38
Był już późny wieczór, kiedy podjechaliśmy pod dom. Szczerze powiedziawszy jedyne na co miałam w tym momencie ochotę, to szybki prysznic i nasze wielkie łóżko, które już z góry mnie wołało. Wyciągnęliśmy z bagażnika nasze torby i całą czwórką weszliśmy do środka
- Justinie Drew Bieberze! – usłyszeliśmy krzyk, po przekroczeniu progu
- Cholera jasna – mruknął Justin, na co popatrzyłam na niego zdziwiona. Blondyn szybkim krokiem wszedł do salonu, zostawiając nas za sobą.
- Co jest? – spytała Margaret, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, bo sama nie miałam pojęcia co się dzieje.
Weszliśmy głębiej i wtedy zobaczyłam, kobietę. Ładna brunetka, gdzieś po czterdziestce, siedziała na kanapie w salonie i z założonymi pod biustem rękami, wgapiała się w Justina, zabijając go wzrokiem.
- Dobry wieczór, mamo – odezwał się mój mąż.
Wmurowało mnie w podłogę. Nie miałam pojęcia, że to jego matka.
- Gdzieś ty do cholery był, kiedy ja tu siedzę już drugi dzień i czekam na ciebie? – spytała z wyrzutem, wstając z miejsca. Podeszła do syna i złożyła lekki pocałunek na jego policzku.
- Nie odbierałeś telefonów, nikt nie był w stanie powiedzieć mi co się z tobą dzieje... Martwiłam się – powiedziała, na co blondyn westchnął głośno
- Byliśmy w Austrii, a potem w Vegas – odpowiedział spokojnie, a matka Justina rozszerzyła powieki w zdziwieniu
- Po co w Austrii? I po jaką cholerę byłeś w Vegas? Uprawiasz hazard, synu? – zadawała pytania. Stałam tam i patrzyłam jak głupia na dwójkę przede mną. Margaret z Hombre już dawno ulotnili się do swoich pokoi, zostawiając mnie samą z mężem i teściową
- Nie mamo – jęknął, kręcąc głową na boki.
Odwrócił się za siebie i chyba dopiero teraz, zorientował się że tu jestem. Uśmiechnął się ciepło i wystawiając swoją dłoń, zachęcił mnie do podejścia bliżej. Spojrzałam na niego niepewnie, robiąc kilka kroków w przód. Jego matka wwiercała się we mnie spojrzeniem, nie wiedząc zapewne kim jestem dla jej syna
- Mamo – zwrócił się Justin do swojej mamy – To moja żona, Ele...
- Twoja co?! – krzyknęła, nie dając mu dokończyć.
Podskoczyłam w miejscu z przerażenia. Ta kobieta była straszna... Spojrzałam na nią i kuląc się pod jej morderczym wzrokiem, schowałam się za plecami blondyna. Kobieta wstała i z prędkością światła podeszła do syna
- Co ty do mnie powiedziałeś? - wycedziła przez zęby.
Widząc ją taką wściekłą, nie sądzę żeby mnie kiedykolwiek polubiła. Justin ponownie złapał moją rękę i przyciągając mnie do swojego boku, zaplótł dłoń wokół mojej talii.
- To jest moja żona, Elena – przedstawił mnie, uśmiechając się dumnie do matki.
- Dzień dobry – przywitałam się cicho.
- Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz – zignorowała moją wystawioną dłoń, w dalszym ciągu ciskając piorunami w Justina. Blondyn westchnął ciężko i kiwając głową na boki, zapewnił matkę, że wcale nie żartuje. Kobieta złapała się za głowę i odchodząc od nas kilka kroków w tył, ponownie zajęła miejsce na kanapie. Przygryzłam wargę, nie wiedząc jak się mam zachować. Nie tak wyobrażałam sobie poznanie jego rodzicielki. Justin pociągnął mnie za sobą i siadając na fotelu, chciał mnie posadzić na swoich kolanach, ale w ostatniej chwili wybrałam miejsce na podłokietniku fotela, na którym siedział mój mąż.
- Mamo, właśnie wracamy z Vegas, wczoraj wzięliśmy ślub – mówił dumnie, ściskając lekko moją dłoń.
Matka blondyna, podniosła głowę i wpatrując się we mnie porażająco, kręciła głową na boki. Nie odzywałam się, stwierdzając że to nie jest odpowiedni moment, aby cokolwiek mówić. Najchętniej to uciekłabym stąd gdzie pieprz rośnie. Bałam się jej... Ta kobieta mnie przerażała
- Synu – westchnęła po chwili milczenia – Ty chyba nie wiesz co robisz – mówiła, wciąż kręcąc głową, jakby nie potrafiła utrzymać jej prosto. Było mi przykro że matka mojego męża nie akceptuje mnie... Nie akceptuje naszego związku. Pewnie gdyby tylko mogła, zabiłaby mnie. Na szczęście Justin jej nigdy na to nie pozwoli.
- Mamo, jak pamiętasz... Jestem dorosły i doskonale wiem co robię. Kocham Elene, dlatego właśnie wziąłem z nią ślub – oznajmił.
- A podpisałeś chociaż intercyzę, głąbie? Czy zapomniałeś, tak jak i o tym żeby mnie poinformować, że moje jedyne dziecko bierze ślub?!
- Nie ma żadnej intercyzy i nie będzie. Mój majątek należy teraz też do Eleny – powiedział spokojnie.
- Boże – jęknęła – Urodziłam idiotę - westchnęła ciężko. – Czy ty nie rozumiesz, że ona może cię wykorzystać i wyzerować twoje konto? – mówiła tak, jakby mnie tu wcale nie było.
Zabolało mnie to co powiedziała. Nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego. Dla mnie to mógł być bez grosza przy dupie, a i tak bym go kochała. Fakt, na początku traktowałam to jako łatwy zarobek, ale nie teraz... Nie teraz kiedy się w nim zakochałam. Wzięłam ślub z miłości, a nie dla pieniędzy, ale jak widać matka Justina, myśli inaczej. No ale jak ma w sumie myśleć, skoro mnie nie zna.
- Przestań mamo – warknął zdenerwowany Justin – Nawet nie myśl o tym, że własnej żonie podstawię pod nos jakiś pieprzony papierek o podział majątku – wycedził przez zęby.
- Boże drogi... Ile ją znasz, co?
- Wystarczająco długo, żeby wiedzieć że to ta jedyna – odpowiedział na pytanie, a moje serce podskoczyło radośnie. Matka blondyna w dalszym ciągu mordowała mnie wzrokiem, a jej syn bronił mnie najlepiej jak tylko potrafił. Było mi go szkoda, bo stał między młotem a kowadłem. Z jednej strony matka, osoba którą kocha się całym sercem, bez względu na to jaka jest, a z drugiej strony ja - jego żona, osoba z którą ma spędzić resztę swoich dni.
- Błagam cię Justin, nie rozśmieszaj mnie. Przy pierwszej lepszej okazji, takie jak ona – wskazała na mnie palcem, nie patrząc w moją stronę – Puszczają swoich bogatych mężów z torbami. Tylko idioci nie podpisują podziału majątku!
- Mamo do cholery... - Justin chciał coś jeszcze powiedzieć, ale postanowiłam mu przerwać
- Twoja matka ma rację, Justin – odezwałam się po raz pierwszy tego wieczora, nie licząc tego marnego 'dzień dobry'. Blondyn przeniósł swój zdziwiony wzrok na mnie, a jego matka uśmiechnęła się triumfalnie, zakładając ręce pod biust. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem i uśmiechając się słabo, powiedziałam:
- Powinniśmy podpisać tą intercyzę – jego zdziwienie było tak wielkie, że jestem pewna że gdyby w tym momencie stał, przewróciłby się z wrażenia
- Nie potrzebuję twojego majątku – powiedziałam przybliżając się do jego twarzy – Chcę tylko ciebie, więc to dla mnie żaden problem – wyszeptałam do jego ucha, całując lekko policzek męża.
Na moje słowa, Justin się spiął i nie zwlekając wstał z miejsca, przez co spadłam na fotel. Chodził nerwowo w te i z powrotem po całym salonie.
- O czym wy do cholery mówicie?! – krzyknął zdenerwowany, spoglądając to na mnie to na swoją matkę – Nie będzie żadnej intercyzy, do cholery! Jesteś moją żoną i mój majątek należy teraz do ciebie, czy to ci się podoba czy nie – oznajmił, wskazując na mnie palcem
- Justin... - odezwała się matka chłopaka
- Nie mamo, zamknij się i przestań mieszać – warknął w jej stronę.
Podeszłam do niego i łapiąc za ramię, chciałam go jakoś uspokoić, ale się wyrwał. Westchnęłam ciężko, zmęczona tą sytuacją. Miało być tak pięknie... Mieliśmy być tacy szczęśliwi, a tu pojawił się kolejny problem - matka mojego męża, a moja teściowa.
- Załatw ten pieprzony papier i jutro go podpiszemy – powiedziałam zirytowana, po czym ruszyłam z miejsca. Miałam dość tego wszystkiego – A teraz przepraszam... Idę do siebie – zwróciłam się do matki mojego męża i wymijając Justina, wyszłam po schodach do góry.
Weszłam do mojej sypialni i po przekroczeniu progu, podeszłam do łóżka rzucając się na nie. Przycisnęłam twarz do poduszki, starając się wyrównać przyspieszony oddech. To nie tak miało wyglądać! Mieliśmy wrócić do domu, wziąć wspólny prysznic i położyć się razem w wielkim łóżku w sypialni Justina, a potem do końca życia - a może nawet i dzień dłużej - cieszyć się swoją obecnością. Miało być pięknie, mieliśmy być cholernie szczęśliwi, a tu już pierwszego dnia, ktoś nam rzuca kłody pod nogi. Dlaczego do cholery, nie możemy mieć chociaż dnia przerwy od problemów?
- Elena – mój mąż wparował do mojej sypialni i nie czekając długo, podszedł do łóżka na którym leżałam. Nawet na niego nie spojrzałam. Leżałam tak bez żadnych emocji, zmęczona wykończona i zła.
- Posuń się – powiedział, próbując się wgramolić na moją stronę łóżka
- Cała druga strona jest wolna – mruknęłam, na co westchnął niezadowolony, ale grzecznie przeszedł na drugą stronę łóżka i układając się wygodnie, przyciągnał mnie do siebie, przytulając na łyżeczki
- Jesteś moją żoną i nie będziemy podpisywać żadnego głupiego świstka – powiedział cicho do mojego ucha, całując mój policzek. Westchnęłam i odwróciłam się przodem do blondyna, spoglądając mu uważnie w oczy
- Posłuchaj – zaczęłam.
Justin wgapiał się we mnie swoimi karmelowymi tęczówkami, cierpliwie czekając na to co powiem
- Cieszę się, że mi ufasz i że tak podchodzisz do tego, ale w dalszym ciągu uważam że powinniśmy to zrobić – mówiłam, chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go kładąc palec na jego pełnych ustach
- Kocham cię i nie potrzebuję twojego majątku. Fakt, na początku, wiadome jaki był nasz układ, ale teraz jest inaczej. Jesteś moim mężem, kocham cię, a pieniądze się dla mnie nie liczą – tłumaczyłam.
Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym zbliżając swoje usta do jego, musnęłam je lekko
- Podpiszmy to, chociażby dla świętego spokoju – westchnęłam
- Dobrze... Jutro się tym zajmiemy – powiedział przymykając powieki.
Uśmiechnęłam się pod nosem i całując jego czoło, wyrwałam się z objęć męża. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki
- Idę pod przysznic – oznajmiłam – Idziesz? – spytałam, na co uśmiechnął się szeroko
- Szybki numerek? – zapytał, śmiesznie poruszając brwiami.
- Zapomnij... Jestem zmęczona – zaśmiałam się, a Justin mruknął coś pod nosem niezadowolony
- No tak, dopiero jeden dzień jesteś moją żoną, a już robisz mi wymówki
Wzięliśmy szybki prysznic, wytarliśmy nasze mokre ciała w ręczniki, a następnie umyliśmy zęby i położyliśmy się spać. Spaliśmy nago, ponieważ dzisiejsza noc była tak gorąca, że nie sposób było zasnąć choćby w majtkach. Miałam jedynie nadzieję, że nikt rano nie wparuje nieproszony do mojej sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro