Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21


Kiedy wróciłam, impreza rozkręciła się na nowo. Hombre wraz z mężczyznami pili w salonie, a dziewczyny grały w bilarda. Rozglądnęłam się dookoła i gdy nie dostrzegłam nigdzie Justina, poszłam spytać Luisy gdzie on jest

- Gdzie jest Justin? – spytałam kobiety

- Pan Bieber poszedł zdenerwowany do swojego pokoju – odpowiedziała

- Dlaczego był zdenerwowany? – spytałam zdziwiona

- Nie wiem – wzruszyła ramionami – Nie zjadł nawet śniadania. Zaraz po tym jak wyszłaś wstał wkurzony i poszedł do siebie – oznajmiła. 

Spojrzałam na nią unosząc brwi, ale nie powiedziałam nic więcej. Podziękowałam za informację, po czym skierowałam się po schodach do swojego pokoju. Mijając pokój Justina, postanowiłam do niego zapukać i sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Może jestem naiwna, ale martwię się o niego. Tym bardziej, że wiem iż wczorajszego wieczoru nie był sobą.

- Wejść – usłyszałam, kiedy moja pięść zderzyła się z drewnianą powłoką. 

Nacisnęłam na klamkę i popychając drzwi, wsadziłam głowę do środka.

- Co tu robisz? – spytał. 

Nie był zły, jego głos był cichy i dziwny. Podeszłam do niego i widząc że nie ma zamiaru nawet podnieść się z łóżka, stanęłam tuż nad nim

- Wszystko dobrze?

- Taa...

Kiwnęłam głową, a następnie wycofałam się z powrotem pod drzwi. Przez jego krótką i beznamiętną odpowiedź, domyśliłam się że nie chce ze mną rozmawiać.

- Zaczekaj – zatrzymał mnie, wzdychając ciężko. 

Odwróciłam się i zobaczyłam jak do mnie podchodzi

- Chciałem cię przeprosić – wypalił, a ja prawie zaśmiałam mu się w twarz.

- Nie musisz, rozumiem – odpowiedziałam, kręcąc głową na boki. 

Nie wiem czemu w tej chwili zachowywałam się tak obojętnie, ale chyba nie chciałam żeby wiedział jak naprawdę się z tym wszystkim czuję. W rzeczywistości to, to jak zachowywał się wczoraj, kompletnie rozwalało mnie od środka. Postanowiłam jednak, że się nie dam. Nie będę pokazywać mu, jak słaba jetem przy nim. 

- Elena – podszedł bliżej, ale ja się wycofałam

- Nie przepraszaj. Jestem tylko dziwką, nie musisz mi się z niczego tłumaczyć – powiedziałam zatrzymując go dłonią przed zrobieniem kolejnego kroku. 

Jego twarz spochmurniała, a oczy zrobiły się ciemne

- Przestań to ciągle powtarzać – powiedział ostro - Przecież wiesz do cholery że ja tak wcale nie myślę. Jesteś dla mnie ważna i Ja... - próbował powiedzieć coś jeszcze, ale mu przerwałam

- Wiesz co? Mam tego dosyć. – wysyczałam zdenerwowana całą tą popieprzoną sytuacją 

- Wracasz do domu, traktujesz mnie jak gówno, zabawiasz się z dziewczyną... Nie jedną a trzema, a potem mówisz mi że to nie tak? Przepraszasz i mówisz że jestem ważna? – paplałam jak najęta. 

Chciałam to wszystko z siebie wyrzucić. Chciałam powiedzieć mu co czuję i chciałam żeby w końcu przestał się mną bawić 

- Bawisz się mną cały czas. Dajesz jakieś nadzieje bez pokrycia na coś więcej, a potem traktujesz mnie jak zwykłą dziwkę... którą siłą rzeczy, tak naprawdę właśnie jestem. Nie rozumiem tego do cholery i naprawdę mam tego dość! – krzyknęłam po czym odwracając się na pięcie, opuściłam jego pokój

- Elena! – usłyszałam jego krzyk, ale się nie zatrzymałam. Poszłam do siebie.

Wkurzona minęłam próg swojego pokoju i nie czekając długo, nie zastanawiając się więcej już nad tą całą sytuacją, złapałam laptop w dłonie i odpalając sprzęt, próbowałam połączyć się z mamą. Chciałam je usłyszeć, zobaczyć. Chciałam żeby na chwilę odciągnęły moje myśli i poprawiły choć minimalnie mój humor. Nie miałam zamiaru się już dłużej zastanawiać co jest między mną i Justinem i dlaczego wczoraj zachowywał się tak dziwnie. 

- Elena? – odezwała się mama, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia. 

Nawet nie miałam pojęcia że połączenie trwa już od dobrych dwóch minut. Tak się zatopiłam w tym wszystkim, że nie zauważyłam mamy siedzącej z Rosą przy stole w kuchni, które teraz wgapiały się we mnie oczekując że się wreszcie odezwę.

- Hej – przywitałam się z nimi, machając ręką i posyłając najlepszy, wymuszony uśmiech na jaki było mnie w tym momencie stać.

- Jak się czujecie? Wszystko u was dobrze? Tęsknię za wami, cholernie bardzo – mówiłam. 

Mama uśmiechnęła się słabo, przez co domyśliłam się że wie iż coś jest ze mną nie tak, a Rosa jak zwykle – nie mając o niczym pojęcia – śmiała się radośnie, posyłając mi do kamerki całuski.

- Tak, u nas wszystko w porządku. Właśnie przed chwilą wróciłyśmy z przedszkola... Twoja siostra narysowała najładniejszy rysunek i została za to nawet nagrodzona – opowiadała radośnie. 

Słuchałam jak siostra opowiada mi co narysowała i jak pani przedszkolanka przy wszystkich wręczyła jej nagrodę w postaci dużego misia, kredek i ryzy papieru, aby dziewczynka mogła ćwiczyć swoje umiejętności. Pogratulowałam jej szczerze i obiecałam, że jak wszystko pójdzie dobrze, to niedługo wyślę im paczkę z prezentami. 

Tak... Postanowiłam zrobić im mały prezent. Pomyślałam, że fajnie będzie jeśli kupię im trochę nowych ciuchów, kolumbijskie słodycze, no i oczywiście kawę którą mama tak bardzo lubiła. To nie będzie nic wielkiego, ale z pewnością się ucieszą.

- A jak twoja praca? – spytała mama, z dziwnym wyrazem twarzy.

- Ymm, dobrze. Mamy dużo klientów, więc zarobki są spore – uśmiechnęłam się krzywo. 

Mama chyba nie do końca wierzyła w moje słowa, ale domyśliłam się że ze względu na Rosę nie chce zagłębiać się w ten temat. Dziękowałam Bogu, że dziewczynka jest z nami w tej chwili. 

Rozmawiałyśmy już ponad godzinę, poruszając zwykłe tematy. Wspominałyśmy stare czasy, opowiadałyśmy sobie jak mijają nam dni... Mama powiedziała mi o śmierci jednej z naszych sąsiadek, z którą była dosyć blisko. Zrobiło mi się przykro, że Pani Monica odeszła z tego świata, ale Rosa szybko poprawiła mi humor, śpiewając piosenkę którą niedawno nauczyła się w przedszkolu. Była przy tym tak śmieszna, że nie sposób było się nie uśmiechnąć.

- A ty, co się tak chowasz po kątach? – usłyszałam za sobą głos i zamarłam. 

Nie żegnając się, zamknęłam klapę laptopa i odwróciłam się w stronę głosu. Przede mną stał szeroko uśmiechnięty i pijany Robert – jeden z gości Justina

- Co ty tu robisz? – pytałam zdziwiona jego obecnością – Nie powinno cię tu być... To mój pokój i nie masz... - chciałam dokończyć, ale chłopak zaczął się głośno śmiać.

- Kochana – zwrócił się do mnie, podchodząc coraz bliżej. 

Wstałam na równe nogi, odsuwając się kilka kroków od mężczyzny 

- Takie ciało – wskazał na mnie swoją ręką – Nie powinno się marnować – z każdym wypowiadanym słowem, zbliżał się do mnie, a mi coraz bardziej się to nie podobało.

- Wyjdź stąd – powiedziałam, wskazując palcem na drzwi swojego pokoju. 

Robert nie posłuchał, był już tak blisko, że spokojnie mogłam wyczuć jego nieświeży, mocno zakrapiany oddech.

- Wyjdź! – krzyknęłam mu w twarz. 

Mój podniesiony głos rozwścieczył mężczyznę. W sekundę zatkał moje usta dłonią, i łapiąc mnie drugą ręką za włosy, rzucił mnie na łóżko. Zaraz po tym, jak opadłam na miękki materac, wszedł na mnie i siadając okrakiem, zaczął przyciskać swoje suche usta do mojej skóry. Bokserka którą w dalszym ciągu na sobie miałam, podwinęła się do góry. Przesuwał dłonią po moim odkrytym brzuchu, chcąc dostać się wyżej.

- Odpierdol się ode mnie! – krzyknęłam, kiedy odsunął dłoń z moich ust, a chwilę po tym znów je zasłonił. 

Wierciłam się pod nim, chcąc się jakoś uwolnić od tego idioty, ale on był znacznie silniejszy. Z łatwością przytrzymywał moje wierzgające ciało i unieruchamiając je, ponownie zaczął błądzić palcami po moim tułowiu.

- Szybki numerek i po sprawie – wysapał do mojego ucha, ściągając przy tym gumkę z moich włosów – Przecież to lubisz... Szybkie numerki... Jestes dziwką więc tobie to chyba obojętne z kim je przeżyjesz – w dalszym ciągu dyszał. 

Nie mogłam znieść jego śmierdzącego oddechu i wręcz palącego dotyku. Zebrałam się w sobie i wkładając rękę między jego nogi, złapałam za penisa Roberta tak mocno, że aż zawył z bólu. Uniósł się, a ja wykorzystałam okazję i odepchnęłam bydlaka na bok. Zeskakując z łóżka pobiegłam w stronę drzwi

- Ty mała suko! – krzyknął za mną. 

Otworzyłam drzwi pokoju i wypadłam na korytarz. Na moje szczęście, zauważyłam jak Justin kieruje się do swojego pokoju. Krzyknęłam głośno jego imię, na co podniósł głowę, spoglądając w moją stronę. Rzuciłam się biegiem i wpadając w jego ramiona, przytuliłam się do chłopaka.

- Justin – jęknęłam. 

Odsunął się ode mnie, przyglądając mi się uważnie. Jego oczy były dziwne... Dokładnie takie same jak wczoraj. Zmarszczyłam brwi zdziwiona, a on po prostu w dalszym ciągu mi się przyglądał. Był jakby nieobecny

- Niezła jest – usłyszałam za sobą i nie wierzyłam. 

Chcąc się przekonać czy to nie moje urojenia, odwróciłam się za siebie i zamarłam. Robert właśnie wciągał swoje spodnie i zapinając rozporek, uśmiechał się teraz szeroko

- Co z nim robiłaś? – spytał Justin, podniesionym głosem. 

Spojrzałam na niego przerażona i kręcąc głową na boki, zapewniałam że nic złego nie zrobiłam.

- Daj jej kilka dolarów więcej na wypłatę –odezwał się Robert, na co znów przeniosłam swój wzrok na niego – Za tak fachowe obciąganie, należy jej się niezła sumka – dodał i odszedł zostawiając nas samych. 

Poczułam szarpnięcie i po chwili zorientowałam się, że blondyn wciągnął mnie do swojego pokoju.

- Pytam kurwa, co zrobiłaś?! – wykrzyczał mi w twarz

- J-ja, nic... On mnie chciał... - płakałam. 

Nie mogłam wydusić z siebie więcej słowa. Łzy dusiły mnie w gardle, nie pozwalając nic więcej powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Te pieprzone dwa ostatnie dni, to dla mnie istny koszmar. Justin traktujący mnie jak gówno, zachowujący się jak popieprzony, a teraz Robert, próbujący mnie zgwałcić...

- Pytam ostatni raz, co z nim robiłaś szmato?! - krzyknął, a ja ze strachu podskoczyłam w miejscu. 

Już miałam opowiedzieć mu całą sytuację, ale chłopak nie wytrzymał... Uderzył mnie w twarz

- Justin – jęknęłam cicho i dotykając dłonią palącego policzka, spojrzałam na niego. 

Był wściekły, jego oczy były czarne, a szczęka zaciskała się mocno. Nie miałam pojęcia co się z nim do cholery dzieje. To nie był ten sam chłopak, którego poznałam. To nie był Justin który trzy dni temu przytulał mnie do siebie bym mogła spokojnie spać. To był potwór z piekła rodem, którego nie miałam ochoty znać.

- Wypierdalaj – powiedział. 

Nie ruszyłam się z miejsca, dalej wgapiałam się w niego jak w obrazek, zastanawiając się nad tym co się stało

- Wypierdalaj z mojego domu! – krzyknął.

Nie wytrzymałam. Nie czekając długo, wybiegłam z jego pokoju, kierując się na schody, a następnie, tak jak stałam opuściłam jego posiadłość.


-----------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) No to się porobiło... 

Jutro kolejny rozdział, więc zapraszam :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro