30
Obudziłam się rano, czując jakiś ucisk na moim brzuchu. Przetarłam dłonią zmęczone powieki i podnosząc się delikatnie na łokciach, zobaczyłam śpiącą Rose z głową przyciśniętą do mojego ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręcając głowę w bok, zachichotałam cicho, widząc śpiącą koło mnie mamę. Musiałyśmy zasnąć wszystkie w moim łóżku, kiedy do późna w nocy rozmawiałyśmy.
To był fajny wieczór. Wspominałyśmy nasze wcześniejsze życie w Kolumbii i późniejsze w Nowym Jorku. Wzajemnie przypominałyśmy sobie ciekawe i zabawne sytuacje, a później śmiałyśmy się w głos. Kolejny raz musiałam opowiedzieć moim kobietkom, o tym jak wygląda moje obecne życie. Opowiadałam im o Justinie – oczywiście tyle ile mogłam – o Margaret, Hombre, Luisie i Constancii. Opisywałam dom w którym mieszkamy, piękny ogród, czy widoki jakie otaczały posiadłość Justina. Oczywiście w dalszym ciągu pilnowałam się, żeby przypadkiem nie wygadać przed mamą kim tak naprawdę jestem i czym właściwie się zajmuję. Nadal utrzymywałam, że jestem tancerką, a kiedy mama spytała mnie o pieniądze które jej przesłałam, powiedziałam że dostałam pewnego rodzaju zaliczkę. Wcisnęłam kit, że mój obecny szef, wie jaką mam sytuację w domu i był na tyle życzliwy, że zechciał mi pomóc. Mama nie prosiła o żadne szczegóły, a i ja sama z siebie o nich nie opowiadałam.
Kiedy mama za bardzo zaczęła krążyć wokół blondyna, szybko zmieniałam temat, kierując go na jej leczenie. Rodzicielka zapewniła mnie, że jest coraz lepiej. Bierze leki, które pozwalają jej normalnie funkcjonować, a chemioterapia podobno spełnia oczekiwania i choć mama mówi, że jest bardzo wyczerpująca, twierdzi też że dzięki niej czuje się znacznie lepiej. Ma więcej siły, częściej się uśmiecha i przede wszystkim ma czas dla Rosy, a kiedy już nie ma do niej cierpliwości i potrzebuje chwili spokoju, dzwoni do kobiety którą wynajęłam i ta zajmuje się moją siostrą, żeby mama mogła odpocząć. Dzięki pieniądzom które systematycznie wysyłam, nie musi pracować.
Podniosłam się lekko i starając się nie zbudzić siostry, zeszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Po drodze jeszcze wyciągnęłam z walizki legginsy i luźny t-shirt i z rzeczami weszłam do pomieszczenia. Odkręciłam wodę i kiedy pozbyłam się już piżamy, weszłam do kabiny. Szybko namydliłam ciało, po czym równie szybko je spłukałam. Wyszłam spod prysznica i podeszłam do umywalki umyć twarz oraz zęby. Ubrałam się, przeczesałam palcami mokre włosy, a następnie poszłam do kuchni zrobić śniadanie dla naszej trójki. Otworzyłam lodówkę i zaglądając do środka, stwierdziłam, że nie ma nic lepszego od jajecznicy na pomidorach. Wyciągnęłam składniki i puszczając cicho muzykę z radia, zabrałam się za przygotowania. Podśpiewując radośnie jedną z piosenek, wbiłam jajka do miski, a następnie sparzyłam pomidory i krojąc je w kostkę, wrzuciłam na patelnię. Kiedy pomidory lekko się podsmażyły, dodałam jajka i wszystko razem zmieszałam.
- Cześć kochanie – przywitała mnie mama, wchodząc z Rosą na rękach, do kuchni.
Odwróciłam się do nich przodem i podchodząc bliżej, pocałowałam każdą po kolei w policzek
- Zrobiłam śniadanie – zanuciłam wesoło i rozkładając talerze na stół, nałożyłam wszystkim porcję jajecznicy.
Podałam sól i pieprz, postawiłam koszyk z pieczywem i już mogłyśmy zajmować się jedzeniem
- Jesteś cudowna, wiesz? – spytała mama, na co pokiwałam głową śmiejąc się przy tym – Dawno nie jadłam twojej jajecznicy... Tęskniłam za tym – przyznała.
Położyłam dłoń na jej dłoni i ściskając ją lekko, puściłam mamie całuska w powietrzu. Byłam naprawdę szczęśliwa, mogąc tu teraz z nimi siedzieć. Przy jednym stole, z ulubionym śniadaniem.
- Co chcesz dzisiaj robić, kochanie? – spytała mama
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami – Może pójdziemy do parku? – zapytałam, na co Rosa od razu się ożywiła.
Na jej twarzy pojawił się nagle wielki uśmiech w kształcie rogala, a oczy błyszczały rozpromienione.
- Tak, tak! – krzyknęła radośnie, na co obie z mamą się zaśmiałyśmy.
- A może... Może wesołe miasteczko? – spytałam, czochrając jej ciemne włoski.
Dziewczynka zaczęła piszczeć i w sekundę zeszła z kolan mamy, skacząc po podłodze jak oszalała.
Czyli postanowione, idziemy do wesołego miasteczka.
Posprzątałyśmy po śniadaniu i nie czekając długo, ubrałyśmy się, a następnie wyszłyśmy z domu. Wpakowałam rodzinę do samochodu, który zostawiłam tu przed wyjazdem i zapalając silnik, wyjechałam na drogę w kierunku w którym zmierzałyśmy. Rosa z mamą śpiewały piosenki puszczone z radia, a ja uśmiechając się szeroko, wpatrywałam się w drogę przed nami. Kilka minut później, usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Poprosiłam mamę, żeby wyciągnęła urządzenie z mojej torebki i odczytała na ekranie kto dzwoni. Spodziewałam się Izabeli, ale mama szybko wyprowadziła mnie z błędu
- To Justin – powiedziała, patrząc na mnie zaciekawiona.
Przełknęłam głośno ślinę i biorąc szybko telefon do ręki, odebrałam połączenie
- Hej kochanie – usłyszałam, na co mimowolnie zaczerwieniły mi się policzki
- Hej - odpowiedziałam nieśmiało.
Nie byłam przyzwyczajona jeszcze do tego jak mnie nazywał. Oczywiście kocham sposób w jaki się do mnie zwraca, ale to było trochę dziwne, zważywszy na to, że nie jesteśmy długo ze sobą.
- Co robisz? Miałaś do mnie dzwonić, a ty mnie zaniedbujesz – powiedział, ze śmiechem w głosie.
- Jadę z mamą i Rosą do wesołego miasteczka... Mogę zadzwonić później? – spytałam, na co mruknął niezadowolony – Prowadzę i nie bardzo mogę rozmawiać – dodałam
- Och, rozumiem – odpowiedział poważnie i już wiedziałam, że jest trochę zły.
Nie chciałam z nim rozmawiać przy mamie, jeszcze bym powiedziała coś co mogłoby mnie pogrążyć
- No, zadzwonię wieczorem, pa – powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się.
- No co? – spytałam, widząc jak mama spogląda na mnie rozbawiona
- Nic, nic – powiedziała, podnosząc ręce w geście obrony.
Założę się, że rozbawiło ją to jak zbyłam blondyna. Zawsze uważała że powinnam się z kimś związać, że nie powinnam być sama i pewnie teraz cieszyła się z tego, że kogoś mam. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka. W moim zawodzie, było to niemożliwe.
Dojechałyśmy do miejsca, które było kolorowe i przepełnione ludźmi. Rosa złapała mnie i mamę za rękę i ciesząc się jak głupek, pociągnęła nas w stronę wielkiej kolejki, ustawionej do rollercoastera
- O nie – powiedziała mama, stając w miejscu. Popatrzyłyśmy z siostrą na rodzicielkę, która teraz wyglądała na mega przerażoną – Ja tam nie wejdę... Ty z resztą też nie – dodała, wskazując palcem na małą.
Zaśmiałam się kiedy uświadomiłam sobie, że mama zwyczajnie boi się tej wielkiej kolejki
- Ale mamo – jęknęła Rosa
- Mamo, to tylko zwykła przejażdżka – próbowałam ją namówić, ale chyba była nieugięta – No weeeź – przeciągnęłam jak mała dziewczynka, błagając matkę prawie na kolanach, żeby się zgodziła.
Chciałam żeby się trochę wyluzowała. Żebyśmy wszystkie zapomniały o tej codziennej szarości jaka nas otacza i dały się choć przez chwilę porwać emocjom.
Po długich namowach, mama powiedziała że możemy iść, ale w zamian za to, oczekiwała duże lody z bitą śmietaną. Razem z Rosą zapewniłyśmy że takie dostanie, a następnie ruszyłyśmy w stronę tłumu czekającego na wejście do kolejki. Chwilę to zajęło, zanim zasiadłyśmy w wagonikach. Mama siedziała z małą, a ja z jakimś obcym młodym chłopaczkiem. Zapięli nam odpowiednio pasy i po kilku minutach kolejka ruszyła. Z racji tego, że Rosa była najmłodszym z uczestników, korzystających z kolejki, Pan obsługujący wagoniki, pozwolił jej zając pierwszy wagonik... Oczywiście za zgodą mamy, która za moją namową po krótkiej chwili powiedziała:
- Niech ci będzie
Najpierw jechaliśmy powoli pod górkę, zatrzymaliśmy się na najwyższej wysokości i już po chwili kolejka zjechała z prędkością światła w dół. Wszyscy w koło piszczeli. Rosa wyciągnęła swoje małe rączki w powietrze, śmiejąc się przez cały czas. Nawet mama wyglądała na zadowoloną. Siedziałam za nimi i obserwowałam to, jak dobrze się bawią. Po chwili i ja piszczałam jak mała dziewczynka.
To było coś wspaniałego, prędkość, wysokość, wiatr we włosach... i rzygający koło mnie chłopak. Na całe szczęście, wszystko co zwrócił poleciało na ludzi za nami. Zamknęłam oczy, odsuwając się jak tylko mogłam najdalej od chłopaka i modliłam się, żeby ten pieprzony zjazd się już skończył. Tak bardzo jak cieszyłam się z tej przejażdżki, tak bardzo chciałam teraz stąd uciec.
- No to pokazałeś się z najlepszej strony, chłopaku – zażartowałam z chłopaka, ale widząc jego zieloną twarz, odpuściłam sobie.
Kolejka wreszcie się zatrzymała, a my mogłyśmy wyjść. Zauważyłam jakąś parę, która chusteczkami wycierała wymiociny ze swoich koszulek, twarzy i włosów
- No nieźle – skwitowała mama, śmiejąc się z obrzyganej, wściekłej pary.
Chłopak podszedł do nich i przeprosił za tą feralną sytuację, ale oni nie chcieli go słuchać. Warknęli coś do niego, więc odszedł ze spuszczoną głową w drugą stronę. Dla całej trójki, ten dzień chyba nie będzie należał do szczęśliwych.
- Chodźmy po watę – pisnęła rozochocona Rosa, a my z mamą kiwnęłyśmy głowami, na pomysł dziewczynki.
Zeszłyśmy po schodkach rollercoastera i ruszyłyśmy do mężczyzny, który sprzedawał różowe i niebieskie waty cukrowe. Kupiłyśmy sobie po jednej i siadając na ławeczce, z przyjemnością zajadałyśmy się nimi. Resztę dnia, spędziłyśmy na kolejnych atrakcjach, a potem na lodach które obiecałyśmy mamie. Kiedy zrobiło się już późno, wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy do domu, a tam zjadłyśmy kolację wykąpałyśmy się i zabrałyśmy się za oglądanie filmów.
Ten dzień był niesamowity i choć przyjemny, to bardzo męczący. W mgnieniu oka, padłyśmy jak muchy, po płaczliwym Królu Lwie.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Kochani, na kolejny rozdział zapraszam w sobotę :)
Dziękuję za wyświetlenia, głosy i komentarze. Jesteście niesamowici :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro