Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26


Obudziłam się , kiedy za oknem było już ciemno. Nie spodziewałam się tego, że tak długo będę spać. W zasadzie, to miałam zamiar wynieść się stąd późnym popołudniem, żeby nie włóczyć się znowu nocami po stolicy. W dodatku z wielką walizką, no ale jakoś przecież sobie poradzę. W związku z tym, że właściwie byłam już gotowa do drogi, weszłam jeszcze na chwilę do łazienki, spojrzałam w lustrze na swoje odbicie a następnie umyłam zęby. Rozglądnęłam się jeszcze po pomieszczeniu, upewniając się, że wszystko zabrałam, po czym z powrotem weszłam do sypialni. Tam też sprawdziłam każdy zakamarek i orientując się że wzięłam wszystko, założyłam buty, chwyciłam walizkę i ciągnąc ją po podłodze, skierowałam się do wyjścia z pokoju. 

W momencie w którym otworzyłam drzwi, zobaczyłam Justina ze spuszczoną głową i z zawieszoną w powietrzu pięścią. Spojrzałam na niego marszcząc brwi w zdziwieniu. Jego twarz była zmęczona, a on wydawał się nieprzytomny. Wgapiał się w podłogę, nawet nie zauważając że stoi przede mną

- Ekhm – odchrząknęłam, chcąc zwrócić jego uwagę. 

Blondyn z szybkością światła przeniósł wzrok na mnie i unosząc brwi, otworzył lekko buzię.

- Co ty robisz? – spytał zdziwiony, wskazując palcem na moją walizkę. 

Pokręciłam się nerwowo i nie patrząc na niego, odpowiedziałam

- Wynoszę się

- Dlaczego? – zadał pytanie, które zbiło mnie z tropu. 

Nie wiem w co on gra, ale ja mam tego dosyć. Nie odpowiadając ponownie pociągnęłam walizkę i starałam się jakoś ominąć Justina, ale on uniemożliwił mi to łapiąc delikatnie moją dłoń. Spuściłam wzrok i wypuściłam z ust ciche westchnienie.

- Elena – odezwał się szeptem, zbliżając się do mnie.

- Robię to, czego chciałeś... Więc pozwól mi przejść – powiedziałam, czując jak łzy kolejny raz napływają do moich oczu. 

Miałam już dość ciągłego płaczu, który występował u mnie nieprzerywanie od dwóch dni... A może nawet trzech... Nie wiem, nie jestem w stanie już tego zliczyć. 

Bolało mnie serce i każdy skrawek mojego ciała. 

Poczułam jak jego druga dłoń łapie mnie delikatnie w talii i przyciąga do ciała Justina. Zadrżałam mimowolnie na ten gest. Bez problemu mogłam wyczuć jak jego klatka unosi się w zawrotnym tempie, a jego serce wali jak oszalałe.

- Nie – powiedział, drżącym głosem, przez co zmusił mnie do spojrzenia mu oczy. 

Nie patrzył na mnie, miał zamknięte powieki a jego twarz wykrzywiona była w bliżej nieznanym mi rodzaju bólu.

- Nie chcę – dodał, kiwając głową na boki. 

Otworzył oczy i wpatrywał się teraz we mnie. Poczułam jak serce mi przyspiesza, a gardło powoli zaczyna się zaciskać 

- Nie odchodź... Nie chcę tego – dodał, a ja już sama nie wiedziałam co o tym myśleć. 

Wyglądał na zranionego i z pewnością bardzo cierpiał. Jednak nie miałam pojęcia co było tego powodem. Przecież do cholery, jeszcze dwa dni temu... Albo jeden... Nie wiem, nie pamiętam... Przecież mnie wyrzucił. Nie chciał mnie. Pozbył się mnie jak zalegającego śmiecia. Nie chciał mnie nawet wysłuchać. Uwierzył swojemu znajomemu i w dupie miał moją wersję. Dlaczego teraz zachowuje się w taki sposób? Dlaczego znów prowadzi tą swoją grę? Co ja mu takiego zrobiłam, że się tak nade mną znęca? Sprawia, że nic nie wiem... Że nie potrafię nawet przez sekundę logicznie myśleć. Mam kompletną pustkę w głowie...

- Zostań, proszę – odezwał się po chwili milczenia. 

Ułożył dłoń na moim policzku i przejechał lekko kciukiem, ścierając łzy o których nawet nie miałam pojęcia.

- D-dlaczego? – wyjąkałam, patrząc prosto w jego oczy. 

Przez chwilę nie mówił nic. Gapił się na mnie, nie wiedząc chyba co odpowiedzieć. Kiedy odsunęłam się od niego, ponownie próbując go wyminąć, przyciągnął mnie do siebie i chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, powiedział coś co kompletnie mnie zaskoczyło

- Bo cię kocham – na te słowa, poczułam jak grunt osuwa mi się pod nogami. 

Gdyby nie szybka reakcja blondyna, upadłabym na ziemię. Zemdlałam...


Justin

Po wypowiedzianych przeze mnie słowach, Elena osunęła się w moich ramionach. Uniosłem delikatnie jej twarz i dopiero po chwili zorientowałem się, że kompletnie odleciała. Wziąłem jej bezwładne ciało na ręce i przechodząc powoli przez pokój, ułożyłem ją delikatnie na łóżku. Poszedłem zamknąć drzwi, a walizkę zawiozłem z powrotem do garderoby. Usiadłem obok nieprzytomnej dziewczyny i łapiąc jej twarz w obie dłonie, potarłem lekko palcami jej policzki. Była taka krucha. Bałem się, że jeśli pozwolę sobie na choćby odrobinę mocniejszy dotyk, to się rozpadnie. Już była w kawałkach... 

Była zupełnie zdezorientowana moim zachowaniem i słowami, które opuściły moje usta. Nie wiem czemu jej to powiedziałem, nie wiem nawet czy naprawdę to czuję, ale chyba tak. Nie umiem tego potwierdzić na sto procent, bo nigdy w nikim nie byłem zakochany. Nigdy nie kochałem żadnej kobiety – oprócz swojej matki – więc nie wiem, jakie to uczucie i kiedy wiadomo na sto procent, że to właśnie to. Jednak w tamtym momencie poczułem potrzebę powiedzenia jej tego. Chciałem to powiedzieć i za żadne skarby świata nie mam zamiaru cofać tych słów

- Elena – szepnąłem, kiedy jej powieki zadrżały delikatnie. 

Dziewczyna pokręciła się lekko, a już po chwili wpatrywała się we mnie zamglonym wzrokiem

- Nie rozumiem – odezwała się cicho, kręcąc głową na boki.

- Czego nie rozumiesz? – spytałem równie cicho jak ona i marszcząc brwi w zdziwieniu oczekiwałem na odpowiedź.

- Tego... Tego wszystkiego – powiedziała podnosząc się z materaca, po czym oparła swoje plecy o ramę łóżka. 

Przetarła dłońmi bladą twarz i przymykając na chwilę powieki westchnęła ciężko

- Czekaj, przyniosę ci wody – powiedziałem, podnosząc się z miejsca. 

Brunetka uniemożliwiła mi jakikolwiek ruch, zaplatając swoją małą dłoń na moim nadgarstku

- Zostań... Porozmawiajmy – poprosiła, nie patrząc na mnie. 

Posłuchałem jej. Usiadłem z powrotem na łóżku, całym ciałem przekręcając się w jej stronę. Nie wiedziałem co powiedzieć, dlatego czekałem aż sama zacznie. 

W sumie... Chyba powinienem przeprosić ją za sytuację z Robertem i wytłumaczyć swoje zachowanie. Choć, ja bym nie chciał wysłuchiwać pieprzenia takiego idioty jak ja... Ale to Elena. Ona nie jest mną. Ona zawsze wysłuchuje tych co mają coś do powiedzenia, a dopiero później wyciąga wnioski. Ja na odwrót... I dlatego jestem kretynem, który zawsze musi coś zniszczyć.

- Posłuchaj... - postanowiłem się w końcu odezwać – To... To nie byłem ja - dodałem

- Masz na myśli te słowa które powiedziałeś, zanim zemdlałam? - spuszczając wzrok na swoje drżące dłonie, bardziej stwierdziła niż zapytała

-Nie - od razu zaprzeczyłem, na co ponownie podniosła na mnie spojrzenie – To nie to... To, ja... Ymmm... Nie wiem – motałem się jak dziecko w przedszkolu, które zostało przyłapane na drobnym przestępstwie. 

Kurwa, nie miałem pojęcia jak to wszystko wytłumaczyć. W jaki sposób przeprosić, żeby chciała ze mną zostać.

- Justin – ponagliła

- Tak, już... Daj mi poskładać myśli – poprosiłem. – Ja po prostu, ja nic nie pamiętam z tych dwóch ostatnich dni – wyjaśniłem na co zmarszczyła brwi. 

Postanowiłem opowiedzieć jej całą historię, zaczynając od tego jak wraz Hombre wyjechaliśmy do stolicy w interesach

- Byliśmy z Hombre w Bogocie. Spotkaliśmy paru znajomych. Wciągnęliśmy kokę, popchnęliśmy to alkoholem i w zasadzie tutaj film mi się urywa – mówiłem, a ona wydawała się mi nie wierzyć. 

Przełknąłem głośno ślinę, mając nadzieję, że choć w małym stopniu zrozumie moje zachowanie w ciągu ostatnich dni.

- O tym, że cię wyrzuciłem poinformowała mnie na drugi dzień Constancia... Nie miałem pojęcia, że zrobiłem coś takiego i cholernie bardzo cię za to przepraszam – powiedziałem opuszczając głowę. 

Dziewczyna milczała, co nie wróżyło nic dobrego.

- Nie chciałem tego... przysięgam – dodałem i czując jak gardło mi się zaciska a łzy napływają powoli do oczu, schowałem twarz w dłonie. 

Nigdy w życiu nie czułem się tak okropnie. Nie byłem dobrym człowiekiem i wcale nie miałem wyrzutów sumienia... W żadnym przypadku. Jednak Elena obudziła we mnie emocje o których nawet nie miałem pojęcia że we mnie są. Sprawiła, że czułem się z tym wszystkim cholernie źle i powoli miałem wszystkiego dość... Siebie miałem dość. Swojego życia, tego kim jestem... Wszystkiego. 

Pociągnąłem nosem, już nawet nie krępując się przy brunetce. Poczułem jak jej małe, delikatne palce, odciągają dłonie z mojej twarzy. Dotknęła delikatnie dłonią mojego policzka, a następnie łapiąc palcami moją brodę, zmusiła mnie do spojrzenia w jej oczy. Jej piękne zielone oczy, okalały czerwone i spuchnięte powieki. Po raz kolejny była złamana, a ja kolejny raz zdałem sobie sprawę że to przeze mnie. 

Nie czekając dłużej przysunąłem się do niej i zaplatając ramiona wokół jej wąskiej talii, przytuliłem jej drobne ciało do siebie

- Przepraszam - wyjąkałem, wtulając twarz w jej szyję.


--------------------------------------------------------------------------------------------

No i tak... Jak wrażenia? 

Na kolejny zapraszam już jutro :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro