach męża, zaczęłam rytmicznie się na nim poruszać. Musiałam ściągnąć futerko, bo przez nasze zbliżenie zrobiło mi się strasznie gorąco. Wypuszczając z ust ciche pojękiwania, unosiłam się i opadałam na nim. Justin złapał w dłonie moje pośladki i ściskając je mocno, nadał nam szybsze tempo. Wbijał się we mnie do samego końca, doprowadzając mnie powoli swoimi ruchami do szaleństwa. 

Niedługo potem doszłam, ale Justin nie miał jeszcze dość. Kładąc dłonie na mojej talii, uniósł mnie i delikatnie ułożył na deskach. Zawisł nade mną, w dalszym ciągu poruszając się we mnie powoli. Dzięki jego ciągłym ruchom, mój orgazm był tak intensywny, że mimowolnie moje całe ciało zaczęło mocno drżeć, a z ust co chwilę wydobywało się głośne jęczenie. Wiłam się pod nim, wbijając paznokcie w jego plecy

- Jeszcze chwila, skarbie – wydukał przy moim uchu, zwiększając znacznie tempo.

- Justin! – krzyknęłam, kiedy kolejna fala podniecenia, rozlała się w dole mojego brzucha. Nie mogłam już tego wytrzymać. To było tak cholernie intensywne i dobre, że paradoksalnie w milczeniu prosiłam o więcej. 

W końcu po kolejnym mocnym pchnięciu, blondyn warknął nisko, po czym opadł na mnie, oddychając szybko. Muskając palcami jego plecy, czekałam cierpliwie aż do siebie dojdzie.

- To było tak kurewsko niesamowite... - wydyszał, kładąc się obok mnie. 

Leżeliśmy zdyszani, przytulając się do swoich boków. Nie mówiliśmy nic. Obserwowaliśmy swoje spocone twarze, uśmiechając się do siebie.

Tego wieczora kochaliśmy się jeszcze raz na molo, a później w samochodzie w drodze do domu, kiedy kierowca – za prośbą Justina – zatrzymał się na stacji benzynowej. Blondyn wysłał go po kawę, a potem dobrał się do mnie. Zrobiliśmy to szybko, chaotycznie, ale i skutecznie.


--------------------------------------------------------------------------

Kochani, jeśli mi się uda, to kolejny rozdział wrzucę jutro, a jeśli nie to dopiero we wtorek. Wyjeżdżam na dwa dni i nie będę mieć dostępu do internetu :( 

Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Dziękuję, że jeszcze tu ze mną jesteście :*:*:*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro