✏13✏
W raz z numerkiem usiadłam na poczekalni.
Dzisiaj mam się dowiedzieć co toczeń zaatakował, i jak będę leczona. Psychicznie czuję się źle, nie fatalnie ale źle. Ta choroba tak nagle przyszła, czuję strach, nie wiadomo co będzie dalej.
Kątem oka spojrzałam na kobietę która siedziała przede mną, w ręce trzymała papierek zapewne z numerkiem. Bawiła się nim. Chyba ze stresu.
Wzięłam wdech, zamykając na chwilę oczy.
Teraz zdałam sobie sprawę że mam dużo problemów.
Alkoholizm mamy, brak jak na razie pieniędzy przez moją chorobę. Aron, zabójstwo.
To zaczyna mnie powoli przerastać.
"Ale uwierz mi, też jestem niebezpieczny Lily. Jeśli mnie zdenerwujesz to wtedy nie wiem czy dam radę się powstrzymać"
Czarno włosy był zarównie niebezpieczny jak tamci któzi mogą mnie szukać. Ponieważ mogli go gonić, i mogli zobaczyć że ja mu pomagam.
Chłopak który zabił człowieka, i mnie porwał jest psychopatą. Nie wiem kim on jest, ale jeśli będę miała okazję.
A raczej taka będzie.
Zapytam wprost. Przez niego mam jeden kłopot więcej.
Ale boję się dowiedzieć prawdy o nim. Może się okazać się jeszcze gorszą osobą niż ja myślę.
***
-Dzień dobry - mówię to siadając na krześle po drugiej stronie biurka. Moja lekarka spojrzała na mnie.
-Dzień dobry - uśmiecha się lekko.
Otworzyła szafkę która znajduję się w biurku, po jej stronie.
Z niej wyciągnęła białą teczkę.
Jedynie zdążyłam przeczytać Lilly Evans.
Połknęłam ślinę, a swój wzrok znowu skierowałam na jej osobę.
-Mam wyniki- otworzyła teczkę, i wyciągnęła z niej plik połączonych kartek.
-I jak?- pytam z niecierpliwością. Poprawiałam się na krześle, patrząc w skupieniu na lekarkę.
- Choroba zaatakowała nerkę.- odwróciła swój wzrok od kartek, patrząc w prost w moje oczy.
Przymknęłam oczy, a w mojej głowie zaczął się haos. Poczułam duży ból, z mieszanym strachem, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz. To za duży ciężar.
Otworzyłam oczy, i oparłam się o oparcie krzesła. W tej chwili chciałam krzyczeć, płakać. Patrzyłam się w te moje wyniki badań. Niedowierzając.
-Przykro mi- kobieta nie odwróciła ode mnie wzroku.
-To pewne?- mój głos lekko się załamał. Spojrzałam na nią.
-Tak. Niestety- lekarka sięgnęła po laptopa, i zaczęła coś klikać, i pisać.
Po chwili znowu spojrzała na mnie.
-Mam wolny termin za dwa dni. Musimy zacząć to leczyć.
-Jak?-pytam
- Lekami które się nazywają immunosupresyjne.- otworzyłam szerzej oczy, i połknęłam ślinę.
-Co to?
- Taki lek. Który wycisza odpowiedzi immunologicznej organizmu poprzez hamowanie. Wytwarza przeciwciała oraz komórek odpornościowym. Lek można podawać doustnie, lub dożylnie- kończy patrząc pewnym wzrokiem na mnie.
- A mi jak to podacie?- zadaję kolejne pytanie.
- Dożylnie- odpowiada szybko.
-To boli?
-Może. Ale każdy ma inny organizm.- wraca wzrokiem znowu na laptopa.
-Chcę panią widzieć za dwa dni o dziesiątej. Wtedy zrobimy pierwsze badanie.
-Dobrze- mówię cicho.
***
Otrzymałam drzwi do mieszkania, dzisiejszy poranek bym masakryczny.
Swoje kroki od razu skierowałam w stronę salonu.
Na kanapie leżała kobieta która mnie urodziła, koło mebla leżała sterta butelek po procentowym piciem. Ten widok w dzień w dzień mnie dobija.
Zamknęłam za sobą drzwi, i usiadłam przy stole w kuchni. Po jednym dniu euforii mamy, że przestanie pić minęła zbyt szybko.
Wyciągnęłam z torebki telefon, odblokowałam go, i wybrałam numer.
Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
Jeden sygnał, drugi sygnał, i nagle usłyszałam dobrze mi znany głos.
-Tak?- zapytał przyjaciel.
-Liam. Hej. Masz teraz luz w robocie?- nerwowo zaczęłam bawić się skrawkiem materiału z kurtki.
-Chwilowo tak. Nawet tej jędzy nie ma. A co?- uśmiechnęłam się szeroko.
-Zaraz będę u ciebie - rozłączyła się, szybko wstałam. Wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi, i bez zbędnych ceregieli ruszyłam do pracy.
W pośpiechu wyszłam z bloku, przez co moje ciało wpadło na kogoś. Zrobiłam dwa kroki do tyłu, i podniosłam wzrok na moją przeszkodę.
-Co tutaj robisz?- mówię zirytowana.
Derek wesoło się uśmiechnął, nie odwracając ode mnie wzroku.
Czy ten chłopak nie może sobie odpuścić? Nie może dam mi świętego spokoju?
-Gdzie lecisz?- spytał.
-Daleko od ciebie- fukam w jego stronę, przy tym go omijając.
-Jak tam twoja mama?- usłyszałam za sobą.
Stanęłam w miejscu, odwróciłam się przodem do mojego byłego chłopaka. Zauważyłam uśmieszek. Ten cwany uśmieszek. Nie dam mu drugi raz niszczyć w jakimś stopniu moją psychikę.
Nasz związek był haotyczny, fałszywy. Taki toksyczny w niektórych sytuacjach.
-To chyba nie twoja sprawa, radzę tobie iść stąd - mówię pewnie, żeby zrozumiał mój przekaz.
-Chyba obydwoje wiemy że mnie potrzebujesz.
Zaś miałam się na jego słowa.
-Ja nikogo nie potrzebuję, a szczególnie nie potrzebuję twojej osoby. Derek- zrobiłam krótką pauzę - jeśli nie dasz mi spokoju to wydam cię na policji. A teraz żegnam - machnęłam ręką, a potem ruszyłam w stronę restauracji.
Jeśli on naprawdę nie da mi spokoju, nie zostawi mnie, to zgłoszę nękanie, i zeznam jak zdobywał pieniądze na życie.
Poprawiłam torebkę na ramieniu, jeszcze szłam kawałek prosto, a po chwili skręciłam w uliczkę.
Szybko przekroczyłam te miejsce.
Z Derekiem miałam dobre chwile. Szczególnie te na początku naszego związku. Był troskliwy, brał mnie na każdą imprezę, dawał prawie codziennie kwiaty. Wtedy było bajecznie.
Ale pewnym momencie poznał Adriana. To był mężczyzna który zniszczył wszystko tak naprawdę. On wymyślił ten sposób zdobywania pieniędzy, Derek już nie brał mnie na żadne imprezy, nie dawał już żadnych kwiatów.
Kiedyś robiłam jedzenie trochę później, niż zazwyczaj, to wtedy pierwszy raz zaczął mną pomiatać.
Później było gorzej, ale wybaczałam mu, ponieważ go kochałam.
A kiedy się dowiedziałam o jego tajemnicy, to bez zastanowienia zerwałam z nim.
I tak naprawdę cieszę się że już to mam wszystko za sobą.
Otworzyłam drzwi, odrazu ciepło które znajdowało się w pomieszczeniu, otulił moje zamarznięte ciało.
Weszłam w głąb restauracji, a za ladą zauważyłam blondyna który siedział na telefonie i pił kawę.
-Hej- mówię opierając się o ladę, chłopak który był po drugiej stronie, oderwał wzrok od ekranu, i z wielkim uśmiechem zwrócił całą uwagę na mnie.
-Witam Panią - uśmiecham się szeroko- kawy?- pyta odrazu.
Kiwam jedynie głową, podeszłam do jednego stolika, ściągnęłam kurtkę, czapkę i rękawiczki. Położyłam rzeczy na drugie krzesełko.
Usiadłam na miejscu, a blondyn położył mój napój przede mną.
Spojrzałam na niego, Liam usiadł na przeciwko mnie.
-Co słychać?- pyta w prosty.
- Źle- mówię szczerze, biorąc do ręki kubek z ciepłą kawą. Wzięłam dużego łyka. Wróciłam wzrokiem na chłopaka.
-Co jest?- w jego oczach zauważyłam troskę, i strach. Jego spojrzenie skanowało moją twarz.
-Nerki- mówię szeptem, ten zmarszczył brwi nie rozumiejąc co mówię. - Toczeń zaatakował moją nerkę. Za dwa dni mam mieć już leczenie- mówię to patrząc w głąb jego oczów.
Blondyn oparł się o oparcie krzesła, ciągle patrząc w moje oczy, otworzył lekko usta. Zapewnie niedowierzając moim słowom.
Sama jestem załamana moim stanem. Jest zbyt poważny.
-Nie- nagle się odzywa. Spuszczam wzrok na kubek, i jedynie skupiając się na nim. -Kurwa- słyszę kolejne słowo od przyjaciela. -Lily- wróciłam wzrokiem na niego. On jedną ręką złapał moją w geście oduchy.- Będzie dobrze kochana.- uśmiecham się lekko, i kiwając głową że rozumiem.
-Pójdziesz ze mną?- pytam z wielką nadzieją. Wiem że szansa że ze mną pójdzie jest nikła, ale nadzieja przecież jako ostania umiera.
-Nie wiem czy ona da mi wolne. Jutro wieczorem dam znać- nic mu nie odpowiedziałam. Ponieważ nie wiedziałam co.
Wzięłam kolejnego łyka kawy, i też oparłam się o oparcie.
Spojrzałam na niego, z jego wyrazu twarzy było można odczytać współczucie.
-Jak w pracy? Dajesz radę sam?
-Tak jakoś idzie.- szybko mówi- tylko boję się tej soboty ponieważ mamy imprezę na dwadzieścia pięć osób.
-Dasz radę. To tylko dwadzieścia pięć osób. Co to dla ciebie?- uśmiecham się. Przyjaciel odwzajemnił gest.
-A oprócz tego, to co słychać?- wzięłam wdech.
-A oprócz mojej choroby to dzisiaj Derek znowu był u mnie.
-Dupek. Jak go spotkam to go zleję. - poprawił się na krześle.
-Nie widzę takiej potrzeby. Pogroziłam mu policją. Może da mi spokoju.
-Może..- nie dokończył zdania, ponieważ do naszych uszów doszedł dźwięk otwierających się drzwi.
Obydwoje całą swoją uwagę skupiliśmy na tamto miejsce. To była dobrze mi znana grupka osób, a przed nimi szedł on. Spojrzał na mnie, ale to nie trwało długo ponieważ odrazu zajął swoje ulubione miejsce.
Wróciłam szybko wzrokiem na przyjaciela.
-Robota. Zaraz wrócę - zaczął się podnosić z miejsca.
-Nie. Szybko dopiję kawę i lecę - mówię.
Tak jak mówiłam szybko, wypiłam picie które on mi zrobił. Ubrałam się, a brudne naczynie położyłam na ladę, pożegnałam się z nim, i wyszłam z restauracji.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro