Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏6✏

Nadszedł dzień małej imprezy w pracy.
Aktualnie kończę zamiatać salę, a Liam myje szybę.
Nie mam ochoty na nic, a dzisiaj będzie głośna muzyka, śpiewy i wiele innych rzeczy które będą mnie wkurzać.
Nagle usłyszałam dźwięk zbitego szkła, szybko spojrzałam na kolegę.

-Kurwa- mówi z irytacją. Patrzyłam na jedno miejsce przy stole. Brakuje tam jednego kielicha. Przewróciłam oczami, podeszłam do niego.

-Spokojnie. Zdarza się. Przynieś kolejnego- kucam i zgarniam szkło które znajdywało się na podłodze. Chłopak nic nie mówiąc poszedł, tak jak mu powiedziałam. Najwidoczniej nie tylko ja mam zły dzień. Wstałam na równe nogi, a koło mnie stał Liam trzymając szklany kielich.

-Sorka- mówi.

-Coś czuję że ona ci nie odpuści. I weźmie trochę kasy z twojej wypłaty- spojrzał w moje oczy.

-Jeśli tak zrobi, to już tutaj mnie nie będzie.

- I co? Zostanę sama?- pytam z lekkim żalem. Blondyn się uśmiechnął.

-Nie. Ty razem ze mną odejdziesz- szeroko się uśmiecha. To miłe z jego strony że myśli o mnie.

   

***

Ubrałam spódniczkę, ogarnęłam włosy, i spojrzałam na swoje odbicie.
Wyglądam dobrze. Tak jak powinno być, wyszłam z toalety z zaplecza, i weszłam za bar. Nasza szefowa już czekała na swoich klientów, była bardzo pobudzona, nabuzowana, chyba muszą naprawdę nieźle płacić.
Ponieważ na innych imprezach jej nie ma. Jestem bardzo ciekawa ile dają jej kasy, i czy my coś z tego dostaniemy.
Ja stałam przy kasie, a blondyn przy alkoholach. Zauważyłam przez szybę, że kilka sportowych aut parkuje, na naszym parkingu. Teraz dałam sobie zdać sprawę że niezła z tego kasa będzie, ponieważ wszyscy mają najlepsze sportowe auta, z najwyższej półki. Wzięłam wdech, a drzwi do restauracji się otworzyły.
Ta żmija odrazu ruszyła w tamtą stronę z sztucznym uśmiechem. Spojrzałam na Liama który powstrzymywał śmiech.
Czyli nie tylko ja to zauważyłam. Weszło kilku mężczyzn ubranych w garnitury, wszyscy mieli włosy ułożone na żel.
Szefowa rozmawiała z nimi, przez chwilę. Po kilku wymienionych zdań, podeszła do nas.

-Macie być mili.- mówi oschle - żadnych wybryków. Macie wszytko robić co oni sobie zażyczą- i weszła do kuchni. Widziałam lekki szok u Liama. Ta żmija nigdy tak się nie zachowywała.

-Przepraszam - odwracam wzrok. Za ladą stał wysoki brunet, o zielonych oczach, i kilkudniowym zaroście.

-Słucham- uśmiechnęłam się. Z kieszeni wyjął pendrajwa.

-Może Pani go podłączyć? One same będą leciały- podaje mi go. Kiwam głową, i wzięłam małą rzecz. Gość poszedł do swoich znajomych, a ja podeszłam do komputera. Podłączyłam małe urządzenie, po czym klikłam play. A po sekundzie było słychać już muzykę, która leciała z głośników.
Wyprostowałam się, i zauważyłam jak ktoś wchodzi do sali. To był mężczyzna który od niedawna tutaj przychodzi. Był ubrany w garnitur, ale włosy były ułożone w artystyczny nieład. Cała gromadka ludzi zwrócili się do niego z szacunkiem. Czyli on musi być ich szefem, i on zorganizował tą imprezę.

***


Po wydaniu obiadu, mój kolega poszedł na zmywaka żeby go trochę tam ogarnąć.
Ja nalewałam znowu soki do dzbanków. Oczywiście na stole bocznym jest dużo alkoholu, i też go piją, ale zauważyłam że część osób zgromadzonych tutaj nie pije picia procentowego.
Kiedy wszystkie były już napełnione zaczęłam je zanosić do stołów.
Będąc bliżej ich wzięłam wdech. Nie mogę zrobić nawet małego błędu, ponieważ zostanę zwolniona. A pieniądze są potrzebne.
Położyłam jeden dzbanek, zrobiłam kilka kroków wzdłuż stolika, pochyliłam się lekko i kładłam kolejny dzban. Kiedy zaczynałam się prostować, poczułam ból na pośladku. Odskoczyłam na bok, i spojrzałam na mężczyznę o rudych włosach.

-Nie bądź taka zdziwiona. Podobasz mi się- że co? Co on sobie myśli!

-Jeszcze raz tak zrobisz, a twoje klejnoty staną się jajecznicą - fukam w jego stronę. Ten uśmiechnął się cwaniacko. Wstał z miejsca, i spojrzał na mnie.

-A ja zrobię tobie kisiel w majtkach- łapie mnie za przed ramię.

- Puść mnie, bo jeśli nie, wezmę ten nóż z twojego talerza i wbiję tobie w rękę - syczę wściekła. Co on sobie myśli. Jest bogaty i wszytko mu wolno? Idiota. Poprostu kretyn. W tej chwili walczyłam z nim o wzrok. Nie zamierzałam się poddać, niech wie ten debil że ze mną nie wygra.

-Chyba zaryzykuję. Lubię takie które są pyskate.- uśmiecha się szeroko.
Już otwierałam usta żeby mu odpyskować. Lecz jakiś głos mnie wyprzedził.

-Co tutaj się dzieje?- ten debil odwrócił wzrok na osobę która nam przeszkodziła, i puścił moja rękę.
Spojrzałam w tamtym kierunku.
Stał koło nas niebieskooki.

-Nic. Rozmawialiśmy- mówi pewnie. Spojrzałam wkurzona na tego debila.

-No przyznaj się swojemu szefowi.- sydzę przez zęby. Lecz ten olał moje słowa.- pedofil- podeszłam do niego bliżej, i z całej siły stanęłam na jego stopę. Ten krzyknął z bólu łapiąc się za buta.- ciesz się że nie zrobiłam nic z nożem, o którym ci wcześniej mówiłam - spoglądam na ich szefa, a ten lekko się uśmiechnął, olałam to i zaczęłam iść w stronę baru.
Teraz napewno stracę pracę.
Zauważyłam blondyna który patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.

-Z czego się śmiejesz?- pytam lekko zła.

-Moja krew- mówi dumnie.

- Mogłeś mi pomóc- fukam

-Sama sobie dajesz radę.- mruga. Lekko się uśmiecham.

-Widziała to?- pytam z nadzieją że nie widziała.

- Przecież ona do domu pojechała- mówi z szerokim uśmiechem.
Boże co za ulga.

- Zaniesiesz resztę?- ten jedynie kiwa głową, a ja siadam na nasze krzesło.
Słabo mi trochę.
Liam złapał za dzbanki i ruszył w głąb sali. Przymknęłam oczy żeby trochę ochłonąć. To zapewne przez emocje. Trochę mnie poniosło.

-Przepraszam - otworzyłam oczy, i spojrzałam za ladę. - można trochę lodu dla kolegi?- robi lekki uśmiech. Wstałam z niechęcią i wyciągnęłam z zamrażarki paczkę lodu. Podałam brunetowi.- dzięki. I dobrze mu tak. Dobrze że to zrobiłaś- i poszedł szybkim krokiem zapewne do tego  pedofila. Chociaż jeden z nich uważa że dobrze mu tak.
Coś czuję że to będzie długa noc.

Zauważyłam jak Liam biegnie szybko w moją stronę. Jego wyraz twarzy wskazywał na lekkie przerażenie, do moich uszów doszły że ktoś z impetem zamknął za sobą drzwi.

- Pomóż bo tam się leją!- krzyczy, i szybko wraca tam do nich.
O matko. Co? Z lekkim szokiem pobiegłam za chłopakiem. Przepuścił mnie w drzwiach, na naszym parkingu bije się dwóch mężczyzn. Jeden leżał na plecach i próbował się bronić, ale chyba mu zbytnio nie wychodziło, ponieważ na nim siedzi napastnik i go okłada pieśniami. Do okoła nich stało grupka osób.
Kolega próbował odciągnąć jednego z nich, lecz sam dostał w brzuch.
Zbliżyłam się do nich, i teraz zauważyłam że ten który mnie zaczepił leżał na ziemi, a ich szef go bił.

-Przestańcie!!- krzyczę z przerażeniem. Lecz nikt nie reagował. -Bo zadzwonię na Policję!!- i na te słowa niebieskooki przestał i zdyszany spojrzał na mnie. Jego oczy były wręcz czarne. Spojrzałam na tego który leżał, całą twarz miał we krwi. -Zostaw go- mówię pewnie. Czarno włosy ostatni raz spojrzał na niego, i wstał na nogi. Na jednej z jego rąk zauważyłam krew. Boże. O co im poszło?

-Wstawaj- mówi wściekle, i patrzył z pogardą. Mój przyjaciel stanął koło mnie trzymając się za brzuch. Nie powiem, mocno dostał. Rudo włosy ledwo wstał na nogi. Podbiegło szybko do niego dwóch innych mężczyzn i go trzymało, ponieważ ledwo co stał. Boże masakrycznie wygląda. - Teraz przeproś, a jeśli nie, to nie przeżyjesz- spojrzałam z przerażeniem na czarno włosego.

-Pprzepraszam - ledwo to wypowiedział. Czyli on go pobił, za to co on mi zrobił. Boże. To moja wina. Po jego słowach ich szef spojrzał na mnie.

-Dobrze. Chodźcie do środka. A ty usiądziesz przy barze, żeby cię jakoś opatrzyć.- i skierowałam się w stronę wejścia do restauracji.

Liam stanął za ladą, rudo włosy został posadzony na krzesło,  niebieskooki patrzył bez uczuć na niego.
Podeszłam do szafki, z której wyciągłam apteczkę.

-Opatrzysz go?- pytam przyjaciela. Ten jedynie kiwa głową. Wzięłam jedną z butelek wody utlenionej,waciki i plastry. Spojrzałam na szafa tej imprezy.- Ty idziesz ze mną - powiedziałam bez uczuć, po czym weszłam na jedną ze sal.
Odsunęłam krzesło po czym on zajął miejsce. Odkręciłam zakrętkę z wody.

-Po co to?- usłyszałam. Chwyciłam za wacik, odwróciłam się przodem do niego.

-Też masz ranę. Widziałam.- kucnełam na przeciwko niego, zauważyłam jak się poprawia na krześle.- mogę?- spojrzałam mu w oczy. Już nie były czarne jak smoła, tylko takie jakie miał. Czyli w kolorze ciemnego niebieskiego, takie burzowe. Podał mi rękę. - Będzie szczypać- po ostrzeżeniu go, zaczęłam powoli lać wodę utlenioną na ranę, nie ruszył się, nie drgnął, nawet małego ruchu. Na ranie zaczęła robić się piana, to dobrze oznacza że rana zostaje oczyszczona. Wytarłam wacikiem, i nalałam kolejną porcję. Nagle usłyszałam krzyk, który dochodził zapewne od tego mężczyzny którego pobił.
Spojrzałam na niego, na twarzy było można zauważyć zadowolenie.

-Nie musiałeś go bić- opuszczam wzrok na ranę. Nowym wacikiem zaczęłam zgarniać resztki piany.

-Nie musiał cię dotykać- usłyszałam poważny głos czarnowłosego.

-Było mu tylko pogrozić, zwolnieniem- chwyciłam za paczkę plastrów.  Wyjęłam jeden.

- To było mu wbić ten nóż, a nie zostawiać mi brudną robotę - spojrzałam na niego. Patrzył się intensywnie w moje oczy, w moją duszę.

-Nie mogłam.- zaklejam ranę. Wstałam, zauważyłam na jego twarzy cwany uśmiech.

-Mogłaś. Teraz czekam na podziękowania.

-Przez was mogę zostać wylana. Miał być tutaj spokój- fukam w jego stronę.

- To nie mój problem. Więc- wstał z krzesła. Przybliżył się do mnie- teraz czekam na te piękne słowo- był zbyt blisko. Czułam zapach jego perfum.
Odsunęłam się, i wzięłam rzeczy. Jego niebieskie oczy wierciły mnie od środka.

-Dziękuję- szybko wróciłam do Liama. Stanęłam koło kolegi.























Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro