Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56

Jeśli tu jesteś, zostaw po sobie ślad :)


Postawiłam na jedną kartę. Nie zastanawiając się dłużej, weszłam do naszego apartamentu i rozglądając się za Justinem, przeszłam do sypialni. Leżał na plecach w naszym łóżku, z rękoma wsadzonymi pod głowę. Nawet na mnie nie spojrzał, po prostu wgapiał się w jakiś punkt na suficie. Nie za bardzo wiedząc jak się zachować, zrobiłam kilka kroków w przód, ale jego chłodny głos zatrzymał mnie przed stawieniem kolejnych

- Wyjdź stąd

Stanęłam w miejscu i wypuszczając z ust cichy szloch, nie miałam pojęcia co zrobić. Po prostu stałam jak posąg w miejscu w którym mnie zatrzymał

- Jesteś głucha, czy co? – syknął, na co się wzdrygnęłam. 

Ton jego głosu był cholernie niemiły, ale dobrze wiedziałam, że sobie na niego zasłużyłam. Pociągając nosem, zrobiłam to co kazał. Odwróciłam się na pięcie i ze spuszczoną głową, zostawiłam go samego. Łapiąc za telefon, wybrałam numer do Margaret, a kiedy ta odebrała, poprosiłam ją żeby przenocowała Rose u siebie. Nie byłam w stanie się teraz nią zająć. Słysząc zgodę ze strony blondynki, przerwałam połączenie, po czym ruszyłam do drugiej sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i podchodząc do łóżka, rzuciłam się na nie z płaczem. 

To była pierwsza noc od dłuższego czasu, którą spędziłam sama.

*

Obudziłam się rano, z trudem podnosząc powieki. Moje oczy bolały niemiłosiernie od wylanych łez. Przetarłam zmęczoną twarz i siadając na łóżku, zastanawiałam się co robić. Nie mam pojęcia która jest godzina, ani czy Justin już wstał. Nie miałam ochoty wychodzić z tego pokoju, bo bałam się wzroku swojego męża. Zrobiłam z siebie idiotkę i popsułam nam wyjazd. Nie wiem co sobie myślałam, oskarżając go o zdradę. 

Wzdychając ciężko, poczułam na policzkach nowo wypływające łzy. Dzisiaj mieliśmy spędzić miło czas w parku rozrywki, miało być fajnie i przyjemnie, a teraz co... Teraz ja jestem tu, a on w drugim pokoju i znając życie, żadne z nas nie ma ochoty nigdzie wychodzić. 

Pocierając dłońmi twarz, znów zakopałam się w tym cholernie wielkim i pustym łóżku

- Idiotka – jęknęłam sama do siebie, wgapiając się w plamę na suficie. Usłyszałam kroki i podnosząc się na łokciach, spojrzałam w stronę drzwi. Klamka drgnęła, a następnie drewniana powłoka została popchnięta, ukazując postać mojego męża. Opadając na materac, skuliłam się przed jego wzrokiem

- Zabieram Rose na lody – oznajmił chłodno – Idziesz z nami, czy będziesz tak leżeć przez cały dzień? – syknął, a ja poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła na ton jego głosu.

- Nie idę – powiedziałam cicho, na co Justin westchnął ciężko i zostawiając mnie samą, opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Wypuściłam z ust długo wstrzymywane powietrze i zatapiając twarz w poduszce, przymknęłam opuchnięte powieki.

Nawet nie wiem jak długo leżałam tak bez celu. Patrząc na zegarek który wskazywał już czternastą trzydzieści, podniosłam się na łóżku i opuszczając nogi na podłogę, poszłam do łazienki. Widząc w lustrze swoje odbicie chciało mi się rzygać. Zmęczona, zapłakana twarz, spuchnięte, przekrwione oczy, smutne spojrzenie... To nie byłam ja. Nie przypominałam siebie. Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle, tak obco. Bolało mnie wszystko. Całe ciało, dusza, serce... Wszystko... A to wszystko przez swoją głupotę, przez oskarżenia bez żadnego pokrycia. Przez cholerną, chorobliwą zazdrość. Gdybym nie była tak o niego zazdrosna, teraz pewnie spędzalibyśmy razem miło czas. Trzymalibyśmy się za ręce, przytulalibyśmy się, całowali. Robilibyśmy wszystko to, co do tej pory. Chciałam to wszystko mieć z powrotem, ale za cholerę nie wiedziałam jak to zrobić. Bałam się odrzucenia z jego strony. Bałam się tego, że znów mnie przegoni, że powie że nie chce ze mną rozmawiać, żebym zostawiła go samego. Bałam się przyznać przed nim, że zachowałam się jak idiotka... 

Ale musiałam to zrobić. Musiałam przeprosić i postarać się naprawić to co spieprzyłam. Nie zwlekając, opuściłam łazienkę siostry i kierując się w drugą stronę apartamentu, weszłam do naszej sypialni, a następnie wyciągając z walizki ubrania, poszłam do naszej łazienki ogarnąć się choć trochę. Wzięłam szybki prysznic, wklepałam w skórę balsam do ciała, umyłam twarz i zęby, po czym zrobiłam lekki makijaż. Rozczesałam splątane włosy i przeglądając się po raz ostatni w lustrze, stwierdziłam że wyglądam o niebo lepiej. 

Postanowiłam, że poczekam na Justina w salonie. Nie mam pojęcia jak długo będę musiała na nich czekać, ale nawet jeśli ma mi to zająć wieczność, dam radę...

- Elena – krzyknęła radośnie Rosa, przekraczając próg apartamentu. Uśmiechnęłam się słabo do siostry, przenosząc wzrok z małej brunetki na swojego męża. W momencie w którym nasz wzrok się spotkał, blondyn ostentacyjnie odwrócił głowę, a następnie - mijając nas - bez słowa wyszedł do sypialni. Poczułam ból w sercu, zdając sobie sprawę z tego, że w dalszym ciągu nie ma ochoty ze mną rozmawiać, ani mnie widzieć. Kiwnęłam ręką na siostrę, pokazując żeby do mnie podeszła, co oczywiście bez wahania zrobiła.

- Rosa, pójdziesz teraz do Margaret, dobrze? – spytałam, na co kiwnęła główką. Podeszła bliżej mnie i zaplatając swoje małe rączki wokół mojej szyi, musnęła lekko mój policzek

- Pokłóciłaś się z Justinem? – spytała nagle, na co moje serce przyspieszyło swój rytm. Odsunęłam się od siostry i dotykając opuszkami palców jej policzka, przytaknęłam kiwając głową

- Mówił ci coś? – spytałam cicho

- Nie, ale cały czas był smutny – odpowiedziała, patrząc na mnie w taki sposób, jakby dokładnie zdawała sobie sprawę z tego że go zraniłam. 

Westchnęłam ciężko i czując jak do moich oczu kolejny raz,  napływają słone łzy, spuściłam wzrok na podłogę. Drżącą dłonią pogłaskałam małą po głowie, ponownie prosząc żeby poszła do blondynki. Rosa bez sprzeciwu ruszyła w stronę drzwi, zostawiając mnie sam na sam z Justinem. Nie zwlekając, udałam się w stronę sypialni. Nie pukając, nacisnęłam ostrożnie na klamkę i popychając lekko drzwi, powoli weszłam do środka. Blondyn leżał na łóżku, wgapiając się w sufit, dokładnie tak jak robił to wczorajszego wieczora. Oddychając ciężko, podeszłam bliżej łóżka, mając nadzieję że nie wyrzuci mnie ponownie. Spojrzał na mnie, ale nie odezwał się, co odebrałam jako pozwolenie na podejście bliżej. Patrząc nieśmiało na blondyna, w milczeniu usiadłam na skraju łóżka. Nie będąc w stanie wydusić z siebie choćby słowa, schowałam twarz w dłonie i na nowo zaniosłam się głośnym płaczem.

- Przepraszam – wyjąkałam, dławiąc się łzami. 

Justin nawet nie zareagował. W dalszym ciągu leżał w bezruchu, nie robiąc sobie nic ze stanu w jakim byłam. Zrozumiałam, że to co zrobiłam poprzedniego dnia, musiało go bardzo zaboleć. Pokazałam mu jak bardzo mu nie ufam. Oskarżyłam o coś, czego nie zrobił. Zrobiłam aferę o głupie słowa, które nie miały żadnego znaczenia.

Przełykając gulę w gardle, wytarłam twarz i odwracając głowę w stronę męża, spojrzałam na niego załzawionymi oczami. Wciąż i wciąż, gapił się ślepo w sufit, dokładnie tak jakby to było najbardziej interesującym zajęciem na świecie. Podniosłam się z miejsca i przechodząc na drugą stronę łóżka wspięłam się na nie, po czym zbliżając się do Justina, przytuliłam się do jego boku. Nie pytając o zgodę, położyłam głowę na jego torsie i przyciskając ucho do jego klatki piersiowej, słuchałam jak mocno bije mu serce. Po długiej chwili czekania, jego ramię w końcu oplotło moje drżące z emocji ciało. Jeździł palcami po moich plecach, uspakajając mnie nieco tym gestem.

- Proszę cię Justin – jęknęłam - Wybacz mi... Nie wiem czemu się tak zachowałam, nie chciałam – płakałam nieprzerwanie. 

Blondyn przytulił mnie mocniej do siebie i nie mówiąc nic, pocałował czubek mojej głowy. Wypuściłam z ust drżące powietrze, modląc się o to żeby w końcu do mnie przemówił. 

Nie musiałam długo czekać...

- Nie płacz. Nienawidzę twoich łez – powiedział. 

Ocierając twarz ze słonej cieczy, podniosłam się na łokciach, wpatrując się uważnie w twarz męża. W jego cudownych oczach, zauważyłam ból i ogromny zawód. To nie pomogło mi się uspokoić. Rozwyłam się jeszcze bardziej, wiedząc jak mocno zraniłam go wczorajszymi oskarżeniami.

- P-przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam

- I przestań mnie w końcu przepraszać... Weź się w garść. – znów odezwał się oschle, na co momentalnie poruszyłam się w jego ramionach.

- Czemu taki jesteś? - spytałam cicho, pociągając nosem

- Bo jestem na ciebie cholernie wkurwiony – wyjaśnił, przez co podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na niego, ale on spuścił wzrok – I jest mi kurewsko przykro, że mi nie ufasz – dodał

- Ufam ci – wyjąkałam, na co prychnął głośno

- Taa... Pokazałaś mi to wczoraj.

- To nie tak... Po prostu, nie wiem... Sama nic już nie wiem

- Za to ja wiem cholernie dużo – westchnął ciężko, po czym podnosząc się, usiadł opierając plecy o ramę łóżka – Nie ufasz mi kochanie i to cholernie boli, bo ja ci ufam w stu procentach – dodał, patrząc na mnie wnikliwie. Poczułam jak rumieniec wchodzi na moją twarz, zalewając ją prawie całą

- Nie wiem co mam zrobić, by to zmienić – kontynuował – W jaki sposób pokazać ci, że tylko ciebie kocham, że jedynie na tobie mi zależy? Być może masz zbyt niską samoocenę, może myślisz, że nie jesteś wystarczająca... Wiem, że to po części moja wina. Wczoraj prawie wykrzyczałem ci w twarz słowa, których normalnie nigdy bym nie powiedział. Przepraszam za to, ale byłem naprawdę cholernie wkurwiony, a ty jeszcze dolałaś oliwy do ognia – mówił, chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi unosząc dłoń

- Przysięgałem ci miłość i wierność... I słowa dotrzymam. Jestem tylko twój Elena i nie potrzebuję szukać pocieszenia u innych dziewczyn. Musisz to wreszcie zrozumieć, bo inaczej takie kłótnie jak ta wczorajsza, będziemy mieć nagminnie. Spróbuj mi zaufać tak, jak ja ufam tobie – skończył, po czym wyciągając dłoń w moją stronę, dotknął opuszkami palców mojego policzka. 

Przymykając powieki, wtuliłam się w jego ciepłą dłoń. Nie wiem skąd on ma w sobie tyle cierpliwości do mnie i zrozumienia. Takiego faceta, to ze świeczką można szukać. Ja go mam, a nie zawszę potrafię go docenić. Swoim głupim zachowaniem, odpycham go od siebie, a później płaczę przez swoją głupotę.

- Jesteś jedynym facetem, jakiego kiedykolwiek zdołałam pokochać – powiedziałam cicho, przenosząc wzrok na jego twarz. Wpatrywał się we mnie uważnie i śmiało mogę stwierdzić, że przez moje słowa, w oczach Justina pojawił się błysk szczęścia i radości – Już teraz wiem, że nigdy nie poczuję do kogoś tego, co czuję do ciebie. Dlatego boję się, że ktoś może mi cię odebrać. – dodałam, uśmiechając się niepewnie. 

Przysunęłam się do niego i tuląc się do jego boku, pocałowałam lekko linię jego szczęki.

- Jestem cholernie o ciebie zazdrosna, Justin – przyznałam, na co zachichotał. Złapał moją brodę w palce i unosząc ją delikatnie, musnął moje usta. 

Brakowało mi tego... Brakowało mi jego dotyku i pocałunków. Jeden dzień... Jeden pieprzony dzień milczenia, a ja już cholernie tęskniłam za tym wszystkim co bez wahania dawał mi do tej pory.

Przytulając się do siebie, siedzieliśmy oparci o ramę łóżka i rozmawialiśmy o tym, o czym wczoraj nie zdążyliśmy porozmawiać. Justin opowiedział mi dokładnie o sytuacji z Sarą, a ja po raz kolejny strzeliłam sobie mentalnie w twarz, za to jak głupia byłam. Nie zwróciłam uwagi na tak istotną kwestię. Przez długi czas mieliśmy pod swoim dachem wtykę, która bez żadnych skrupułów donosiła na mojego męża. Ta głupia dziewucha wiedziała o nim praktycznie wszystko. Dzięki pracy w naszym domu, poznała jego życie prywatne, a także, wielokrotnie była świadkiem różnych 'biznesowych' spraw Justina. 

Dopiero teraz zdołaliśmy połączyć pewne fakty. Dziewczyna często kręciła się po naszym domu, szukając dowodów na to że Justin zajmuje się handlem narkotykami. Wtedy nie zwracaliśmy na to większej uwagi, ale teraz już wiemy dlaczego nie raz mogliśmy ją zastać w takich miejscach, do których służba nie miała dostępu. Pod byle pretekstem wchodziła do gabinetu mojego męża, a kiedy została przyłapana na gorącym uczynku, tłumaczyła się sprzątaniem. Na całe szczęście, w naszym domu nie było nic, co mogłoby pogrążyć Justina. Dziewczyna nie miała prawa znaleźć tego czego szukała, bo zwyczajnie w świecie, tego tam nie było. Teraz już wiem, że te wszystkie zaloty kierowane w jego stronę, były po to żeby uzyskać jak najwięcej informacji.

- No i co teraz z nią będzie? – spytałam zaciekawiona. Justin wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic, spokojnie odpowiedział:

- Nic z nią nie będzie... Nie żyje

Otworzyłam buzię w szoku. Odsunęłam się od blondyna i wgapiając się w jego spokojną twarz, zastanawiałam się nad tym co powiedział.

- Zabiłeś ją? – zapytałam głupio

- No jak? Przecież jestem tutaj – odpowiedział, patrząc na mnie jak na wariatkę. Zmrużyłam na niego oczy, czekając na wyjaśnienia – Moi ludzie się jej pozbyli – odezwał się po chwili

- Och – wyrwało mi się. 

Zdziwiło mnie trochę to co powiedział. Wprawdzie doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to właśnie w ten sposób pozbywa się zagrażających mu osób, ale jakimś cudem łudziłam się że ją oszczędzi. Choćby ze względu na Constancię... 

A właśnie, Constancia

- A Constancia? – spytałam przerażona. 

Bałam się, że jej też coś mogli zrobić. Przecież to jej babcia... Może Justin też kazał pozbyć się starszej kobiety. Nie chciałabym tego. Lubię ją i jest mi bardzo bliska

- Jest czysta – odpowiedział jedynie, na co odetchnęłam z ulgą – Elena, nie zaprzątaj sobie tym głowy. To są sprawy dla mnie nie dla ciebie. Szczerze powiedziawszy, to nie powinienem był ci o tym mówić – dodał, spoglądając na mnie.

- Jesteś moim mężem, więc miło by było wiedzieć co się wokół ciebie dzieje – odpowiedziałam od razu, kręcąc się niespokojnie w jego ramionach. 

Czyżby jednak nie ufał mi na tyle, by informować mnie o takich rzeczach? A może boi się mojej reakcji? Może boi się tego, że przez tego typu rewelacje, zmienię o nim zdanie? 

Pamiętam jak będąc w Austrii, zapytałam go o to czym się zajmuje. Początkowo nie chciał mi nic powiedzieć, bo bał się, że nie będę chciała mieć z nim nic wspólnego. Bał się, że kiedy dowiem się o nim prawdy, to ucieknę. Nie uciekłam wtedy i nie mam zamiaru robić tego teraz... 

Nie ważne kim jest, kocha mnie, a ja kocham jego. Jeśli dla naszego dobra, musi załatwiać sprawy w ten sposób, to ja jestem z nim.

Wolę kopać groby dla jego wrogów, niż przynosić kwiaty na jego własny...


--------------------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Jutro kolejny rozdział, zapraszam serdecznie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro