Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51 Chcę Amy

 Wtuliłam się w bok Olivera i rzucałam nieufne spojrzenia w stronę Castelliego. Madame zaprosiła go do salonu i poczęstowała herbatą. Specjalnie pociągnęłam mojego mężczyznę tak, że siedziałam między nim i Monique, a Stefana miałam naprzeciwko siebie. Dzięki temu czułam się choć trochę bezpieczniej w obecności tego obcego i podejrzanego typa.

- Czemu zawdzięczam te odwiedziny? - zagaiła gospodyni domu, gdy po oficjalnych przywitaniach i kurtuazyjnej wymianie grzeczności nastąpiła niezręczna cisza.

- Chciałbym porozmawiać z Amelią – wypalił od razu Castelli. Widziałam, że nieustannie mnie obserwował. Jeszcze mocniej przytuliłam się do Olivera, a on objął mnie ramieniem. Madame nie skrytykowała naszego nieeleganckiego zachowania w towarzystwie, tylko czujnie przyglądała się rozwojowi sytuacji.

- Nie chcę, żebyś nigdzie wychodził – zwróciłam się do Olivera. Wolałam mieć go cały czas przy sobie.

- Nigdzie się nie wybieram, kochanie – spojrzał na mnie łagodnie i uśmiechnął się pocieszająco.

Monique również poprosiłam o pozostanie z nami. Zawsze to raźniej, gdy ma się kilka przychylnych osób przy sobie.

- O czym chciałby pan ze mną porozmawiać? - przeniosłam wzrok na Stefana.

- O tobie, Amelio.

Spięłam się na te słowa.

- Nie wydaje mi się, żebym była aż tak ciekawym tematem, że musiał się pan specjalnie tu fatygować. Nie jestem nikim niezwykłym. Nie sądzę, żeby historia mojego życia pana zainteresowała, gdyż nie ma w niej niczego ekscytującego – starałam się brzmieć poważnie i logicznie przedstawić mu bezcelowość tej konwersacji.

Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.

- Wręcz przeciwnie, moja droga. Jesteś niezwykła, a do tego bardzo ważna. Nie tylko dla Olivera – powiedział z rozmysłem.

- Owszem. Jestem ważna dla mojej rodziny: brata i babci.

- I dla mnie – dodał szybko.

- Dla pana? Dlaczego miałabym być ważna dla pana? - zdziwiłam się. Cieszyłam się z obecności Olivera, bo ta rozmowa zdecydowanie nie powinna przebiegać w cztery oczy. Była zbyt... niepokojąca.

- Bo też jestem twoją rodziną, Amelio.

Chyba nie mógł mnie bardziej zaskoczyć, niż w tej chwili.

- Opowiem ci pewną historię. Może sama się domyślisz – uśmiechnął się do mnie przebiegle.

Odstawił filiżankę i przywołał ochroniarza, który przyniósł mu laptop. Mężczyzna włączył sprzęt i nie odwracając monitora w moją stronę zaczął opowiadać.

- Dwadzieścia jeden lat temu wybrałem się w marcu do Miami. Potrzebowałem trochę cieplejszego klimatu, niż to, co oferowało moje rodzinne Richmond. Wprawdzie marzec to nie najlepszy miesiąc nawet na wypad na Florydę, jednak tak jakoś potrzebowałem wtedy chwili wytchnienia. Siedziałem sobie w jednej, niedużej kawiarni z pięknym widokiem na plażę. Do mojego stolika podeszła kelnerka: najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. Była zachwycająca: delikatna, miła, trochę nieśmiała i łagodna jak anioł. Może to głupie, ale od samego początku wiedziałem, że muszę ją zdobyć – uśmiechnął się do swoich wspomnień – tego dnia siedziałem tam kilka godzin. Wypiłem kilkanaście herbat i kaw, a wszystko tylko dlatego, że nie chciałem opuszczać lokalu, gdy ona tam była. Nie podobało mi się, że inni mężczyźni spoglądają na nią z zainteresowaniem. Czułem niezrozumiałą zaborczość i potrzebę ochronienia jej, choć praktycznie zamieniliśmy tylko kilka zdań.

Mimowolnie się uśmiechnęłam, bo jego słowa przypominały mi trochę zachowanie Olivera – w szczególności ta zaborczość od pierwszych chwil. Nawet spojrzałam na mojego mężczyznę. Chyba pomyślał o tym samym, bo w jego oczach igrały psotne chochliki, gdy tak na mnie patrzył. Opowieść Stefana przywołała i nasze wspomnienia.

- Wieczorem czekałem na nią przed lokalem. Trochę się mnie przestraszyła, gdy zaoferowałem, iż odprowadzę ją do domu. Miała przyjść po nią matka, więc kulturalnie podziękowała mi za moją ofertę. Stałem więc niepocieszony i próbowałem namówić ją na jakiegokolwiek spotkanie, gdy będzie miała chwilę wolnego. Chyba obawiała się zbliżającej matki, bo zgodziła się pójść ze mną następnego wieczoru na kolację. Chciała, żebym szybko odszedł, bo jej opiekunka nie pozwalała się spotykać z nikim. Wtedy jeszcze posłuchałem.

Od tamtej kolacji spotykaliśmy się codziennie, przez cały tydzień. Na początku w miejscach publicznych, potem także i w hotelu, w którym mieszkałem. Po tygodniu musiałem wrócić do domu. Zaproponowałem mojej pięknej ukochanej, żeby pojechała ze mną, ale nie zgodziła się. Jej matka w dalszym ciągu nic nie wiedziała o naszych tajnych schadzkach. W Richmond spędziłem tylko dwa dni: nie mogłem o niej zapomnieć. Wróciłem. Tym razem zabawiłem dwa tygodnie. Moja piękna dziewczyna zaczęła się we mnie zakochiwać, z czego byłem niezmiernie uradowany. Nadal jednak spotykaliśmy się w tajemnicy przed jej matką i tylko na kilka godzin. Urywała się z pracy, a opiekunce mówiła, że zostaje po godzinach.

Było mi jej mało. Te kilka godzin dziennie nie wystarczało, żebym mógł się nią nacieszyć. Ona też zaczęła się do mnie przywiązywać. Przed moim powtórnym odlotem do Richmond zdecydowała się powiedzieć o wszystkim matce. Stara jędza była bardzo niezadowolona. Nie chciała się zgodzić, żeby dziewczyna poleciała ze mną, ale moja ukochana była uparta i matka wreszcie się poddała. Niestety zażyczyła sobie lecieć z nami. Musiałem wynająć dwa mieszkania: jedno dla dziewczyny i jej matki, a drugie dla mnie na spotkania z nią. Stara jędza pilnowała nas na każdym kroku, gdy tylko je odwiedzałem.

Trzy tygodnie później, w połowie kwietnia zmarł mój ojciec. Z jednej strony byłem zrozpaczony, gdyż był moim mentorem i bardzo ważnym wzorem do naśladowania. Z drugiej strony... mogłem wreszcie zabrać moją ukochaną do własnego domu. Nie chciała ze mną zamieszkać, gdy jeszcze żył mój ojciec. Jej matka nie pozwalała na to i po jego śmierci, ale po raz kolejny dziewczyna postawiła na swoim. Poprosiła mnie o to, żeby matka mogła zamieszkać z nami. Zgodziłem się, aczkolwiek bardzo niechętnie. Stara naciskała na osobne sypialnie, ale nie interesowało mnie jej zdanie. Zabrałem dziewczynę do siebie. Po miesiącu wspólnego mieszkania okazało się, że była w ciąży.

Pomyślałam sobie wtedy, że ten Castelli to taki szybki. Znał dziewczynę... dwa miesiące i nie myślał o zabezpieczaniu się? Albo, że ona o tym nie pomyślała?

- Byłem szczęśliwy z tego powodu. Chciałem się z nią jak najszybciej ożenić, jednak byłem w okresie żałoby po zmarłym ojcu. Oficjalne, wystawne wesele miało zostać zorganizowane po tym smutnym czasie. Ustaliliśmy datę na piętnastego maja. Dziecko miało mieć wtedy trzy miesiące, moja ukochana chciała, aby ślub był w pogodnej porze roku, więc ten maj najbardziej nam pasował. Dwunastego grudnia, w dniu urodzin mojej dziewczyny w końcu porządnie się jej oświadczyłem. Kupiłem odpowiedni pierścionek i zamówiłem w nim grawer z datą zaręczyn i wyznaniem miłości.

Poczułam dziwny niepokój na te słowa. Ta historia zaczynała się robić podejrzana.

- Drugiego lutego urodziła się moja piękna córka. Oboje byliśmy tacy szczęśliwi, że ją mamy. Z tej okazji zamówiłem wisiorek z łańcuszkiem. W środku wyryto datę urodzin, imiona dziecka i inskrypcję o wiecznej miłości.

Oliver poczuł, że się spięłam, bo mocniej mnie przytulił.

- Miło, że pan nam o tym opowiada, ale w dalszym ciągu nie widzę tu związku ze mną – odparłam drżącym głosem. Nie chciałam uwierzyć w to, co nagle przyszło mi na myśl. To byłoby szalone...

- Pokażę ci w takim razie zdjęcia, dobrze? - odkręcił laptopa w moją stronę, a ja momentalnie zamarłam. Nawet wstrzymałam oddech – Tu jest moja Ginny i jej matka, wredna Alice.

Mężczyzna pokazał mi fotografię... mojej babci i mamy.

To na pewno była babcia – dużo młodsza, ale to ona!

A mama... jakbym widziała siebie...

Nie pamiętałam aż tak dokładnie, jak wyglądała, jednak to musiała być ona.

- Mam też kilka filmów, jakość taka sobie, ale pamiętaj, że są sprzed dwudziestu lat – Stefan nacisnął jakiś klawisz i na ekranie zobaczyłam moją mamę z niemowlęciem na ręku. Leżała w szpitalnym łóżku, więc musiało być to kilka dni po porodzie.

- Nie bujaj jej tak, bo przyzwyczaisz – usłyszałam głos babci. Teraz byłam pewna na sto procent! To na pewno moja babcia!

- To przyzwyczaję. Chcę się nią nacieszyć. Jest taka malutka i śliczna – mówiła mama i wpatrywała się we mnie. Następnie przeniosła wzrok prosto w oko kamery – prawda, że jest wspaniała? Udała się nam ta nasza dziewczynka – mama uśmiechnęła się do kamerzysty.

Obraz na chwilę drgnął i usłyszałam głos Stefana:

- Potrzymaj to – mówił do kogoś poza kadrem. Po chwili mężczyzna pojawił się na nagraniu. Podszedł do łóżka i wyciągnął ręce po dziecko, a mama bez oporów podała mu je.

- Jest najpiękniejsza, tak jak ty – Stefan nachylił się i... pocałował moją mamę – nasza księżniczka – kontynuował wpatrując się w niemowlę z zachwytem.

- Wybraliście w końcu imiona? - odezwała się babcia. Siedziała z drugiej strony łóżka i spoglądała z niezadowoleniem na mężczyznę. Wcześniej, gdy nie było go w kadrze, jej mina wyglądała inaczej: uśmiechała się do kobiety i dziecka, spoglądała na nie czule. Widocznie nie przepadała za Castellim.

- Tak, chciałbym, żeby miała na imię Amelia, po mojej mamie – odezwał się szybko Stefan. Mama spojrzała na niego i skinęła głową.

- Podoba mi się Amelia – uśmiechnęła się do mężczyzny.

- Na drugie możemy dać Alice, po twojej – zaproponował, na co tylko pokręciła głową.

- Wolałabym Amy...

- Tylko nie Amy! - prawie krzyknęła babcia – To takie... pospolite. Za bardzo kojarzy się z różnymi Amy... - próbowała wyjaśnić swój nagły zryw.

- Chcę Amy – upierała się mama.

Stefan objął ją jednym ramieniem. Na drugim cały czas trzymał dziecko.

- Będzie, jak sobie życzysz: Amelia Amy Castelli – powiedział z uśmiechem do kobiety.

Nagranie się skończyło.

Nie ukrywałam, że popłakałam się już na samym początku. To było tak bardzo nierealistyczne! Wręcz niemożliwe!

Odwróciłam twarz od monitora i spojrzałam na Olivera. Gdy tylko zaczęło się nagranie przytulił mnie mocno, a drugą ręką złapał za moją dłoń. Wiedział, że były to dla mnie trudne chwile.

Przycisnęłam się gwałtownie do niego i ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi. Rozpłakałam się na dobre.

Gładził mnie obiema rękami po plecach i szeptał uspokajające słowa. Przytulił policzek do moich włosów i trwał tak, dopóki trochę się nie uspokoiłam. Gdy byłam gotowa odkleić się od mojego mężczyzny, zorientowałam się, że w salonie panowała cisza.

Wszyscy spoglądali na mnie: Oliver z miłością, Monique z troską, a Stefan... wydawał się zmartwiony.

- To wszystko jest takie dziwne! Przecież ja miałam tatę! Mieszkałam z nim! Uczył mnie jeździć na rowerze i czytał mi bajki na dobranoc... On był! - powiedziałam żałośnie. Nie mogłam uwierzyć, że mój tata... to nie był mój tata...

- Cieszę się, że wychowywał cię ktoś, kto był dla ciebie dobry. Nie był jednak twoim ojcem. To ja nim jestem, Amelio. Mam nadzieję, że mi wierzysz – mężczyzna wwiercał we mnie uważne spojrzenie. Chyba chciał potwierdzenia.

Nie mogłam mu jednak tego dać ot tak, od razu. Potrzebowałam czasu, żeby to wszystko zrozumieć.

- Nie wiem, w co wierzyć. To wszystko wygląda bardzo prawdopodobnie, ale jednocześnie jest takie surrealistyczne, że po prostu nie wiem – odparłam szczerze.

Że też babcia mi nigdy o tym nie powiedziała!...

Najpierw ten dziadek, a teraz to... Miała więcej tajemnic, niż się spodziewałam...

Gdy w miarę się uspokoiłam, spojrzałam niepewnie na Stefana. Złapał mój wzrok i uśmiechnął się delikatnie.

- Tak? Chciałabyś o coś zapytać? - zagaił od razu.

- Czy... masz więcej filmów z moją mamą? - spytałam cicho – zmarła tak dawno temu i nawet nie wiedziałam, że jej obraz w mojej pamięci aż tak się zatarł. Nie mam żadnego zdjęcia z nią, ani nagrania... - wyznałam.

Uśmiechnął się szerzej.

- Mam dużo filmów, zdjęć i rzeczy, które należały do Ginny. Wszystko jest w moim domu. Jeśli tylko będziesz chciała przyjechać, to z chęcią ci to pokażę.

- Nie wiem, czy tak wypada... Nie chciałabym robić kłopotu... - tak dokładnie to obawiałam się, że jego żonie mogłoby się to nie spodobać, gdybym tak nagle wpadła w odwiedziny. Mężczyzna w lot zrozumiał moje onieśmielenie.

- To żaden kłopot. Od dwudziestu lat marzyłem, żeby cię znaleźć i zabrać w końcu do domu. Chciałbym, żebyś poznała moją żonę: ona o tobie wie. Wie, że cię znalazłem i nie może doczekać się spotkania z tobą. Tak samo moi synowie: bardzo chcą poznać siostrę.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Naprawdę starał się być dla mnie miły.

- Jeśli byś chciała, to mogłabyś z nami zamieszkać, chociaż podejrzewam, że Oliver nie byłby z tego powodu zadowolony – Stefan rzucił znaczące spojrzenie mojemu partnerowi. Wyczułam, że Oliver spiął się na te słowa. Czyżby bał się, że nie będę chciała z nim zostać?

Nie było takiej opcji.

- Dziękuję, to... miłe i zaskakujące, ale również nie byłabym zadowolona, gdybym miała mieszkać bez Olivera – podniosłam głowę i spojrzałam na mojego mężczyznę – nie chcę się z nim rozstawać na dłużej, niż jest to wymagane codziennymi obowiązkami.

Spoglądałam w jego ciemne, błyszczące oczy i widziałam kryjącą się w nich radość. Moje słowa sprawiły, że od razu poczuł się swobodniej i pewniej.

- Oczywiście, że nie byłbym z tego powodu zadowolony. Nie wyobrażam sobie życia bez Amelii – te słowa zapewne były kierowane do Stefana, ale Oliver wypowiadał je cały czas patrząc na mnie.

- Miło jest patrzeć na miłość – westchnęła Madame. Przez większość rozmowy tylko się przysłuchiwała wszystkiemu i dolewała herbaty do filiżanek.

- Miłość? - zapytał Castelli – nie znają się tak długo. Może to dopiero zakochanie?

- To miłość – odparłam wpatrując się w Olivera – jestem tego pewna.

Zaskakujące było to, że uświadomienie sobie tego zajęło mi tyle czasu, a gdy w końcu pogodziłam się z tą myślą, czułam jedynie euforię. I pewność. Niczego innego nie byłam tak pewna. Kochałam Olivera.

- Ja również jestem tego pewny – mężczyzna uśmiechnął się do mnie tak, że topiłam się w jego ramionach na ten widok. Rozpływałam z radości.

- Nie wiedziałam, że mama mieszkała na Florydzie. Będę musiała porozmawiać o tym z babcią – przypomniało mi się, że Oliver wysłał rano kogoś do hotelu, żeby sprawdził, czy moi bliscy nadal tam byli. Mężczyzna zrozumiał moje pytające spojrzenie, bo od razu odpowiedział:

- Moi ludzie sprawdzili hotel i niestety nie ma tam ani twojej babci, ani brata. Żaden Charles też się nie meldował.

Zrobiło mi się smutno. Ten trop okazał się fałszywy. Gdzie w takim razie mogli być?

- Jaki Charles? - zapytał Castelli i zmarszczył brwi.

- Mój dziadek. Michael się z nim skontaktował i on przyleciał tu po nas. Chce nas zabrać do Londynu.

- Charles? - w dalszym ciągu dziwił się Stefan – ojciec Ginny nazywał się Albert Moore. Zmarł, gdy Ginny miała osiem lat i od tamtego czasu mieszkała tylko z matką. Przynajmniej tak mi mówiła. W dokumentach miała wpisane to nazwisko, tak samo, jak i Alice. Widziałem ich paszporty.

Teraz to ja się zdziwiłam.

- Brat mi pisał, że dziadek Charles nie wiedział o ciąży babci, bo odeszła od niego przed urodzeniem dziecka. Nigdy nie byli małżeństwem, więc może to było panieńskie nazwisko babci? Chociaż ja ją znam jako Alice Cooper...

Pokręciłam głową. Babcia zdecydowanie miała więcej tajemnic, niż ktokolwiek inny.

- Ja również chętnie porozmawiam z Alice i dowiem się prawdy. Przede wszystkim, kto was porwał i jaką rolę odgrywał w tym mój księgowy, Michael.

Zapomniałam, że jego żona i córka zostały porwane. Znaczy ja... Spojrzałam uważnie na Olivera.

- Skoro to byłam ja... - zaczęłam, a on od razu zrozumiał.

- Od zawsze byłaś moja. Już ci to mówiłem – uśmiechnął się lekko.

To ja byłam tą jego narzeczoną? Uświadomienie sobie tego było jeszcze bardziej zaskakujące, niż rewelacje o podejrzanej tożsamości mojej babci.

- Skąd się wziął ten cały Charles? Ginny nigdy o kimś takim nie mówiła – zastanawiał się na głos Castelli.

- Niestety nie pomogę ci. Nie znam żadnego Charlesa z Londynu – odparł Oliver.

- Ja znałem kiedyś jednego... Ale to był taki... - szukał odpowiedniego słowa - zły człowiek, jakiego nigdy wcześniej nie spotkałem. Pracował chwilę z twoim ojcem – zwrócił się do mojego partnera.

- Znając mojego ojca nie wątpię w to. Często otaczał się różnymi podejrzanymi elementami. Teoretyczny dziadek Amelii na szczęście jest jakimś politykiem, a nie kimś takim, jak my – poczułam przytyk do słów, które skierowałam do niego kilka dni temu. Nawet zagryzłam wargę i spojrzałam na niego z wyrzutem, ale tylko lekko się uśmiechnął. Wredny.

- Ten Charles, którego kiedyś poznałem zdecydowanie był kimś takim jak my. Chociaż my przy nim to grzeczne kociaki – dodał tajemniczo Stefan.

- Aż taki świr? - dopytywał Oliver.

- Najgorszy z możliwych. Na szczęście nigdy nie miał dzieci, bo miałyby ciężkie życie z kimś takim.

Poczułam nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa na myśl o tym, że może istnieć ktoś groźniejszy niż Oliver i Castelli. Może nie znałam czynów Stefana, ale o kilku akcjach Olivera miałam okazję się przekonać... Nie należały do miłych.

Wyczułam, że telefon mi wibruje w kieszeni.

Po tym, jak przez kilka tygodni był wyłączony, miał problemy z uruchomieniem się, bo cały czas pobierał jakieś aktualizacje. Widocznie, już się włączył.

Wyjęłam komórkę i spojrzałam na ekran. Oliver musiał zauważyć moje zdziwienie, bo też zerknął w tę samą stronę.

Telefon wibrował nie dlatego, że się uruchamiał.

Przychodziło połączenie. Od Michaela.

Mężczyzna kiwnął, żebym odebrała, a ja od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Mike! - krzyknęłam radośnie – gdzie jesteś?

- Pod domem tej całej Madame. Mogę wejść? Nikt mnie nie zastrzeli? - zapytał, a ja zrobiłam zaskoczoną minę. Mój Michael tu był??? Praktycznie obok mnie???

- Pewnie, wejdź, nikt nie zrobi ci krzywdy – odparłam pewnym głosem i zakończyłam połączenie – mój brat zaraz tu przyjdzie. Nie chcę niemiłych scen – spojrzałam uważnie na Olivera, a potem tak dla pewności na Stefana, bo nie wiedziałam, do czego był zdolny.

 Wstałam z kanapy, żeby stanąć w drzwiach do salonu. Nawet krzyknęłam Lucasowi, że zaraz przyjdzie mój brat i mają go wpuścić. Praktycznie przebierałam nogami z tej ekscytacji. Miałam do niego tyle pytań...

Przyszedł.

Podszedł szybko do mnie, a ja padłam mu w ramiona. Nie dałam mu nawet wejść do salonu. Po prostu złapałam go w progu i z całych sił się do niego tuliłam.

- Tęskniłem za tobą, Amy – powiedział mi do ucha, gdy oddawał mi uścisk.

- Ja za tobą też. Nawet nie wiesz jak bardzo – aż przymknęłam oczy na chwilę. Tak dobrze było go znowu przytulić! Przeleciało mi przez myśl, że teraz wszyscy się na nas gapią, bo zarówno goście w salonie, jak i ochrona na korytarzu, a to już był mały tłum, ale nie obchodziło mnie to. Nareszcie spotkałam mojego małego Mike'a! Po tylu tygodniach! Do tej pory nigdy nie rozdzielaliśmy się na tak długo.

- Amelio, wejdźcie tutaj, musimy porozmawiać z twoim bratem - usłyszałam z salonu zdecydowany głos Olivera. Wytłumaczyłam sobie w myślach, że pewnie był zazdrosny o chłopaka, jak o każdego innego mężczyznę w moim otoczeniu. 

Otworzyłam oczy z zamiarem wyjaśnienia mu, że to on jest moim jedynym ukochanym, a Michaela kocham w inny sposób i nie ma o co być zazdrosny, jednak zamarłam od razu po wykonaniu tej czynności.

Do pomieszczenia zaczęła wchodzić cała armia obcych ludzi. Dosłownie zajęli cały korytarz. Momentalnie zrobił się hałas. Kątem oka widziałam, jak Oliver i Castelli zrywają się z kanapy i sięgają po broń.

Każdy nieznany mi facet trzymał na muszce jednego z „naszych". Dwóch podeszło do mnie i Michaela. Wycelowali broń w mężczyzn w salonie, na co ci zatrzymali się w pół kroku i nie pozostali im dłużni. Oliver i Stefan również celowali w nowo przybyłych.

- Michel... co tu się dzieje? - zapytałam cicho i chciałam spojrzeć na brata, ale trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć. Nie widziałam jego twarzy, a jedynie profil i to wtedy, gdy mocno wygięłam głowę.

- Przyszliśmy cię uratować, Amy.

Odpowiedział mi obcy głos.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro