2
Pov. Erwin
Gdy już miałem wyciągać auto ujrzałem duch Kuia i Conrada stojących przy murku. Przetarłem oczy i zniknęli tak jakby to moja wyobraźnia płatała mi figle. Może mi się wydawało bądź oni naprawdę stali tam. Z zamyślenia wyrwało mnie uderzenie w ramie co trochę bolało przez co spojrzałem na osobę, która to zrobiła.
-O jakiej panience myślałeś że aż tak się zamyśliłeś? - zapytał David z lenny facem cicho śmiejąc się przy tym.
-O... nikim nie myślałem po prostu wydawało mi się że kogoś widzę - odpowiedziałem wyciągając z garażu corvette.
-I tak potem o tym porozmawiamy - powiedział odchodząc ode mnie i wsiadając do auta na miejscu kierowcy.
Podszedłem do auta z miną typu „spierdalaj nim ci jebnę" i stanąłem przy drzwiach do miejsca kierowcy.
-Moooooge jaaaa prowadzić? - spytałem specjalnie przeciągając niektóre słowa by mojego najdroższego przyjaciela zirytować na co ten westchną.
-Ehhh pewnie pożałuje że dam ci prowadzić ale niech ci będzie - odpowiedział przesiadając się na miejsce pasażera na co ja zadowolony usiadłem za kierownicą i odpaliłem corvette.
Wyjechałem z pod bazy i zacząłem kierować się w stronę apsów gdzie miałem schowaną bombę. Jechaliśmy zadziwiająco wolno ale to pewnie dlatego że wciąż myślałem nad tym co zauważyłem.
-Erwin? - niepewnie przerwał ciszę David patrząc na mnie z zmartwieniem.
-Co jest? - odpowiedziałem przyspieszając.
-Gdy wyszedłeś z bazy mówiłeś że kogoś widziałeś - powiedział niepewnie na co przytaknąłem - czy możesz mi powiedzieć kogo widziałeś? Martwię się o ciebie braciszku - dodał z lekkim uśmiechem.
-Widziałem no przynajmniej wydaje mi się że widziałem Conrada i Kuia całych w krwi.... David ja widziałem ich rany od których zginęli - odpowiedziałem łamiącym się głosem.
-Ej spokojnie zemścimy się na mordercy Condzia.... - naszą rozmowę przerwały syreny policyjne, które wyły za nami - jesteś poszukiwany? - spytał się.
-Chyba nieee - odpowiedziałem niepewnie zjeżdżając na pobocze czekając aż policjant do nas podejdzie przy okazji odsuwając szybę.
-Dzień dobry, numer odznaki 305 Owen Stone Kapitan, poproszę dowód osobisty i prawo jazdy - zrobił przerwę w swojej wypowiedzi więc dałem mu prawo jazdy bo dowodu nie nosze - czy zna pan powód zatrzymania? - spytał patrząc coś w swoim tableciku.
-Szybka jazda i czerwone światła - odpowiedziałem niepewnie.
-Dokładnie a teraz niech pan da mi chwilę bo muszę porozmawiać z kolegą - powiedział odchodząc od nas na co ja złapałem mocniej za kierownicę.
-Wychodzi na to że jednak jestem poszukiwany - powiedziałem do Davida gotowy odjechać z miejsca zatrzymania.
Akurat gdy to powiedziałem z radioli wysiadło dwóch policjantów celujących do nas na co ja wcisnąłem gaz i odjechałem z miejsca zdarzenia a policja zaczęła strzelać nam po oponach. Skręciłem dwa razy w prawo i zaparkowałem za żywopłotem modląc się by nas nie zauważyli o ile za nami jechali.
-Wydaje mi się że czysto jest, a zostało nam 10 min do spotkania z chłopakami - powiedział David na co ja szybko zacząłem kierować się w stronę apsów po tą jebaną bombę.
-Kurwaaaaa nie chce się znowu spóźnić - warknąłem wkurwiony parkując na parkingu, który był przy apartamentach - zaraz wracam - powiedziałem wysiadając z auta i biegnąć do mieszkania.
Z szafki wyciągnąłem rzecz, po którą tu przyjechałem i przy okazji wziąłem mete i kamzy. Wróciłem do auta tym razem spokojniej tak by coś się nie rozwaliło. Wsiadłem na miejsce kierowcy i pojechałem w stronę naszej bazy.
-Bomba jest w torbie, wziąłem przy okazji mete i kamzy więc jak chcesz to bierz - powiedziałem z uśmiechem - jedziemy teraz na bazę po broń i sądzę że jesteśmy gotowi - dodałem przyspieszając tak by być na czas gotowym.
-Spokojnie nawet jak się spóźnimy to nic się nie stanie - odpowiedział David odkładając torbę na jego kolana.
Tym razem jak jechaliśmy to policja nas nie zatrzymała więc nie musieliśmy uciekać. Zaparkowałem koło pojazdu Speedo i biorąc torbę wysiedliśmy z auta. Weszliśmy do środka bazy i od razu poszliśmy do pokoju szefa gdzie była szafka z broniami. Wziąłem z mojej prywatnej szafki kałacha i amunicje wkładając je do torby. Przebrałem się w jakieś ciemne ciuchy, które zajebałem z szafki Vaskiego. Ubrałem jeszcze maskę i gotowy wyszedłem wraz z Davidem przed bazę czyli tam gdzie mieliśmy się spotkać. Po chwili każdy kto wchodzi do środka był gotowy i lekko niecierpliwy.
-Każdy gotowy? - spytałem na co każdy kiwną głową twierdząco - A więc jedziemy z kurwami - dodałem z uśmiechem wsiadając do pojazdu wraz z Davidem i Labo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro