19
Kiedy całą trójką zjedliśmy śniadanie, naszym oczom ukazał się wchodzący do domu Justin z telefonem przyłożonym do ucha
- W dupie to mam! – krzyknął zdenerwowany do swojego rozmówcy.
Spojrzałam na jego twarz i zauważyłam bijącą od niego wściekłość. Zastanawiałam się, o czym rozmawiają
- Posłuchaj mnie kurwa uważnie – krążył teraz po salonie, w ogóle nie zwracając na nas uwagi. Margaret i Hombre byli chyba tak samo zdziwieni tą sytuacją jak ja
- Masz to załatwić, a jeśli nie zrobisz tego co mówię... Pożałujesz – warknął, po czym przerwał połączenie i rzucając telefonem o ścianę wpadł do jadalni.
Spojrzał na mnie, ale w sekundę jego wzrok znalazł się na brunecie
- Jedziemy do miasta. Mamy sprawę do załatwienia – oznajmił wskazując palcem na Hombre, po czym wyszedł zostawiając nas w kompletnym osłupieniu.
Popatrzyliśmy tylko po sobie, nie mówiąc nic. Wraz z Hombre podniosłam się ze swojego miejsca. Brunet poszedł do swojego pokoju który znajdował się na dole, a ja skierowałam się do siebie. Postanowiłam, że po drodze zajrzę do Justina i upewnię się, że wszystko jest w porządku.
Biorąc głęboki wdech w płuca, zapukałam w drzwi. Już miałam naciskać na klamkę, ale nagle drzwi się otworzyły.
- Co chcesz? – fuknął na mnie, na co podskoczyłam ze strachu.
Oddychał głośno, a jego klatka piersiowa poruszała się w zadziwiająco szybkim tempie.
- W-wszystko w porządku? – wydukałam cicho.
Blondyn wplótł dłoń w swoje włosy i pociągając za ich końcówki, szarpnął nimi mocno
- Tak! – wydarł się do mnie, wyrzucając ręce w powietrze – A teraz spadaj stąd i daj mi święty spokój – dodał, na co kiwnęłam głową.
Odwróciłam się na pięcie i nie mówiąc już nic, poszłam do swojego pokoju. Nie wiem czemu był taki zdenerwowany, ale nie musiał się na mnie wyżywać. Przecież ja mu nic nie zrobiłam.
Minęłam próg pokoju i trzaskając za sobą drzwiami, rzuciłam się na łóżko. Przycisnęłam twarz do poduszki, próbując opanować emocje. Policzyłam do dziesięciu żeby się nieco uspokoić, a następnie podniosłam się do pozycji siedzącej i opierając plecy o ramę łóżka, skrzyżowałam nogi. Wzięłam w dłonie telefon i chcąc odgonić złe myśli, zaczęłam na nim grać.
Niecałe pięć minut później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – zawołałam niechętnie.
W progu pojawił się nie kto inny, niż sam blondyn. Spojrzałam na niego unosząc brwi w zdziwieniu, że w ogóle mnie tu w tej chwili odwiedził. Szybko przemierzył odległość jaka między nami była i siadając na moim łóżku, dotknął delikatnie mojego kolana. Odłożyłam na bok telefon i głośno westchnęłam
- Przepraszam – powiedział cicho, spuszczając głowę.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam, również na niego nie patrząc.
Wiem, że nie chciał na mnie nawrzeszczeć... Był po prostu zły, a ja przyszłam w nieodpowiednim czasie
- Nie powinienem był się na ciebie wydzierać... Przepraszam – powtórzył się.
Przysunął się do mnie i zbliżając swoją twarz do mojej, pocałował delikatnie kącik moich ust. Złapał w swoje duże dłonie moje policzki i wpatrując się w moje już zamglone oczy spytał:
- Wybaczysz mi?
- Yhym – mruknęłam tylko, czując jak łzy spływają po mojej twarzy.
Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale po prostu emocje wzięły górę. Justin przytulił mnie do swojego torsu i kładąc dłonie - jedną na plecach, drugą na mojej głowie - delikatnie przeczesywał moje włosy.
- Nie chciałam cię jeszcze bardziej zdenerwować – odezwałam się, na co głośno wciągnął powietrze – Chciałam się tylko dowiedzieć, czy wszystko jest okej – tłumaczyłam się.
Odciągnął mnie od swojego ciała i ponownie zaglądając w moje oczy, uśmiechnął się niepewnie
- Wiem... Nie tłumacz się, to ja zachowałem się jak idiota i bardzo cię za to przepraszam – powiedział, a następnie wpił się lekko w moje usta.
Rozwarłam je delikatnie, co chłopak wykorzystał od razu wprowadzając swój język. Całowaliśmy się powoli, ale bardzo namiętnie. Jego palce przez cienki materiał koszulki, delikatnie muskały moje plecy. Poczułam jak pod wpływem jego dotyku, negatywne emocje zaczynały ustępować. Zawsze tak na mnie działał. Kojąco.
Dopiero kiedy brakło nam tchu, blondyn odsunął się ode mnie i schodząc z łóżka, skierował się do wyjścia.
- Wrócimy dopiero jutro wieczorem – oznajmił zatrzymując się w drzwiach.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie miałam pojęcia, że aż tak długo ich nie będzie. Myślałam, że może wrócą popołudniu, albo najpóźniej wieczorem, ale jeszcze tego samego dnia
- Jeśli będziecie chciały iść z Margaret na jakieś zakupy czy coś, to wiesz gdzie są pieniądze – powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
Pomimo tego, że dzień nie rozpoczął się najlepiej i w zasadzie cały mój dobry humor uleciał przez sytuację z Justinem, stwierdziłam że nie ma co się nad sobą rozżalać i poszłam do pokoju Margaret, zapytać czy nie ma ochoty na wyjście z domu. Dziewczyna z chęcią zgodziła się na propozycję spędzenia reszty dnia w mieście.
Postanowiłyśmy że pierwszym miejscem do jakiego się udamy będzie spa. Przygotowałyśmy się do wyjścia, zamówiłyśmy taksówkę i niecałą godzinę później, byłyśmy w stolicy. Wprawdzie mogłyśmy wpaść do bliżej położonego miasta, ale blondynka chciała pozwiedzać Bogotę, z tego względu że odkąd tu jesteśmy nie miała ku temu okazji. Kierowca zatrzymał samochód pod kliniką do której miałyśmy się udać. To było bardzo profesjonalne miejsce i już przy wejściu zostałyśmy ciepło przywitane. Kobieta w recepcji przedstawiła nam ofertę, a my zdecydowałyśmy się na kompleks zabiegów upiększających, masaż rozluźniający oraz błotną kąpiel w wannie z prawdziwego drewna.
Przebrałyśmy się w białe szlafroki i zakładając jednorazowe puchate kapcie, przeszłyśmy do pomieszczenia w którym znajdowały się dwa łóżka. Obie z Margaret ułożyłyśmy się na nich wygodnie, czekając na panie z obsługi. Kiedy zabiegi twarzy dobiegły końca, zostałyśmy poproszone do pomieszczenia w którym miał zostać wykonany nam masaż. Tym razem zajmowali się nami dwaj przystojni panowie, z którymi Margaret non stop flirtowała. Ja leżałam plackiem na łóżku z twarzą wciśniętą w dziurę, relaksując się pod przyjemnym dotykiem dłoni jednego z masażystów. To co robił z moim ciałem było obłędne. Masował dokładnie każdy jego skrawek, omijając oczywiście zasłonięte ręcznikiem miejsca intymne. Śmiałam się głośno kiedy mężczyzna uciskał miejsce tuż pod prawą łopatką, co powodowało u mnie cholerne łaskotki. W zasadzie to miałam je na całym ciele, ale tam odczuwałam je znacznie mocniej. Rozgrzanymi czarnymi kamieniami, przejeżdżał po mojej skórze, wywołując przyjemne dreszcze. To było coś niesamowitego. W zasadzie nigdy wcześniej nie korzystałam z takich usług. Raz tylko byłam u masażysty kiedy coś strzyknęło w mojej szyi, pozostawiając ją unieruchomioną przez dwa dni. Ból był wtedy tak cholernie duży, że nie sposób było tego nie rozmasować.
- Boże – westchnęła Margaret, kiedy zanurzyłyśmy się po same barki w wannie z ciepłym błotem – Czy nasze życie nie jest cudowne? – zadała pytanie retoryczne.
- Pomyśleć, że się wahałam – odpowiedziałam, przymykając z przyjemności powieki.
- Wiesz gdzie pojechali? – spytała, na co kiwnęłam głową na boki. – A rozmawiałaś z Justinem? Powiedział ci dlaczego tak się wkurzył? – ponownie zadała pytanie
- Nie... Jak przyszłam do niego do pokoju, to nawrzeszczał na mnie i powiedział żebym spadała – oznajmiłam.
Poczułam wzrok blondynki na sobie, więc mimowolnie otworzyłam oczy. Tak jak myślałam, Margaret wlepiała teraz we mnie swoje szeroko otwarte ślepia
- Żartujesz? – pokręciła głową na boki, robiąc minę przerażonego dziecka
- Nie. Przyszedł później i mnie za to przeprosił, ale nie wyjaśnił czemu był tak zdenerwowany – odpowiedziałam.
- Możesz mi dalej nie wierzyć, ale on naprawdę coś do ciebie czuje – powiedziała uśmiechając się chytrze, po czym uniosła rękę i natarła ją zielono - brązowym błotem.
Nie skomentowałam tego, westchnęłam jedynie i zsuwając się niżej, opadłam w kąpieli, po samą brodę.
Po bitych dwóch godzinach przyjemności, opuściłyśmy budynek i skierowałyśmy się w stronę centrum. Szłyśmy pieszo, po to tylko żeby dziewczyna mogła zobaczyć jak najwięcej miasta. Była zachwycona zabytkowymi budynkami... A może raczej wystawami butików, mieszczących się w nich. W każdym razie wydawała się być zadowolona.
- O! – krzyknęła nagle, stając przed salonem manicure – Chodź, zrobimy sobie paznokcie – pisnęła radośnie i nie czekając na mnie, weszła do środka.
Pokręciłam głową rozbawiona, po czym ruszyłam za dziewczyną
- Dzień dobry – przywitałam się.
Blondynka siedziała już na krześle, z dłońmi wystawionymi w kierunku kobiety zajmującej się manicure.
- Pani też na paznokcie? – spytała mnie druga z kobiet.
- Taa, czemu nie – wzruszyłam ramionami i usadowiłam się na krześle obok blondynki.
Kobiety zabrały się do pracy, a my mogłyśmy zaplanować sobie jutrzejszy dzień. Stwierdziłyśmy że spędzimy go w domu. Poświęcimy chwile na siłowni, potem skorzystamy z basenu, a następnie pójdziemy do sali kinowej i zrobimy sobie maraton jakichś płaczliwych filmów. Nic takiego. W zasadzie robiłyśmy to dość często, ale zwyczajnie żadna z nas nie miała w tym momencie ochoty na coś innego.
Kobieta spiłowała idealnie moje paznokcie, a następnie pokryła je lakierem w kolorze grafitowym. Margaret postawiła jak zwykle na długie trójkątne szpony, pomalowane na krwisto czerwony. Kiedy paznokcie wyschły, zapłaciłyśmy należną sumę i opuściłyśmy salon. Zadzwoniłyśmy po taksówkę która odwiozła nas do domu.
Wróciłyśmy do posiadłości Justina około godziny dwudziestej. Zjadłyśmy kolację którą przygotowały dla nas Luisa i Constancia, a następnie poszłyśmy do pokoju Margaret i plotkując na różne tematy, zasnęłyśmy koło pierwszej w nocy, nawet się nie przebierając. Byłyśmy wykończone i padnięte.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :) Jak się podoba rozdział? Jutro zapraszam na kolejny, ale jak dziś znajdę trochę więcej czasu, to obiecuję że jeszcze dziś coś wrzucę :)
Jeśli znajdziecie jakieś błędy, to przepraszam. Nie mam dzisiaj formy, więc co nieco mogę przeoczyć ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro