Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏16✏

Podałam z niechęcią mamie piwo, po czym poszłam do swojego pokoju.
Będąc w nim położyłam się,i zaczęłam poprostu płakać.
Płakać z bólu.
Leczenie nic nie daje, to jest taki przyszywający ból, że nawet nie potrafię go opisać.

Dzisiaj o dwudziestej mam wpaść na swoją imprezę urodzinową, do Liama.

Tak naprawdę gdyby nie on, to znowu bym je spędziła w domu, na swoim łóżku oglądając przy tym jakiś serial.

Złapałam ręką za poduszkę, i ją zbliżyłam do siebie, przytulając.
Moją twarz schowałam w niej, cicho szlochając.

Moje życie to jest jakaś porażka

Słysząc dzwonek do drzwi, oderwałam twarz od materiału pierzyny.
Leżałam patrząc na ścianę, przy tym modląc się. Żeby ta osoba sobie dała spokój, i poszła.
Nie mam chęci wstawać z łóżka, a tym szczególności z kimś rozmawiać. Potrzebowałam ciszy i spokoju.

Słysząc kolejny raz dźwięk dzwonka, z niechęcią wstałam z łóżka.

Wyszłam z mojego azylu.
Podeszłam do drzwi które prowadzą do salonu.
Spojrzałam na kobietę, która trzymała piwo, a drugiej ręce papierosa, przy tym oglądając jakiś film, który leciał w telewizji.
Zamknęłam je, a idąc w stronę drzwi wejściowych do moich uszów doszedł dźwięk dzwonka.

Uchyliłam je trochę, przy tym lekko zaglądając kto to mógł być.

Otworzyłam szerzej drzwi, i ze zdziwienia moje oczy zapewne też się poszerzyły.

Na korytarzu stał czarno włosy, był ubrany w garnitur, w takim samym kolorze co jego czupryna.
Patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, z wielkim szczerym uśmiechem.

Uwielbiam ten uśmiech.

-Aron?- pytam się głupio.

-Cześć słoneczko. Wszystkiego najlepszego Lily- powiedział, a rękę w której trzymał bukiet róż w kolorze czerwonym, zbliżył do mnie.

-Dziękuję- mówię, przyjmując od niego prezent.

Przybliżyłam kwiaty bardziej do siebie, i powąchałam je.

- Pięknie pachną- uśmiecham się lekko do siebie.

-Cieszy mnie to że,Tobie się spodobały - wróciłam wzrokiem do niego.

Nagle jego uśmiech z twarzy znikł, a na to na jego miejsce wyraz twarzy przybrał postać kamienną.

-Czemu płakałaś?- pyta wprost, patrząc w moje oczy.

W tej chwili klnęłam na samą siebie.
Czemu nie wytarłam łez?

Co mam mu odpowiedzieć? Przecież to nie jest jego sprawa.

Każdy z nas ma chwile słabości, i problemy. To jest normalna ludzka rzecz.

-Nie płakałam - mówię spokojnie, przy tym mrugając kilka razy, żeby łzy znikły.

Chłopak patrzył na mnie intensywnie w moje oczy, przez co poczułam gęsią skórę na plecach, i niepewność.
Jakbym była w jakimś potrzasku.

-Mogę wejść?- zapytał dalej patrząc na mnie.

Nerwowo złapałam mocniej bukiet kwiatów. Odwróciłam głowę za siebie, spoglądając na moją kuchnie.
Drzwi zamknięte, pomieszczenie było posprzątane.
Wróciłam wzrokiem na czarno włosego.

Kiwnęłam tylko głową, i sama weszłam w głąb mieszkania.
Z szafki która znajdowała się bliżej drzwi do mojego pokoju, wyciągnęłam z niej malutki wazon który od lat nie był używany.
Nalałam do niego wody, i włożyłam mój prezent urodzinowy.

Oparłam się plecami o blat kuchenny, spoglądając na chłopaka. Ten usiadł przy stole, rozglądając się po pomieszczeniu.

Kuchnia była w małych rozmiarów, mimo to że czasu nie mam, i na dodatek zachorowałam to zawsze trzymałam w niej czystość.

Patrzyłam w skupieniu jak chłopak wędrował wzrokiem po całym pomieszczeniu.

Pewnym momencie nasze spojrzenia się złączyły. Mimo to że wiem kim jest, co zrobił to teraz czułam się bezpiecznie i komfortowo w jego towarzystwie. 

Jesteś szalona Lily.

-Co chcesz do picia?- odezwałam się po pewnym czasie ciszy.

-Masz kawę?- spytał.

Kolejny raz pokiwałam głową, odwracając się przy tym do kuchennego blatu. Włączyłam wodę do gotowania. Sięgnęłam po kubek. A gdy zaczęłam powoli sypać kawę do naczynia usłyszałam głos mamy.

-Dasz mi kolejne piwo?!- odłożyłam pudełko z kawą, i weszłam do do swojego pokoju.

Miałam nadzieję, głupią nadzieję że moja mama do końca tego spotkania się nie odezwie.
Teraz jestem ciekawa co o mnie myśli. O mojej rodzinie.
Ludzie któzi byli blisko naszej rodziny, od tak się odwrócili ponieważ moja mama zaczęła chlać.

Z pod łóżka wyciągnęłam dwa piwa.

Idąc w stronę salonu, nie spojrzałam na Arona. Ponieważ się wstydziłam.

Otworzyłam drzwi, weszłam już do zadymionego przez papierosy pomieszczenia.
Mama spojrzała na mnie, a raczej to co trzymałam w rękach.
Podałam jej procentowe picie.

-Nie pij tyle.. proszę - mówię szeptem, żeby chłopak tego nie słyszał.

-Będę pić ile chcę - mówi oschle. Otwierając już jedną puszkę.

Zalałam kawę, powoli ją przeniosłam na stół tam gdzie już stał cukier.
Usiadłam na drugim krzesełku patrząc na stół.

W myślach krzyczałam z bólu, ale nie mogłam teraz się rozkleić. Nie mogłam.

-Chcesz może jutro ze mną gdzieś pojechać?- patrzyłam z szokiem na niego.

-Nie wiem czy..- urwałam odpowiedź, żeby go nie zranić.

Czy ja naprawdę tak pomyślałam?

-Czy to dobry pomysł - dokończył za mnie. Wziął łyka napoju.
Nie odrywając wzroku od mojej osoby.

-Dziękuję za wczoraj. Gdyby nie ty, to nie wiem jak by to się skończyło. - powiedziałam z dzięcznością. Przy tym szybko zmieniając temat.

Po wczorajszym wydarzeniu, mam nadzieję że Derek da już sobie spokój.
Wtedy byłam naprawdę przerażona.
Gdyby nie to że mnie uratował, mógł zrobić mi krzywdę.

-Nie ma za co- mówi pewnie.

***

Założyłam buty, i szybko wyszłam z domu, przy tym zamykając drzwi.

Wychodząc z budynku, zauważyłam jak auto przyjaciela stało na poboczu ulicy.
Wzięłam wdech i postawiłam krok.
Każdy, nawet najmniejszy ruch kosztuje moim cierpieniem.

Wsiadałam do środka, przy tym zapinając odrazu pasy. Kiedy to zrobiłam z uśmiechem spojrzałam na Liama.

-Hej- uśmiecham się szeroko.

-Hejka.

Chłopak odpalił samochód, po czym wjechał na jezdnię.

Zrobiłam lekki uśmiech na mojej twarzy żeby tylko chłopak się nie dowiedział jak naprawdę się dzisiaj czuję.

-Jak się czujesz? - spoglądam na niego.

Ten na chwilę oderwał wzrok od drogi spoglądając na mnie. W jego oczach było widać troskę.

-Dobrze- odpowiedziałam szybko z uśmiechem.

Skłamałam

-Cieszy mnie to. Ponieważ dzisiaj będzie gruba impreza!- krzyknął radośnie.

-Tak?- odpowiadam pytaniem. Byłam rozbawiona jego zachowaniem. Uroczym zachowaniem.

-Tak! Będzie tort, balony, muzyka!!!

Blondyn mówił z taką radością, z taką piękną energią.
I to jest właśnie Liam.

Pamiętam jak kiedyś uciekaliśmy przed policją, ponieważ włamał się na teren swojej ex dziewczyny.
A on chciał tylko swoje rzeczy zabrać.

Wtedy jechaliśmy na jakimś krosie, wtedy naprawdę się bałam jeździć z nim szybko. Wtedy trzymałam się kurczowo jego ciała.

Mimo fatalniej sytuacji, był rozbawiony, i pełen energii.

Kiedy policja już siedziała nam praktycznie na ogonie, Liam skręcił gwałtownie na drugi pas ulicy, przez co zostaliśmy odwróceni w przeciwną stronę kierunku jazdy, i po kilku sekundach wjechaliśmy w jakiś las.

Ta akcja była jakby z jakiegoś filmu akcji.

Niestety nie miał szczęścia w miłości, ale wierzę. Głęboko wierzę że kiedyś spotka tą jedyną, i będzie szczęśliwy do końca życia.
Że będą lassem szaleć po tym pięknym świecie.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, powoli wyszłam z auta, przy tym robiąc grymas.
Lecz on szybko zniknął z mojej twarzy, a za to zagościł mały uśmiech. Nie chcę martwić blondyna.

Odwróciłam się przodem do mojego towarzysza.
Chłopak zamknął drzwi od auta, i razem ruszyliśmy do jego mieszkania.

Weszłam do salonu, gdzie były balony, muzyka w tle, a na dużym stole tort. A na kanapie siedziała Jesse z prezentem.













Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro