Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45 List

 Madame nie nasiedziała się ze mną zbyt długo, gdyż ochroniarz po raz kolejny poprosił ją o przyjście. Przeprosiła mnie i ruszyła za mężczyzną.

Zastanawiałam się, o co może chodzić z tym Anglikiem. Może to jakiś podstęp?

 Przecież na dobrą sprawę Michael nie wiedział, gdzie pojechałam, nie zdradziłam mu żadnych szczegółów. Nie byłby w stanie odkryć tego sam... 

Może to po prostu jakiś adwokat z tego wczorajszego balu? Tylko dlaczego aż tak dużo za mnie płaci? I skąd ma tyle pieniędzy, żeby oferować taką kwotę za jedną noc?

Monique wróciła do salonu, ale przyglądała mi się jakoś tak dziwnie.

- Masz na nazwisko Meyer?

- Tak. Coś się stało? - spoglądałam na zmarszczone brwi kobiety. Trzymała jakąś kartkę w ręku.

- Przed chwilą dostarczono list na nazwisko: Amy Meyer. Nie chciałam go przyjąć, bo nie znam żadnej Amy, ale chłopak, który go przyniósł, upierał się, że adresatka niedawno tu wchodziła, bo widział, jak niosła pokrowiec z ubraniem.

Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Ktoś mnie... obserwował.

- Wszyscy znajomi z Maine mówili na mnie Amy... - ale tylko oni. Od kiedy poznałam Olivera, nikt tak do mnie nie mówił.

- W takim razie to zapewne od kogoś, kogo znasz – podała mi kopertę.

Zawahałam się, zanim chwyciłam ją w dłoń. Nie miałam stuprocentowej pewności, czy przesyłka rzeczywiście będzie od kogoś, kogo znam, ale charakter pisma na kopercie rozwiał moje wątpliwości. 

Otworzyłam list i zaczęłam czytać. Monique przysiadła na chwilę na kanapie, ale zaraz po raz trzeci została poproszona.

- Co też się dziś tu dzieje? - kręciła głową delikatnie zirytowana, ale ruszyła do wyjścia.

Zagłębiłam się w lekturze listu.

Droga Amy! - pisał mój brat:

Nie mam jak z Tobą porozmawiać, bo te chuje zabrały Ci telefon. Na szczęście poszedłem po rozum do głowy i skontaktowałem się z naszym dziadkiem.

Facet jest naprawdę konkretny i pomocny. Wyjaśnił, dlaczego babcia nic o nim wcześniej nie mówiła: oni mieli nielegalny romans i dziadek nic nie wiedział o ciąży babci, gdy ta od niego odeszła.

Na początku nie chciałem w to uwierzyć, ale babcia wszystko potwierdziła. Nie pozwalała sobie na kontakt z nim, bo raz, że obawiała się, jak zareaguje na wieść o tym, że nie powiedziała mu o naszej mamie, a dwa: dziadek jest... prawdziwym lordem! Należy do tej całej Izby, no tej co tam rządzi polityką w Anglii i musi dbać o swój wizerunek. Takie nieślubne dziecko mogłoby mu zaszkodzić – tak mówiła babcia.

Gdy poznałem Charlesa (dziadka), to on zareagował całkiem inaczej, niż myślała babcia. Ucieszył się, że nas ma, bo jesteśmy jego jedyną rodziną!

Na początku był trochę zły na babcię, że nie pozwoliła mu nacieszyć się córką i brać udział w naszym wychowaniu, ale ostatecznie się pogodzili. Babcia jest szczęśliwa, jak nigdy! Żebyś tylko ją widziała...

A właśnie: babcia sama powiedziała mu o Tobie. Nie pamiętała, dlaczego wcześniej twierdziła, że dziadek nie może tego wiedzieć. Po prostu była w szoku i bredziła różne głupoty.

Charles jest bogaty i wpływowy: wystarczyło, że powiedziałem mu, że ten fiut Lee Cię porwał, to dziadek od razu uruchomił swoje dyplomatyczne kontakty i zaczął Cię szukać. 

Jego znajomy był wczoraj na jakiejś imprezie, gdzie dowiedział się z plotek, że pan Lee wprowadził do towarzystwa prostytutkę, która ma być licytowana i nazywa się Amelia Meyer. Od razu skontaktował się z naszym dziadkiem. 

Charles nie mógł uwierzyć, że masz być sprzedana jak zwykła dziwka. Tak się zdenerwował, że od razu kazał szukać tego domu, który ma przeprowadzać licytację. On na to nigdy nie pozwoli.

Charles jest człowiekiem honoru i chce spłacić wszystkie moje długi, a potem zabrać nas (Ciebie też) do Londynu. Uparł się, że mam iść na odwyk... Trochę mi się to nie podoba, ale on twierdzi, że to dla mojego dobra. Naprawdę się stara i muszę to docenić.

Jego adwokat wystosował ofertę nie do odrzucenia. Panu Lee zależy tylko na pieniądzach, więc powinien ją przyjąć.

Nie obawiaj się – nie zostaniesz skrzywdzona. Dziadek chce Cię dyskretnie odzyskać (nie chce zrobić tego oficjalnie, żeby się nie rozniosło, że ktoś taki jak on ma jakiekolwiek kontakty z mafią. Jednak Anglicy mają świra na punkcie opinii publicznej i tego, jak widzą ich inni). Dlatego wszystko ma wyglądać tak, jak zaplanował to pan Lee.

Spal ten list! Nie powinien się o tym dowiedzieć!

Czekam na Ciebie z utęsknieniem, moja Amy!

Do zobaczenia za trzy dni!

Michael

Zgięłam kartkę kilka razy wzdłuż dłuższej krawędzi. Kominek w salonie Madame był wygaszony, ale obok poukładanych polan drewna zauważyłam paczkę zapałek. Kucnęłam przy palenisku i podpaliłam list. Szybko spłonął.

Więc jednak oferta Anglika to nie przypadek... To ten cały dziadek.

Na pierwszy rzut oka historia nawet się kleiła.

Mogłoby tak być, że babcia miała nieślubne dziecko, o którym nie powiedziała. Takich historii pewnie pełno. Mogło też tak być, że nie mówiła o dziecku, bo ojciec był kimś ważnym i to mogłoby mu jakoś zaszkodzić. To też się pewnie zdarzało.

Trochę trudno mi było uwierzyć jednak w to, że babcia, która według listu zostawiła dziadka te kilkadziesiąt lat temu i nie powiedziała mu o córce, ani o wnukach, nagle, po kilku dniach godzi się z nim i uznaje, że wszystko jest w porządku.

Moja babcia tak nie robiła – była bardzo nieufna w stosunku do innych i nigdy nie pozwalała nawet na zapraszanie koleżanek do domu, a tu nagle ma „pogodzić" się z dziadkiem? Tak po prostu? po ilu latach rozłąki? Nie mogłam przywołać konkretnych liczb, bo nie wiedziałam, ile lat miała mama, gdy mnie urodziła, ale zapewne była w podobnym wieku do mnie. To wydawało mi się dziwne.

Do tego gdzieś z tyłu głowy ciągle miałam słowa panny Spencer, że znała jakiegoś Charlesa, który był złym właścicielem burdelu i miał żonę Amy, do której to jestem – według niej – bardzo podobna.

Czy to możliwe, żeby babcia Alice miała romans z żonatym, wpływowym facetem i dlatego uciekła, nie mówiąc mu o ciąży? Czyżby ten cały Charles zdradzał swoją żonę?

Tylko... dlaczego w takim razie na drugie imię dano mi Amy... skoro ona nie była moją rodziną, a wręcz przeciwnie – prawowitą żoną Charlesa, z którym moja babcia miała teoretyczny romans...

Wprawdzie babcia nigdy nie mówiła do mnie Amy... może miała uraz do tego imienia?

Skąd mama by o tym wiedziała? I dlaczego dawałaby mi drugie imię po zdradzanej żonie dziadka?

Nielogiczne to wszystko...

Przyglądałam się przez chwilę kupce popiołu, która została z listu mojego brata. Naprawdę to wszystko było dziwne.

Zaczęłam czuć się niezręcznie z tym, że planowałam... że myślałam o zostaniu z Oliverem. Tak bardzo tęskniłam za rodziną i właśnie teraz, gdy prawie uległam emocjom, okazuje się, że mam szansę się z tego wycofać.

Wszyscy powinni być zadowoleni.

Dlaczego mnie to nie cieszyło?

Na samą myśl, że miałabym wyjechać do Londynu... Nie spotkać już więcej Olivera... Nie przytulić się do niego i nie irytować, gdy czasem podnosił mi ciśnienie...

Czemu ten list musiał przyjść właśnie dziś? Nie mógł tak ze dwa - trzy tygodnie temu? Wtedy wszystko było prostsze...

- Szukasz tam czegoś? - zapytała Monique i spojrzała znacząco na kominek.

- Podziwiam tę żeliwną kratkę w jego wnętrzu. Wydaje się być stara – powiedziałam, gdy podnosiłam się z podłogi. Madame nie musiała znać prawdy. Chyba nawet nie powinna.

- To prawda. Ta kratka jest oryginalnym elementem z czasów, gdy powstał ten dom i nie było w nim jeszcze centralnego ogrzewania, a jedynie takie kominki w pomieszczeniach. Dom zbudowano w czasach prohibicji. Tak naprawdę jest w całości drewniany. Ta cegła z zewnątrz to tylko tak dla ozdoby. Budynek został omurowany nią w latach sześćdziesiątych. Gdy się tu wprowadziłam te trzydzieści lat temu w dalszym ciągu ogrzewano go tradycyjnie. Dopiero za moich czasów założono piecyk gazowy, sama pewnie widziałaś, że część spiżarni jest odgrodzona ścianką i tam właśnie znajduje się „centrum dowodzenia". Niestety zabrało mi to przestrzeń dla przetworów.

Wysiliłam się na nędzny uśmiech, żeby nie widziała, iż coś było nie tak. Lubiłam jej historyjki o tym miejscu, ale aktualnie jakoś tak... nie miałam na nie ochoty. Niestety Madame nie zorientowała się, iż nie ciągnę tematu, tylko sama się nakręciła na ciekawostki historyczne.

- Jak już mówiłam dom jest drewniany, ale... czasy prohibicji rządziły się własnymi prawami... Chodź, to coś ci pokażę – uśmiechnęła się tajemniczo. Ruszyłam za nią tak bardziej z grzeczności, niż z ciekawości.

- Pokażę Amelii piwnice, zaraz wrócimy – powiedziała do Lucasa, gdyż ochroniarz już był gotowy iść za mną. Na słowa Madame jedynie skinął głową i został tam, gdzie wcześniej.

- Jak zobaczysz jakiegoś pająka to krzycz, a cię uratuję – zażartował, zanim kobieta otworzyła masywne, drewniane drzwi. Znajdowały się tak jakby „pod" schodami na piętro.

- Jak zobaczę pająka to nie zdążę krzyknąć, a już będę zwiewała – odpowiedziałam mu z trochę weselszym uśmiechem i ruszyłam za kobietą.

Od razu zauważyłam różnicę – schody na górę były drewniane i skrzypiące, natomiast te na dół jakby wykute z kamienia. Ogólnie im niżej schodziłyśmy, tym było ciemniej i chłodniej.

- Cały dom jest podpiwniczony. Nowy Jork zawsze stawał okoniem i gdy inne miasta dostosowywały się do ograniczeń związanych z prohibicją, o tyle u nas w tym czasie produkcja i spożycie alkoholu wzrosły niemalże trzykrotnie. Te domy, które pochodzą z tamtych czasów mają takie piwnice, gdyż to właśnie w nich organizowano nielegalne bary i destylarnie.

- A tutaj co było? Bar czy destylarnia? - zapytałam, gdy zeszłyśmy ze schodów. Na szczęście pomyślano, żeby założyć tu oświetlenie, chociaż było ono bardzo słabe. Przechodziłyśmy powoli z pomieszczenia, do pomieszczenia. Jak na razie nie zobaczyłam nic ciekawego, oprócz jakichś starych gratów i innych niepotrzebnych bibelotów.

- I to, i to – Monique spojrzała na mnie przebiegle – tu, gdzie teraz jesteśmy znajdowała się część do spożywania, a tam, za tymi drzwiami była destylarnia. Drzwi są, jak widzisz metalowe, gdyż taka domowa produkcja alkoholu ma to do siebie, że może być czasem... wybuchowa.

Podeszłyśmy powoli do solidnych, metalowych drzwi. Madame otworzyła je powoli.

- Amelio... zabrałam cię tu nie po to, żeby przedstawiać historię budynku, bo to i tak cię nie interesuje. Proszę nie złość się na mnie, ale jest tu ktoś, kto chciałby się z tobą spotkać. Tak dyskretnie. Nie bój się! - powiedziała szybko, gdy tylko zobaczyła strach na mojej twarzy – ta osoba nic ci nie zrobi. Masz moje słowo. Nie dotknie cię, dobrze?

- Kto tam jest? - zapytałam ostrożnie. Nie podobało mi się to. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy Lucas usłyszałby mój krzyk? Niestety piwnica wyglądała bardzo solidnie, a do tego była głęboka.

Monique uchyliła szerzej drzwi. Nie weszłam od razu – próbowałam rozeznać się w ciemnościach, ale nic nie widziałam.

- Będę w pomieszczeniu obok. Jakby się coś działo, to krzycz, aczkolwiek miałam obiecane, że nic się nie stanie, prawda? - zapytała kobieta, nie tyle mnie, co tę drugą osobę. Osobę, która powoli wyłoniła się z ciemnego pomieszczenia.

- Prawda.

Na pytanie Madame odpowiedziała... Weronica.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro