40 Godna partnerka
Chciałam odskoczyć jak najdalej od Olivera, ale nie dał mi takiej możliwości, gdyż mocno mnie trzymał.
Co więcej – zachowywał się, jakby pojawienie się Weronici niewiele go obeszło – po raz kolejny pogładził mnie po policzku, a gdy spojrzałam na niego, nie rozumiejąc tego, co się działo, on... powtórnie mnie pocałował. W usta. Przy Weronice.
Kobieta wyglądała, jakby była w ciężkim szoku. Przez chwilę spoglądała na nas, jakbyśmy co najmniej wyczyniali coś oburzającego. Kilka razy próbowała wydusić z siebie jakieś słowa, ale kończyło się tylko na tym, że stała z otwartymi ustami.
Gdy wychodziliśmy z windy Oliver puścił mnie przodem, jednak zaraz za drzwiami dźwigu powtórnie objął mnie w talii. Nawet nie spojrzał na blondynkę. Zareagował dopiero, gdy ona w końcu wydusiła z siebie kilka zdań.
- Panie Lee... przyszłam porozmawiać. Czekam od prawie dwóch godzin, bo ochrona nie chce mnie wpuścić na górę – zaczęła niepewnie. W dalszym ciągu spoglądała na mnie, jakbym była jakimś nieznanym jej wcześniej zjawiskiem.
- Myślałem, iż to, że nie odbieram połączeń od ciebie, ani nie przyjmuję twoich wizyt w moich biurach było wyraźnym znakiem, Weronico. Rozczarowujesz mnie, zresztą nie pierwszy raz. Tydzień temu przeprowadziliśmy jedną, poważną rozmowę, nie widzę potrzeby, aby ją ponawiać. A ochrona robi to, za co im płacę – pociągnął mnie do wyjścia dając tym samym znak, że dla niego temat został wyczerpany.
- Ale nie ustaliliśmy nic w związku z imprezą w prokuraturze! - kobieta ruszyła za nami szybkim krokiem – zostało tylko pięć dni, a ja nie wiem, jak się ubrać, żeby dopasować się do ciebie, a poza tym na pewno będę potrzebowała kilku rzeczy przed balem – stanęła tak, że zagrodziła nam wyjście.
- Dlaczego zakładasz, że po tym wszystkim, co ci powiedziałem ostatnio, nadal zamierzam iść z tobą na to przyjęcie? Skąd takie mylne przekonanie? - zapytał mężczyzna i spojrzał na Weronicę z nieukrywaną pogardą.
- Zawsze chodziliśmy razem... Będzie tam wielu moich znajomych... Przecież wiesz, że lubię te spotkania! A poza tym... z kim miałbyś tam iść, jak nie ze mną? Madame mówiła, że jej dziewczyny są już zajęte, bo prawie wszystkie lecą do Vegas na jakiś konwent, a Rachel z kolei wybiera się w inne miejsce, więc nie masz wyboru i zostaję ci tylko ja – mówiła z przekonaniem i uśmiechała się przymilnie – jestem gotowa towarzyszyć ci podczas tej imprezy pomimo tych wszystkich przykrych słów, które mi ostatnio powiedziałeś. Zależy mi na dobrych relacjach i na tym, żebyś miał przy sobie godną partnerkę, a wszyscy wiedzą, że ja najlepiej się odnajduję na tego typu balach, bo jestem duszą towarzystwa – pokiwała poważnie głową.
Oliver parsknął śmiechem.
- Owszem, uważam, że powinienem pojawić się tam z godną partnerką, ale to nie jesteś ty, Weronico. Tobie to akurat z godnością nie po drodze. Powtórzę to, co mówiłem ostatnio: nie zależy mi na tobie i jakichkolwiek relacjach, więc daj sobie spokój i zejdź mi z drogi.
- To z kim w takim razie pójdziesz?! Przecież nie wypada, abyś był sam! - uniosła głos, ale nie przesunęła się nawet o milimetr.
- Z Amelią.
Nie wiem, która z nas miała w tym momencie bardziej zaskoczony wyraz twarzy. Spojrzałam niepewnie na Olivera.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - zaczęłam, ale Weronica szybko weszła mi w słowo.
- Z nią?!? Przecież to impreza wysokiej klasy, a nie licytacja dziwek! To nie miejsce dla niej! Ona się tam... - nie miała szansy dokończyć, gdyż mężczyzna gwałtownie ruszył przed siebie i złapał ją za szyję.
- Nie waż się nigdy więcej mówić tak o Amelii, rozumiesz? - zapytał cichym głosem, w którym pobrzmiewało echo groźby. Mnie samej ciarki strachu przebiegły po plecach, kobieta zaś wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać.
Nie mogłam się temu biernie przyglądać. Zrobiłam krok do przodu, potem następny. Stanęłam obok mężczyzny i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Oliverze, proszę, puść ją.
Odwrócił na chwilę głowę i spojrzał w moje oczy. Widziałam, że był zły, bo zaciskał szczękę, a jego wzrok sypał błyskawicami na lewo i prawo.
- Proszę – powtórzyłam i podeszłam jeszcze bliżej, praktycznie się do niego przytuliłam. Widziałam, że zawahał się przez chwilę, ale zaraz objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
Mężczyzna ostatni raz spojrzał na Weronicę.
- Tylko jej zawdzięczasz to, że jeszcze żyjesz. Nie zapominaj o tym – puścił ją tak niespodziewanie, że gdyby nie to, że zatoczyła się na znajdującą się za nią ścianę, to prawdopodobnie by upadła. Kobieta złapała się za szyję i nerwowo łapała powietrze.
Pociągnął mnie ze sobą tak szybko do wyjścia, że nie dane mi było zobaczyć, co się dalej działo z blondynką. Dopiero w samochodzie nawiązałam do tej sytuacji.
- Ona nie powiedziała nic złego, nie musiałeś jej krzywdzić – zaczęłam, gdy auto włączyło się do miejskiego ruchu.
- Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek ciebie obrażał, a zwłaszcza ona. Może masz o niej trochę inne wyobrażenie, bo nie znasz jej tak dobrze jak ja, ale uwierz mi, kochanie, to nie jest osoba, która może oceniać zachowanie, godność czy moralność innych.
Wydawał się poważny i niezbyt skory do ustępstw, więc nie kontynuowałam tematu. Zapytałam jedynie o ten cały bal.
- Naprawdę muszę tam iść? W zupełności zgadzam się z Weronicą, to nie będzie miejsce dla mnie.
Przyciągnął moją dłoń do ust i delikatnie ją ucałował.
- Z nikim innym nie planowałem się tam pojawić, jak tylko z tobą. Jesteś idealna i na pewno świetnie sobie poradzisz. Monique wszystkiego cię nauczy.
- Oby tylko nie było owoców morza, bo nie umiem posługiwać się tymi całymi szczypcami do skorupiaków. Zresztą nie lubię skorupiaków – powiedziałam cicho, na co tylko się uśmiechnął.
Przez resztę drogi opowiadał mi, jak wygląda taka impreza i czego mogę się tam spodziewać.
- Będzie bufet, ale prokurator Marshall ma też w zwyczaju wydawać uroczystą kolację na rozpoczęcie przyjęcia. Na spotkanie przy stole zaproszeni są tylko nieliczni: najbliżsi współpracownicy, niektórzy politycy i inne ważne osoby.
- W tym ty... - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
Wygiął usta w delikatnym uśmiechu.
- W tym my, kochanie. Dopiero po kolacji zaczyna się właściwa część balu. Wtedy przychodzą pozostali goście. Jest orkiestra, która tradycyjnie gra powolne, smętne piosenki. Kelnerzy roznoszą wino – rzucił mi znaczące spojrzenie – a gdzieś pod ścianami zawsze wystawiony jest bufet. Cała istota takiego przyjęcia to nie tyle jedzenie i tańce, a bardziej rozmowy i nawiązywanie kontaktów.
- Nie boisz się tam chodzić? Znaczy do prokuratury? To takie trochę... niebezpieczne, prawda?
W dalszym ciągu nie mogłam zrozumieć, jak ktoś taki jak on może trzymać z władzami i przedstawicielami prawa, gdy wiadomo, że jemu do prawilności to wiele brakowało. W końcu już nie raz miałam pokaz sposobów, w jaki załatwia sprawy.
- Dlaczego miałbym się bać? Jestem szanowanym biznesmenem, płacę podatki, zatrudniam wielu pracowników, wspieram dobroczynność i kampanie wyborcze lokalnych polityków... Nikt nie może mi nic zarzucić – uśmiechnął się z zadowoleniem widząc moje zdziwienie.
- Naprawdę?
Nie mogłam uwierzyć, że istnieje aż takie społeczne przyzwolenie na tego typu działalność, ale widocznie mało wiedziałam o świecie.
- Oczywiście. Zresztą... pod latarnią zawsze najciemniej – pokiwał głową.
- Po co studiowałeś prawo, skoro wiedziałeś, że i tak nie będziesz prawnikiem? - zapytałam. To była kolejna z kwestii, która mnie nurtowała.
- Na jednych z pierwszych zajęć miałem wykład z takim starym i bardzo mądrym profesorem, który zadał nam to samo pytanie: po co my chcemy uczyć się prawa? Studenci odpowiadali różnie. Niektórzy twierdzili, że po to, żeby wiedzieć, co mogą robić, inni, żeby wiedzieli, czego nie robić, a jeszcze inni, żeby znać kary, jakie grożą za konkretne przewinienia. Profesor oczywiście wszystkich wyśmiał. Powiedział, że żeby wiedzieć to wszystko, nie trzeba studiować prawa; wystarczy zapoznać się z kodeksami i kilkoma mądrymi książkami, bo tam znajdziemy odpowiedzi na te pytania.
- To w takim razie po co studiować prawo?
- Żeby wiedzieć, jak je omijać – rzucił mi zadowolony uśmieszek – żeby umieć lawirować między przepisami prawa i legalnie robić wszystko to, czego kodeksy nie opisują. To, co nie jest zabronione, jest dozwolone, trzeba tylko umieć to odpowiednio przedstawić. Bardzo ceniłem wiedzę tego profesora, wiele mnie nauczył.
Stwierdziłam, że po tym tłumaczeniu to studia prawnicze jak najbardziej pasowały do Olivera. Potrafił naginać wszystko pod swoje widzimisię jak nikt inny.
Madame nie była zaskoczona, gdy mężczyzna poinformował ją, iż za pięć dni to ze mną wybiera się na przyjęcie do prokuratury.
- Niczego innego się nie spodziewałam mój drogi – powiedziała mu, gdy się żegnali. Kobieta wzięła sobie do serca odpowiednie przygotowanie mnie do tej imprezy i przez cały pobyt kazała chodzić w szpilkach.
- Zaraz nogi mi odpadną – narzekałam, ale była nieugięta.
- Musisz przyzwyczaić się, że takie obuwie będzie wymagane przez kilka godzin. Potem najwyżej poprosisz Olivera o masaż stóp. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu – Monique rzuciła mi znaczące spojrzenie, a ja tradycyjnie oblałam się rumieńcem. Dobrze, że nic nie wspominała o spacerowaniu, bo dopiero by było...
***
Tego wieczoru położyłam się do łóżka później niż zwykle. Odwlekałam ten moment, jak tylko mogłam, bo wiedziałam, że mężczyzna może chcieć robić ze mną coś, czego nie powinniśmy, a ja mogę nie mieć w sobie tyle siły, aby go stopować. Wolałam zapobiegać takim sytuacjom i zachowywać bezpieczny dystans.
W teorii wszystko wydawało się łatwe, gorzej z wykonaniem.
- Chodź do łóżka – powiedział, gdy już prawie przysypiałam na kanapie. Ostatnie pół godziny serialu będę jak nic musiała powtórzyć.
- Tu mi dobrze – spojrzałam na niego niepewnie – ej, oglądałam to! - zbulwersowałam się, gdy ostentacyjnie wyłączył mój film.
- Przez dłuższą chwilę miałem okazję przyglądać się, jak to oglądałaś. Chodź do łóżka – powtórzył ostatnie zdanie.
Powoli podniosłam się z kanapy. Cały czas rzucałam mu nieufne spojrzenia. Gdy już w końcu znalazłam się w sypialni, od razu wskoczyłam pod kołdrę i owinęłam się nią tak, że wystawała mi tylko głowa.
- Amelio... - Oliver westchnął i przyglądał mi się z pobłażliwością w oczach – doskonale wiesz, że nic ci nie zrobię. Nie musisz się mnie bać.
To nie jego się bałam. O nie. Bałam się swoich reakcji na niego.
Wystarczyło, że położył się obok mnie i spojrzał tak, jakbym rzeczywiście była dla niego najważniejsza na świecie, a ja wręcz rwałam się, żeby go przytulić. Żeby pozwolić mu na rozebranie mnie i poddać się wszystkiemu, co tylko będzie chciał zrobić.
To było tak cholernie złe i niewłaściwe, a jednocześnie tak bardzo kuszące, że czułam, jak mój opór z każdą sekundą maleje.
Chyba źle zinterpretował moje milczenie, bo objął mnie ramieniem i przytulił swój policzek do mojej głowy.
- Dobranoc, kochanie.
Powinnam w tym momencie odetchnąć z ulgą. O to przecież mi chodziło. Nie chciałam, żeby się do mnie dobierał. Żeby mnie całował i dotykał tak, jak wczoraj. Nie dlatego, że było mi nieprzyjemnie. Wręcz przeciwnie – było mi tak dobrze, jak jeszcze nigdy. I to było w tym wszystkim najgorsze. Tak bardzo podobało mi się to, co mi robił, że chciałam więcej.
Zamiast ucieszyć się, że będziemy grzecznie spać, czułam delikatny zawód. Byłam zwyczajnie głupia, bo wszystko szło tak, jak powinno, a tylko ja sama nie wiedziałam, o co mi tak naprawdę chodzi. Bałam się mu zaufać, choć ostatnio coraz bardziej się do niego przekonywałam.
Lubiłam jego poczucie humoru i eleganckie obycie. Podobało mi się, że jest wykształcony i że potrafi być miły, oczywiście dla nielicznych, ale zawsze. Jego relacja z Marią mnie fascynowała, gdyż kobieta traktowała go jak wnuka – czasami narzekała i nawet go strofowała, a on nie miał nic przeciwko. Chyba nikt inny nie mógł sobie pozwolić na tyle, co ona.
Podobał mi się też fizycznie – nie mogłam nie przyznać, że był przystojny. Był. Po prostu był. Lubiłam go w oficjalnym wydaniu, gdy miał schludnie zaczesane włosy i był gładko ogolony. Lubiłam go też, gdy nad ranem jego włosy były zmierzwione i opadały mu kosmykami na czoło, a szorstki zarost drapał moją skórę przy każdym pocałunku. Lubiłam jego silne ramiona i tatuaże... W zasadzie nie potrafiłam znaleźć w nim wady, jeśli chodzi o fizyczność.
Gdyby tylko miał inne podejście do kobiet i związków... Gdyby... chciał mnie nie tylko do łóżka, ale też tak normalnie, do życia, to może zastanowiłabym się nad pozostaniem tu.
Niestety podczas naszej pierwszej rozmowy w apartamencie doskonale dał mi do zrozumienia, do czego jestem mu potrzebna. Na to nie mogłam się zgodzić. Mimo wszystko, nie.
***
Kolejne dwie doby upłynęły mi spokojnie. Całymi dniami przygotowywałam się do imprezy, a wieczory spędzałam z Oliverem. Widział, że potrzebuję dystansu i szanował to. Do czasu.
W przeddzień balu, nieopatrznie przyznałam mu się, że bolą mnie stopy, więc z wielką ochotą zaoferował, iż zrobi mi masaż. Leżałam wtedy na kanapie i oglądałam serial, więc pomyślałam, że czemu nie. Przecież zwykły masaż stóp to nie jest nic zdrożnego.
Zapomniałam, że w wykonaniu Olivera wszystko nabierało innego wymiaru.
Zaczął niewinnie – kolistymi ruchami pocierał moje stopy, a ja nawet przymknęłam oczy, bo było to bardzo miłe. Drgnęłam, gdy poczułam, że całuje moje kostki, a następne łydki. Gdy przesunął się wyżej i zaczął obsypywać pocałunkami wewnętrzną stronę moich ud wiedziałam, że już po wszystkim. Przepadłam.
Po raz kolejny pozwoliłam mu na wiele. Nie na wszystko – ostatni procent silnej woli w dalszym ciągu dawał o sobie znać - ale na bardzo dużo.
Najgorsze było to, że nie czułam wyrzutów sumienia.
Zrozumiałam, że to, co mówił o całowaniu mnie wszędzie miało podwójne znaczenie. W pewnym stopniu chodziło o pomieszczenia – w końcu za drugim razem nie potrzebowaliśmy sypialni, wystarczyła kanapa. Przede wszystkim to tyczyło się jednak mojego ciała. Teraz mogłam śmiało powiedzieć, że rzeczywiście wycałował mnie wszędzie.
Zaczynałam czuć się nieswojo z tym, że to ja po raz kolejny leżałam kompletnie naga, a on w dalszym ciągu był w ubraniu, ale z drugiej strony pomyślałam sobie, że to była taka nasza ostatnia bariera przed całkowitym zatraceniem. Byłam pewna, że gdyby on też się rozebrał, to nie powstrzymałabym się i ta cała licytacja mogłaby nie dojść do skutku. Tak było bezpieczniej.
Miałam też delikatne wyrzuty sumienia, że po raz kolejny to ja odczuwam przyjemność, a na niego czekał tylko zimny prysznic, ale zapewniał mnie, że na wszystko przyjdzie czas.
- Moją przyjemnością jest patrzenie na ciebie, gdy jesteś na granicy ekstazy, jak również i wtedy, gdy ją przekraczasz, kochanie. Nie ma nic bardziej seksownego, niż ten widok. To jak twoje oczy wtedy błyszczą... jak ciemnieją z rozkoszy... jak twoja twarz rumieni się, gdy dochodzisz. To wszystko jest dla mnie jak narkotyk, Amelio. Chcę więcej. Chcę sprawiać ci przyjemność i chcę to widzieć – mówił mi, gdy leżeliśmy przytuleni na tej nieszczęsnej kanapie. Była trochę za ciasna na nas dwoje.
Widział, że stresuję się imprezą i to nasze małe sam na sam potraktował też jako sposób na zrelaskowanie mnie. Musiałam przyznać, że udało mu się to. Naprawdę czułam się jakoś tak... lżej. Chociaż przez chwilę.
Gdy kładłam się tej nocy spać, pomyślałam sobie, że następny wieczór będzie wyglądał całkiem inaczej.
O tej porze pewnie jeszcze będę na balu. Poznam wiele obcych osób, które tak naprawdę niewiele wniosą do mojego życia, gdyż ta impreza będzie jednorazową akcją.
Madame mówiła, że licytacje przeprowadzają na mniejszym spotkaniu i tylko wśród zaufanych i poważnie zainteresowanych osób. Przyjęcie w prokuraturze miało być dla mnie sprawdzianem – czy będę potrafiła odnaleźć się w takiej sytuacji, czy poradzę sobie z rozmową, tańcem, odpowiednią prezentacją. Monique pocieszała mnie, że jak dojdzie do licytacji, to raczej nie spotkam tych samych osób, które będą na balu, gdyż to „inna grupa docelowa".
„Dasz radę Amelio, to tylko nic nie znaczący bal. Szybko o nim zapomnisz" – mówiłam sama do siebie w myślach, gdy próbowałam zasnąć.
Udało mi się to dopiero, gdy Oliver przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Tak po prostu.
Pierwsza myśl po przebudzeniu nie mogła być inna.
To już dziś.
Jeszcze kilkanaście godzin i pierwszy raz pójdę na bal.
Ciekawe, co mnie tam czeka?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro