5
Pov. Erwin
-Miło mi się z panem gawędziło ale do zobaczenia po drugiej stronie - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia i naciskając przycisk na detonatorze -KABUM - krzyknąłem na radiu z uśmiechem.
-Erwinku policja że tak powiem wkurwiła się na nas i prawdopodobnie zrobią nam wjazd - powiedział roześmiany Carbo na radiu.
-Co wyście odjebali - spytałem z irytacją na radiu podchodząc do nich.
-Noooo kazałeś przedłużać więccc przedłużaliśmy w dość wkurwiający sposób - odpowiedział Silny cicho śmiejąc się z tego co odpierdalali.
-Ja nie będę pytać - odpowiedziałem opierając się o filar, który był przy schodach - jesteście gotowi na rzeź? - spytałem z chytrym uśmiechem na twarzy lecz nie było go widać przez maskę.
-Zawsze jestem gotowy by rozjebać policję - odpowiedział Silny na co się zaśmiałem.
-Wciąż się nie nauczyli że zawsze jak robią nam wjazd to kończą rozjebani - odparł Carbo z nutką rozbawienia w głosie.
Kiedy mieliśmy dalej śmiać się z policji poleciał pierwszy pocisk, który trafił w zakładnika. Upadł on na ziemie nieprzytomny a my zaczęliśmy próbować trafić w policjantów, którym zachciało zrobić się nam wjazd. Po kilku minutach stania w miejscu do budynku wbiegło dwóch policjantów, którzy od razu wbiegli na schody trafiając Labo i Speedo. Nim udało im się trafić kolejne osoby my ich postrzeliliśmy i później jednego zostawiliśmy na schodach a drugiego zaciągnęliśmy do pokoju gdzie siedziała dziewczyna Nelsona.
-Ty jesteś odpowiedzialny za ten czyn - powiedziałem poważnie w stronę policjanta i rozstrzelałem kobietę, która siedziała związana.
Wyszedłem z pomieszczenia mimo krzyków policjanta w moją stronę że mam wracać i że co ja odpierdalam. Wróciłem do chłopaków tylko że tym razem stanąłem koło Davida. Wróciłem w idealnym momencie bo postanowili zrobić drugą falę wjazdu. Tym razem wjechało trzech policjantów, którzy skończyli jak ich poprzednicy.
-Ty siwy spójrz na ćwierka co Lincoln napisał - odezwał się Carbo
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włożyłem do niego kartę. Odpaliłem Twittera i zobaczyłem post od Lincolna „Do osób napadających na Doj prosimy o kontakt nie chcemy większego wylewu krwi, chcemy negocjować". Zaśmiałem się ale podszedłem do najbliższego policjanta, który leżał postrzelony i wziąłem mu kartę sim.
-Kurwa nie chcą rozlewu krwi a to oni zaczęli strzelać do zakładników - mruknąłem pod nosem podpinając do telefonu simkę policjanta.
W kontaktach znalazłem numer Lincolna, który miał zapisany „Lincoln - zastępca szefa". Bez zastanowienia zadzwoniłem do niego a on po chwili odebrał.
-Halo? Czy rozmawiam z napastnikami? - spytał a w tle słyszałem jeżdżące pojazdy.
-Tak rozmawia pan z napastnikami. A więc mamy pięciu rannych policjantów i siedmiu bądź ośmiu rannych zakładników - odpowiedziałem odchodząc od chłopaków.
-Czego by pan za nich chciał - spytał lekko chyba zirytowany.
-Chciałbym odjechać stąd bez pościgu, my panu oddajemy rannym i bierzemy swoich i odjeżdżamy - odpowiedziałem spokojnie opierając się o ścianę.
-Sądzę że możemy na taki układ pójść i tak innego wyjścia nie mamy- odezwał po chwili ciszy zrezygnowany.
-Świetnie, a więc kiedy możemy wychodzić? - spytałem podekscytowany.
-Pozbierajcie się i możecie wyjść, podstawie wam zaraz jakieś auto - odpowiedział rozłączając się.
-Panowie zbieramy się i czekamy aż podstawią nam auto - powiedziałem na radiu.
-Co z pościgiem? - spytał zaciekawiony Carbo.
-Nie mamy go bo chyba za mało policjantów zostało lub po prostu za dużo rannych jest - odpowiedziałem schodząc po schodach.
Silny wziął rannego Labo a Carbo Speedo. W czwórkę zeszliśmy do holu czekając na zgodę od pd by wyjść i jechać. Kiedy już miałem się odezwać by przerwać ciszę dostałem sms od Lincolna o treści „macie auto podstawione możecie jechać".
-Możemy jechać - powiedziałem do reszty wychodząc z sądu cały w krwi.
Ekipa wyszła zaraz za mną z budynku i od razu zauważyłem czarne auto, do którego wsiadłem jako kierowca. Kiedy już wszyscy byliśmy zapakowani wyjechałem spod Doju i pojechałem do weterynarza, który był na Sandy. Jednak w połowie drogi zaczęło mi się nudzić więc postanowiłem że przerwę tą ciszę.
-Zemstę dokonaliśmy więc można w spokoju umierać - powiedziałem cicho śmiejąc się przy tym.
-Ani mi się waż umierać - odpowiedział Carbo na co jeszcze bardziej się roześmiałem.
Resztę drogi spędziliśmy na rozmawianiu, śmianiu się i śpiewaniu piosenek, które leciały w radiu. Zaparkowałem pod domkiem i wysiadłem z pojazdu wyłączając go. Chłopaki weszli do domu, w którym był weterynarz a ja postanowiłem wokół tego domku pochodzić bo mnie nogi bolały od stania w miejscu. Gdy robiłem już chyba trzecie kółko zauważyłem coś świecącego się. Z ciekawości podszedłem do tej rzeczy i ją podniosłem. Nagle poczułem się dziwnie tak jakbym się gdzieś przenosił. Gdy to uczucie minęło otworzyłem oczy i ujrzałem że jestem w...
==================================
Przepraszam za spóźnienie ale zapomniałam
Następny rozdział w piątek
Przepraszam za błędy
Miłego dnia/wieczoru/nocy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro