Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

Jeśli to czytasz, zostaw po sobie ślad :)


- Wow, tu jest pięknie – powiedziałam widząc krajobraz rozciągający się przed moimi oczami

Kiedy obudziłam się z mocnego snu, blondyn poinformował mnie, że właściwie to jesteśmy już na miejscu. Nie mam pojęcia jak długo spałam, ale spało mi się naprawdę niewiarygodnie dobrze. Opuściliśmy pokład samolotu, a następnie wsiedliśmy do podstawionego pod lotnisko samochodu i przyjechaliśmy właśnie tutaj. Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, ale jest pięknie. 

Wszędzie zielono, cicho, mały domek do którego przyjechaliśmy nie wygląda jak posiadłość Justina, ale jest cudowny. Drewniany, z prawdziwych bali. Wkoło rozciąga się pasmo gór, a małe molo prowadzi do jakiegoś jeziora. Zapach lasu zapiera dech w piersi, a odgłosy śpiewu ptaków to raj dla moich uszu.

Justin wziął nasze bagaże i z kluczem w dłoni, poszedł otworzyć drzwi.

- Gdzie my właściwie jesteśmy? – spytałam, uśmiechając się szeroko. 

Uwielbiałam takie miejsca. Wprawdzie nigdy wcześniej nie byłam w miejscu podobnym do tego, ale kiedy oglądałam w Internecie zdjęcia różnych miejsc świata, marzyło mi się trafić właśnie do takiego jak to.

- Jesteśmy w Austrii – odpowiedział i naciskając na klamkę, popchnął drzwi i wszedł do środka.

 Stałam wryta w ziemię, zastanawiając się jak to jest możliwe. Jakim cudem znaleźliśmy się w Austrii?

- Przecież to w Europie – powiedziałam oszołomiona, wchodząc do środka. Justin rzucił nasze bagaże na małą, starą kanapę a następnie odwrócił się do mnie i łapiąc za moje dłonie zaglądnął w moje oczy

- Tak, to w Europie – powiedział tak, jakby tłumaczył małemu dziecku.

- Ale, jak? - zmarszczyłam brwi w zdziwieniu – Jakim sposobem? Przecież to ponad dwanaście godzin lotu... Jak to możliwe, że nie odczułam tej podróży? – pytałam zszokowana, na co blondyn się jedynie śmiał

- Cały lot przespałaś, skarbie

- Ale jak? To nie możliwe, żebym spała tak długo – nie mogłam tego zrozumieć. 

Ostatnio sypiałam może po trzy, cztery godziny, więc jakim sposobem teraz przespałam ponad dwanaście? Coś mi tu nie pasowało

- Oj, daj spokój – powiedział i puszczając moje dłonie, wszedł do pomieszczenia obok, które robiło za małą kuchnię.

- Dałem ci środki nasenne – powiedział jak gdyby nigdy nic, zaglądając do szafek.

- Co zrobiłeś? – spytałam zaskoczona, podchodząc bliżej i stając tuż za jego plecami.

- Elena – westchnął, odwracając się do mnie przodem – Musiałem popracować, a ty ciągle zadawałabyś pytania gdzie lecimy... Poza tym, widziałem jak bardzo potrzebujesz snu. Pomogłem ci trochę – uśmiechnął się. 

Uwierzcie, gdyby wzrok mógł zabijać, ten kretyn już dawno by nie żył. Założyłam ręce na piersiach i odwracając się od niego, wyszłam przed dom. Usiadłam na dużym kamieniu i podpierając łokcie na kolanach, oparłam brodę na zaciśniętych w pięści dłoniach.

- Debil – mruknęłam pod nosem

- To o mnie? – spytał śmiejąc się ze mnie, na co momentalnie odwróciłam głowę w jego stronę

- A o kim – wzruszyłam ramionami. 

Justin podszedł do mnie i kucając naprzeciwko, odgarnał kosmyk włosów z mojej twarzy. Położył dłoń na moim policzku i przejeżdżając po nim kciukiem, pocałował delikatnie moje usta

- Skarbie, nie dąsaj się – powiedział, na co prychnęłam – Popatrz tylko, jak tu pięknie – dodał, wskazując ręką na otoczenie. 

Fakt muszę przyznać mu rację, tu było niesamowicie pięknie

- Chciałem żebyś odpoczęła i przestała myśleć o wszystkim – spojrzał w moje oczy uśmiechając się niepewnie. Wiem, że chciał dobrze i jestem mu cholernie za to wdzięczna, ale czy na pewno musiał posuwać się do tego, żeby dawać mi środki nasenne? Nie sądzę... 

Nie chciałam się jednak z nim kłócić, dlatego po prostu zmieniłam temat

- Czyj to dom?

- Mój – odpowiedział z uśmiechem, a ja zmarszczyłam brwi w zdziwieniu.

 Nie wiedziałam, że ma tu dom. W końcu to Austria, państwo cholernie daleko położone od Kolumbii w której mieszkał. Poza tym, dom był naprawdę inny od jego posiadłości. Malutki, miał zaledwie jeden duży pokój i małą kuchnię... Nawet nie wiem, czy łazienka jest w środku.

- Jak to twój? – spytałam, mając nadzieję, że powie mi coś więcej

- Byłem tu kiedyś w interesach, kilkanaście kilometrów stąd. Jechałem samochodem i przypadkiem trafiłem właśnie tu. Spodobało mi się od razu, dlatego zrobiłem co potrzeba i kupiłem to miejsce – wyjaśnił

- Miejsce?

- Taa... To wszystko – wskazał ręką dookoła – Cały ten teren, jest tylko mój – dodał, a ja westchnęłam z zachwytu.

- To wszystko? - spytałam

- Tak, domek, jezioro, spory kawał ziemi, las i nawet ta część gór... są moje – otworzyłam szeroko oczy, zastanawiając się jakim cudem... Jakim cudem, ktokolwiek mógł kupić takie miejsce. Tu nie chodzi tylko o domek – jak na początku myślałam – ale o kilkaset tysięcy hektarów.

- Wow – wydukałam jedynie.

- To co? Nie gniewasz się już na mnie?

- Gniewam się... - odpowiedziałam, wystawiając mu język jak pięciolatka – Ale możesz coś z tym zrobić – dodałam, unosząc jedną brew

- Co na przykład?

- Najpierw zrobisz mi coś do jedzenia, bo jestem cholernie głodna. A potem, pójdziemy na molo – uśmiechnęłam się radośnie, na co kiwnął głową. 

Podał mi dłoń, a kiedy ją chwyciłam, pociągnął mnie do środka. Poprosił żebym usiadła na kanapie i sam zabrał się za robienie tego o co prosiłam. Nawet nie wiedziałam, że ma ze sobą jedzenie. Myślałam, że będziemy musieli jechać do jakiegoś sklepu czy coś, ale on miał wszystko przygotowane. Wyciągnął z samochodu małą, przenośną lodówkę, wyjął z niej piersi z kurczaka oraz ryż i zabrał się za gotowanie. Zeszło mu z tym trochę, ponieważ w domku nie było kuchenki, jedynie piec kaflowy, który opalany był drewnem. Nie musiałam jednak aż tak długo czekać, ponieważ Justin uwinął się ze wszystkim w mgnieniu oka. Siedziałam i obserwowałam go, jak dzielnie radzi sobie ze sprzętem z którym nie ma do czynienia na co dzień. Po około godzinie, obiad był na stole

- Smacznego – powiedział, nabijając kurczaka na widelec. Uśmiechnęłam się i życzyłam tego samego. Nie miałam pojęcia, że danie przygotowane przez mojego przystojniaka może być aż tak dobre. Wprawdzie robił mi śniadania, ale śniadanie to nie obiad. Kurczak był cudowny, dobrze przyprawiony, a ryż był takiej twardości jaką lubię najbardziej. 

Zjedliśmy, przebraliśmy się w coś wygodnego i w czym nie jest gorąco, a następnie poszliśmy na molo, tak jak to ustaliliśmy. Usiedliśmy na jego końcu, wkładając nogi do przyjemnie ciepłej wody.

- Jesteś cudowny, wiesz? – powiedziałam, odwracając się twarzą do Justina. 

Uśmiechnęłam się lekko i dotykając dłonią jego policzka, pocałowałam cudowne malinowe usta.

- Pytałaś mnie ostatnio, dlaczego właśnie ty - powiedział, zaplatając rękę wokół mojej talii i przysuwając mnie do siebie. 

Oparłam głowę o jego ramię i słuchałam co ma mi do powiedzenia

- Widzisz te góry? – spytał na co mruknęłam cicho, nie odwracając od nich wzroku – Jesteś tak samo cholernie silna jak one - powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem

- Widzisz, to jezioro? Spokojne, głębokie, przejrzyste... Ty jesteś taka sama – mówił. Przymknęłam oczy, nie chcąc by łzy wzruszenia, wypłynęły na moje policzki

- Las, śpiew ptaków. To coś co daje ukojenie... Ty mi je dajesz. Cały ten krajobraz jaki tu widzisz, piękny co? – spytał całując czubek mojej głowy. 

Mruknęłam jedynie, nie będąc w stanie nic powiedzieć

- Ty jesteś dokładnie taka jak ten krajobraz... Piękna, silna, spokojna, cudowna. Nie można cię nie kochać, tylko dlatego, że masz coś co innym może się nie podobać. 

Każdy ma jakieś wady.

Ty i ja... Ja też je mam. Nie ma osoby, miejsc, czy rzeczy bez wad, ale mimo wszystko, mimo tego całego gówna jakie drzemie w środku nas, jest coś co można pokochać. Ja kocham w tobie to, że za wszelką cenę starasz się pomóc swoim bliskim, że masz wielkie serce. W tym zepsutym świecie, nie zwracasz uwagi na rzeczy materialne. Dla ciebie to jedynie dodatek. Zauważyłem, jak bardzo ważny jest dla ciebie człowiek... Nie to co posiada, jakie ma wykształcenie, czy czym się zajmuje. Ty kochasz ludzi, bez względu na to kim są. Jesteś wyjątkowa i za to właśnie cię uwielbiam. Kocham cię Elena – dodał, całując moją skroń. 

Nie wytrzymałam, otworzyłam oczy a łzy spłynęły bezwstydnie po mojej twarzy. To nie były takie łzy, jakie gościły u mnie ostatnio dość często. Te były inne, niosły ze sobą szczęście. 

Nikt nigdy nie powiedział o mnie tyle dobrego. Nikt nie zrobił dla mnie tyle co Justin. Nigdy nie patrzyłam na siebie w ten sposób, w jaki on to opisywał. Zawsze czułam się jak nic niewarta szmata. Myślałam, że jestem stworzona tylko do jednego. Tylko do pieprzenia. W moim świecie naprawdę nie jest łatwo o miłość. Faceci zazwyczaj nie traktują nas jak dobrą partię na związek, no ale chyba nie ma się co dziwić. Dziwka to dziwka, ma dawać dupy i to wszystko. 

Niektórym dziewczynom udaje się dobrze trafić. Mają partnerów którym nie przeszkadza fakt, że one sprzedają swoje ciała, jednak takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko. Ja – tak jak już kiedyś wspominałam – nigdy nie byłam w związku. Justin jest moim pierwszym partnerem i zważając na to w jaki sposób się poznaliśmy, nie jest mi łatwo uwierzyć w jego uczucie do mnie. Jednak powoli, z dnia na dzień przekonuję się do tego.

Blondyn pokazał mi, ile tak naprawdę jestem warta. I ma rację... Jestem dobrym człowiekiem, wartym pokochania.

- Dziękuję – wydukałam.

- Nie dziękuj za prawdę , którą powiedziałem – powiedział i odsuwając się do tyłu, złapał moją dłoń i posadził mnie sobie na kolanach. 

Oczami pełnymi łez, patrzyłam w jego piękne karmelowe oczy i widziałam w nich, radość, miłość, troskę. Nigdy nikt nie patrzył na mnie w sposób w jaki on to robi. Jest jedyny w swoim rodzaju... Najlepszy, najcudowniejszy.

- Kocham cię – wyznałam po raz pierwszy i przybliżając się do jego twarzy, pocałowałam Justina.

Siedzieliśmy w swoich objęciach przez jeszcze długi czas, napawając się naszą miłością i widokami rozciągającymi się przed naszymi oczami, a później wyskoczyliśmy z ubrań i weszliśmy do jeziora, którego woda była przyjemnie ciepła. Pływaliśmy, wygłupialiśmy się, a nawet oddaliśmy się chwili zapomnienia i przeżyliśmy cudowny seks, w czystym jeziorze po środku kompletnego i pięknego odludzia.

Wieczorem, usiedliśmy na trawie i podziwialiśmy zachód słońca. Siedziałam między nogami Justina, opierając głowę o jego tors. Nasze dłonie były splecione, a usta blondyna od czasu do czasu muskały przyjemnie mój policzek

- Justin? – odezwałam się, patrząc w dal

- Tak?

- Mogę o coś spytać ?– przekręciłam się lekko, wpatrując się w jego profil. 

Kiwnął głową, a ja oczyściłam gardło, zadając następnie pytanie

- Czym tak naprawdę się zajmujesz?

Justin spiął się wyraźnie i zastanawiałam się, czy swoim głupim pytaniem, nie popsułam tego wyjazdu. 

Na moje szczęście blondyn, postanowił odpowiedzieć na moje pytanie

- Ale obiecaj, że jak już ci powiem, to nie uciekniesz ode mnie – poprosił cicho, a ja zapewniłam go że nie ucieknę

---------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Z góry przepraszam jeśli znajdziecie jakieś błędy, ale na ten moment nie jestem w stanie ich ogarnąć :)

Na kolejny rozdział zapraszam już jutro :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro