50
Jeśli to czytasz, zostaw po sobie ślad :)
Przez następne kilka dni, Justin do nikogo się nie odzywał. Jedynie od czasu do czasu, zamieniał kilka słów z Hombre. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale wolałam zejść mu z drogi. Nie chciałam żeby bez potrzeby się na mnie wkurzał. Razem z Hombre i Margaret skończyliśmy remont w pokoju Rosy. Wszystko było idealnie do siebie dopasowane. Mała była szczęśliwa, co i mi sprawiało radość. Justin przez ten cały czas, chował się w swoim gabinecie i bez przerwy namiętnie rozmawiał z kimś przez telefon. Jedynie późnym wieczorem przychodził do naszej sypialni i jak gdyby nigdy nic przytulał mnie mocno do siebie, po czym od razu zasypiał. Nie spałam po nocach, zastanawiając się nad zachowaniem mojego męża.
Po śniadaniu Margaret postanowiła wyręczyć mnie w zajmowaniu się siostrą i zaproponowała, że weźmie Rosę do Bogoty. Mówiła, że pójdą do centrum handlowego, kosmetyczki, a na koniec zahaczą o Zoo, do którego mała bardzo chciała iść. Bez wahania zgodziłam się na to. Dziewczyny wyszły z domu, a ja udałam się do sypialni mojej i mojego męża. Nie miałam co robić, więc stwierdziłam że po prostu wezmę się za sprzątanie. Pozbierałam z podłogi brudne ciuchy, wrzuciłam je do kosza na pranie, po czym wyniosłam wszystko do pralni. Wrzuciłam brudy do pralki i nastawiłam ją na odpowiedni program. Wróciłam do pokoju i dokończyłam to co zaczęłam. Przetarłam kurze z mebli, zmieniłam pościel, a na koniec odkurzyłam. Spryskałam sypialnię odświeżaczem do powietrza, otworzyłam okno i kiedy już wszystko było idealnie czyste, poszłam wziąć prysznic. Wykapałam się, umyłam buzię i zęby, a następnie przeszłam do toaletki, nałożyć lekki makijaż. Gdy moja twarz była już nieco podrasowana, przeszłam do garderoby. Wybrałam czarne rurki, oraz długi beżowy sweter i ubrałam się. Gotowa i pachnąca, zeszłam na dół.
Oczywiście nigdzie nie było mojego męża, ani jego przyjaciela, co dawało mi pewność, że znajdę ich tylko w jednym miejscu. Nie zwlekając, skierowałam się do gabinetu Justina. Drzwi były uchylone, ale stwierdziłam, że nie wejdę bez pukania.
Już miałam zapukać, ale nagle usłyszałam ciekawą rozmowę, między panami.
- Musimy coś z tym zrobić, bo jak się dopierdolą, to już po mnie – powiedział Justin. Przykładając ucho pod drzwi, zastanawiałam się, o czym on mówi...
- Na razie nic na ciebie nie mają, więc mamy trochę czasu. Trzeba będzie zniszczyć wszystkie dokumenty i zrobić coś z twoim majątkiem. Nie mogą dowiedzieć się, że jesteś aż tak bogaty... Nie są głupi, domyślą się że to nie jest dochód z taksówek – tym razem przemawiał Hombre. Domyśliłam się, że mój mąż ma jakieś kłopoty i przyznam szczerze... Na samą myśl o tym, że coś mu może grozić, serce waliło mi jak młotem
- Ale skąd oni kurwa wiedzą? Przecież odpowiednio się zabezpieczyliśmy...
- Nie wiem, widocznie mamy jakąś wtykę
Postanowiłam już dłużej nie podsłuchiwać i za wszelką cenę dowiedzieć się od blondyna, co się dzieje. Tu przecież nie chodziło tylko o niego, ale też o mnie... O Rose, o Margaret... O wszystkich. Jeśli dobiorą się do skóry Justina, to i dobiorą się do naszej. Nie wiem jeszcze kto i co może zrobić mojemu mężowi, ale za chwilę się tego dowiem.
Nie pukając popchnęłam drzwi i stanęłam w progu, wgapiając się przymrużonymi oczami w zszokowanego moją obecnością Justina.
- Zostaw nas samych – powiedziałam do Hombre, a on wykonał moje polecenie. Minął mnie w drzwiach, zostawiając nas samych.
- Czego chcesz Elena? – westchnął blondyn, na co przewróciłam oczami. Podeszłam bliżej i siadając przed nim na biurku, wyciągnęłam dłoń, dotykając delikatnie jego policzka.
Nie patrzył na mnie i wiem, że wkurzało go to że tu jestem. Ewidentnie z czymś sobie nie radził i znając jego, nie miał ochoty o tym ze mną rozmawiać. Za długo czekałam na to żeby powiedział mi co się dzieje... Tym razem nie odpuszczę, wyciągnę z niego nawet najmniejszą informację
- W tej chwili mi powiesz, co się dzieje – powiedziałam pewnie, na co prychnął
- Zapomnij...
- Justin do cholery, porozmawiaj ze mną... Powiedz co się dzieje – nalegałam.
Odsunął się ode mnie i wstając z miejsca, odwrócił się do mnie plecami. Podszedł do okna i zakładając ręce na piersiach, wgapiał się w widoki rozciągające się za wielkim oknem. Poszłam w jego ślady. Stanęłam za nim i rozkładając ramiona, zaplotłam je wokół jego talii, przytulając się do pleców męża
- Daj mi spokój – powiedział, wzdychając ciężko.
- Dlaczego tak się zachowujesz? – spytałam cicho, całując delikatnie jego kark. Ciało mojego męża zadrżało pod wpływem moich pocałunków, a następnie cały się spiął. Wyrwał się z moich objęć, po czym odwrócił się do mnie przodem. Złapał za moje ramiona, potrząsając nimi lekko.
- Mam swoje powody... A teraz zostaw mnie samego, bo muszę pomyśleć – wgapiał się w moje oczy zły, zmartwiony i chyba przerażony. W jego karmelowych tęczówkach kotłowało się kilka emocji na raz. Wyraźnie coś go trapiło, a ja chciałam wiedzieć co.
- Porozmawiaj ze mną Justin – poprosiłam grzecznie, ale on się tylko bardziej zdenerwował. Puścił mnie, wyminął i zaczął nerwowo krążyć po gabinecie
- Wyjdź stąd Elena – warknął zirytowany moją upartością.
- Nie dopóki nie powiesz o co chodzi...
- Kurwa, daj mi spokój! – krzyknął przerywając mi w połowie, na co podskoczyłam przerażona. Spojrzałam na niego gniewnie i podchodząc bliżej męża, złapałam za jego ramię, ściskając je mocno. Może nie powinnam w tej chwili tego robić, może powinnam poczekać aż trochę ochłonie, ale chciałam wiedzieć. Chciałam żeby mi powiedział, a jeśli nie zrobiłabym tego teraz, straciłabym swoją szansę na jakiekolwiek wyjaśnienia
- Justin, do cholery... Powiedz co się dzieje, czemu tak się zachowujesz? – nie dałam za wygraną. Spojrzał na mnie wnikliwie, po czym uniósł dłoń i kiedy już myślałam że mnie uderzy, on zwyczajnie wplótł palce we włosy, pociągając mocno za ich końcówki. Odetchnęłam z ulgą i w myślach dałam sobie w pysk, za to że w ogóle brałam pod uwagę to że mógłby mnie skrzywdzić. Przecież do cholery doskonale wiedziałam, że już nigdy tego nie zrobi. Ufałam mu i naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego w tym momencie się go bałam.
- Może kurwa dlatego, że nie mam pojęcia co zrobić – syknął, nie patrząc na mnie – Może dlatego że jebane DEA depcze mi po piętach – wreszcie usłyszałam to, na co czekałam od kilku dni – I wreszcie, może dlatego, że pierdolony kutasiarz którego wsadziłem do więzienia i któremu całą rodzinę posłałem do piachu, kilka dni temu wyszedł na wolność! – krzyknął sfrustrowany.
Patrzyłam na blondyna, analizując każde jego słowo. Nie wiedziałam co powiedzieć... Zatkało mnie. Domyśliłam się że ma problemy, ale nie wiedziałam że aż takie
- Będzie się chciał na mnie zemścić... A jeśli tamci wsadzą mnie do paki, to nie będę miał jak was ochronić – mówił chaotycznie.
Zauważyłam jak jego ciało drży ze zdenerwowania. Podeszłam niepewnie i nie mówiąc nic, wyciągnęłam ramiona, zaplatając je wokół talii Justina, po czym przytuliłam się do niego. Nie wiedziałam w jaki sposób mam go pocieszyć. Co powiedzieć, żeby choć trochę się uspokoił. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest to najlepszy moment na dokładne tłumaczenia. Odsunęłam się od blondyna i łapiąc za jego dłoń, poprowadziłam nas na kanapę. Usiedliśmy obok siebie w zupełnym milczeniu. Chyba każde z nas zastanawiało się co powiedzieć i czy w ogóle cokolwiek mówić.
- Chyba jeszcze nigdy nie bałem się tak jak teraz – jęknął po chwili milczenia.
Spojrzałam na niego, ale on nie patrzył. Gapił się przed siebie, a po chwili schował twarz w dłoniach. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak bezbronnego. Zawsze był pewny siebie i tego co robi. Teraz miał problem z którym nie potrafił sobie poradzić. Nie rozumiałam do końca jak duży jest to problem, ale czekałam cierpliwie, aż sam mi to wszystko dokładnie wyjaśni. Do tej pory to on był tym twardszym. To on mnie pocieszał kiedy było mi źle i to on cały czas był przy mnie, dając mi tym sposobem wsparcie. Zawsze był dla mnie, teraz jednak to ja musiałam być dla niego. Teraz to ja musiałam być twarda...
- Przepraszam za to, jak cię traktowałem w ostatnim czasie – powiedział, a ja uśmiechnęłam się krzywo. Położyłam dłoń na jego plecach i przejeżdżając nią lekko, starałam się go jakoś uspokoić
- Pierwszy raz nie wiem co mam robić – słuchałam uważnie, starając się jak najlepiej zrozumieć to co chciał mi powiedzieć – Dawniej o nic się nie martwiłem. Miałem daleko gdzieś, co ze mną będzie. Nie obchodziło mnie to, czy mnie zabiją, czy wsadzą do więzienia. Byłem zapatrzonym w siebie egoistą i miałem w dupie to, czy ktoś będzie za mną płakał – spojrzał na mnie, uśmiechając się niepewnie
- Teraz jest inaczej... Teraz w moim życiu jesteś ty i twoja siostra. Wiem, że nie mogę dać się zamknąć bo przez żelazne kraty nie będę w stanie was ochronić. – mówił, a ja w dalszym ciągu nie za bardzo rozumiałam, przed kim on chce nas ochronić.
Justin chyba zauważył moją konsternację, bo po chwili wstał z miejsca, podszedł do biurka i otwierając jedną z szuflad, wyciągnął z niej jakąś kartkę. Wrócił do mnie i siadając obok, pokazał mi ją.
Początkowo wgapiałam się bezsensownie w szereg wypisanych liter, ale z wyrazu na wyraz czułam jak moje tętno niebezpiecznie zaczyna przyspieszać, a oczy same wychodzą z orbit. List był skierowany do Justina. Mówił głównie o tym, jak blondyn spieprzył życie nadawcy. Przypominał w nim o pozbawieniu życia wszystkich członków jego rodziny. Z tego co zrozumiałam, to Justin zlecił to zabójstwo. Później była mowa o spędzeniu kilku lat za kratkami najgorszego więzienia w Kolumbii. I tym razem była to sprawka mojego męża. Jednak to ostatnie zdania, zagrały najbardziej na moich emocjach
Nie myśl, że tak łatwo ci odpuszczę. Przysięgam, zemszczę się na tobie. Pozbawię cię największego szczęścia, dokładnie w taki sam sposób w jaki ty pozbawiłeś mnie. Pilnuj swojej żony, bo bardzo szybko mogę zrobić z ciebie wdowca. Nie znasz dnia ani godziny, Bieber
Otworzyłam usta w zdziwieniu i nie wypowiadając nawet słowa, spojrzałam na Justina.
- Teraz już rozumiesz? - spytał, ale ja nie zareagowałam. W dalszym ciągu wpatrywałam się w niego jak zaczarowana.
- Muszę zrobić coś, żeby cię chronić – powiedział zbliżając się do mnie. Objął mnie ramieniem i przyciągając mnie do siebie, przytulił mnie mocno do swojego boku.
- Nie mogę dać się im zamknąć – dodał.
Zastanawiałam się, co w ogóle możemy zrobić
- Dlaczego akurat teraz zwrócili na ciebie uwagę? – spytałam mając na myśli agencję rządową która zajmowała się sprawami związanymi z narkotykami.
- No i właśnie tego nie wiem... Być może ktoś im coś powiedział. Nie wiem ile, ale muszę zadbać o to żeby nie dowiedzieli się więcej. Nie mogę pozwolić na to, żeby poznali wartość mojego majątku, bo wtedy nie będę wstanie się z tego wyłgać. Jedno konto ze sporą ilością pieniędzy, jest jeszcze okej, ale jak dostaną nakaz przeszukania naszego domu, będą mieli prawo do wglądu w moje papiery. Zażądają oświadczenia majątkowego, zorientują się że pieniędzy jest kilkakrotnie więcej i domyślą się, że nie dorobiłem się tego wszystkiego dzięki firmie taksówkarskiej – uśmiechnął się krzywo.
- Muszę pozbyć się tych wszystkich pieniędzy i dokumentów świadczących o tym co posiadam – westchnął – Wtedy być może się odczepią, a ja będę mógł spokojnie zadbać o twoje bezpieczeństwo – dodał smutno.
- W jaki sposób chcesz się pozbyć tego wszystkiego? – spytałam zdziwiona
- Tego też nie wiem... Pieniędzy jest za dużo. Mam kilka kont, na których porozkładane są miliony. Oczywiście te konta nie są na moje nazwisko, ale w dalszym ciągu w naszym domu są dokumenty których nie mogę zniszczyć, a które wyraźnie wskazują na to, że mam do tych kont uprawnienia... Nadążasz? – spytał.
Nie odpowiedziałam nic, zastanawiając się nad tą całą zagmatwaną sytuacją, kiwnęłam jedynie głową.
Wiadome było to: Justin nie mógł pozbyć się dokumentów, z tego względu że praktycznie cały majątek by wtedy przepadł. Nie mógł ich też trzymać, ponieważ były ewidentnymi dowodami na to, że jest bogatszy niż każdy myśli. A to z kolei wiązało się z tym, że takiego majątku nie mógł dorobić się na zwykłych taksówkach. DEA zaczęłaby węszyć, szukając czegoś co potwierdziło by ich przypuszczenia o tym, że mój mąż jest powiązany z narkotykami. Musiał zachować jedno konto, ale też nie mógł pozbyć się tamtych... To było ciężkie do rozwiązania, ale nie niewykonalne...
- Schowaj je – powiedziałam, po dłuższej chwili milczenia. Justin spojrzał na mnie kpiąco, po czym parsknął śmiechem
- Taa, świetne wyjście. Myślałem że wymyślisz coś lepszego – jęknął zrezygnowany, ale ja się nie poddałam. Może w tym momencie miał mnie za kompletną kretynkę, ale przecież ja jeszcze nie rozwinęłam swojej myśli
- Posłuchaj... Może ci się wydawać że to co powiem będzie totalną głupotą, ale ja myślę że warto spróbować. – zaczęłam, a on zamienił się w słuch
- Skoro nie chcesz tracić majątku, a nie możesz trzymać dokumentów w domu, po prostu je schowaj... Pamiętasz jak opowiadałeś mi o tym jak Escobar zakopał wszystkie swoje pieniądze, rozmieszczając je w różnych częściach kraju? – spytałam, na co kiwnął głową, przysłuchując się mi uważnie.
- Zrób to samo. Weź te papiery i zakop je gdzieś. Zrób to w takim miejscu, żebyś tylko ty wiedział gdzie one są. Nie mów o tym nikomu... Nawet mi nie mów jakie miejsca wybrałeś. Zrób plany, tak jak zrobił to Pablo i zaznacz na nich, gdzie pochowałeś dokumenty – mówiłam.
Blondyn chyba nie był przekonany do mojego pomysłu, ale wyraźnie się nad nim zastanawiał
- Może to nie jest najwspanialszy pomysł, ale może warto spróbować. Przynajmniej się od ciebie odczepią – wzruszyłam ramionami.
Przystojniak nie mówił nic. W dalszym ciągu siedział obok mnie, zakopując się w swoich myślach. Postanowiłam, że zostawię go teraz samego. Podnosząc się z miejsca, pochyliłam się nad Justinem i całując czubek jego głowy, odwróciłam się na pięcie a następnie wyszłam z gabinetu.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Na kolejny rozdział, zapraszam już jutro :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro