✏10✏
Wsiadłam do autobusu miejskiego. Kupiłam bilet i zajęłam wolne miejsce.
Trochę się stresuję, dzisiaj jadę po wyniki krwi, wraz z wynikami moczu, a później odrazu do mojego lekarza.
Boję się że mogę być na coś poważnie chora, a te podejrzenia o moim stanie są przerażające.
Ostanie dni minęły mi bardzo ciężko. Co chwilę miałam gorączki, osłabienie, zawroty głowy, bóle.
Po prostu katorga.
Liam oczywiście się troszczył w pracy. On większość roboty sam robił, a wiedząc że ta żmija nie da mi wolnego, to powiedział że mam siedzieć na dupie, i odpoczywać.
Dzisiaj też idę do tego wariatkowa, tylko mam na popołudnie.
Kiedy autobus się zatrzymał na moim przystanku, to wyszłam z pojazdu, odrazu kierując się w stronę przychodni.
Idąc chodnikiem, zamyślona patrząc na swoje nogi na kogoś wpadłam. Odrazu podniosłam szybko wzrok, zwracając całą swoją uwagę na tego kogoś.
-Przepraszam - mówię. Chłopka spojrzał na mnie. To był blondyn o pięknych niebieskich oczach, był ubrany w kurtkę zimową i w dresy. Chyba nawet w moim wieku był lub trochę straszy był. Ponieważ wygląda na młodego.
-Nic się nie stało. To też moje wina. Akurat gapiłem się w telefon- mówi z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na jego ręce. Faktycznie miał urządzenie w ręce.
-Przepraszam jeszcze raz - mówię pośpiesznie szybko odkręcając się na pięcie. Zrobiłam dwa kroki do przodu, a do moich uszów doszedł dźwięk jego głosu.
-Ja też!
***
-I jak pani doktor?- spojrzałam na kobietę która uważnie czytała moje wyniki. Siedzę w gabinecie już dziesięć minut. Niby tak mało, ale mi się wydaje jakby to była wieczność.
Jej mina nic nie pokazywała, żadnych emocji. W skupieniu czytała dwie kartki które trzymała w swoich rękach.
Nienawidzę czekać, a szczególnie jeśli chodzi o moje zdrowie.
Siedziałam na krześle jak na szpilkach, a w rękach bawiłam się kawałkiem czapki.
Po kilku minutach ciszy, kobieta położyła kartki na swoim stanowisku pracy, ściągnęła okulary, a swój wzrok zwróciła na mnie.
- Moje przepuszczenia- kładzie okulary na biurko- były słuszne Panno Lily- mówi z pełną powagą.
Czyli jednak. Mam toczeń.
Oparłam się o oparcie krzesła, i spojrzałam z niedowierzaniem na rzeczy z biurka. Nerwowo zaczęłam ruszać nogą, a moje serce biło szybko.
-Nie wierzę- mówię.
-Jeszcze coś.- szybko spojrzałam na lekarkę. Co jeszcze?- toczeń rumieniowaty układowy. Atakuje zdrowe tkanki. Najczęściej uszkadza nerki, stawy oraz skórę. Badanie moczu pokazuje że coś jest nie tak z nerkami. Lub nerką. Prawdopodobnie to zostało zaatakowane.- kończy patrząc znowu na moje wyniki.
Toczeń. Mam problemy z nerką lub z obydwoma nerkami? Czyli mój stan jest poważny?
- Oczywiście zrobimy dokładne jeszcze badania. Żeby wiedzieć czy napewno to zostało zaatakowane.
-Ale ja nie mam czasu. Ja..ja naprawdę to mam?- nie wiem dlaczego ale w tym momencie chce mi się płakać.
- Niestety. A ja pani dam chorobowe na miesiąc jak na razie, żeby zrobić dokładne badania...- przykrywam jej.
-Chorobowe?- pytam jak głupia- ja nie mogę pójść na wolne. Ja muszę pracować żeby mieć pieniądze- mówię szybko.
- To jest konieczne proszę Pani.
Jedynie kiwam głową. To jak teraz przeżyję? Ja potrzebuję pieniędzy, przecież bez nich nawet dnia nie przeżyje.
***
Szybkim krokiem szłam chodnikiem, w stronę tej durnej pracy.
Skręcałam w uliczkę, żeby jak najszybciej tam dotrzeć. Jestem spóźniona już o pięć minut. Szefowa mnie zabiję.
Nagle moja twarz styknęła się w czyjąś klatkę piersiową.
Spojrzała. Na tego kogoś.
To był mój były. Derek. Odsunęłam się o dwa kroki do tyłu.
Stanęłam na przeciwko niego. Patrzyłam w te piękne zielone oczy, w których kiedyś się zatraciłam. Długo musiałam zdrowieć, i przestać myśleć o nich, żeby stać dzisiaj tutaj.
- Spieszę się. Sorry- chciałam już do wyminąć, ale złapał mnie za ramię.
-Kochasz mnie?- zadał kolejne pytanie. Otworzyłam szerzej oczy.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
Mój były kiwnął głową, i puścił mnie.
W myślach przeklinałam ten dzień. Ten czas kiedy na siebie wpadliśmy na tym jebanym chodniku. Przecież już się wyleczyłam. Zaczęłam na nowo żyć.
-Byłam w tobie zakochana- mówię z lekkim smutkiem wiedząc jak to się skończyło. -Chciałam być z tobą - ruszam ramionami na chwilę spuszczając wzrok. - Ale teraz to tylko przeszłość - wracam wzrokiem na jego oczy- wspomnienie. - patrzył na mnie z kamienną twarzą, ale jego oczy pokazywały żal.
Wiedziałam dobrze że nasz związek był w pewnej części toksyczny. Ale kochałam go. Kiedy z nim zerwałam czułam się źle.
-Potrzebujesz mnie- powiedział pewnie.
-Nie. Nie potrzebuję cię.- kiwam głową na boki. Zaczęłam go już wymijać, lecz jego głos mnie zatrzymał.
-Wiem że cię zraniłem. Ale obydwoje wiemy że mnie nadal kochasz- łapie mnie za dłoń. Spoglądam na nie.
-Mogę iść?- pytam głupio podnosząc wzrok na chłopaka. Zmarszczył brwi. - Ponieważ nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy, i chcę zapomnieć.- kończę postrzymując moje łzy.
Puścił moją dłoń. Bez zbędnych słów odwróciłam się, i zaczęłam się oddalać od niego. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
***
Weszłam do środka, moim oczom ukazała się grupka osób która ostatnio często przychodzą.
Idąc dalej zauważyłam Liama który robił kawę.
-Hej- mówię szeptem na wypadek gdyby była tutaj gdzieś szefowa.
-Nie ma jej jeszcze. I nie zauważy że się spóźniłaś- uśmiecha szeroko podając mi kawę - proszę
-Dzięki - weszłam szybko za ladę przy tym ściągając kurtkę.
-I jak?- spoglądam na kolegę. Jego wyraz twarzy wskazywał na troskę.
-Idziesz palić- wstaje na przeciw chłopaka. On szybko kiwa głową, a z kurtki wyciąga paczkę.
Razem wyszliśmy na zewnątrz, stając przy śmietniku. Liam odpalił jednego papierosa.
-No- mówi to wypuszczając dym papierosowy z ust.
-Nie wiem nawet jak mam to zacząć.- spoglądam na swoje ręce.
-Od początku. - uśmiecha się.
- Podejrzają u mnie toczeń. Znaczy to niby już pewne- chłopak na moje słowa zaczął kaszleć. Ponieważ się zakrztusił dymem. Kiedy tylko się ogarnął spojrzał na mnie.
-Kurwa- przytulił mnie szczelnie. Odrazu przyjechałam jego uścisk.
-Nie mów jeszcze nikomu- mówię będąc dalej przytulona do kolegi.
Po której chwili odsunęłam się od niego. Spojrzałam na parking. Z jednego auta wyszła osoba której ostatnio pomogłam. Szedł pewnym krokiem do wejścia lokalu.
-Dzień dobry - wita się szybko Liam. Chłopak mu kiwnął głową, a czarno włosy spojrzał na mnie przelotnym wzrokiem. - Nikomu nie powiem. Słowo.- gasi papierosa, i sam wchodzi do lokalu.
Przepraszam znowu za to że musieliście długo czekać.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro