Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11


Obudziły mnie delikatne promyki słońca, wkradające się przez okno sypialni. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozglądając się po pomieszczeniu, stwierdziłam że nadal jestem w sypialni Justina. Chłopaka nie było w pokoju. Opadłam z powrotem na łóżko, uśmiechając się szeroko na myśl o tym, co zdarzyło się poprzedniego wieczora. 

Kiedy tak leżałam bez celu, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie za bardzo wiedziałam jak mam się zachować. Zastanawiałam się czy się odezwać, czy podejść do drzwi, a może w ogóle nic nie robić i udawać że zwyczajnie w świecie mnie tu nie ma.

- Proszę – krzyknęłam w końcu. 

Klamka zadrżała, a po chwili drzwi się uchyliły ukazując postać Juanity.

- Pan Bieber zaprasza na śniadanie – oznajmiła, starając się nie patrzeć za bardzo w moją stronę. Podciągnęłam wyżej kołdrę, nie chcąc się niepotrzebnie obnażać przed dziewczyną

- Teraz? – spytałam.

- Powiedział, że poczekają na ciebie tyle czasu ile będziesz potrzebowała – wyjaśniła, uśmiechając się lekko. 

Uśmiechnęłam się pod nosem, podziękowałam dziewczynie za informację, a kiedy zniknęła za drzwiami, wstałam z łóżka i owinięta w kołdrę chłopaka, przeszłam do swojego pokoju, który znajdował się kilka pomieszczeń dalej. Zrzuciłam okrycie i praktycznie w biegu pokonałam odległość dzielącą mnie od łazienki. Weszłam pod prysznic i puszczając ciepłą wodę, umyłam swoje ciało i włosy. Kiedy byłam już czysta, owinęłam się w ręcznik i podeszłam do umywalki, umyć zęby i twarz. Nałożyłam jeszcze delikatny makijaż, wysuszyłam włosy, uczesałam się, a na koniec spryskałam szyję ulubionymi perfumami. Przeszłam do garderoby i nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam świeże legginsy i cieniutki brzoskwiniowy sweterek z rękawkiem ¾. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze, po czym zbiegłam schodami na dół do jadalni. 

Mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, kiedy zobaczyłam Margaret siedzącą na kolanach Justina. Oczywiście jej sukienka ledwo co zakrywała pupę, a długie palce blondynki przeczesywały delikatnie włosy chłopaka. Przełknęłam ślinę i zakładając maskę obojętnej, weszłam głębiej pozwalając się zauważyć. 

Nie wiem w sumie co sobie wyobrażałam, ale na chwilę zapomniałam o tym, że Justin nie jest tylko mój i chyba w zasadzie nigdy mój nie będzie.

- Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechając się nieśmiało. 

Justin odwzajemnił uśmiech i spychając lekko blondynę ze swoich kolan, wskazał mi miejsce obok siebie. Ja jednak – nie wiedzieć czemu – zajęłam miejsce tuż obok Hombre. Po prostu udałam, że nie widzę polecenia Justina.

- Wszystko w porządku? – spytał Justin z troską w głosie, na co kiwnęłam głową, zapewniając że wszystko jest okej. 

Nie było, ale nie musiał o tym wiedzieć. 

Kilka minut później, Luisa postawiła przede mną talerz naleśników z pesto i twarożkiem w środku. Na sam zapach, ślinka mi pociekła. Dostałam również świeżo wyciskany sok z pomarańczy, który tak bardzo lubiłam.

- Ymm, co to jest? – spytała Margaret kobiety, wskazując na swój talerz, który swoją drogą wyglądał dokładnie tak jak mój i chłopaków. 

Przewróciłam oczami, wiedząc że blondynka zaraz zacznie robić sceny tej biednej kobiecie

- Naleśniki z pesto i białym serem, panienko – odpowiedziała Luisa, posyłając jej lekki uśmiech.

- Nie będę tego jadła na śniadanie – warknęła do kobiety Margaret. 

Wypuściłam głośno powietrze, denerwując się już tym, jak dziewczyna traktuje Luise. Kobieta nie zasługiwała na takie traktowanie. Była bardzo miła i starała się jak najlepiej wykonać swoją pracę. Rozumiem, że Margaret nie przywykła do jadania takich rzeczy na śniadanie, ale to nie jest powód by wyżywać się na niewinnej kobiecie.

- Przynieś mi płatki owsiane i mleko – syknęła ze złością – Zimne – dodała. 

Luisa spuściła głowę, ukłoniła się grzecznie po czym odwracając się na pięcie, wyszła do kuchni

- Nie musisz jej tak traktować – powiedziałam cicho, ale tak że wszyscy doskonale mnie słyszeli. Wszystkie oczy teraz zwrócone były ku mnie, a ja nagle poczułam się taka malutka.

- Chyba od tego tu jest... Żeby wykonywać moje polecenia – odezwała się Margaret. 

Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami i przysięgam... W tym momencie miałam ochotę strzelić ją w twarz

- Nie, dopóki jej za to nie płacisz... A nawet jeśli byś jej płaciła, to nie upoważnia cię do traktowania jej w ten sposób. To taki sam człowiek jak ty, Margaret – odpowiedziałam, po czym skierowałam wzrok na Justina, który wgapiał się we mnie zaszokowany 

- Mogę zjeść na tarasie? – spytałam. 

Chłopak przyglądał mi się w kompletnym szoku. Nie wiem jedynie, co go wywołało. Moje słowa, czy cała sytuacja...

- Ekhm, tak... Możesz – powiedział, odchrząkując. 

Wzięłam swój talerz i sok w rękę, po czym skierowałam się w stronę wyjścia na taras. Usłyszałam za sobą parsknięcie Margaret i jakieś zdanie które skierowała zapewne do Justina. Nie przejęłam się jednak tym... Nie miałam ochoty tam dłużej siedzieć, dlatego też postanowiłam wyjść i pobyć chwilę sama. 

Nie było mi to jednak dane, bo po chwili obok mnie pojawił się Justin

- Mogę? – spytał, wskazując palcem miejsce naprzeciwko mnie. 

Pokiwałam głową i nie mówiąc nic, zajęłam się jedzeniem naleśnika

- Co się dzieje? – zapytał, na co wzruszyłam ramionami. 

Chłopak westchnął, przypatrując mi się uważnie. Czułam się niekomfortowo będąc pod jego obserwacją. Odłożyłam naleśnik z powrotem na talerz i opierając się plecami o wiklinowy fotel, przetarłam swoją twarz dłońmi

- Po prostu nie lubię, kiedy tak się traktuje inne osoby – westchnęłam zirytowana

- Tak, czyli jak?

- Bez szacunku – odpowiedziałam. – To nie są niewolnice Justin. One swoją ciężką pracą zarabiają na swoje rodziny, a przez takie niewychowane i bezczelne dziewuchy wyrywają sobie włosy z głowy i płaczą po nocach – dodałam zirytowana. 

Znam to... Wiem przez co przechodziła moja mama, kiedy ktoś u kogo pracowała traktował ją w ten sam sposób co Margaret, Luise. Ja sama doświadczyłam tego wiele razy, ale nie przejmowałam się tym aż tak bardzo. Jestem młoda, więc takie teksty wchodzą mi jednym uchem a wychodzą drugim... Ale nie takim osobom jak Luisa, czy Constancia. One są starsze i muszą znosić takie zachowania, po to tylko, żeby zatrzymać swoją pracę. Zniosą każde poniżenie, przytakną na wszystko głowami, a na koniec uśmiechnął się do ciebie i grzecznie przeproszą za źle wykonaną pracę. 

Boją się... Boją się, że zostaną zwolnione, jeśli nie będą posłuszne.

- One są dwa razy starsze od Margaret, a ta traktuje je jak śmieci – westchnęłam. 

Przystojniak przyglądał mi się przez chwilę, a następnie wstał i odchodząc do mnie, złapał za tył mojej głowy i przysuwając mnie delikatnie do siebie, pocałował czule moje czoło. Zrobiło mi się ciepło na sercu, przez ten mały ale jakże uroczy gest

- Pogadam z nią, okej? – spytał, patrząc w moje oczy. 

Kiwnęłam głową, uśmiechając się lekko. Justin wszedł do środka, pozwalając mi w spokoju zjeść śniadanie.

Kiedy już zjadłam i wypiłam, zabrałam ze sobą naczynia i weszłam do środka, od razu kierując się do kuchni. Umyłam talerzyk i szklankę, dziesięć razy wmawiając kobietom, że sama mogę to zrobić. Wróciłam do swojego pokoju i siadając na łóżku po turecku, wzięłam na kolana laptopa i próbowałam połączyć się z mamą.

- Hej kochanie – przywitała mnie mama, uśmiechając się do mnie szeroko. – Rosa, chodź szybko! Elena dzwoni – krzyknęła, odwracając twarz do małej i już po chwili mogłam zobaczyć je obie. 

Cholernie bardzo za nimi tęskniłam i cieszyłam się że przynajmniej w ten sposób mogę się z nimi widzieć.

- Cześć – pomachałam im ręką na przywitanie, na co odwzajemniły mój gest – Co słychać? Jak się czujecie? – zadawałam pytania.

- U nas w porządku, lepiej opowiadaj co u ciebie? Jak w pracy?

- Cóż... U mnie też całkiem dobrze, a w pracy... pracowicie – skłamałam, posyłając mamie lekki uśmiech. – Codziennie tańczymy, ale za to mamy spore napiwki – dodałam

- Mam nadzieję, że żaden stary dupek nie przykleja do ciebie swoich łapsk? – spytała groźnie mama, na co się zaśmiałam

- Nie mamo, nie przykleja. Możesz być spokojna – serce mi się krajało, kiedy musiałam ją tak okłamywać, ale co innego mogłam zrobić. 

Nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Załamała by się i kazałaby mi w tej chwili wracać... A przecież ja musiałam zapewnić im godne życie.

- Jak w przedszkolu Rosa? – spytałam, a następnie zamieniłam się w słuch, kiedy dziewczynka opowiadała mi o tym co jej się ostatnio przytrafiło. 

Musiałam im po raz kolejny opowiedzieć jak wygląda miejsce w którym mieszkam. Lubiły kiedy opisywałam im dom, opowiadałam o roślinach w ogrodzie, o ludziach którzy tu pracują. Cieszyły się, że mieszkam w dobrych warunkach i na swój sposób jestem szczęśliwa. 

Kiedy tak rozmawiałyśmy usłyszałam pukanie do drzwi. Przeprosiłam mamę na chwilę i krzyknęłam głośno, wejść

- Jesteś zajęta? – spytał Justin, wkładając głowę między drzwi, a futrynę.

- Muszę kończyć, zadzwonię później – powiedziałam cicho do mamy, po czym rozłączyłam połączenie. 

Nie chciałam żeby moja mama zobaczyła Justina w kamerce, jak i również nie chciałam żeby Justin zobaczył je. Zamykając laptopa, wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi w których w dalszym ciągu stał Justin, wpatrujący się we mnie przenikliwie. Otworzyłam je szeroko, po czym gestem ręki zaprosiłam go do środka.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Hej kochani :) Dzisiaj rozdział trochę krótki i tak... Zakończyłam go jak typowy polsat :) Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba. Jutro zapraszam na kolejny (być może -jeśli tylko znajdę więcej czasu - pojawią się dwa). Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie odsłony, komentarze i gwiazdki :) Sprawiacie mi wielką przyjemność tym, że tu ze mną jesteście. Dziękuję :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro