Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27


Nie mam pojęcia kiedy zasnęliśmy. Ta noc dla mnie – jak i dla Justina – nie była dobra. Wprawdzie porozmawialiśmy szczerze i wyjaśniliśmy sobie praktycznie wszystko, ale oboje w jakiś sposób w dalszym ciągu cierpieliśmy. Cieszyłam się że mi to wszystko powiedział i zdecydowałam, że jednak zostanę. Teraz przynajmniej wiem, że moje przypuszczenia się potwierdziły. On wtedy nie był sobą... Nie był tym Justinem, którego poznałam. Nie przemawiał przez niego jego charakter, a używki które namieszały mu w głowie. Teraz wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby go od tego odciągnąć. Mam do niego jeszcze wiele pytań, ale poczekam z tym. Mamy dużo czasu na rozmowy. 

Wczoraj Justin wyznał że mnie kocha... Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście tak myśli, więc po naszych szczerych wyznaniach, zadałam mu pytanie

- Mówiłeś prawdę? Wiesz... O tym, że... że mnie kochasz? – spojrzałam na niego z nadzieją, że odpowie Tak

- Nie wiem - odpowiedział, a ja kiwnęłam nieznacznie głową. – Nie umiem nazwać tego co do ciebie czuję. – zaczął szybko wyjaśniać - Chcę być blisko, chcę żebyś była tylko moja... Już na zawsze. Jednak nie mam pojęcia czy to miłość. Nie wiem. Nigdy nie byłem zakochany. Nie wiem co to miłość, ale jeśli to co czuje do ciebie można tak nazwać... To tak, kocham cię – odpowiedział, a ja momentalnie zalałam się łzami na to wyznanie. Rzuciłam się na jego szyję, a on po raz kolejny tej nocy, przycisnął mnie mocno do swojego ciepłego ciała

Tak, chyba nie mogłam usłyszeć lepszych słów...

Usiadłam na łóżku, zbierając dłonią włosy z twarzy. Justin przekręcił się, nerwowo wyciągając rękę w moim kierunku, a kiedy już natrafił nią na moje ciało, uśmiechnął się pod nosem

- Dzień dobry – mruknął chrapliwym głosem, na co zachichotałam cicho. 

Pochyliłam się nad nim i pocałowałam policzek blondyna na którym widniał zarys odbitej poduszki. Złapał za moje biodro i ciągnąc mnie w dół, zaplótł ramię wokół mojej talii, przytulając mnie do siebie.

- Wstajemy? – spytał, całując moje odkryte ramię

- Nie jeszcze – jęknęłam, chcąc jak najdłużej zostać w tym łóżku... z nim. 

Justin podniósł się na chwilę i wyciągając rękę po telefon, leżący na szafce obok łóżka, sprawdził godzinę

- Mam jeszcze pół godziny. Potem muszę jechać do Bogoty – wyjaśnił, muskając moje usta. 

Mruknęłam niezadowolona z tego pomysłu, po czym rozchylając wargi, wpiłam się mocno w jego usta. Całowaliśmy się namiętnie, dopóki ktoś nie zapukał w drzwi mojego pokoju. Nawet nie zdążyłam się odezwać, kiedy Margaret z hukiem popchnęła drewnianą powłokę

- Dobra Bieber – powiedziała ostrym tonem, na co oboje z blondynem unieśliśmy się na łokciach, wgapiając się zszokowani w długonogą blondynkę – Robisz teraz wypad, a ja zabieram Elene na śniadanie - dodała, a ja parsknęłam śmiechem na sposób w jaki się z nim obchodziła. 

Domyślam się, że przez te wszystkie ostatnie akcje jest nieźle na niego wkurzona. Justin nawet nie miał odwagi sprzeciwić się. Szybko podniósł się z łóżka i wciągając na siebie dresy, minął blondynkę, kierując się do wyjścia z pokoju. Już miał wychodzić na korytarz, kiedy Margaret go zatrzymała

- Założę się, że nawet przez sekundę nie pomyślałeś o tym, że może być głodna – prychnęła, na co spuścił wzrok na podłogę.

- Margaret – upomniałam koleżankę i posyłając Justinowi pocieszające spojrzenie, niemo przeprosiłam za blondynkę. 

Justin wyszedł zostawiając nas same, a Margaret rzuciła się na moje łóżko i unosząc kołdrę, wyłożyła się wygodnie, przytulając się do mnie

- Tęskniłam – powiedziała, całując mój policzek, na co się zaśmiałam. 

Nigdy nie byłyśmy w jakichś mega dobrych relacjach, ale zawsze wiedziałam, że dziewczyna choćby nie wiem co, stanie po mojej stronie. Teraz mogę sobie tylko wyobrazić to, jak przez kolejne kilka jak nie kilkanaście lat będzie dokuczać Justinowi za to co mi zrobił. 

W sumie... Taka kara będzie dobra.

Poleżałyśmy jeszcze dobrą godzinę, pogadałyśmy, musiałam opowiedzieć Margaret co się działo ze mną przez czas mojej nieobecności, a jak już wszystko było jasne, zeszłyśmy do kuchni na śniadanie. Justin już dawno wyszedł z domu. Nie pożegnał się ze mną ani nie powiedział, po co jedzie do stolicy. No ale przecież nie będzie mi się teraz spowiadał ze wszystkiego co robi... Chociaż, przyznam szczerze, że chciałabym się wreszcie dowiedzieć czym tak naprawdę zajmuje się blondyn. Do tej pory, utrzymuje tą bajeczkę o firmie taksówkarskiej, ale ja mu nie wierzę. Nie jestem głupia, doskonale wiem, że na tym nie da się zbić fortuny.

- Proszę, twój ulubiony sok i naleśniki z pesto i twarożkiem – powiedziała z uśmiechem Luisa, kładąc przede mną talerz pełny jedzenia. 

Podziękowałam i od razu zabrałam się za te wszystkie pyszności. Byłam tak cholernie głodna, że chyba w minutę wszystko zniknęło z talerza.

- Jezu... To jest takie dobre – westchnęłam, oblizując mokre od soku usta. 

Margaret uśmiechała się do mnie patrząc na moją zadowoloną twarz

- Rozmawiałaś z Justinem? – spytała blondynka, na co kiwnęłam głową – Iiii... - ciągnęła mnie za język, mając zapewne nadzieję, że opowiem jej o wczorajszym wieczorze jaki spędziłam razem z chłopakiem

- No i nic – wzruszyłam ramionami, a ona przewróciła oczami – Powiedział że mnie kocha – dodałam, udając obojętną. 

Spojrzałam na Margaret i parsknęłam śmiechem widząc jej otwartą szeroko buzię. Momentalnie oprzytomniałam, przypominając sobie, że przecież może jej być z tym źle... No w końcu ona też w jakiś sposób należała do niego. Na tą myśl moje serce zabiło trzy razy szybciej

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – spytałam niepewnie

- Co? Nie... no co ty – zapiszczała radośnie i wstając ze swojego miejsca, podeszła do mnie i mnie uściskała – Cieszę się - dodała, całując czubek mojej głowy. 

Uśmiechnęłam się lekko, ale w dalszym ciągu zastanawiałam się nad tym wszystkim. Justin niby powiedział, że mnie kocha, ale czy my w ogóle jesteśmy w związku? Czy skoro w jakiś sposób wybrał mnie, to zrezygnuje z Margaret i odeśle ją do Nowego Jorku? Będę musiała z nim o tym porozmawiać

- Elena, nie myśl o tym... Wiem nad czym się zastanawiasz i powiem ci jedynie, że już od dłuższego czasu Justin ze mną nie sypia – powiedziała, a mnie zatkało... 

Nie miałam pojęcia, że zna mnie tak dobrze żeby z łatwością odgadnąć to o czym myślę.

- Nie? – spytałam niepewnie.

- Nie. Należę do Hombre – wyjaśniła, a ja odetchnęłam z ulgą – Myślę że oni w jakiś sposób się nami podzielili – dodała, uśmiechając się delikatnie. 

Jak na zawołanie w jadalni pojawił się przyjaciel Justina i podchodzą do blondynki, złożył słodki pocałunek na jej pełnych ustach. Uśmiechnęłam się na ten obrazek i poczułam ciepło w sercu, widząc szczęśliwą Margaret. 

Przeszliśmy całą trójką do ogrodu i tam, rozkładając się na leżakach, rozmawialiśmy popijając kolorowe drinki zrobione przez Hombre. Popołudnie mijało cudownie, a słońce idealnie ogrzewało nasze ciała. Nie mogłam uwierzyć w to, że znów tu jestem i wszystko wskazuje na to, że wreszcie moje życie jakoś zaczyna się układać. 

Po obiedzie, kiedy Justin w dalszym ciągu nie wracał, poszłam do swojego pokoju i wygrzebując książkę z walizki, zaczęłam ją czytać. Po dwóch godzinach lektury, moje oczy stały się ciężkie a ja powoli odpływałam. Nie wiem jak długo trwała moja drzemka, ale obudziły mnie mokre pocałunki składane na mojej szyi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wiszącego nade mną Justina. Pokręciłam się lekko i uwalniając spod jego klatki piersiowej swoją dłoń, wplotłam ją we włosy blondyna przeczesując je delikatnie palcami.

- Hej – wymruczał tuż przy moim uchu. 

Całował moją szczękę przechodząc w dół mojego ciała. Było mi tak przyjemnie, że nie chciałam aby przestawał. Chłopak jednak po chwili oderwał się ode mnie i wracając wzrokiem na moją twarz, spojrzał prosto w moje oczy, a następnie posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech, ukazując przy tym swoje równe, białe zęby

- Mam coś dla ciebie – powiedział, po czym potarł nosem o mój. 

Zaśmiałam się cicho na ten słodki gest. Justin podniósł się na łokciach i schodząc z łóżka, skierował się do drzwi a następnie opuścił mój pokój. Zmarszczyłam brwi zdziwiona, nie mając bladego pojęcia co on kombinuje. Podniosłam się do pozycji siedzącej i opierając się o ramę łózka, czekałam aż wróci

- Proszę – trzymając w ręku białą kopertę, wyciągnął ją w moją stronę

- Co to? – spytałam zdezorientowana. 

Justin ponownie zajął miejsce na łóżku i siadając naprzeciwko mnie, uśmiechał się tajemniczo

- Otwórz – polecił. 

Zrobiłam co kazał chłopak, po czym rozrywając brzeg koperty, zajrzałam do środka. Moje oczy się rozszerzyły, kiedy w rękach trzymałam bilet lotniczy do Nowego Jorku.

- Naprawdę? – spytałam niedowierzając. 

Justin przytaknął głową i zbliżając do mnie swoją twarz, pocałował moje usta. Zapiszczałam radośnie i nie zwlekając rzuciłam się na niego zaplatając ręce na jego karku

- Dziękuję – powiedziałam radośnie, całując prawie każdy skrawek jego twarzy. 

Byłam tak cholernie, niewyobrażalnie bardzo szczęśliwa, że tego nie da się opisać słowami. Dostałam od niego najlepszy na świecie prezent. Dzięki niemu mogę polecieć na tydzień do Nowego Jorku i spotkać się z mamą i siostrą. Nie miałam pojęcia jak mam mu dziękować. Potrzebowałam tego... Potrzebowałam sprawdzić czy u nich wszystko w porządku. Chciałam je zobaczyć, chciałam zobaczyć jak się mają, jak żyją. Sprawdzić czy mama chodzi na leczenie i czy siostrze niczego nie brakuje.

- Dziękuję, tak bardzo ci dziękuję – powtarzałam się

- Dla ciebie wszystko – odpowiedział, a moje serce załomotało radośnie. 

Wtuliłam się w jego ciało, a on głaskał delikatnie moje plecy, śmiejąc się z mojej reakcji na niespodziankę jaką mi zrobił.

Leżeliśmy na moim łóżku przytulając się do siebie i rozmawiając. Opowiadałam mu o swoim dzieciństwie, o mamie, tacie i siostrze. On także opowiedział mi trochę o swojej mamie, która mieszka w Kanadzie. Dowiedziałam się, że to właśnie tam Justin spędził połowę swojego dzieciństwa, a następnie przeniósł się tu, kiedy ojciec potrzebował jego pomocy. Gdy o nim mówił wydawał się dziwnie spięty, więc nie chcąc niszczyć jego dobrego humoru, nie zadawałam pytań na temat ojca, choć bardzo mnie interesował.

- Justin? – zwróciłam na siebie uwagę blondyna. 

Leżałam twarzą przyciśniętą do jego nagiego torsu i wsłuchując się w miarowe bicie serca, kreśliłam kółka na opalonej skórze chłopaka

- Skoro ja jestem tylko twoja.. To, czy ty... możesz być tylko mój? – spytałam niepewnie, nawiązując do Margaret i innych kobiet z którymi do niedawana sypiał. 

Blondyn przekręcił głowę tak, żeby móc na mnie spojrzeć po czym powiedział coś, co dało mi już pewność

- Kochanie, jestem tylko twój...


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Dziękuję za wszystkie głosy, wyświetlenia i komentarze :) Jesteście cudowni! 

Wattpad postanowił zmienić kategorię w której umieściłam opowiadanie, więc teraz nie znajdziecie go w Romansach, a w Fanfiction. 

Na kolejny rozdział zapraszam we wtorek, w godzinach popołudniowych :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro