7 Pomyłka
Puścił moją dłoń, gdy tylko wstałam. Widziałam, że dłuższą chwilę przyglądał się rozciętej wardze, która chyba już nie krwawiła, ale na pewno nie wyglądała zbyt dobrze.
- Do gabinetu. Wszyscy – nawet się na nas nie obejrzał, tylko szybko ruszył przed siebie.
Blondynka, która mu towarzyszyła, rzuciła się praktycznie biegiem w jego stronę, a zważywszy na fakt, iż miała niebotycznie wysokie szpilki, to wyglądało to dość komicznie. Gdyby nie to, że nie było mi do śmiechu, to pewnie – w innej sytuacji – uznałabym tę scenę za całkiem zabawną.
Nie dane mi było się długo zastanawiać nad tym, co widziałam, bo mój „ulubiony" porywacz zaczynał wracać na stare tory: po raz kolejny wbił mi lufę pistoletu w plecy i pchnął do przodu.
- Ruszaj się głupia dziwko. Nawet nie wiesz, co narobiłaś – powiedział to tak cicho, żebym tylko ja usłyszała. Czterej chmurni ochroniarze pana Lee, którzy szli za nami stresowali oblecha równie mocno jak i sam pracodawca.
Po obskurnym, brudnym korytarzu i banalnej fasadzie budynku nie spodziewałam się niczego specjalnego, jeśli chodzi o gabinet pana Lee. Ze zdziwieniem przyjęłam fakt, iż pomieszczenie wyglądało... czysto. I elegancko.
Oczywiście w gabinecie dominowało ogromne, drewniane biurko. Były też fotele, kanapa, niski, szklany stolik. Pan Lee miał tu nawet kominek, ale obecnie wygaszony. Bordowe tapicerki mebli dopasowano do ciężkich zasłon w jedynym oknie, jakie się tu znajdowało. Na podłodze leżał bordowo – brązowy dywan w jakieś orientalne wzory i to była jedyna ozdoba tego pomieszczenia. Gabinet zdecydowanie wyglądał jak należący do mężczyzny.
Pan Lee zajął miejsce za biurkiem. Jego towarzyszka stanęła obok niego, ale nie zwracał na nią większej uwagi. Spoglądał na pozostałych siedmiu mężczyzn, którzy razem ze mną wkroczyli do pokoju.
Starałam się odsunąć jak najbardziej od oblecha, więc gdy tylko weszłam, stanęłam tak, że od reszty towarzystwa oddzielał mnie stolik. Zajęłam miejsce najbliżej kominka.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Ani szef, ani pracownicy nie odzywali się, chociaż, gdy spoglądałam na tych trzech przez których tu trafiłam, to miałam wrażenie, że to dla nich bardzo stresująca chwila. Już nie tylko gruby się pocił, ale i pozostali wyglądali, jakby zaraz mieli zejść na zawał.
Jedynie czterech facetów, którzy pojawili się tu z panem Lee wyglądało... neutralnie. W zasadzie to nie oni będą się tłumaczyć, więc pewnie było im wszystko jedno.
- O co chodzi z długiem Meyera? - mężczyzna siedzący za biurkiem w końcu się odezwał.
- Napotkaliśmy mały problem z odzyskaniem pieniędzy, ale na szczęście okazało się, że młody ma siostrę. Dziewczyna jest w odpowiednim wieku, żeby odrobić to, co winny jest nam jej brat.
Ten, który był naszym kierowcą ruszył się i podał szefowi... mój portfel. Ze wszystkimi dokumentami.
Pan Lee niespiesznie przejrzał jego zawartość. Dłuższą chwilę oglądał moje prawo jazdy. Gdy skończył... otworzył jedną z szuflad swojego biurka i włożył tam moją własność.
Oczywiście, że w tym momencie spojrzał na mnie, bo jakby inaczej.
Na szczęście nie zauważył, jak zaciskam dłonie w pięści, gdyż ukryłam je w przydługich rękawach mojej bluzy.
Z tego wszystkiego zapomniałam o szkłach z rozbitych okularów, które przecież cały czas trzymałam w garści. Poczułam, jak odłamki boleśnie wbijają mi się w skórę, ale nie pokazałam tego. Nie muszą wiedzieć.
Jak on tak mógł??? Zabrać moje dokumenty??? Dokumenty???
- Dlaczego Meyer sam nie spłaci swojego długu? - w końcu przestał mi się przyglądać i z powrotem spoglądał na oblecha. Facet nie cieszył się, że znów jest w centrum zainteresowania swojego pracodawcy, bo przełykał ślinę tak gwałtownie, że nawet z oddali widziałam, jak grdyka przesuwa mu się w górę i w dół.
- Stracił towar. - gruby chyba tracił grunt pod nogami, bo z każdym pytaniem szefa wyglądał coraz gorzej.
- W jakim sensie stracił towar? - pan Lee nic sobie nie robił z tego, jakie wrażenie wywiera na pracownikach. Wszystkie pytania zadawał spokojnym i zdecydowanym głosem, tak że patrząc na to z boku można było być zdziwionym, dlaczego oni tak bardzo się stresują. Domyślałam się, że to tylko taka poza, a mężczyzna może nie być tak opanowany, jak na pierwszy rzut oka się wydawał.
- Zużył go.
Spojrzałam na oblecha z zastanowieniem. Jak to zużył? Mój brat nie jest narkomanem! To musiała być pomyłka!
Chciałam się odezwać, wyjaśnić, że na pewno zaszło nieporozumienie, że to wszystko... to jedno wielkie nieporozumienie... Może pomylili Michaela z kimś innym? Nazwisko Meyer nie jest przecież nie wiadomo jak wyjątkowe...
Na pewno pomylili...
- Kto normalny robi dilera z ćpuna? - Lee w końcu pokazał, że jego twarz może wyrażać jakiekolwiek emocje. W tym momencie wskazywała, że mężczyzna jest zdegustowany tak głupim podejściem swoich pracowników do sprawy.
- Nie wiedzieliśmy, że młody bierze, przysięgam, nic o tym nie wiedzieliśmy. Chłopak dobrze się krył. Nawet o tym, że ma siostrę dowiedzieliśmy się dzisiaj, a i to przypadkiem.
- Mój brat nie bierze! - nie mogłam znieść tych pomówień w stosunku do Michaela. On taki nie był. Przecież znałam go całe życie. Mieszkałam z nim. Jak mogłabym nie zauważyć, że on... że ćpa?
- Dziewczyno, sama nie wiesz, co mówisz – oblech rzucił mi nerwowe spojrzenie, ale tylko na chwilę. Wolał obserwować reakcje swojego szefa.
- Znam go, on nie jest taki. To na pewno pomyłka – szłam w zaparte. To musi być pomyłka. Gdzie mój Mike... takie rzeczy...
- To nie jest pomyłka. Mamy nagranie z naszą umową. Każdego nagrywamy, żeby potem skutecznie egzekwować dług. - tym razem odezwał się ten, który był pasażerem w naszym aucie.
- Pokaż – wystarczyło jedno słowo szefa, a facet podchodził do niego tak szybko, jakby się co najmniej paliło.
Lee wziął telefon do ręki i spojrzał na mnie.
- Podejdź tu. Zobaczysz czy kłamią.
Bałam się opuszczać „swoje" miejsce przy kominku, ale z drugiej strony musiałam upewnić się, że mężczyźni oszukują. Na pewno chodzi im o innego licealistę, niż mój brat.
Powoli podeszłam do biurka i stanęłam z prawej strony pana Lee. Nachyliłam się, żeby lepiej widzieć ekran telefonu, bo przecież facet trzymał go tak, żeby tylko jemu było wygodnie.
Włączył nagranie.
W tym momencie iskierka nadziei, która pojawiła się w moim sercu jeszcze kilka minut temu zgasła bezpowrotnie. Nawet zakryłam dłonią usta, żeby nie jęknąć z rozpaczy.
To był Mike.
To na sto procent był mój brat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro