12
Usiadłam na łóżku, a Justin poszedł w moje ślady.
- Z kim rozmawiałaś? – spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Ymm, z nikim ważnym – odpowiedziałam, kręcąc głową na boki.
Justin chyba wyczuł moje kłamstwo, bo momentalnie cały się spiął, po czym wypuścił głośno powietrze z ust
- Czemu mnie kłamiesz? Rozmawiałaś z kimś z rodziny, tak?– spytał, na co rozszerzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
Cholera... Dobry jest
- Z mamą – odpowiedziałam niepewnie, przytakując lekko głową.
Przystojniak założył ramię na moje barki i przyciągnął mnie do swojego boku, pozwalając się wtulić w jego ciepłe ciało. To było przyjemne i miłe...
- Mi możesz powiedzieć... Widzę, że odkąd tu przyjechałaś nie możesz się odnaleźć – powiedział i łapiąc moją brodę w palce, uniósł ją tak żebym mogła na niego spojrzeć.
Momentalnie, moje oczy zaszły łzami. Kompletnie się rozkleiłam. Łzy spływały po moich policzkach, a z ust uciekał cichy szloch. Zaplotłam dłonie wokół talii chłopaka i przysuwając się jeszcze bliżej, wtuliłam się w niego mocno. Myślałam może że mnie odepchnie czy coś, ale on tego nie zrobił... Wręcz przeciwnie. Położył dłonie na moich plecach i pocierając je lekko, starał się mnie w jakiś sposób uspokoić
- Tęsknisz za nimi prawda? – spytał, na co kiwnęłam głową.
Minął dopiero drugi tydzień, a ja już tak cholernie mocno za nimi tęskniłam. Nie potrafiłam poradzić sobie z tą rozłąką. Może to się wydawać dziwne, że dorosła kobieta reaguje w ten sposób, ale zrozumcie... Ja nie mam nikogo na tym świecie oprócz mamy i siostry. Nasza więź jest bardzo mocna. Zawsze byłyśmy blisko i starałyśmy się funkcjonować w tym społeczeństwie we trzy. Wspierałyśmy się, pocieszałyśmy kiedy było nam źle, a teraz... Teraz jestem z tym wszystkim sama.
- Słuchaj... Jeśli chcesz się wycofać... Wrócić do domu, to powiedz – powiedział, a moje serce stanęło na kilka sekund.
Nie chcę wracać. Chcę tu być. Muszę tu być. Potrzebuję pieniędzy... Ale potrzebny mi jest też czas, żeby to sobie jakoś wszystko poukładać.
Już myślałam, że jest dobrze, że już przyzwyczaiłam się do ich nieobecności, ale się myliłam. Za każdym razem kiedy tylko kończyłam z nimi rozmowę, zalewałam się łzami. Było mi ciężko, ale pomimo tego, muszę jakoś przetrwać. Moja mama potrzebuje leczenia i tylko w ten sposób... Tylko będąc tutaj, mogę opłacić klinikę w której się leczy.
- Nie mogę trzymać cię tu na siłę... - powiedział i chciał jeszcze coś dodać, ale szybko mu przerwałam
- Nie... Nie, ja nie mogę wrócić – powiedziałam pociągając nosem – Potrzebuję tych pieniędzy – przyznałam szczerze
- Dlaczego? Masz jakieś kłopoty? – spytał wyraźnie zaniepokojony.
- Nie chcę o tym rozmawiać – zbyłam go najlepiej jak tylko potrafiłam. Nie chciałam ciągnąć dłużej tego tematu...
- Dobrze – szepnął do mojego ucha, całując lekko moją skroń – A teraz przestań płakać – dodał i odsuwając mnie delikatnie od siebie, starł łzy z moich policzków, składając na nich po jednym małym pocałunku.
Nawet nie ma pojęcia, ile przyjemności sprawiają mi tak małe drobne gesty. Nikt nigdy nie traktował mnie tak jak on. Nikt nigdy tak na mnie nie patrzył, nie przejmował się mną.
Teraz patrzyliśmy sobie w oczy, wymieniając się małymi, niepewnymi uśmiechami. Mogłabym tak już zawsze, jeśli tylko miałabym pewność, że będzie robił to tylko ze mną. Że tylko dla mnie będzie taki czuły i kochany...
- Wracam do pracy, a wieczorem wybieramy się na imprezę - oznajmił, na co przytaknęłam głową.
Posłał mi jeszcze jeden uśmiech i żegnając się, wyszedł z mojego pokoju.
Popołudnie spędziłam tak, jak robię to zazwyczaj. Siedziałam w ogrodzie, napawając się przyjemnym ciepłem oraz czytając książkę. Porozmawiałam z Juanitą, a z Carlosem poruszyłam nawet temat o tym, w jaki sposób powinno pielęgnować się róże. Wprawdzie nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za kwiatami, ale podobało mi się to jak mężczyzna opowiadał o swojej pasji. Miał ogromną wiedzę, a przekazywanie jej mi, sprawiało mu niemałą przyjemność. Nawet z Margaret zamieniłam kilka słów. Przyznała, że źle potraktowała Luise i obiecała, że to już więcej się nie powtórzy. Domyśliłam się, że to Justin musiał jej coś powiedzieć, dziewczyna sama z siebie by tak się tym nie przejęła. No, ale mamy to już za sobą i w dalszym ciągu nasze relacje są całkiem dobre.
Na dwie godziny przed wyjściem, postanowiłyśmy że nawzajem pomożemy sobie w przygotowaniach. Ja miałam umalować Margaret i zrobić jej fryzurę, a ona miała zająć się mną.
- Tylko błagam cię, nie zrób ze mnie klowna – zaśmiałam się, widząc paletę cieni które blondyna trzymała w ręku
- No wiesz – prychnęła – Kochana, zobaczysz jakie bóstwo z ciebie zrobię – dodała, uśmiechając się szeroko.
Pokręciłam głową na boki i oddałam się w jej ręce.
Po jakiejś godzinie, mój makijaż był gotowy. Jeśli chodzi o fryzurę, to postanowiłam że zostawię je rozpuszczone i pofalowane, czyli dokładnie takie jakie są naturalnie. Przebrałam się w ciemnogranatową sukienkę do połowy uda, ubrałam czerwone szpilki, które ostatnio spodobały się Justinowi, spryskałam się na koniec perfumami, pożyczonymi od Margaret i w zasadzie byłam już gotowa do wyjścia. Musiałam jednak poczekać jeszcze, aż blondynka do końca się wyszykuje. Na moje szczęście Margaret postawiła dzisiaj na zwykłe sandałki na płaskim obcasie, dzięki czemu nie będę przy tej żyrafie wyglądać jak krasnal.
Kiedy dziewczyna była już gotowa zeszłyśmy na dół do salonu i siedząc na brzegu skórzanej kanapy, czekałyśmy na Justina i Hombre. Panowie pojawili się dziesięć minut później, od razu przepraszając za to, że się spóźnili.
- Pięknie wyglądasz – szepnął Justin, kiedy całą czwórką szliśmy do samochodu.
Margaret szła na przodzie trzymając pod ramię Hombre, a ja dreptałam tuż obok Justina. Uśmiechnęłam się delikatnie i podziękowałam za miły komplement. Justin otworzył mi drzwi i podając dłoń, pomógł wejść do środka wysokiego auta. Siedzieliśmy w tyle, podczas gdy Margaret z Hombre siedzieli z przodu. Z racji tego, że Hombre prowadził, domyśliłam się, że Justin będzie pił alkohol... A może zawsze mieli taki układ? Albo obaj będą pić a wrócimy taksówką? Nie wiem, nie ważne...
Jechaliśmy w ciszy, słuchając przyjemnej kolumbijskiej muzyki, a kiedy usłyszałam w głośnikach jedną z moich ulubionych piosenek, nie patrzyłam na swoich towarzyszy tylko zaczęłam śpiewać wraz z wykonawcą. Justin przyglądał mi się rozbawiony, ale to był teraz mój czas i nie interesowało mnie to, co sobie o mnie myśli. Po jakichś piętnastu minutach jazdy, dojechaliśmy pod klub. Panowie pomogli nam wysiąść z auta, a następnie wszyscy skierowaliśmy się do bramki przy której stali dwaj wielcy ochroniarze. Kolejka pod klubem była długa, ale nas to nie dotyczyło, bo weszliśmy do niego bez konieczności czekania w tłumie. Nawet nie zorientowałam się kiedy dołączyło do nas czterech ogromnych mężczyzn, którzy - jak się domyśliłam - robili za naszych ochroniarzy. Nie wiem po co nam ta cała obstawa, ale widocznie nie jest tu zbyt bezpiecznie skoro musimy ją mieć.
Minęliśmy szatnie, po czym poszliśmy w stronę pomieszczenia z którego dochodziła głośna muzyka.
- Trzymaj się blisko mnie – powiedział Justin prosto do mojego ucha, po czym chwycił moją dłoń i poprowadził za sobą w głąb klubu.
Wszędzie było mnóstwo ludzi i byłam pewna, że nie znajdziemy żadnego miejsca w którym moglibyśmy usiąść. Jakież było moje zdziwienie, kiedy chłopcy zaprowadzili nas do prywatnej loży. Nie wiem czy zarezerwowali ją wcześniej czy co, ale kiedy weszliśmy do pomieszczenia, odgrodzonego od reszty grubą bordową kotarą, zauważyłam na stoliku drewnianą tabliczkę z napisem Justin Bieber Reserve. Loża składała się z wydzielonego, niewielkiego obszaru w którym mieściły się dwie skórzane sofy, a między nimi szklany stolik. Znajdowaliśmy się na piętrze, więc mogliśmy jedynie obserwować przez szklaną barierkę, to co działo się na parkiecie pod nami. Panowie ochroniarze zostali przed naszą lożą, więc siłą rzeczy w środku była tylko nasza czwórka. Na górze muzykę było słychać znacznie słabiej, co umożliwiało nam bezproblemowe prowadzenie jakiejkolwiek rozmowy.
Po kilku minutach zjawił się barman, czekający na nasze zamówienia
- Dla mnie Mojito – powiedziałam przyjaźnie, uśmiechając się do młodego chłopaka.
Być może był w moim wieku, lub nieco starszy, ale twarz miał młodą i gładką niczym nastolatek. Widać było po nim, że jest wystraszony i nie bardzo rozumiałam dlaczego. Domyślałam się jedynie, że jego strach spowodowany może być tymi czterema wielkimi facetami, pilnującymi naszego bezpieczeństwa. Pozbierał nasze zamówienia, po czym zostawił nas samych. Siedziałam wpatrując się w bawiący się na dole tłum, podczas gdy Justin, Hombre i Margaret żwawo o czymś dyskutowali. Ja nie wtrącałam się w rozmowę która kompletnie mnie nie dotyczyła. Po prostu wpatrywałam się w tańczących ludzi i ich roześmiane i zadowolone twarze. Wyhaczyłam nawet kilku przystojniaków, ale przy Justinie to jedynie mogli mu lakierki na dyskotekę wypastować.
- Państwa zamówienie – odezwał się po hiszpańsku młody kelner, zapominając o tym, że powinien użyć przy nas języka angielskiego.
Oczywiście każdy z nas posługiwał się również językiem hiszpańskim, ale w Kolumbii od zawsze panował zwyczaj: Jeśli Gringo* przyjeżdża do naszego kraju, mów w jego języku.
- Muchas gracias – odpowiedziałam, na co uśmiechnął się zakłopotany i upewniając się że niczego więcej nie potrzebujemy, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- No co? – spytałam rozbawiona, widząc miny Justina i Margaret, którzy teraz wpatrywali się we mnie z otwartymi buziami. Jedynie Hombre wiedział, że jestem Kolumbijką i świetnie władam językiem hiszpańskim.
- Skąd znasz hiszpański? – spytał Justin.
- Jestem Kolumbijką – przyznałam wreszcie, uśmiechając się niepewnie.
- Serio? – spytała Margaret, a my z Hombre zaśmialiśmy się na reakcję dziewczyny, która w dalszym ciągu zdawała się mi nie wierzyć.
- Ty wiedziałeś o tym? – spytał Justin Hombre, na co ten pokiwał głową
- Taaa, spędziliśmy kiedyś razem miło czas i mi powiedziała – odpowiedział, puszczając do mnie oczko.
Przełknęłam głośno ślinę, obawiając się reakcji Justina na to co powiedział brunet.
- Och – powiedział jedynie, a następnie wstał z miejsca i oznajmił że idzie do ubikacji. Spojrzałam na jego cudowną twarz i zauważyłam zawód w jego oczach. Albo tak mi się tylko wydawało... Nie wiem.
Postanowiłyśmy z Margaret nie marnować już dłużej czasu i nie zastanawiając się, wyszłyśmy z loży kierując się w dół na parkiet.
Od razu kiedy tylko zeszłyśmy ze schodów, głośne dźwięki zadudniły w moich uszach. Poczułam jak blondynka łapie moją dłoń i ciągnie za sobą, przepychając się przez tłum spoconych już ciał. Stanęłyśmy w miejscu i już po chwili zaczęłyśmy się wić w rytm latynoskich melodii.
O tak, to były moje klimaty.
Coś idealnego do trzęsienia tyłkiem i stworzonego do wykonywania seksownych ruchów.
Poczułam na biodrach męskie ręce, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam jakiegoś przystojniaka, skanującego dokładnie moje ciało
- Zatańczysz dla mnie? – spytał, przygryzając seksownie wargę.
Był naprawdę przystojny. Jego czarne włosy sterczały w nieładzie na wszystkie strony, a oliwkowa skóra idealnie połyskiwała w świetle reflektorów. Oczy miał ciemne, a usta duże i różowe. Położyłam dłoń na jego ramieniu i łapiąc jego rękę, ułożyłam ją w dole moich pleców. Akurat leciała piosenka w rytmie salsy więc była idealna dla naszej dwójki. Wczułam się w prowadzenie chłopaka i już po chwili wywijaliśmy na parkiecie tak, że nie sposób było odwrócić od nas wzroku.
Czułam na sobie te wszystkie spojrzenia, kiedy mój partner odwrócił mnie tyłem do siebie i przejeżdżając dłonią po moim udzie, podciągnął kawałek mojej sukienki. Oczywiście dla mnie jak i pewnie dla większości obserwujących nas ludzi, nie było to nic sprośnego ani zawstydzającego. To był element naszego tańca i chyba każdy zdawał sobie z tego sprawę.
Kilka kroków później, piosenka zmieniła się na znacznie wolniejszą. Zaplotłam ramiona wokół jego barków i kręcąc tyłkiem na boki, wykonywałam seksowny taniec. Uwielbiałam teraz moje ciało, które w takich chwilach jak ta, było idealne dla takiej muzyki i takiego tańca. Płaska deska raczej wyglądałaby komicznie, wykonując ruchy które ja wykonywałam. Tu potrzebne były kobiece kształty, a ja je miałam
- Odbijany – usłyszałam za sobą i kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam wgapiającego się we mnie Justina.
Uśmiechnęłam się szeroko i dziękując swojemu dotychczasowemu partnerowi za taniec, podeszłam do Justina. Chwyciłam jego wyciągniętą w moją stronę dłoń i zakładając ręce na jego karku, przylgnęłam do niego, przytulając się mocno.
- Nie ładnie tak zabawiać się z innymi – powiedział do mojego ucha, na co się zaśmiałam
- Przepraszam – odpowiedziałam, wiedząc dokładnie, że nie ma mi za złe tych kilku tańców z chłopakiem.
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? – spytał, na co przytaknęłam głową.
Przygryzłam wargę, kiedy przystojniak przycisnął mnie mocniej do siebie, a ja mogłam poczuć w dole swojego brzucha to jak twardy już jest. Odsunęłam się delikatnie od niego i spoglądnęłam w dół. Luźny w kroku materiał spodni się wypełnił i już wiedziałam jak bardzo jest podniecony. Postanowiłam go trochę pomęczyć.
Odwróciłam się do niego tyłem i unosząc rękę za siebie, zarzuciłam ją na kark Justina, przyciągając jego głowę do mojej odsłoniętej szyi. Zrozumiał o co mi chodzi i od razu zaczął przyciskać usta do mojej rozgrzanej skóry. Poruszałam rytmicznie biodrami, zahaczając od czasu do czasu o krok chłopaka. Syknął głośno, kiedy zaczęłam lekko trząść tyłkiem pocierając się o niego. Wiedziałam że dłużej nie pociągnie.
Złapałam go za rękę i nie mówiąc nic, poprowadziłam nas w stronę toalet...
* Gringo - W krajach Ameryki Łacińskiej, miano obcokrajowca, lub człowieka niemówiącego w języku hiszpańskim
---------------------------------------------------------------------------------------
Hej kochani :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Tak jak obiecałam, jeszcze dziś pojawi się kolejny... Tak więc, nie uciekajcie za daleko :)
Dziękuję za wszystkie głosy, komentarze, za to że jesteście i to czytacie :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro