Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24


Zostałam zamknięta w jakiejś wilgotnej piwnicy. Na moje szczęście, mężczyźni który mnie porwali nie byli tacy źli jak mogliby się wydawać. Nie torturowali mnie tak jak robią to porwanym na filmach. Nie znęcali się nade mną. Jedynie związali mi nogi i ręce i rzucili mną na podłogę ciemnej, śmierdzącej piwnicy. Moja twarz była przemoknięta od łez. Płakałam nie ze strachu, a przede wszystkim z zawodu jaki sprawił mi Justin. Chciałbym go móc teraz zobaczyć, dotknąć, przytulić, czy pocałować. Mimo tego, że nienawidzę go za to co mi zrobił, tęsknię za nim. Za jego oczami, zapachem, różowymi ustami. Za głupimi rozmowami, kiedy zostawaliśmy sami, czy ciepłymi nogami które ogrzewały moje lodowate, gdy razem zasypialiśmy. 

Do tej pory byłam naprawdę silną kobietą. Nigdy nic nie mogło mnie złamać, jednak kiedy poznałam jego, poczułam się słaba. Miał na mnie jakiś dziwny do wytłumaczenia wpływ. Potrafił ranić jak nikt inny, ale też jak nikt inny wywoływał uśmiech na mojej twarzy.  Troszczył się o mnie, dbał by niczego mi nie brakło. Do czasu... Do czasu kiedy, to wszystko okazało się być swojego rodzaju grą z jego strony. Nie rozumiem dlaczego mnie oswoił. Dlaczego sprawił, że stałam się jego. Jak mu się to udało? Rozkochał mnie w sobie a potem zniszczył, wywalając mnie ze swojego życia. 

Złamał mnie na drobne kawałeczki...

- Dobra, teraz trochę się zabawimy z twoim kochasiem – usłyszałam, kiedy drzwi do pomieszczenia z hukiem się otworzyły. 

Jeden z mężczyzn zapalił światło, a ja mimowolnie zamknęłam oczy czując jak rażąca świetlówka boleśnie je wypala.

- Uśmiechnij się, wyślemy mu kilka twoich fotek – dodał i zaczął pstrykać zdjęcia.

- Mówiłam wam już, że to nic nie da. On za mnie nie zapłaci – mówiłam cicho, kręcąc głową na boki.

- Zapłaci, zapłaci – obstawał przy swoim – A teraz, powiedz do kamery jak bardzo za nim tęsknisz – zaśmiał się. 

Usłyszałam piknięcie, a po chwili lampka aparatu zaświeciła się na czerwono, dając znak że nakręca filmik ze mną w roli głównej

- No mów, bo tracimy czas – ponaglił. 

Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Wiem, że oni wyślą mu ten filmik, a ja nie chciałam błagać go o pomoc.

- Mówiłam im, że nie zapłacisz za mnie ani grosza, ale oni nie chcą słuchać... - powiedziałam łamiącym głosem. 

Pociągnęłam nosem i spuściłam wzrok, czując jak łzy spływają po moich policzkach.

- Bieber, jak widzisz mamy twoją panienkę. Od tej chwili masz dwadzieścia cztery godziny, aby wpłacić na nasze konto pięć milionów dolarów – powiedział do kamerki, pamiętając o tym, żebym również była widoczna na nagraniu. 

Nie patrzyłam tam. Było mi już wszystko jedno. Pewnie i tak po czasie jaki mu dadzą zabiją mnie czy coś. Wkurzą się, kiedy ich konto w dalszym ciągu będzie puste.

- Jeśli tego nie zrobisz... Mała pożegna się z matką i siostrzyczką – powiedział, a ja nagle zamarłam... 

Skąd oni wiedzieli? 

- Wiemy w jaki punkt uderzyć. Jeśli ci na niej zależy, to chyba nie pozwolisz na to żeby jej najbliższym stała się krzywda? – dodał. 

Rozpłakałam się na dobre. W tej chwili zdałam sobie sprawę że od Justina nie zależy życie moje, a moich najbliższych. Jeśli on nie zapłaci tych pieniędzy, oni skrzywdzą moją mamę i Rose. 

Osunęłam się bezsilnie po ścianie na której się opierałam i zamykając bolące powieki, starałam się uspokoić.


Justin

Wróciliśmy z poszukiwań późno w nocy. Nie znaleźliśmy jej. Nigdzie nie było nawet jakiegokolwiek znaku, który wskazywałby na to że była w miejscach w których szukaliśmy. Zmęczony i rozwalony od środka, usiadłem na kanapie w salonie i chowając twarz w dłonie, starałem się uspokoić emocje. 

Nie wiem ile tak przesiedziałem, ocknąłem się dopiero wtedy gdy czyjaś delikatna dłoń, spoczęła na moim ramieniu. Uniosłem głowę i zobaczyłem nad sobą słabo uśmiechającą się do mnie Constancie

- Proszę to wypić, Panie Bieber – powiedziała, podając mi parujący kubek z jakimś płynem. – To trochę pomoże – dodała, wziąłem kubek, ale nie sądzę żeby rzeczywiście pomogło.

- Nigdzie nie mogę jej znaleźć – powiedziałem cicho do gosposi. 

Nie wiem w sumie dlaczego jej to mówiłem. Nigdy nie rozmawiałem z nią na jakikolwiek inny temat, niż ten który dotyczył posiłków czy comiesięcznej wypłaty. W tej chwili jednak, chyba potrzebowałem czyjegoś wsparcia, dobrej rady.

- Mogę? – spytała, wskazując na puste miejsce obok mnie. 

Kiwnąłem głową, pozwalając żeby usiadła.

- Panie Bieber... Elena to silna dziewczyna i na pewno da sobie radę – powiedziała, a ja parsknąłem cicho pod nosem. 

Wiem że jest silna, ale nie mam pojęcia w jakim stanie stąd wyszła. Jest tylko w tym pieprzonym stroju do biegania, nie ma ze sobą nic więcej. Nie ma nawet pieniędzy... Nic. 

Nie wiem gdzie może się podziewać, a jeśli cokolwiek jej się stanie, to się chyba zabiję.

- Jednak, to co Pan zrobił tej dziewczynie... Jest karygodne – skarciła mnie grzecznie. 

Normalnie bym się pewnie wkurzył, że zwykła gosposia może zwracać mi uwagę, ale teraz wiem że zwyczajnie na to zasłużyłem 

- Wiem, że ona nie jest Panu obojętna i wiem że Pan też wiele dla niej znaczy – posłała mi niepewny uśmiech. 

Spojrzałem na kobietę, chcąc żeby kontynuowała

- To nie jest zwykła dziewczyna... To anioł utkwiony w ciele tej pięknej niskiej brunetki. – powiedziała, a ja na jej słowa poczułem ciepło rozlewające się po moim sercu. 

Było dokładnie tak, jak mówiła starsza kobieta. Elena dokładnie taka była... Urocza, słodka, piękna, mądra i dobra. Pamiętam jak któregoś dnia, stanęła w obronie dwóch moich kucharek. Nie musiała tego robić, jednak zwróciła uwagę swojej koleżance na to jak blondynka potraktowała jedną z nich. Nie mogła wtedy siedzieć cicho i w milczeniu patrzeć jak upokarza się inne osoby. Jak równa się z ziemią kobiety, które ciężko pracują żeby żyło się im lżej. 

Jest aniołem... 

Szkoda tylko, że ja wypuściłem tego anioła wolno.

- Niech mi Pan obieca coś – powiedziała

- Słucham - odpowiedziałem, czekając na to co powie

- Jeśli Elena wróci... Niech Pan nigdy więcej jej tak nie traktuje – poprosiła patrząc w moje oczy – Ona na to nie zasługuje – dodała, po czym wstając z miejsca wyszła do kuchni

- Wiem – szepnąłem cicho, ale nikt oprócz mnie samego, nie mógł już tego usłyszeć. 

Dopiłem ziółka przyniesione przez Constancie i ruszyłem na górę do swojego pokoju. Potrzebowałem chwili ciszy. Musiałem się zastanowić. 

Nie było mi to dane, bo zanim zdążyłem wejść do sypialni, zauważyłem Hombre wbiegającego po schodach.

- Telefon! – krzyczał, a ja nie miałem pojęcia o co mu chodzi

- Co?

-Telefon, Justin. Elena ma telefon z możliwością namierzania – wysapał, a ja walnąłem się mentalnie w łeb za to, że nie pomyślałem o tym wcześniej. 

Jednym susem rzuciłem się do swojego telefonu, który teraz się ładował i sięgając po niego, wybrałem numer dziewczyny.

- Kurwa, że też wcześniej o tym nie pomyślałem... Przecież ja do cholery nawte nie próbowałem do niej zadzwonić – powiedziałem oszołomiony

- Idiota – mruknął Hombre. 

Spojrzałem na niego, ale wiedziałem że ma zupełną rację. Jestem idiotą... Skończonym idiotą, który zawsze musi zjebać to co dobre. 

Przyłożyłem w pośpiechu urządzenie do ucha i czekałem na jakikolwiek sygnał.

- Nic, cisza – oznajmiłem koledze. 

Rozłączyłem się i spróbowałem jeszcze raz... 

Dalej nic

- Kurwa – przekląłem wkurzony.

- Może ma wyłączony – wtrącił Hombre, na co kiwnąłem głową na boki

- Nie, gdyby był wyłączony, to automat by mi o tym powiedział, a tu jest kompletna cisza. – wytłumaczyłem.

- To może nie ma zasięgu – uświadomił mi. 

Mógł mieć rację... Tak się właśnie dzieje, kiedy telefon jest poza zasięgiem sieci.

- A jak nie ma zasięgu, to możemy ją namierzyć? - spytałem mając nadzieję, że uda nam się to

- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami, na co przewróciłem oczami. 

Po kolejnej nieudanej próbie, scisnąłem telefon i rzuciłem nim o ścianę

- Kurwa! – krzyknąłem po raz kolejny tego dnia – To się nie uda – jęknąłem, przecierając dłońmi zmęczoną twarz

- Chodź – powiedział przyjaciel, machając ręką żebym poszedł za nim. 

Zrobiłem co mówił, mimo tego, że nie miałem pojęcia gdzie mnie ciągnie

- Jacob ją namierzy – poinformował, a ja dopiero w tej chwili przypomniałem sobie czym zajmuje się mój kuzyn. 

Jacob był hakerem i w sekundę potrafił rozpracować praktycznie każdy system zabezpieczający, nie mówiąc już o namierzeniu jakiegokolwiek telefonu. Weszliśmy do mojego gabinetu, odszukałem jego numer, po czym wybrałem go na telefonie stacjonarnym i zadzwoniłem do kuzyna.

- Hej, tu Justin – przedstawiłem się, informując kuzyna o powodzie mojego telefonu. 

Podałem mu numer dziewczyny, a on poinformował mnie że jak tylko coś będzie wiedział, to da znać. Opadłem na fotel i razem z Hombre, czekaliśmy na jakiekolwiek wieści. Po niecałych dwudziestu minutach mój kuzyn zadzwonił, podając adres pod którym zdołał namierzyć Elene. Nie miałem pojęcia co dziewczyna robi dwadzieścia kilometrów za Bogotą. Z tego co mówił Jacob, jest w jakimś starym, opuszczonym budynku. Być może dostała się tam przez przypadek... Nie wiem. 

Postanowiłem zwołać kilku swoich ludzi, bo nie wiadomo do czego mogą się przydać i nie czekając długo, ruszyłem w drogę.


Elena

Nad ranem, ze snu wybudziły mnie jakieś dziwne dźwięki dochodzące z góry. Ktoś krzyczał. Słyszałam też czyjeś wołanie mojego imienia, ale miałam wrażenie że to tylko moje urojenia. Słysząc jęki i bliżej niezidentyfikowane odgłosy, zasłoniłam uszy dłońmi. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Byłam zmęczona, głodna i wystraszona. Podciągnęłam kolana pod brodę i siedziałam w kącie piwnicy, kompletnie się nie ruszając. Moje serce biło jak oszalałe, kiedy w drzwi piwnicy uderzyło coś ciężkiego, a następnie ktoś przekręcił zamek. Drewniana powłoka otworzyła się z hukiem, a ja w świetle dnia zobaczyłam czyjąś postać.


-------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Jak wam się podoba rozdział? 

Dziękuję za te wszystkie miłe komentarze i złote gwiazdki :D :D Jesteście najlepsi :)

Jutro zapraszam na kolejny i kto wie... Może wrzucę dwa :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro