43 Wielki finał
- Przełóż pierścionek na lewą rękę – powiedział mi cicho Oliver. Oderwałam wzrok od rozjuszonego Stefana i spojrzałam na mojego towarzysza – szybko, Amelio – pogonił mnie.
Posłuchałam go. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób ma to nam pomóc, ale zrobiłam tak, jak kazał. Ledwie wsunęłam biżuterię na palec, obok nas pojawił się Castelli.
- Doszły mnie niepokojące wieści, Oliverze. Podobno twoja partnerka to kolejna z dziewczyn Madame Dubois, a do tego ma być wylicytowana. Mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć? - spoglądał na pana Lee tak nieprzyjemnie, że nie zważałam na to, co wypada, a co nie, tylko wtuliłam się w mojego partnera.
Objęłam go ręką w pasie, a policzek przycisnęłam do jego torsu. Nie uszło to uwadze Stefana, jednak gdy na mnie spoglądał, nie wydawał się taki wściekły. Raczej... zmartwiony.
- To rzeczywiście niepokojące wieści. Amelia zna Madame i często u niej przebywa, gdyż Monique jak nikt inny potrafi kształcić młode dziewczyny w kwestii obycia i zachowania – Oliver brzmiał, jakby groźna aura Castelliego nie robiła na nim wrażenia.
Objął mnie mocniej i gładził dłonią po plecach. Byłam pewna, że Stefan to widział. W zasadzie chyba miał to widzieć.
- Jeśli rzeczywiście wystawiasz ją za długi brata, to zapłacę tyle, ile sobie zażyczysz, tylko daj jej spokój. Jaka kwota cię usatysfakcjonuje? Sto tysięcy? Dwieście? Pół miliona? Milion? Zapłacę ile zechcesz, ale Amelia nie będzie się sprzedawać. Nigdy.
Zaskoczyły mnie te słowa. Obcy facet chce spłacić mój dług? Propozycja brzmiała niezwykle kusząco. Gorzej z tym, że na pewno będzie chciał czegoś w zamian, a ja nie miałam nic, czym mogłabym się mu odwdzięczyć. Poza tym, to jego dziwne zachowanie trochę mnie odstręczało.
- Nie rzucam słów na wiatr i jestem szczery, gdy coś obiecuję. Tego samego wymagam od innych. Czy słowo złożone mojemu ojcu ma dla ciebie znaczenie? - zapytał Oliver. Kompletnie nie widziałam, o co chodzi, ale Stefan od razu zrozumiał, bo przestał być taki nabuzowany, jednak w dalszym ciągu spoglądał na pana Lee z dystansem.
- Zawsze dotrzymuję złożonych obietnic.
- W takim razie wszystko jest jasne – zdziwiłam się, gdy złapał mnie za lewą rękę i uniósł ją do swoich ust.
Najpierw przesunął palcem po pierścionku, a następnie złożył na mojej dłoni długi pocałunek. Nie spuszczał wtedy wzroku z Castelliego. Miałam wrażenie, że w tym momencie rozgrywało się coś między nimi i tylko oni wiedzieli, o co chodziło.
- Skąd takie plotki? - zapytał Stefan. Cały czas przyglądał mi się tak intensywnie, że czułam się cholernie nieswojo – czyżby ta kobieta, która miała z tobą spięcie w łazience, brała w tym udział? - skierował swoje pytanie do mnie, a ja przez chwilę zastanawiałam się, skąd on w ogóle o tym wie. Potem przypomniałam sobie, że przecież puścił za mną jakiegoś faceta. To zapewne on mu doniósł.
- Jaka kobieta z łazienki? - Oliver odsunął się tak, żeby widzieć moją twarz i rzucił mi twarde spojrzenie – co działo się w łazience?
- Nic, z czym bym sobie nie poradziła – odparłam szybko.
- Amelio... Kto był z tobą w łazience? - dociekał mężczyzna. Położył palce na mojej brodzie i zmusił, abym spoglądała w jego oczy.
- Weronica.
- Oczywiście. Weronica. Jakoś nie jestem zaskoczony – powiedział cicho i pogładził mnie kciukiem po policzku. Nie wydawał się zły. Przynajmniej nie na mnie.
- Nic z nią nie zrobisz? - Castelli przyglądał się nam z zastanowieniem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jesteśmy zbyt blisko siebie, a do tego te wszystkie gesty były zdecydowanie za bardzo intymne na tego rodzaju przyjęcie. Próbowałam odsunąć się od Olivera, ale trzymał mnie mocno i nie chciał wypuścić z objęć.
- Obiecałem Amelii, że nie. Ma moje słowo.
Mężczyźni spojrzeli po sobie znacząco.
- Słowa należy dotrzymywać. Widocznie ktoś inny powinien zająć się tą sprawą – na moment zapadła cisza - Gdzie ona mieszka? - zapytał nagle Stefan, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam, o kogo chodzi. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że pytanie tyczyło się mnie.
- Kochanie, gdzie mieszkasz? - zwrócił się do mnie Oliver. Pierwszy raz publicznie odezwał się do mnie w taki sposób.
- W Maine, na przedmieściach Augusty – powiedziałam tak z przekory. Doskonale wiedziałam, że nie o to mu chodziło – a w Nowym Jorku mieszkam z tobą – dodałam zgodnie z prawdą.
- A gdzie sypiasz?
Zarumieniłam się na to pytanie, ale przecież nie było tego widać. Makijaż robił robotę.
- Wiesz, gdzie.
- Chciałbym, żebyś to powiedziała.
Spojrzałam mu w oczy i widziałam, że był zdecydowany. Chciał, abym powiedziała to przy Castellim.
- W twojej sypialni – odparłam cicho. Nawet spuściłam na chwilę głowę, ale zaraz poczułam, iż Oliver unosi palcami moją brodę, a do tego składa pocałunek na moim czole.
- Potrzebujesz jeszcze jakiegoś potwierdzenia? - mężczyzna zwrócił się do Stefana. Castelli przez dłuższą chwilę się nam przyglądał, aż w końcu pokręcił głową.
- Ja nie, ale oni tak – rzucił znaczące spojrzenie na tłum gości. Nawet nie udawali, że się na nas nie gapią.
- Rozumiem. Zajmę się tym.
Stefan ostatni raz spojrzał na mnie, po czym skinął głową na pożegnanie.
- Do zobaczenia wkrótce, Amelio.
Zaniepokoiły mnie jego słowa, dlatego też nic nie powiedziałam, a jeszcze bardziej wtuliłam twarz w marynarkę Olivera.
Przez dłuższą chwilę spoglądałam razem z moim partnerem za odchodzącym Castellim.
- Co teraz? - zapytałam niechętnie odklejając się od mężczyzny.
- Teraz... pójdziemy zatańczyć – uśmiechnął się na widok dezorientacji wymalowanej na mojej twarzy.
- Tańczyć?
Serio? W takiej chwili mamy... tańczyć?
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną, moja droga? - zapytał szarmancko, a ja byłam chyba tak skołowana samym pomysłem beztroskiej zabawy w obliczu niechęci praktycznie całej socjety, że bezwiednie zgodziłam się na propozycję Olivera.
Drgnęłam dopiero, gdy poczułam, że ciągnie mnie za sobą na sam środek parkietu.
- Tam pod ścianą też było miejsce – powiedziałam, gdy ustawiliśmy się naprzeciwko siebie.
- My nie tańczymy pod ścianą, kochanie. My tańczymy tylko na widoku – uśmiechnął się, gdy przewróciłam oczami na jego słowa.
Melodia, którą zagrała orkiestra, rzeczywiście była powolna i taka dość typowa, jak na oficjalną imprezę: dotyczyła miłości i złamanego serca. Nie było nic o wymiotowaniu – wsłuchiwałam się bardzo dokładnie.
Cały czas spoglądałam w ciemne oczy Olivera. Nie wydawał się ani zły, ani zmartwiony. Spoglądał na mnie z takim żarem, że byłam pewna, iż jego tęczówki błyszczą i to nie za sprawą dyskretnie rozświetlonego pomieszczenia. Błyszczały same z siebie, ukrytą intensywnością i pasją.
Kątem oka zauważyłam, że obok nas było dużo wolnej przestrzeni. Wyglądało to, jakby inni bali się podchodzić bliżej.
Pod sam koniec utworu mężczyzna złapał za moją lewą dłoń i przycisnął ją do swojego policzka.
- Gotowa na wielki finał? - zapytał i uśmiechnął się przebiegle.
Wiedziałam, jak to ma wyglądać.
Najpierw mnie okręca, potem przechyla. Gdy postawi do pionu mam ukłonić się i podziękować za taniec. Prosta sprawa.
Zaczęliśmy zgodnie z planem: Oliver okręcił mnie, a następnie objął ramieniem i przechylił. Na moment uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
Potem zrobił jednak coś, czego nie było w planie.
Postawił mnie do pionu, ale zamiast odsunąć się ode mnie i ukłonić, przyciągnął mnie jeszcze bliżej i... namiętnie pocałował.
Na oczach wszystkich.
Dosłownie wszystkich.
Taki bonusowy mini rozdział z okazji weekendu :) Następny: właściwy pojawi się w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek po południu. Niestety bliźniaczki Bennett domagają się swojego finału, więc będę musiała się też na nich skupić.
W najbliższych rozdziałach Amelii:
1. Rozwiąże się kwestia Weronici. Dziewczyny na pewno jeszcze raz się spotkają.
2. Powróci temat Michaela.
3. Niedługo będzie pov Olivera.
4. Kogoś poznamy, kogoś stracimy... :) :(
Miłego weekendu :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro