Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Wzięłam szybki, letni prysznic, uważając na to żeby fryzura się nie zepsuła a makijaż nie spłyną po twarzy. Wytarłam mokre ciało w ręcznik, wklepałam w skórę nawilżający balsam, po czym spryskałam całe ciało – a przynajmniej jego znaczną część – perfumami. Następnie zabrałam się za ostrożne wkładanie sukienki. Poprawiłam materiał, założyłam złoty pasek, delikatnie przypudrowałam nos i przeczesując palcami włosy, byłam już gotowa do wyjścia. Chwyciłam w dłoń małą kopertówkę która kryła w sobie mój telefon, błyszczyk do ust, chusteczki i kilka zielonych banknotów, po czym opuściłam swój pokój kierując się korytarzem do schodów. Zeszłam do salonu w którym czekała na mnie reszta. Zauważyłam jak Justin uważnie mi się przygląda, co spowodowało wielki uśmiech na moich ustach. Powoli i ostrożnie stawiałam każdy krok, tak żeby przypadkiem nie nadepnąć obcasem na delikatny materiał sukienki i by jej nie porozrywać. Margaret zapiszczała z zachwytu widząc w co jestem ubrana, a Justin wyciągnął dłoń w moją stronę, zachęcając mnie do podejścia bliżej.

- Idziemy? – spytałam, uśmiechając się jak głupia. 

Czułam się świetnie przez ich reakcję na mnie. Wiedziałam, że wybór tej sukienki był cholernie dobrym wyborem. 

Margaret tradycyjnie złapała Hombre pod ramię, a ja skorzystałam z ramienia Justina, który sam zachęcił mnie do przytrzymania się go.

- Jak zwykle zabójczo piękna – szepnął w moje włosy, całując uprzednio mój policzek. 

Na jego słowa, poczułam jak czerwień wchodzi na moją twarz. Zawsze powodował u mnie zawstydzenie. Zawsze mówił takie słowa, pod którymi kolana same się uginały. 

Nagle, wyswobadzając swoje ramię z mojego uścisku, spuścił rękę po długości swojego boku i łapiąc moją dłoń, splótł nasze palce, prowadząc nas do samochodu. Poczułam mrowienie w dole brzucha. Ten gest znaczył dla mnie wiele i przez tą cholerną rozmowę z Margaret, zastanawiałam się czy dla Justina jest tak samo ważny.

Wsiedliśmy do czarnej limuzyny, która miała zawieźć nas do stolicy, gdzie miał odbyć się bal, zorganizowany przez władze Kolumbii. Justin wspominał że będą tam największe szychy tego kraju, a ja w dalszym ciągu zastanawiałam się dlaczego on został tam zaproszony. Wiem, że jest bajecznie bogaty, ale nie jestem pewna czy to wystarcza aby tam się pojawiać. Tam są sami wpływowi ludzie, a ja nie byłam pewna czy Justin też do nich należy. Wiedziałam, że ta wzmianka o tym iż Justin jest właścicielem firmy taksówkarskiej to jedna wielka ściema i domyślałam się, że chłopak musi być kimś znacznie ważniejszym, jednak nie miałam pojęcia kim tak naprawdę jest. Ja nie chciałam pytać, a on nigdy sam nie wchodził na ten temat. 

Temat tego czym się zajmuje i skąd ma tyle kasy owiany był tajemnicą i chyba nikt nie miał odwagi go poruszać... No a przynajmniej nie ja, czy Margaret. Ja nie chciałam go denerwować swoją wścibskością, a blondynkę zwyczajnie to nie obchodziło. Póki miała kasę i wszystko czego tylko zapragnęła.

Po godzinnej jeździe, samochód się zatrzymał, a my – wychodząc na zewnątrz – zostaliśmy zbombardowani i oślepieni przez błyski lamp aparatów. Rozglądnęłam się wkoło i zobaczyłam fotoreporterów, którzy teraz namiętnie pstrykali zdjęcia całej naszej czwórce. Pod moimi stopami, rozłożony był czerwony dywan, ciągnący się aż do wejścia budynku. Spojrzałam na Justina, który uśmiechał się do mnie ciepło. Blondyn ułożył dłoń w dole moich pleców i gestem drugiej ręki, zaprosił do środka. 

Czułam spojrzenia wszystkich ludzi na sobie i powiem szczerze, nie bardzo mi się to podobało. Nigdy nie lubiłam kiedy ktoś się na mnie gapi, a co dopiero teraz, kiedy mam pewność że jutro wylądujemy na stronach kolorowych, plotkarskich gazet. 

Mijając kilku ochroniarzy ubranych w uszyte na miarę garnitury, weszliśmy do środka.

- Witam Pnie Bieber – zwrócił się do Justina mężczyzna. 

Przyjrzałam się mu dokładnie. Był wyskoki, w średnim wieku i nawet całkiem przystojny. Widać że był stąd, ale perfekcyjnie władał językiem angielskim. 

Ukłonił się nisko i wyciągając do mnie dłoń, złapał ją a następnie złożył na niej mały lekki pocałunek.

- Dobry wieczór, Pani... - zaczął, wyczekując mojego nazwiska

- Rodriguez – dopowiedziałam, na co się uśmiechnął

- Dobry wieczór, Pani Rodriguez – przywitał mnie, na co odpowiedziałam tym samym

- Zapraszam Państwa do sali. Cieszymy się, że zaszczycił nas Pan swoją obecnością Panie Bieber – skłonił się do Justina. 

Wymienili kilka miłych słów, po czym razem z Margaret i Hombre, weszliśmy wreszcie na salę. Była ogromna i utrzymana w staroświeckim stylu. Na górze, pod sufitem wisiał kryształowy żyrandol, jaki można było spotkać w filmach o bogatych ludziach i ich równie bogatych imprezach. Wszędzie chodzili młodzi kelnerzy, ubrani w czarne fraki i trzymając w ręku srebrne tace, rozdawali gościom kieliszki szampana. 

Podziękowałam grzecznie kiedy i do moich rąk trafił jeden z kieliszków. Upiłam łyk, momentalnie czując jak alkohol przyjemnie rozgrzewa ścianki mojego gardła. Szliśmy w głąb sali, a ja w dalszym ciągu rozglądałam się na boki, bacznie obserwując zaproszone osoby. Dostrzegłam burmistrza Bogoty, jak i samego prezydenta Kolumbii w towarzystwie zapewne żony i kilku ochroniarzy z przyczepionymi do ucha słuchawkami

- Podoba ci się? – spytał Justin, przerywając moje obserwacje. 

Przekręciłam głowę w jego stronę i uśmiechając się szeroko, dałam znać że jestem zachwycona. Nigdy wcześniej nie byłam na takiej imprezie. Nigdy nikt nie zapraszał mnie w takie miejsca. Nawet w największych snach, nie marzyłam by być pośród tak wpływowych i bogatych ludzi.

- Nieźle, co nie? –zagadała do mnie blondynka, kiedy Justin wraz z Hombre przeprosili nas, oddalając się na chwilę do znajomych.

- Tu jest niesamowicie – przyznałam, zadowolona. 

Widząc ucieszoną buzię Margaret, wiedziałam, że jej też tu się podoba i najchętniej odwiedzałaby takie miejsca jak to, przynajmniej trzy razy w tygodniu. Podeszłyśmy do stołu z przekąskami i nakładając sobie kilka z nich na talerze, prowadziłyśmy neutralną rozmowę, czytaj : obgadywałyśmy ludzi tu zebranych. 

Obserwowałyśmy kobiety, które lepiły się do boków swoich mężczyzn i obstawiałyśmy która z nich jest dziwką, która kochanką, a która żoną czy córką. Zawieszałyśmy wzrok na przystojnych mężczyznach, a kiedy zwracali na nas swoją uwagę, zaczynałyśmy niemo flirtować, puszczając oczko, czy uśmiechając się figlarnie. Faceci bez względu na to, czy byli sami czy z kobietami, wdawali się w naszą grę, a my miałyśmy z tego niezły ubaw. Jeden mężczyzna nawet tak się na nas zapatrzył, że wpadł na kelnera i rozwalił całą tacę z kieliszkami. Wybuchłyśmy śmiechem na ta całą sytuację, a przystojniak zmieszał się i przepraszając młodego kelnera wyszedł z sali, zapewne do łazienki. Cały bałagan w sekundę został sprzątnięty, a organizatorzy przeprosili za zamieszanie.

- Elena – usłyszałam swoje imię i podążając wzrokiem za głosem, zobaczyłam Justina wołającego mnie do siebie. 

Stał w towarzystwie trzech mężczyzn i jednej kobiety. Gdy podeszłam bliżej zobaczyłam burmistrza stolicy i moje serce mimowolnie przyspieszyło swoją pracę. Przełknęłam głośno ślinę i unosząc głowę, ruszyłam w ich kierunku. Starałam się iść prosto i nie okazywać tego, jak bardzo zmieszana jestem obecnością tak wpływowych i znanych ludzi.  

- Tak? – spytałam, spoglądając na uśmiechniętego Justina

- Pozwól proszę, że przedstawię ci swoich znajomych – powiedział, a gula w moim gardle powiększyła się z sekundy na sekundę.

- To Pan burmistrz, Sanchez i jego żona Allessandra – przedstawił parę, na co ukłoniłam się nisko, uśmiechając się delikatnie. 

Burmistrz uścisną moją dłoń i złożył na niej mokry pocałunek.

- To Thomas – wskazał na niewysokiego, pulchnego mężczyznę – A to Juan – tym razem przedstawił mi szczupłego, farbowanego blondyna z czarnym zarostem, który wyglądał na homoseksualistę – Główni organizatorzy balu – dodał.

- Elena Rodriguez, miło mi - przedstawiłam się, uśmiechając się do swoich towarzyszy. 

- A ja jestem Jacob i Justin jak zwykle o mnie zapomniał – przywitał mnie czwarty mężczyzna, który właśnie do nas doszedł. 

Zaśmiałam się na jego słowa, a Justin tylko przewrócił oczami.

- Taaa, to jest Jacob, mój kuzyn – wyjaśnił Justin. 

Podałam mu dłoń, chcąc przywitać się tak samo jak z pozostałą resztą, ale chłopak mnie wyprzedził, przytulając mocno do swojego ciała

- To twoja dziewczyna? – spytał, na co zakrztusiłam się łykiem szampana który właśnie przed chwilą upiłam. 

Spojrzałam na Justina i zobaczyłam w jego oczach zdziwienie, zaskoczenie i jakby strach. Cała piątka oczekiwała odpowiedzi chłopaka i ja w sumie chyba też.

- Elena nie jest moją dziewczyną. To po prostu znajoma – odpowiedział Justin, na co wszyscy przenieśli swój wzrok na mnie. 

Kiwnęłam tylko głową uśmiechając się lekko. Nie było mi do śmiechu, ale nie chciałam żeby Justin zauważył że jego słowa ponownie mnie w jakiś sposób zraniły. Traktował mnie tylko jako swoją znajomą... 

W sumie dobrze, że chociaż im nie przedstawił mnie jako: 'dziwkę nadającą się jedynie do dobrego pieprzenia'. Domyślam się, że w takim towarzystwie takie słowa nie byłyby dobrze odebrane. 

Kilka dni temu byłam tylko dziwką, dziś jestem tylko znajomą. 

No cóż...

- Szkoda – westchnął Jacob – Już myślałem, że znalazłeś miłość swojego życia, ale jak zwykle się pomyliłem – zaśmiał się cicho. 

- Choć swoją drogą... - tym razem zwrócił się do mnie - Jeśli nie jesteś jego dziewczyną to może mógłbym cię zaprosić na kawę? Wiesz, pogadamy, poznamy się trochę i kto wie... Może wyjdzie z tego coś więcej – dodał, puszczając do mnie oczko.

Nie wiedziałam jak zareagować i co odpowiedzieć. Jacob uśmiechał się od ucha do ucha, a Justin pokręcił głową na boki. 

Złapał moją dłoń i przepraszając całe towarzystwo, pociągnął mnie z powrotem w stronę Margaret. Nawet nie dał mi odpowiedzieć.

- Przepraszam cię za niego... To idiota – tłumaczył się kiedy odeszliśmy od nich kawałek

- Nic nie szkodzi – spojrzałam na blondyna, posyłając mu nieśmiały uśmiech...

-----------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział pojawi się w sobotę, w godzinach między 10, a 12 :) Zapraszam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro