34
Lecieliśmy prywatnym samolotem Justina do Kolumbii. Nie miałam nic ze sobą, wszystko zostawiłam w mieszkaniu mamy...
Podróż zleciała mi szybko, ponieważ praktycznie te całe trzy godziny, przespałam. Justin siedział obok mnie, przytulając mnie do swojego boku. Byłam mu wdzięczna za to, że po mnie przyjechał i że w tej trudnej dla mnie chwili, jest ze mną. Wiem, że nie powinnam mu zawracać głowy swoimi sprawami, bo sam ma ich bardzo dużo do ogarnięcia, ale nie miałam po kogo zadzwonić. Był jedyną opcją, do jakiej mogłabym się zwrócić o pomoc
- Skarbie, jesteśmy – powiedział potrząsając delikatnie moim ramieniem.
Uniosłam zmęczone powieki i zaglądając za okno, zobaczyłam jak samolot powoli zbliża się do lądowania. Odwróciłam się do Justina i spoglądając w jego piękne oczy, uśmiechnęłam się lekko
- Dziękuję, że po mnie przyleciałeś – powiedziałam, przytulając się ponownie do jego ciepłego ciała.
- Nie ma za co... Zrobiłbym to nawet gdybym był na końcu świata – powiedział, zakładając ramię na moje barki i całując czubek mojej głowy.
Zrobiło mi się ciepło na sercu i pomimo tego, że nie byłam w najlepszym humorze, cieszyłam się jak cholera że go mam. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć i że zrobi dla mnie wszystko. Kocha mnie i to jest piękne...
Kiedy samolot się zatrzymał, a drzwi wraz ze schodami otworzyły się, Justin podał mi dłoń i pomógł wyjść z pokładu. Przeszliśmy do podstawionego samochodu, po czym odjechaliśmy w stronę domu. Jechaliśmy piętnaście minut w kompletnej ciszy. Ja nie mówiłam nic bo byłam tym wszystkim zmęczona, a Justin chyba po prostu nie chciał zakłócać mojego spokoju. Gapiłam się za okno w mijające nas widoki. W mojej głowie była plątanina myśli. Wszystko kręciło się wokół mojej matki i jej słów. Przymknęłam powieki, czując napływające do oczu łzy i wzdychając cicho, wypuściłam z ust szloch. Justin od razu zauważył moje ponowne załamanie i już po chwili, trzymał mnie w swoich ramionach, głaszcząc delikatnie moją głowę.
- Kotku, proszę cię – szepnął w moje włosy, ale to zamiast mnie uspokoić, pogorszyło sprawę. Czułam się źle. Jak nic niewarta szmata. Słowa mojej matki utknęły w mojej głowie i nie chciały z niej wyjść
- Powiedziała, że nie chce już takiej córki jak ja – jęknęłam, na co blondyn odsunął się delikatnie ode mnie i łapiąc moją twarz w swoje duże dłonie, spojrzał mi w oczy, a potem powiedział:
- Na pewno tak nie myśli. Była zdenerwowana, dlatego nie zwracała większej uwagi na to co mówi. Ona cię kocha, Elena.
- Jestem dziwką Justin – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie – A ona gardzi takimi ludźmi jak ja – dodałam.
- Kochanie – westchnął – Daj jej czas. Niedługo, jak ochłonie... Zadzwoni do ciebie i będziecie mogły porozmawiać na spokojnie – próbował pocieszyć
- Tak myślisz? – spytałam z nadzieją, patrząc w jego cudne karmelowe oczy.
- Tak – uśmiechnął się delikatnie, po czym złożył czuły pocałunek na moim czole.
Boże, chyba będę musiała na klęczkach do kościoła iść, podziękować za takiego faceta jak on. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam żeby mieć Justina obok mnie, ale to musiało być coś naprawdę wielkiego. Za byle co, Bóg nie zsyła takiego anioła na ziemię.
Wchodząc do domu, zauważyłam w salonie jakąś nową postać. Była to młoda i bardzo ładna dziewczyna, ubrana w fartuszek koloru kawowego, dokładnie taki sam jaki miały Luisa i Constancia. Zastanawiałam się, kim jest i co tu robi. Dziewczyna zobaczyła naszą dwójkę i uśmiechając się od ucha do ucha, ukłoniła się grzecznie. Skinęłam głową witając się z nową osobą. Zauważyłam, jak z błyskiem w oczach, wpatruje się w mojego Justina.
- Kto to? – spytałam, odwracając twarz w stronę blondyna.
- Sara. Wnuczka Constanci, będzie im pomagać – wyjaśnił i kładąc dłoń nisko na moich plecach, popchnął mnie delikatnie w stronę schodów.
- Ładna – skomentowałam, wchodząc po pierwszych stopniach
- Tak – potwierdził moje słowa, a ja nagle poczułam małe ukłucie w sercu. Byłam zazdrosna – Ale nie tak ładna jak ty – dodał po chwili, zatrzymując mnie ręką w pasie i składając pocałunek na moim karku.
Westchnęłam ciężko, po raz kolejny zastanawiając się dlaczego on mnie wybrał. Czemu jest ze mną? Przecież może mieć każdą, a wybrał sobie dziwkę. Nic nie znaczącą dziewczynę, którą nawet własna matka gardzi.
Stanęłam w miejscu i odwracając się na pięcie, spojrzałam na jego zdziwioną twarz
- Dlaczego? – spytałam.
- Co dlaczego? – spytał, nie mając pojęcia o co mi chodzi
- Czemu mnie kochasz? Za co? Przecież jestem tylko zwykłą dziwką. A ty możesz mieć każdą... - spytałam cicho.
Widziałam w jego oczach zmęczenie i pewnego rodzaju zirytowanie, czy może nawet zrezygnowanie.
- Elena – wypuścił głośno powietrze, kręcąc głową na boki – Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że ja tak wcale o tobie nie myślę, co? – spytał, na co wzruszyłam ramionami.
Przetarł palcami swoje oczy i twarz, po czym wzdychając ciężko, minął mnie i ruszył na górę. Spuściłam głowę i wgapiałam się na swoje buty. Wiem, że on ma mnie już dość. Ma dość mojego wiecznego wisielczego humoru i braku wiary w siebie. Wcale się nie zdziwię, jak przez moje zachowanie zrobi tak jak matka powiedziała. Znajdzie sobie inną, a mnie się pozbędzie
- Pakuj się – rzucił, kiedy był już u szczytu schodów, a ja z walącym sercem podniosłam szybko głowę i spojrzałam na niego z wymalowanym na twarzy przerażeniem
- Wyjeżdżamy, na dwa dni – powiedział, odwracając się do mnie przodem – Tam gdzie jedziemy będzie ciepło, ale weź ze sobą coś cieplejszego, bo noce są dość chłodne – odwrócił się na pięcie i poszedł do swojej sypialni.
Stałam osłupiała i nie miałam pojęcia co zrobić. Moja głowa pulsowała od nadmiaru zdarzeń, emocji i wątpliwości. Potrzepałam głową i biegiem ruszyłam na górę. Nacisnęłam klamkę jego sypialni i otwierając z hukiem drzwi, weszłam do pokoju blondyna
- Wyjeżdżamy? – spytałam, podchodząc do łóżka na którym siedział z laptopem w ręce
- Tak... To właśnie przed chwilą powiedziałem – odpowiedział, rozbawiony
- No, ale gdzie? I ty też jedziesz? – pytałam oszołomiona, spojrzał na mnie jak na głupka i po chwili parsknął śmiechem
- No, a co? Mam nie jechać? – zadał głupie pytanie, na co pokiwałam głową na bok.
Westchnęłam ciężko i nie myśląc już o tej dziwnej sytuacji, ruszyłam w stronę swojego pokoju z zamiarem zrobienia tego o czym mówił Justin. Zabrałam kilka potrzebnych rzeczy. Dwie pary szortów, bluzki na szeleczkach, bieliznę na zmianę, piżamę i ciepłą bluzę oraz dresy. Nie mam pojęcia gdzie mnie zabiera i co kombinuje. Czasami jego nie da się rozczytać. Wpadnie mu do głowy jakiś pomysł i ni z gruszki ni z pietruszki wyskakuje z nim, dokładnie tak, jak zrobił to kilka chwil wcześniej.
Wrzuciłam wszystko do małej podręcznej torby, założyłam adidasy na nogi i wyszłam do pokoju blondyna. Wchodząc do środka, zauważyłam że też już jest gotowy. Ubrany w koszykarskie spodenki do kolana i zwykły czarny t-shirt, wpatrywał się we mnie uśmiechając się lekko.
- Powiesz mi gdzie jedziemy? – spytałam
- Nie – odpowiedział krótko i podchodząc do mnie, złapał swoją i moją torbę do jednej ręki, a drugą chwycił moją dłoń i splatając nasze palce, pociągnął mnie za sobą.
Wyprowadził mnie z domu i kazał wsiąść do samochodu. Włożył nasze bagaże na tylne siedzenie, a następnie sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i po chwili ruszyliśmy w drogę. Myślałam, że pojedziemy gdzieś niedaleko miejsca w którym mieszkamy, ale on zaparkował samochód przy lądowisku.
- Justin, czy my gdzieś lecimy? – spytałam zaskoczona.
Nie odpowiedział nic, kiwnął jedynie głową i kazał mi iść za nim.
Justin
Śmiać mi się chce, kiedy widzę ją taką zdezorientowaną. Kompletnie zagubioną, małą kocicę. Elena nie ma pojęcia gdzie lecimy, a ja nie mam zamiaru jej tego zdradzać. To ma być niespodzianka. Co chcę osiągnąć przez to co w tej chwili robię? Możecie wziąć mnie za szaleńca, ale chcę jej po prostu pokazać to, jak bardzo jest dla mnie ważna. Chcę żeby wreszcie uwierzyła w siebie i przestała myśleć o sobie w tak krytyczny sposób. To że sprzedawała swoje ciało nie znaczy, że nie można jej pokochać. Miała swoje powody by to robić. Chciała pomóc rodzinie. Chciała zadbać o swoją mamę i siostrę. No i to właśnie cenię w niej najbardziej. Jest w stanie zrobić wszystko, by jej bliskim żyło się lepiej. Żadna kobieta nie chce uprawiać seksu trzy razy dziennie, każdy z innym facetem... Przynajmniej nie ona. Wiem, że ona tego nie lubi i wiem, że robiła to tylko i wyłącznie z przymusu. Dlatego właśnie ją wtedy wybrałem. Widziałem w jej oczach to błaganie. Błagała o to, żebym ją od tego uwolnił. Chociaż nigdy się do tego nie przyznała, od początku wiedziałem że chciała być moja. Tylko moja, tylko dla mnie. Ja też chciałem być tylko jej. W momencie kiedy pierwszy raz zobaczyłem tą jej niewinną buzię, cudowne ciało i piękne oczy, chciałem ją mieć. Z początku chodziło tylko o dobry seks, ale z czasem zauważyłem to jaka jest cudowna. Była dobra dla wszystkich. Kochana, urocza... Mógłbym tak wymieniać, ale i tak nie starczyło by czasu, by po kolei wyliczyć wszystkie jej zalety. Po prostu się zakochałem... Na zabój. I teraz zrobię wszystko by była szczęśliwa. Żeby uwierzyła, że zasługuje na miłość i przestała myśleć o sobie same najgorsze rzeczy.
Wiedziałem, że czeka nas cholernie długa podróż, bo prawie dwunastogodzinna, dlatego też zrobiłem coś, co pewnie nie spodoba się większości...
- Proszę, napij się – zwróciłem się do mojej Eleny i wyciągając w jej stronę dłoń ze szklanką z sokiem, podałem jej ją.
- Dziękuję - odpowiedziała, uśmiechając się słabo.
W dalszym ciągu jest cholernie smutna i serce mnie boli kiedy tak na nią patrzę, ale mam nadzieję że po tym spontanicznym wypadzie, jej humor się polepszy.
Elena upiła łyk soku i już po chwili, zauważyłem pierwsze objawy tego, co chciałem osiągnąć.
- Długo będziemy lecieć? – spytała, ziewając.
Uśmiechnąłem się i siadając obok niej, przyciągnąłem ją do siebie, układając jej głowę na swoim torsie
- Jakiś czas – odpowiedziałem wymijająco.
Znów ziewnęła i nie powiedziała już nic, pokiwała jedynie głową. Napiła się jeszcze trochę, po czym zupełnie odleciała... Tak, dałem jej środki nasenne.
Możecie myśleć że jestem popieprzony – i wcale się nie mylicie – ale zrobiłem to tylko dlatego, że musiałem zająć się pewnymi sprawami, a ciągle zadająca pytania Elena by mi to uniemożliwiła. Poza tym, widziałem jak cholernie bardzo jest zmęczona, jednak domyśliłem się, że poprzez ostatnie wydarzenia z jej życia, nie będzie w stanie zasnąć.
Kiedy zorientowałem się, że jej sen jest już na tyle mocny by móc przenieść ją do kabiny sypialnianej, wziąłem ją na ręce i położyłem ją w łóżku, przykrywając jej ciało cienkim kocem. Ucałowałem czubek jej głowy, a następnie wyszedłem do drugiego pomieszczenia i siadając w fotelu, wziąłem laptopa i zająłem się swoimi sprawami.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Na kolejny rozdział zapraszam we środę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro