Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏10✏

Wsiadłam do autobusu miejskiego. Kupiłam bilet i zajęłam wolne miejsce.
Trochę się stresuję, dzisiaj jadę po wyniki krwi, wraz z wynikami moczu, a później odrazu do mojego lekarza.
Boję się że mogę być na coś poważnie chora, a te podejrzenia o moim stanie są przerażające.
Ostanie dni minęły mi bardzo ciężko. Co chwilę miałam gorączki, osłabienie, zawroty głowy, bóle.
Po prostu katorga.
Liam oczywiście się troszczył w pracy. On większość roboty sam robił, a wiedząc że ta żmija nie da mi wolnego, to powiedział że mam siedzieć na dupie, i odpoczywać.
Dzisiaj też idę do tego wariatkowa, tylko mam na popołudnie.

Kiedy autobus się zatrzymał na moim przystanku, to wyszłam z pojazdu, odrazu kierując się w stronę przychodni.
Idąc chodnikiem, zamyślona patrząc na swoje nogi na kogoś wpadłam. Odrazu podniosłam szybko wzrok, zwracając całą swoją uwagę na tego kogoś.

-Przepraszam - mówię. Chłopka spojrzał na mnie. To był blondyn o pięknych niebieskich oczach, był ubrany w kurtkę zimową i w dresy.  Chyba nawet w moim wieku  był lub trochę straszy był. Ponieważ wygląda na młodego.

-Nic się nie stało. To też moje wina. Akurat gapiłem się w telefon- mówi z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na jego ręce. Faktycznie miał urządzenie w ręce.

-Przepraszam jeszcze raz - mówię pośpiesznie szybko odkręcając się na pięcie. Zrobiłam dwa kroki do przodu, a do moich uszów doszedł dźwięk jego głosu.

-Ja też!


***

-I jak pani doktor?- spojrzałam na kobietę która uważnie czytała moje wyniki. Siedzę w gabinecie już dziesięć minut. Niby tak mało, ale mi się wydaje jakby to była wieczność.

Jej mina nic nie pokazywała, żadnych emocji. W skupieniu czytała dwie kartki które trzymała w swoich rękach.
Nienawidzę czekać, a szczególnie jeśli chodzi o moje zdrowie.
Siedziałam na krześle jak na szpilkach, a w rękach bawiłam się kawałkiem czapki.
Po kilku minutach ciszy, kobieta położyła kartki na swoim stanowisku pracy, ściągnęła okulary, a swój wzrok zwróciła na mnie.

- Moje przepuszczenia- kładzie okulary na biurko- były słuszne Panno Lily- mówi z pełną powagą.

Czyli jednak. Mam toczeń.

Oparłam się o oparcie krzesła, i spojrzałam z niedowierzaniem na rzeczy z biurka. Nerwowo zaczęłam ruszać nogą, a moje serce biło szybko.

-Nie wierzę- mówię.

-Jeszcze coś.- szybko spojrzałam na lekarkę. Co jeszcze?- toczeń rumieniowaty układowy. Atakuje zdrowe tkanki. Najczęściej uszkadza nerki, stawy oraz skórę. Badanie moczu pokazuje że coś jest nie tak z nerkami. Lub nerką. Prawdopodobnie to zostało zaatakowane.- kończy patrząc znowu na moje wyniki.

Toczeń. Mam problemy z nerką lub z obydwoma  nerkami?  Czyli mój stan jest poważny?

- Oczywiście zrobimy dokładne jeszcze badania. Żeby wiedzieć czy napewno to zostało zaatakowane.

-Ale ja nie mam czasu. Ja..ja naprawdę to mam?- nie wiem dlaczego ale w tym momencie chce mi się płakać.

- Niestety. A ja pani dam chorobowe na miesiąc jak na razie, żeby zrobić dokładne badania...- przykrywam jej.

-Chorobowe?- pytam jak głupia- ja nie mogę pójść na wolne. Ja muszę pracować żeby mieć pieniądze- mówię szybko.

- To jest konieczne proszę Pani.

Jedynie kiwam głową. To jak teraz przeżyję? Ja potrzebuję pieniędzy, przecież bez nich nawet dnia nie przeżyje.


***

Szybkim krokiem szłam chodnikiem, w stronę tej durnej pracy.
Skręcałam w uliczkę, żeby jak najszybciej tam dotrzeć. Jestem spóźniona już o pięć minut. Szefowa mnie zabiję.
Nagle moja twarz styknęła się w czyjąś klatkę piersiową.
Spojrzała. Na tego kogoś.
To był mój były. Derek. Odsunęłam się o dwa kroki do tyłu.

Stanęłam na przeciwko niego. Patrzyłam w te piękne zielone oczy, w których kiedyś się zatraciłam. Długo musiałam zdrowieć, i przestać myśleć o nich, żeby stać dzisiaj tutaj.

- Spieszę się. Sorry- chciałam już do wyminąć, ale złapał mnie za ramię.

-Kochasz mnie?- zadał kolejne pytanie. Otworzyłam szerzej oczy.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
Mój były kiwnął głową, i puścił mnie.

W myślach przeklinałam ten dzień. Ten czas kiedy na siebie wpadliśmy na tym jebanym chodniku. Przecież już się wyleczyłam. Zaczęłam na nowo żyć.

-Byłam w tobie zakochana- mówię z lekkim smutkiem wiedząc jak to się skończyło. -Chciałam być z tobą - ruszam ramionami na chwilę spuszczając wzrok. - Ale teraz to tylko przeszłość - wracam wzrokiem na jego oczy- wspomnienie. - patrzył na mnie z kamienną twarzą, ale jego oczy pokazywały żal.

Wiedziałam dobrze że nasz związek był w pewnej części toksyczny. Ale kochałam go. Kiedy z nim zerwałam czułam się źle.

-Potrzebujesz mnie- powiedział pewnie.

-Nie. Nie potrzebuję cię.- kiwam głową na boki. Zaczęłam go już wymijać, lecz jego głos mnie zatrzymał.

-Wiem że cię zraniłem. Ale obydwoje wiemy że mnie nadal kochasz- łapie mnie za dłoń. Spoglądam na nie.

-Mogę iść?- pytam głupio podnosząc wzrok na chłopaka. Zmarszczył brwi. - Ponieważ nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy, i chcę zapomnieć.- kończę postrzymując moje łzy.

Puścił moją dłoń. Bez zbędnych słów odwróciłam się, i zaczęłam się oddalać od niego. Wzięłam kilka głębokich wdechów.


***

Weszłam do środka, moim oczom ukazała się grupka osób która ostatnio często przychodzą.

Idąc dalej zauważyłam Liama który robił kawę.

-Hej- mówię szeptem na wypadek gdyby była tutaj gdzieś szefowa.

-Nie ma jej jeszcze. I nie zauważy że się spóźniłaś- uśmiecha szeroko podając mi kawę - proszę

-Dzięki - weszłam szybko za ladę przy tym ściągając kurtkę.

-I jak?- spoglądam na kolegę. Jego wyraz twarzy wskazywał na troskę.

-Idziesz palić- wstaje na przeciw chłopaka. On szybko kiwa głową, a z kurtki wyciąga paczkę.

Razem wyszliśmy na zewnątrz, stając przy śmietniku. Liam odpalił jednego papierosa.

-No- mówi to wypuszczając dym papierosowy z ust.

-Nie wiem nawet jak mam to zacząć.- spoglądam na swoje ręce.

-Od początku. - uśmiecha się.

- Podejrzają u mnie toczeń. Znaczy to niby już pewne- chłopak na moje słowa zaczął kaszleć. Ponieważ się zakrztusił dymem. Kiedy tylko się ogarnął spojrzał na mnie.

-Kurwa- przytulił mnie szczelnie. Odrazu przyjechałam jego uścisk.

-Nie mów jeszcze nikomu- mówię będąc dalej przytulona do kolegi.

Po której chwili odsunęłam się od niego. Spojrzałam na parking. Z jednego auta wyszła osoba której ostatnio pomogłam. Szedł pewnym krokiem do wejścia lokalu.

-Dzień dobry - wita się szybko Liam. Chłopak mu kiwnął głową, a czarno włosy spojrzał na mnie przelotnym wzrokiem. - Nikomu nie powiem. Słowo.- gasi papierosa, i sam wchodzi do lokalu.












Przepraszam znowu za to że musieliście długo czekać.

Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro