Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32


Pomimo iż pod ostatnim rozdziałem nie ma jeszcze 50 gwiazdek, postanowiłam wrzucić już kolejny :)

Enjoy...


Nie mam pojęcia jakim cudem dostałam się do domu, ale kiedy obudziłam się rano, byłam o dziwo w swoim łóżku. Przetarłam zmęczone powieki i rozglądając się dookoła, stwierdziłam, że jestem tu sama. Na szczęście... 

Powoli podniosłam głowę z poduszki, ostrożnie usiadłam, po czym spuściłam nogi na podłogę. Zachwiałam się, ale zrobiłam pierwszy krok. Noga, za nogą zaczęłam przemieszczać się do łazienki. Moja głowa cholernie pulsowała, a w ustach miałam Saharę, jak nigdy dotąd. Nic nie pamiętam, mam czarną dziurę w mózgu. Nie mam pojęcia jak właściwie wyglądał ten wieczór... Nie wiem nic. 

Opłukałam twarz zimną wodą i spoglądając w lustro, zaśmiałam się na swój widok

- No pięknie... Ale się urządziłaś – powiedziałam sama do siebie. 

Nabrałam w dłonie kilka kropel wody i przykładając je do ust, napiłam się. Chciało mi się pić jak jasna cholera. Umyłam zęby, zmyłam makijaż i to by było na tyle z dzisiejszej porannej toalety. Nie mam siły na nic więcej. Wróciłam do pokoju i widząc migającą diodę w telefonie, podniosłam urządzenie odblokowując je przeciągnięciem palca po ekranie.

- O cholera – skwitowałam widząc dwadzieścia nieodebranych połączeń od Justina, kilka od dziewczyn i kilka nieprzeczytanych wiadomości.

Elena, to nie tak. Nawet nie dałaś mi dojść do słowa – przeczytałam jedną i kompletnie nie miałam pojęcia o czym pisze do mnie blondyn

Odbierz telefon, chcę pogadać – zmarszczyłam brwi, widząc kolejną

Kochanie błagam... To naprawdę nie tak, źle mnie zrozumiałaś

Przepraszam. Zadzwoń do mnie, proszę

Błagam, Elena. To naprawdę wszystko nie tak... Przepraszam, proszę odezwij się, cholernie się martwię

Czytałam jeszcze kilka tego typu wiadomości od Justina i zastanawiałam się, o co może mu chodzić. O czym rozmawialiśmy, albo co takiego zrobił, że teraz tak strasznie przeprasza. Postanowiłam nie zadręczać się dłużej i zwyczajnie wybrałam jego numer.

- Dzięki Bogu – westchnął do telefonu, odbierając już po pierwszym sygnale

- Siedziałeś z telefonem w ręce? – spytałam chichocząc

- Tak... Ale nie ważne, posłuchaj, ja naprawdę...

- Justin, nie wiem co się stało i o czym wczoraj rozmawialiśmy, ale przyjmuję przeprosiny i również cię przepraszam – powiedziałam nieco chaotycznie, przerywając mu w połowie zdania

 - Ja nic nie pamiętam – jęknęłam i usłyszałam wyraźną ulgę, którą Justin zaakcentował cichym westchnieniem

- Myślałem, że już mnie nienawidzisz – powiedział, a ja poczułam jak ciepło wpływa na moje serce. 

On jest taki kochany... Troszczy się o mnie, martwi się. Traktuje mnie tak, jak jeszcze nikt do tej pory.

- Nie nienawidzę cię – zapewniłam, śmiejąc się cicho do słuchawki – Przepraszam za wczorajszą rozmowę, choć w ogóle nie wiem na jaki temat była... I za to, że w zasadzie odzywam się dopiero dzisiaj – tłumaczyłam się

- Nie szkodzi. Co słychać? – spytał wyraźnie rozluźniony.

- W porządku. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów mogłam je zobaczyć – odpowiedziałam z uśmiechem na ustach

- Wiem, wiem kochanie, że to było dla ciebie ważne

- Dziękuję ci za tą niespodziankę. Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy – westchnęłam cicho

- Swoją drogą, nieźle wczoraj zaszalałaś - zaśmiał się, a ja zaczęłam się zastanawiać co najlepszego wyprawiałam poprzedniego dnia.

- Co znowu zrobiłam?  - spytałam wzdychając ciężko. Przykładając dłoń do czoła, opadłam na łóżko, czekając na jego odpowiedź

- Pomijając fakt, że chciałaś prowadzić ze mną sex przez telefon, to chyba nic takiego - odpowiedział ciągle się śmiejąc. Mogłam sobie tylko wyobrazić jego minę na wspomnienie o moim wczorajszym wygłupie. Znając jego i jego poczucie humoru, pewnie ma ze mnie niezły ubaw. 

- O Boże, przepraszam - wydukałam, czym jeszcze bardziej rozśmieszyłam blondyna - Ja naprawdę nic nie pamiętam - dodałam, mając nadzieję, że Justin jak najszybciej wymaże z pamięci moją głupotę.

- Oj kochanie, nie wstydź się - kpił ze mnie, a ja w tym momencie miałam ochotę strzelić go w zęby - Dobra, nie ważne. Jak twoja mama? - spytał zmieniając temat, za co byłam mu cholernie wdzięczna. 

- Chyba dobrze - odpowiedziałam szczerze - Bierze leki, odpoczywa i wygląda znacznie lepiej niż gdy ją widziałam ostatnim razem.

Rozmawialiśmy jeszcze przez ponad godzinę, opowiadając sobie o tym jak mijają nam dni. Justin załatwił sprawy w LA i wrócił z powrotem do Kolumbii. Cały czas powtarzał jak bardzo za mną tęskni i że nie może już doczekać się mojego powrotu. To jest naprawdę cudowne uczucie mieć taką osobę która na ciebie czeka. Która sprawia że jesteś szczęśliwa i zrobi - a przynajmniej postara się zrobić - wszystko o czym tylko zamarzysz. To niesamowite, że ktoś taki jak ja, może mieć taką osobę...

Resztę dnia, postanowiłam spędzić z rodziną w parku. Razem z mamą zrobiłyśmy kanapki, przygotowałyśmy napoje i wkładając wszystko do kosza piknikowego, zabrałyśmy Rose i ruszyłyśmy do Central Parku. Pogoda była bardzo ładna, w sam raz na nasz piknik. Wybrałyśmy odpowiednie miejsce, tuż przy małym strumyku i rozkładając koc, zajęłyśmy swoje miejsca. My z mamą rozmawiałyśmy - jak to miałyśmy w zwyczaju jeszcze przed moim wyjazdem do domu blondyna - a Rosa biegała wkoło, próbując złapać kolorowe motyle.

- Elena patrz! – krzyknęła mała, na co momentalnie odwróciłam głowę. 

Myślałam, że może coś się jej stało, ale siostra podeszła bliżej i podstawiając mi swoje palce pod nos, pokazała złapanego motyla. O ile się nie mylę był to cytrynek... Nie mam pewności, ale był żółty, więc chyba tak.

- Jest piękny – uśmiechnęłam się do siostry. 

Mała zachichotała i znów rzuciła się biegiem, łapać kolejne

- Kiedy musisz wracać? – spytała mama, przyglądając mi się uważnie

- Lot mam w niedzielę – odpowiedziałam. 

Dziś był już czwartek, więc za nie więcej niż trzy dni, będę musiała znów je opuścić. Na samą myśl mój humor się popsuł. Z jednej strony nie chciałam jeszcze wyjeżdżać, ale z drugiej cholernie tęskniłam za Justinem. Mimo tego, że nie znamy się za długo i jesteśmy ze sobą tak naprawdę od kilku dni, to przywiązałam się do niego. To chyba po prostu jest miłość od pierwszego wejrzenia. Już przy naszym pierwszym spotkaniu poczułam że cholernie ciągnie mnie do mojego przystojniaka. 

- Ej, kochanie... Nie martw się – powiedziała mama, zakładając ramię na moje barki i przysuwając mnie do swojego boku. 

Czułam się dobrze w jej ramionach, jak mała dziewczynka... Zawsze miałam z mamą dobry kontakt. Była dla mnie wszystkim, jedynym rodzicem który był ze mną tak naprawdę. Wprawdzie jeszcze sześć lat temu miałam ojca, ale jego nie mogłam uważać za kogoś bliskiego. W sumie... To był dla mnie obcy facet. Gość który mnie spłodził, nic więcej. Nie mam z nim żadnych dobrych wspomnień. Nigdy się mną nie przejmował, zawsze miał mnie gdzieś. Dla niego liczyła się tylko wódka. Był z nami tylko dlatego, że mama przynosiła kasę do domu. Miał łatwy dostęp do pieniędzy, bo mama nie potrafiła mu powiedzieć dosyć. Podejrzewam, że mimo wszystko, mimo tego jaki był, kochała go. Nie wiem jak ona to robiła, ale potrafiła w nim dostrzec jakieś pozytywy, nie to co ja... Ja nie widziałam nic, poza zwykłym mało znaczącym pijakiem.

-Mamo, mamo... Pójdziemy na lody? – spytała Rosa, kręcąc się wokół nas. 

Mama popatrzyła na mnie pytająco, na co z uśmiechem na twarzy kiwnęłam głową. Pozbierałyśmy nasze rzeczy, spakowałyśmy koszyk i podnosząc się z trawy, poszłyśmy w kierunku budki z lodami. Ja jak zwykle wybrałam swoje ulubione, czyli pistacjowe, mama czekoladowe, a Rosa oczywiście miała dylemat między truskawką, a cytryną

- Weź dwie gałki jeśli nie potrafisz się zdecydować – powiedziałam, za co oczywiście dostałam od mamy po głowie. 

Zawsze pozwalała jej jedynie na jedną. Rosa miała problemy z migdałkami i często łapała anginę. Mama nie chciała, żeby przez dwie gałki lodów, mała przeleżała w łóżku dobre dwa tygodnie.

- Mogę? – spytała rodzicielki, robiąc do niej maślane oczy

- Możesz, ale tylko dzisiaj – odpowiedziała, głaszcząc jej głowę. 

Rosa ze szczęścia skoczyła na mamę, prawie ją przewracając. Zaśmiałam się na ten widok i cieszyłam się cholernie że je mam. Odebrałyśmy co nasze i ruszyłyśmy powoli w kierunku mieszkania.

-Elena? – usłyszałam za sobą dziwnie znany mi głos, ale kiedy się odwróciłam mężczyzna stojący naprzeciwko wydawał się być obcy. 

Nie miałam pojęcia kim jest, choć miałam wrażenie że już kiedyś się z nim spotkałam.

-Tak? – spytałam, mając nadzieję, że za chwilę się przedstawi. 

Podszedł do nas bliżej i z dziwnym uśmiechem na ustach, przypatrywał się całej naszej trójce

- Nie pamiętasz mnie? – pokręciłam głową na boki, próbując sobie przypomnieć skąd mogę go znać – Byłem twoim klientem - dodał, a ja zamarłam. 

Spojrzałam na mamę, której twarz wykrzywiła się w niemałym zdziwieniu

- Pracowałaś w Golden Night... Bywałem tam nieraz, nie pamiętasz mnie? – dopytywał, a ja chciałam tylko aby przestał

- Nie – odpowiedziałam krótko i łapiąc siostrę za rękę a mamę chwytając pod ramię, odwróciłam się pociągając je za sobą

- Czekaj! – wołał za nami, ale ja nie miałam zamiaru się zatrzymywać. 

Mama pytała o co chodzi temu facetowi, ale ja milczałam. Co niby miałam jej powiedzieć? Że był moim klientem? Że sypiałam z nim systematycznie za pieniądze? Tak... Teraz sobie przypomniałam. To Eric, chłopak niewiele starszy ode mnie, który chyba z nudów i nadmiaru pieniędzy korzystał z naszych usług.

- To prawda, że kupił cię jakiś bogaty facet i wyjechałaś z nim do Kolumbii? – pytał, w dalszym ciągu krzycząc za nami. 

Stanęłam w miejscu jak sparaliżowana. 

- Karen mi powiedziała – dodał, podchodząc coraz bliżej

- Elena, o czym on mówi ? – spytała mama i tego pytania najbardziej się obawiałam. 

Nie odpowiedziałam na nie jednak. Odwróciłam się do chłopaka i zostawiając mamę i Rose z tyłu, podeszłam do niego

- Posłuchaj – zaczęłam, wytykając palcem w jego stronę – To nie jest twoja sprawa z kim i gdzie jestem, więc się nie interesuj... A teraz daj mi odejść w spokoju. – dodałam, na co chłopak zmarszczył brwi, ale nic więcej już nie powiedział. 

Pokiwał głową, pożegnał się i poszedł w swoją stronę. Nie powiem, lubiłam go nawet... Był całkiem sympatyczny i bardzo szczery, ale w tej chwili zniszczył w pewien sposób moje życie. Nie mogłam być dla niego miła...

- Możesz mi wyjaśnić o czym ten chłopak mówił? – mama powtórzyła pytanie

- Chodź – powiedziałam, pociągając ją za ramię – Pogadamy w domu – dodałam. 

Westchnęłam ciężko, kiwając głową na boki. Nie mam pojęcia, jak jej to wszystko wytłumaczę... Co jej powiem? Nie wiem... 

Nie wiem co ona o mnie pomyśli, jak zareaguje. Nigdy nie chciałam żeby się dowiedziała. Nie chciałam żeby myślała o mnie same najgorsze rzeczy, no ale w sumie... Sama jestem sobie winna. 

Po dość długiej drodze, wreszcie dotarłyśmy do domu. Bałam się tej rozmowy. Chciałam odwlec ją jak najdalej, ale mama od razu po przekroczeniu progu kazała Rosie iść do pokoju, a mnie zawlokła do kuchni i sadzając na krześle, czekała na wyjaśnienia. 

Nie miałam pojęcia, że ten pozornie dobry dzień, zakończy się w taki sposób...

------------------------------------------------------------------------------------

No to się porobiło...

Na kolejny rozdział zapraszam już jutro :)

Aaaaaaa, dziękuję za ponad 1000 gwiazdek :))) Jesteście cudowni :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro