✏2✏
Równo o czwartej zadzwonił mój budzik. Sięgnęłam po telefon, i go wyłączyłam. Powoli usiadłam na łóżku, głośno ziewnęłam przy tym rozciągając się. Założyłam na stopy kapcie, po czym wyszłam z pokoju. Od razu ruszyłam w stronę salonu gdzie mama spała Zauważyłam ją chrupiącą na kanapie zakryta pościelą. Do okoła niej na podłodze walały się puste puszki, butelki po piwie. Przymknęła po cichu drzwi, podeszłam do szafki która stoi koło nich. Ubrałam kurtkę, buty, wzięłam duże wiaderko, klucze i latarkę. Z budynku wyszłam tylnim wyjściem do naszego ogrodu. Szybko przekroczyłam jedną część niego, po czym stanęłam przed komurką. Odpaliłam latarkę, odkluczyłam kłutke. Weszłam do środka. Szybko nałożyłam drzewa, chwyciłam też za jakieś małe wiaderko po farbie, i on po chwili był naładowany drzewem. Zamknęłam drzwiczki na kłutke, wzięłam wiadra do rąk, a po chwili wracałam do mieszkania.
Wzięłam ostatni gryz mojej kanapki, wstałam z krzesła, ruszyłam do swojego pokoju. Tam się przebrałam, ułożyłam włosy, szybkim krokiem weszłam do małej łazienki. Z kubeczka sięgnęłam po swoją szczoteczkę do zębów, umyłam je, wytarłam ręcznikiem usta, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Skierowałam się do salonu.
Mama siedziała na kanapie, oglądając przy tym telewizję. W pomieszczeniu trochę posprzątałam.
-Hej. Chcesz coś do jedzenia?- mama spojrzała na mnie.
-Chcę piwo- mówi pewnie. I tu się znowu zaczyna.
- Najpierw jedzenie. Nie wolno na pusty żołądek pić.
-To daj mi coś. A potem..- nie dałam jej dokończyć.
-Już robię- odwróciłam się tyłem do niej, weszłam do kuchni.
Zrobiłam pięć kanapek z serem, szynką, pomidorem i ogórkiem. Będę musiała dzisiaj z pracy iść na zakupy. Skromne zakupy. Wzięłam talerz z jedzeniem dla kobiety. Położyłam na stole, mama z niechęcią wzięła pierwszą kanapkę. Ja usiadłam obok niej, i zaczęłam myśleć.
Nie myślicie chyba że ona tak od zawsze?
To się stało gdy tata umarł wypadku w pracy. Obie to bardzo przeżyłyśmy.
Ja po kilku tygodniach musiałam trochę się ogarnąć, ponieważ musiałam już szukać pracy. Miałam wtedy szesnaście lat. Mama do dziś pije ze straty małżonka. To dobra kobieta, tylko trochę pogubiona. Po pogrzebie ojca, mama już całkiem się załamała, zaczęła wtedy więcej pić. Nie chodziła do pracy ponieważ nie miała na to sił, a jak mówiła że idzie, to była wtedy wymówka żeby iść na ławeczkę pod sklepem, i chlać.
Mama po jakimś czasie straciła pracę, to jej stan się bardziej pogłębił.
Próbowałam jej nie raz wytłumaczyć że tak nie wolno, że niszczy swoje życie. Ale nie słuchała. A jak zaczynałam temat o odwyku, to krzyczała, rzucała rzeczami, i nawet mówiła że jestem wyrodną córką.
Wiem że tego nie miała na myśli, to wszytko przez alkohol. Ona jest po prostu chora.
Może kiedyś uda mi się ją przekonać o leczeniu. Lecz moja nadzieja na to dawno prysła.
-Już- spojrzałam na talerz.
Zjadła tylko trzy kanapki. To za mało. Z niechęcią wstałam z kanapy, po czym ruszyłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi, i z pod łóżka wyciągnęłam tylko dwa piwa. Wychodząc zakluczyłam drzwi, schowałam klucze do torebki która znajdowała się na krześle w kuchni.
-Masz.- podałam kobiecie, a ona od razu otworzyła jedną puszkę i zaczęła łapczywie pić. Ten widok mnie bardzo bolał.- proszę cię żebyś co jakiś czas podkładała do pieca.- powiedziałam. Po czym wróciła do oglądania.
Westchnęłam. Ostatni raz podłożyłam. Ubrałam się, i jak najszybciej wyszłam z mieszkania. Ponieważ zostało mi piętnaście minut do pracy. Zakluczyłam drzwi, i zbiegłam po schodach.
***
Weszłam do środka restauracji. Spóźniłam się pięć minut. Dobrze że jeszcze szefowej nie ma, ona nienawidzi jak ktoś się spóźnia.
Odpiełam trochę kurtkę i ruszyłam w stronę mojego stanowiska pracy. Będąc przy ladzie zauważyłam Liama który robił już kawy. Zapewne dla osób które pracują w kuchni.
-Hej- mówię wesoło. Podeszłam do wieszaka i zawiesiłam torebkę, kurtkę wraz z czapką. Już się robi coraz chłodniej, a w tym tygodniu zapowiadają śniegi, ja jestem w czarnej dziurze z opałem. Nie starczy na całą zimę, i to mnie przeraża. Kolejny problem, z którym muszę sama się uporać.
-Hej Lily.- zauważyłam na jego twarzy szczery uśmiech. -Weź proszę tą tacę i daj ją na kuchnię. A ja zrobię dla nas z dodatkiem kakao.
Po tych słowach wyjął z szafki dwa kubki. Jest najlepszy. Tak jak rozkazał wzięłam tacę z kawami, po czym weszłam do kuchni. Nikogo w pomieszczeniu nie było, zapewne są na fajce, wiecie taki relaksik przed robotą. Z tego co wczoraj słyszałam to dzisiaj mają masę roboty. Wróciłam do chłopka. Zauważyłam że już kończy robić nam napoje. Usiadłam na krzesełku, odpaliłam laptopa, i włączyłam muzykę, potem weszłam w zakładkę " terminy" . W niej są daty imprez, ślubów, komunii i wiele innych.
-Odziwo w ten weekend nie mamy żadnej imprezy.- chłopak podał mi kubek z ciepłym napojem, i oparł się za mną na ścianie. Wzięłam łyk. Odrazu ciepło rozeszło się po moim ciele.
-To dobrze. Ale wiesz jak to weekendy. Mogą być turyści.
-Masz rację. A wiesz kiedy będzie szefowa?- zerknęłam na niego.
Liam pokiwał głową na boki. No to fajnie. Nam każe być bardzo wcześnie w pracy, a ona zapewne przyjedzie pod wieczór. Dzisiaj będziemy więcej niż dwanaście godzin. Czasami mam dosyć tej pracy.
Nawet chłopak kiedyś powiedział że jak to się nie zmieni, to sam się zwolni. On może na to sobie pozwolić, ale ja nie. Nigdzie nie znajdę lepszej pracy, nie skończyłam szkoły, a on nawet liceum ma. Tak naprawdę chłopak jest lepszej sytuacji niż ja.
-Mam już budę. Przywiozę ci ją dzisiaj.
-Już? Szybko ci to zajęło- patrzę na niego z szokiem.
-Dla najlepszej kumpeli z pracy zrobiłem szybko.- puścił mi oczko.
Buda jest mi potrzebna dla Herkulesa. Nie mam warunków żeby go trzymać w domu, więc poprosiłam Liama żeby mi ją zrobił. Kotek będzie mieć schronienie przed zimnym wiatrem, deszczem. Ona nie jest duża jak dla psa. Ale taka mała, skromna. Napewno się ucieszy. Lepsze to niż nic, a w tym tygodniu śniegi zapowiadali.
-A ma przykryte przejście czymś? Żeby dziury nie miał otwartej?- pytam.
-Tak tak. Na luzie wejdzie.- bierze łyk. Robię to samo, wstałam z krzesła, i zaczęłam wycierać kurze ze stolików.
***
-Proszę zrobić kawę dla mnie - do restauracji weszła nasza szefowa.
Tak jak mówiłam jest prawie już osiemnasta. To mnie irytuje w tej kobiecie. Wysoka, szczupła blondynka w okularach, która ma około czterdzieści lat, tyle lat w branży, a ona dalej się spóźnia. Zawsze mówi że będzie wcześniej, ale tak nie jest. Wstałam od komputera, i zaczęłam robić dla niej napój. Gdybym mogła to bym tam napluła. Liam kiedyś tak chciał zrobić, ale ta zołza była blisko niego.
Czarna z jedną łyżeczką cukru. Taką uwielbiała. Kobieta rozebrała się przy jednym ze stolików. Odzież powiesiła na jednym z czterech krzeseł. Wyciągnęła swój laptop, i dokumenty.
-Proszę - położyłam szklankę na stoliku.
Nic nie odpowiedziała, ponieważ była pochłonięta czymś na urządzeniu.
-Dzień dobry - mówi Liam wchodząc na salę z skrzynką napojów. Robi porządki przy barze. A ja robiłam z kwiatkami, ponieważ niektóre potrzebowały już ratunku.
-Dobry - odzywa się.
Odeszłam od stolika, i szybko weszłam do kuchni.
Zauważyłam że Pani Linda smarzyła kotlety. Robiła dla całej ekipy spóźniony obiad. Kiedy mnie zauważyła uśmiechnęła się szeroko. Linda jest bardzo pogodną, zaradną i przemiłą osobą.
-Przyjechała- mówię cicho, tylko żeby ona to usłyszała.
-Trudno. Zaraz będzie jedzenie. Mamy przerwę - mówi pewnie.
Każdy z nas się boi zrobić nawet krótką chwilę przerwy. Ponieważ szefowa strasznie goni, dla niej przerwa może trwać pięć minut, i to ma nam starczyć.
Taka jest, dlatego każdy z nas jej nie lubi, nawet szef kuchni.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro