Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61


Obudziłam się rano i przeciągając się, spojrzałam w bok. Miejsce Justina było puste. Przejechałam dłonią po prześcieradle, wzdychając cicho. Podniosłam się do pozycji siedzącej i opuszczając nogi na podłogę, wstałam, po czym ruszyłam w kierunku łazienki. Zrzucając z siebie koszulkę Justina, weszłam do środka i stając przy umywalce, zaczęłam myć zęby. Twarzy nie myłam, bo stwierdziłam że to niepotrzebne. Przecież i tak idę pod prysznic. Przeszłam do kabiny i puszczając ciepłą wodę, stanęłam pod jej strumieniami. Opierając się dłońmi o kafelki, spuściłam głowę wgapiając się w swoje bose stopy. Przyjemne, ciepłe kropelki, spływały po moich plecach, dając rozluźnienie spiętym mięśniom. Wciskając przycisk na panelu prysznicowym, włączyłam relaksującą muzykę, zatapiając się w swoich myślach. Uwielbiałam taki sposób odpoczynku. Miałam ciszę i spokój. Byłam tylko ja i ciepła woda, spływająca po całym moim ciele.

Czysta i pachnąca, owinęłam się ręcznikiem, po czym przeszłam prosto do garderoby. Wyciągnęłam świeżą bieliznę, parę czarnych legginsów i szeroki bordowy sweter. Był listopad, a pogoda za oknem dawała wiele do życzenia. Wieczorami było już dość chłodno, a za dnia często padał deszcz. Mimo wszystko, mimo tej depresyjnej aury, lubiłam taką pogodę. Jeszcze będąc w Nowym Jorku, wieczorami siadałam przy parapecie i wgapiałam się bez celu na mokre ulice. Obserwowałam ludzi uciekających przed nagłym deszczem, płynącą strumieniami po ulicach wodę i przejeżdżające samochody, ochlapujące przypadkowych przechodniów. Często w takie dni chwytałam za książkę i leżąc wygodnie na łóżku, zagłębiałam się w lekturze. Tęsknię za tymi czasami. Czasami beztroski i braku zmartwień. Choć w sumie... Nawet nie wiem, czy tamte czasy takie były. Moje życie nigdy nie było usłane różami i zawsze było w nim coś nie tak. Jak nie ojciec pijak, to choroba mamy. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek w ogóle, zaznam prawdziwego spokoju i szczęścia, którym będę mogła cieszyć się bez granic. 

Wzdychając cicho, założyłam wybrane ciuchy, po czym opuszczając garderobę, wyszłam z sypialni. Idąc długim korytarzem, zaglądnęłam do pokoju siostry, ale orientując się że jest pusty, skierowałam się na schody. Zeszłam do salonu i uśmiechając się szeroko, przywitałam się z siedzącymi przy stole domownikami.

- Dzień dobry – powiedziałam, zajmując miejsce obok Justina. – Dlaczego mnie nie obudziłeś? – spytałam cicho, pochylając się do męża

- Uznałem, że chciałabyś dłużej pospać – odpowiedział, muskając palcami mój policzek. Wtuliłam się w jego ciepłą dłoń, uśmiechając się nieznacznie.

- Elena – zwróciła się do mnie Luisa, stawiając przede mną talerz z jajecznicą. Spojrzałam na nią i przypatrując się uważnie jej twarzy, zmarszczyłam brwi w zdziwieniu. Wydawała się jakaś nieswoja. Była przygaszona i smutna. Uśmiechnęła się do mnie lekko, ale to nie był taki uśmiech jak zawsze.

- Coś się stało? – spytałam, łapiąc jej nadgarstek. Kobieta pokręciła głową na boki, po czym kłaniając się grzecznie odwróciła się na pięcie i odeszła. 

Nie zastanawiając się dłużej nad jej zachowaniem, zabrałam się za jedzenie. Praktycznie wszyscy byli już po śniadaniu. Tylko ja w dalszym ciągu miałam pełen talerz. Nagle do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałam na Justina, zastanawiając się kto mógłby nas odwiedzić. Nigdy nikt do nas nie przychodził. Mój mąż jeśli miał załatwiać jakieś sprawy, to raczej załatwiał je poza domem. Oczywiście zdarzało się że przyjmował gości w swoim gabinecie, ale to było bardzo rzadkie zjawisko. Raz tylko do Justina przyjechali koledzy. Wtedy nie skończyło się to dobrze i po tej akcji, już nikt więcej nas nie odwiedził. Widząc jak Juanita podchodzi do drzwi, przeniosłam wzrok w jej kierunku. Już po chwili moim oczom ukazało się kilku postawnych mężczyzn. Znałam ich. To byli ci mężczyźni, którzy wielokrotnie towarzyszyli nam w klubie, robiąc za naszą ochronę.

- Po co ci ochroniarze? – spytałam blondyna. Nie odpowiedział. Wstał z miejsca i opuszczając jadalnię, podszedł do jednego z mężczyzn mówiąc mu coś na ucho. Mężczyzna pokiwał głową, a następnie wycofał się z naszego domu. Justin nie wrócił już do nas. Mijając salon, poszedł wzdłuż korytarza, prowadzącego do jego gabinetu. Rozglądnęłam się po stole, ale widząc tak samo zaskoczone miny moich towarzyszy, domyśliłam się, że niczego się od nich nie dowiem. Postanowiłam że jak tylko zjem śniadanie, pójdę porozmawiać z Justinem. Ta sytuacja była co najmniej dziwna. Ci mężczyźni zazwyczaj nie przyjeżdżali do naszego domu. Oczywiście byli na każde zawołanie mojego męża, ale tylko wtedy kiedy działo sie coś niedobrego. Na przykład wtedy kiedy mnie porwano. Z tego co mówił mi Justin, zwołał wszystkich swoich ludzi żeby mnie odnaleźć. Pamiętam że rzeczywiście byli tam wtedy. Byli w tym domu, a później razem z nami przyjechali do posiadłości blondyna. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, ponownie skupiłam się na swojej jajecznicy. Zjadłam wszystko, przegryzając pieczywem, napiłam się soku i wycierając usta w serwetkę, podniosłam się z miejsca. Przeprosiłam towarzystwo i prosząc Margaret o zajęcie się małą, oznajmiłam że idę porozmawiać z blondynem

- Ja się zajmę Rosą – odezwała się moja teściowa, czochrając Rose po głowie. Zaśmiałam się na ten widok i kiwając głową, zostawiłam ich przy stole.

Stojąc pod drzwiami, zapukałam cicho, oczekując pozwolenia na wejście. Nie usłyszałam jednak wołania, a kroki zmierzające w moim kierunku. Po chwili klamka się poruszyła, a za otwierającymi się powoli drzwiami, pojawiła się postać mojego męża.

- Chodź – powiedział, spoglądając za moje plecy. Zmarszczyłam brwi na jego dziwne zachowanie i przyglądając się jego zmartwionej twarzy, weszłam do środka. Justin zamknął za nami drzwi, przekręcając kluczyk w zamku, po czym ruszył tuż za mną

- Siadaj – powiedział, wskazując fotel naprzeciwko swojego biurka

- Coś się stało? – spytałam niecierpliwie – Po co ci ochroniarze?

Justin usiadł po drugiej stronie biurka i opierając łokcie o dębowy blat, potarł palcami grzbiet nosa. Nie podobało mi się to. Wiedziałam, że coś jest nie tak.

- Od dzisiaj będą z nami dwadzieścia cztery godziny na dobę – oznajmił, nie patrząc na mnie. Wciągnęłam powietrze, czując jak z bliżej nieznanego mi powodu wzrasta we mnie lęk

- Co to znaczy? - spytałam

- To znaczy, że będą nas chronić. Będą tu cały czas. Założą monitoring w środku i na zewnątrz, dzięki czemu będą mogli mieć na nas oko – wyjaśnił. W dalszym ciągu nie patrzył na mnie. Nic z tego nie rozumiałam. Nie miałam pojęcia co się dzieje, a on nadal nie mówił mi nic konkretnego.

- Ale dlaczego?

- Bo tak Elena – westchnął poirytowany. – Nie będę ci mówił dlaczego. Nie masz się czym przejmować, to moje sprawy – dodał. 

Pokręciłam głową na boki, słysząc te absurdalne słowa. To nie była tylko jego sprawa. Jesteśmy małżeństwem, to jest nasz dom i do cholery chyba miło by było wiedzieć coś więcej. Wstałam z miejsca i okrążając biurko, stanęłam obok Justina. Przesunęłam się nieco w jego stronę, gramoląc się na jego kolana. Przyjął mnie bez wahania. Złapał moją dłoń, sadzając mnie na swoich udach, po czym przycisnął mnie do siebie, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.

- Powiedz mi co się dzieje. Obiecaliśmy sobie mówić o wszystkim – nalegałam. Justin pokręcił się w moich objęciach, mrucząc przeciągliwie w moją szyję – Kochanie, proszę – próbowałam go jakoś udobruchać, mając nadzieję że to da oczekiwane skutki

- Dostałem list z pogróżkami – powiedział w końcu. 

Zamarłam na chwilę słysząc tą zaskakująca nowinę. Położyłam dłonie na jego ramionach i odsuwając go lekko od siebie, spojrzałam w te cudowne karmelowe oczy, za którymi od tak dawna szalałam

- Że co? – spytałam zaskoczona. 

Justin westchnął ciężko, kręcąc głową na boki. Wplotłam palce w jego włosy, przeczesując je lekko.

- Słyszałaś. Dostałem list, podobny do tego co ci kiedyś pokazywałem – oznajmił – Dlatego właśnie potrzebna nam ochrona. Chcę mieć pewność, że jesteście bezpieczni. – dodał, pocierając dłońmi moje biodra.

- Czy tym razem znów piszą coś o mnie? – spytałam drżącym głosem. Poczułam jak do oczu napływają łzy. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam na tę wiadomość, ale chyba po prostu się bałam.

- Nie... Tym razem jest skierowany tylko do mnie – odpowiedział – Nie martw się, dam sobie z tym radę – zapewnił. 

Pokiwałam głową , wierząc w jego słowa. Ufałam mu bezgranicznie i wiedziałam że za nic w świecie, nie pozwoli by ktokolwiek nas skrzywdził. Łapiąc w dłonie jego twarz, pociągnęłam ją do góry, by móc swobodnie pocałować męża. Chciałam mu w ten sposób pokazać, że jestem z nim mimo wszystko i akceptuję każdą jego decyzję. Nie ważne co by to było, ale jeśli robi to dla naszego dobra, to ja jestem po jego stronie. Zawsze będę.

- Kocham cię Justin – wyszeptałam, muskając różowe, pełne usta. Spojrzał w moje oczy i uśmiechając się delikatnie, odpowiedział tym samym.

- Wiesz, że może nie być już tak kolorowo jak do tej pory? – spytał, zakładając kosmyk moich włosów za ucho – Przez jakiś czas, dopóki tego nie ogarnę, będziemy żyć w strachu i pod ciągłą obserwacją – tłumaczył – Jednak proszę cię, żebyś była wyrozumiała i żebyś starała się żyć tak jak do tej pory. Chcę żebyś dalej była taka jak jesteś i nie martwiła się o to co się dzieje. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Obiecuję że jak najszybciej postaram się rozwiązać ten problem – mówił. Na każde jego słowo, kiwałam głową, zgadzając się na wszystko o co prosił.

- Nie pozwolę na to żeby tobie albo twojej siostrze stała się krzywda – skończył, wzdychając cicho.

- Wiem, ufam ci i wiem, że zrobisz wszystko co w twojej mocy – powiedziałam, przytulając go do siebie. 

Siedzieliśmy tak w milczeniu jeszcze przez długą chwilę. Taka cisza była nam potrzebna. Oboje musieliśmy to wszystko jakoś przetrawić i na spokojnie poukładać. Bawiłam się jego włosami, a on pocierał uspokajająco moje plecy. Cieszyłam się w tej chwili że go mam. Że jest przy mnie i troszczy się o mnie jak nikt inny. Przy nim wszystko było łatwiejsze, a świat wydawał się być bardziej kolorowy. Nawet pomimo problemów jakie ciągle występowały w naszym życiu. Nie są one łatwe do przejścia, ale wierzę w to, że we dwoje damy sobie z nimi radę.

Odsuwając się od Justina, wstałam z jego kolan i całując męża w policzek, skierowałam się do wyjścia. Postanowiłam dać mu chwilę spokoju. Naciskając na klamkę, otworzyłam drzwi, jednak zatrzymałam się w miejscu, przypominając sobie o czymś

- Justin? – zwróciłam na siebie jego uwagę. Przystojniak przeniósł wzrok z blatu biurka na mnie i uśmiechając się ciepło, czekał na dalszą część – Nie wiesz czemu Luisa tak dziwnie się zachowuje? – spytałam.

- Nie wiem – wzruszył ramionami, kręcąc głową na boki – Być może przez Sarę – dodał. Pokiwałam jedynie głową i nie chcąc mu już dłużej przeszkadzać, opuściłam pomieszczenie, od razu kierując się do kuchni. 

W jadalni nie było już nikogo, a nasza kucharka samotnie wycierała naczynia po dawno zjedzonym śniadaniu. Podeszłam do kobiety i stając za jej plecami, delikatnie dotknęłam jej ramienia

- Luisa – zwróciłam się do niej, na co momentalnie stanęła do mnie przodem

- Tak? – spojrzała na mnie, posyłając lekki uśmiech

- Powiesz mi co się dzieje? Widzę, że coś jest z tobą nie tak – powiedziałam, a kobieta westchnęła ciężko

- Wszystko jest dobrze, kochanie – oznajmiła – Tylko przykro mi z powodu tego co się stało z Sarą – dodała, spuszczając załzawiony wzrok na podłogę. Justin miał rację...

Nie byłabym sobą, gdybym nie spytała o szczegóły

- A możesz mi dokładnie powiedzieć co się stało? – spytałam cicho. 

Kobieta odłożyła ścierkę na bok, siadając na krześle przy kuchennym blacie

- Taka młoda – pokręciła głową na boki – Odebrała sobie życie... Aż trudno w to uwierzyć - powiedziała, na co zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób ludzie Justina pozbyli się dziewczyny. Myślałam raczej, że upozorują jej wypadek, a nie samobójstwo.

- Przykro mi – skłamałam i kładąc rękę na ramieniu kobiety, potarłam je delikatnie. 

Wcale nie było mi przykro. Być może pomyślicie, że jestem cholernie nieczuła na nieszczęście innych, ale jeśli będziecie kiedyś w takiej sytuacji, zrozumiecie mnie. Zawsze dobro Justina będzie dla mnie na pierwszym miejscu. To mój mąż, więc to chyba jest zrozumiałe...


-------------------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Jutro kolejny rozdział :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro