Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

58

Justin

Rano obudził mnie dzwoniący telefon. Otworzyłem zaspane powieki i podnosząc się na łokciach, sięgnąłem do szafki obok łóżka. Elena w dalszym ciągu spała, a ja nie chcąc jej budzić, podniosłem się do pozycji siedzącej i stając na nogach, wyszedłem z sypialni. Oczywiście przez swoje gramolenie się z odebraniem, telefon przestał dzwonić. Wiedząc jednak, że to jeden z moich ludzi usilnie próbuje się ze mną skontaktować, wcisnąłem jego numer i po prostu oddzwoniłem

- Dobrze, że oddzwoniłeś szefie – usłyszałem głośne sapnięcie

- Co jest? – spytałem zdziwiony. Verdan najwyraźniej był czymś przerażony, co i mnie wprowadziło w pewnego rodzaju uczucie lęku

- Dostaliśmy list – oznajmił. 

Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu, nie mając pojęcia o czym on mówi

- Jaki list?

- To znaczy szef dostał list... Z pogróżkami – wyjaśnił. Westchnąłem ciężko i przewracając oczami, zacząłem krążyć po salonie

- Mów – rozkazałem.

- Czytam – oznajmił, na co zamieniłem się w słuch

- Jeśli myślisz, że problemy z DEA to twoje jedyne zmartwienie, to jesteś w błędzie. Może i te chujki chcą ci się dobrać do dupy, ale ja to zrobię znacznie wcześniej. Jeśli wydaje ci się, że chcę cię zabić to grubo się mylisz. Uderzę z innej strony, takiej która zaboli cię najbardziej. Już mówiłem żebyś pilnował swojej żony, ale wcześniej nie wspomniałem nic o jej siostrze...- zrobił pauzę, a mi serce podskoczyło do gardła

- Tyle szefie... Trochę chaotyczne, ale ktoś ewidentnie ci grozi – dodał, na co kiwnąłem głową sam do siebie. Usiadłem na kanapie i w milczeniu zastanawiałem się nad tym, co przeczytał Verdan. Doskonale wiem, kto do mnie napisał. Ten pieprzony Nawarro nie da mi spokoju. Kilka lat temu, zabiłem jego rodzinę. Nie zrobiłem tego bez powodu... 

Cała rodzina Nawarro uwikłana była w handel narkotykami. Począwszy od ojca, przez matkę, skończywszy na dwóch młodszych braciach. Początkowo współpracowałem z nimi, ale kiedy dowiedziałem się że grają do innej bramki, wystawiając mnie tym samym w ręce policji, wiedziałem że muszę się ich pozbyć. Rozkazałem swoim ludziom zabić wszystkich bez wyjątku. Niestety, ci kretyni zapomnieli o jednym bardzo ważnym członku rodziny, który teraz wysyła do mnie te pieprzone listy z groźbami. 

Nie żałuję tego co zrobiłem. Wysyłając ich do piachu, oszczędziłem sobie zamknięcia na długie lata w kolumbijskim więzieniu. Moje życie było dla mnie ważniejsze niż ich... To chyba zrozumiałe.

- Dobrze – westchnąłem, pocierając dłonią twarz – Jeśli będzie tego więcej, to daj mi znać. I postaw wszystkich na nogi... Mają być czujni. – oznajmiłem, po czym zakończyłem rozmowę. 

Rzucając telefon obok siebie, skuliłem się i podpierając się łokciami o kolana, schowałem twarz w dłonie. Długo zastanawiałem się co zrobić. Co zrobić, żeby moje dziewczyny były bezpieczne. Szczerze? Nie wymyśliłem nic konkretnego. Nawarro zna mnie bardzo dobrze, wie gdzie mieszkam, zna każdą moją posiadłość. Nawet gdybym ukrył je gdzieś na drugim końcu świata, on i tak pewnie je znajdzie.

Do tej pory miałem w dupie jakieś marne pogróżki, ale teraz... 

Teraz nie jestem sam. Mam Elene i Rose, nie mogę pozwolić na to żeby jakiś głupi cwel odebrał mi to co mam najcenniejsze.

- Już nie śpisz? – spytała Elena, zaskakując mnie swoją obecnością. Przeszła przez próg sypialni i podchodząc na palcach, usiadła na kanapie obok mnie, przytulając się do mojego boku. Westchnąłem cicho i zakładając ramię na jej barki, przysunąłem ją jeszcze bliżej siebie.

- Nie – powiedziałem uśmiechając się delikatnie – Nie mogłem spać, a nie chciałem cię budzić, więc przyszedłem tutaj – oznajmiłem, wpatrując się w jej piękne zielone oczy. 

Patrzyła na mnie z taką ufnością i szczęściem wypisanym na twarzy. Niczego nieświadoma, posłała mi lekki uśmiech, po czym nie czekając długo, wpiła się zachłannie w moje usta. Złapałem ją w talii i unosząc ją lekko, pociągnąłem ją na swoje kolana. Usadziła się wygodnie i wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi, mruknęła leniwie

- Kocham cię – szepnęła do mojego ucha i odsuwając się ode mnie, spojrzała w moje oczy. Kiedy tak na mnie patrzyła, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Opuszkami palców pogłaskałem delikatnie jej policzek, zastanawiając się przy tym, jakim sposobem na nią zasłużyłem. Za co?

- Też cię kocham, skarbie – odpowiedziałem wreszcie, muskając jej usta – Najbardziej na świecie – dodałem cicho, na nowo przytulając żonę do swojego ciała. 

Była moim wszystkim... Nie mogę pozwolić na to, by ktokolwiek mi ją zabrał. By ją skrzywdził. Muszę zrobić wszystko, żeby ona i Rosa były bezpieczne... Nawet jeśli sam miałbym zapłacić za to życiem... Są tego warte.

Nie rozmyślając już dłużej nad informacjami które przekazał mi Verdan, wstałem z miejsca i łapiąc Elene za dłoń, poprowadziłem nas do kuchni.

- Siadaj – powiedziałem, wskazując na stołek barowy. Elena z szeroko otwartymi oczami wykonała moje polecenie, a ja odwracając się, podszedłem do lodówki, sprawdzając jej wyposażenie. 

Jednym z plusów tego hotelu było to, że każda lodówka w apartamentach, codziennie napełniana była świeżymi produktami, w razie gdyby gość na własną rękę chciał przygotować sobie posiłek. Ja właśnie miałem zamiar zrobić moim kobietom śniadanie. Wyciągając jajka i mleko, zabrałem się za robienie naleśników. Sięgnąłem do szafki po mąkę i umieszczając wszystkie składniki w misce, zacząłem je ze sobą mieszać

- Justin, coś ci zdechło? – spytała zaskoczona brunetka, na co się zaśmiałem. Odwróciłem się przodem do niej i mieszając trzepaczką ciasto na naleśniki, posłałem jej najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było stać

- Po prostu robię śniadanie – wzruszyłem ramionami, w dalszym ciągu się uśmiechając

- No to widzę, ale jestem w szoku... Tylko raz widziałam jak gotujesz – oznajmiła, wykrzywiając śmiesznie usta.

- Smakowało ci wtedy? – spytałem na co kiwnęła głową, uśmiechając się szeroko – No to nie marudź i czekaj aż podam do stołu – dodałem, puszczając jej oczko

- Co tu się dzieje od samego rana? – spytała Rosa, wchodząc w piżamie do kuchni. Oboje z żoną zaśmialiśmy się na jej słowa. Elena wzięła małą na ręce, po czym posadziła sobie ją na kolanach. Obie bacznie mi się przyglądały, a ja czułem się niesamowicie szczęśliwy że mogłem je w pozytywny sposób zaskoczyć. 

Nie wiele mają sytuacji do szczęścia, a jeśli widok mnie w kuchni robiącego naleśniki sprawia że choć trochę się uśmiechają, to ja chcę to robić. Chcę im dawać szczęście i widzieć radość w ich oczach i na twarzach.

Elena

Czy ja już kiedyś wspominałam o tym, że mam najlepszego męża na świecie? Nie? No to wspominam. Justin z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej.

- Kochanie, twoje naleśniki są naprawdę pyszne – powiedziałam, zajadając się już którymś z kolei. Nie miałam pojęcia, że mój mąż potrafi robić takie cuda. Naleśniki z serkiem mascarpone, a do tego bita śmietana z czekoladą, to coś co mogłabym jadać codziennie. A zwłaszcza w jego wykonaniu.

- A będzie deser? – spytała Rosa, a ja zaśmiałam się widząc jej uciapaną buzię

- Nie – odpowiedział Justin, spoglądając na mnie zadziornie, po czym pochylając się do mnie szepnął na ucho – Chyba że masz inne plany?

Prawie zakrztusiłam się jedzeniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego co miał na myśli. Wpatrując się w jego uśmiechniętą twarz, puściłam mu oczko, pokazując że zdecydowanie zasłużył sobie na deser o jakim marzy.

- Rosa, jak zjesz, to pójdziesz do Margaret – poinformował małą blondyn, uśmiechając się szeroko. Nieświadoma niczego Rosa, kiwnęła jedynie głową i wpychając ostatniego naleśnika do buzi, podniosła się z krzesła, wzięła talerzyk po czym wkładając go do zlewu, odwróciła się na pięcie i nie czekając dłużej, opuściła apartament.

- Jesteś niemożliwy – zdążyłam powiedzieć, zanim Justin przysunął się do mnie i wpił się w moje usta namiętnie. Złapał moją dłoń i pociągając za sobą, zmusił mnie do wstania. Pisnęłam cicho, kiedy czując jego ściskające się na moich pośladkach dłonie, podniósł mnie w powietrzu, sadzając następnie na kuchennym blacie. Wkładając rękę między moje nogi, rozsunął je, po czym wrócił do moich ust. Dyszałam cicho, czując jak jego palce błądzą po wewnętrznej stronie mojego uda. Sprawnym ruchem, sięgnął do gumki moich majtek i wkładając w nie dłoń, masował rytmicznie moją kobiecość. Jęknęłam, czując chłód w dolnych partiach ciała. Nawet nie wiem kiedy mój mąż zdążył pozbawić mnie jedynej bielizny jaką na sobie miałam. Patrząc w moje oczy, uśmiechnął się figlarnie i zniżając się do pozycji klęczącej, wylądował ustami przy moim twardym z podniecenia guziczku.

- O Boże – jęknęłam, kiedy sprawnym językiem zataczał kółka na mojej łechtaczce. Czując zbliżającą się falę podniecenia, zacieśniłam nogi, ale blondyn łapiąc za moje uda, na nowo je rozszerzył. 

Przykładając dłonie do twarzy, położyłam się na plecach, pozwalając Justinowi na doprowadzenie mnie na sam szczyt przyjemności. Z sekundy na sekundę mój oddech przyspieszał, a rozchodzące się w dole brzucha gorąco zwiększało się na sile. Zacisnęłam pięści na końcach blatu, powstrzymując się od nagłego wybuchu szczęścia.

- Wracaj tam – jęknęłam, kiedy nagle poczułam brak jego języka na sobie. 

Justin nie spełnił mojej prośby i stając na nogi, uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym ściągając dresy, uwolnił stojącego już na baczność przyjaciela. Przygryzając wargę, spojrzałam na prężącego się penisa i nie chcąc już dłużej czekać, sięgnęłam do niego dłonią, naprowadzając go na swoją dziurkę. Wszedł we mnie jednym pewnym pchnięciem. Pisnęłam zaskoczona jego wielkością, dokładnie tak, jakbym kochała się z nim po raz pierwszy. Za każdym razem wydawał mi się większy i z każdą nową chwilą, sprawiał mi coraz więcej przyjemności. 

Pochylając się, zbliżył swoje usta do moich i całując chaotycznie, nieprzerywanie posuwał dalej.

- Jezu – wymamrotałam zaciskając pięści. Poczułam jak moje ciało drży z emocji jakie mi zafundował. 

Doszłam pod wpływem jego mocnych i pewnych ruchów.

- Jeszcze... - przerwał nie będąc w stanie nic więcej powiedzieć. Doszedł tuż po mnie, zalewając mnie swoim ciepłym nasieniem – Chwila – wydyszał, opadając na mnie swoim ciałem. Zaplotłam ramiona wokół jego talii i przyciskając go do siebie, próbowałam opanować emocje.

- To było niesamowite – szepnęłam przygryzając płatek jego ucha, następnie delikatnie go całując.

-----------------------------------------
Kochani, czy rozdział 52 otwiera się u was normalnie? Bardzo proszę o odpowiedź.
Przepraszam jeśli znajdziecie jakieś błędy ☺️
Na kolejny rozdział zapraszam jutro 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro