Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 Siostra

Mężczyźni powolnym krokiem podeszli do mojego samochodu. Nie odzywali się. Jeden z nich – kierowca spoglądał na mnie dość nieprzyjemnie, jakby oceniająco. Nie podobało mi się to spojrzenie.

Skrzyżowałam ręce na piersi, aby dodać sobie odwagi i odezwałam się do nich:

- Auto mi padło na środku drogi. Nie wiem, co się stało.

Faceci w dalszym ciągu nic nie mówili.

Najwyższy z trzech: brunet o bardzo krótko przyciętych włosach zajrzał do środka samochodu. Zauważył Michaela.

- Młody Meyer tu jest.

Spojrzałam z uwagą na wypowiadającego te słowa mężczyznę.

- Pan zna mojego brata?

- To Meyer ma siostrę? - zapytał ten, który wcześniej był pasażerem auta: łysy i niski facet z dość dużym brzuchem. Zapewne piwa to sobie nie żałował.

- To nie jest moja siostra – usłyszałam słaby głos Michaela. Próbował wyjść z samochodu, ale ten wysoki złapał za drzwi i przytrzymał je.

Spięłam się i wyrwałam przed siebie. Chciałam odepchnąć go jakoś od samochodu, zasłonić brata... ale nie zdążyłam się za bardzo ruszyć.

Silne ramiona kierowcy złapały mnie tak, że ręce miałam przyciśnięte do boków. Facet stanął za mną i przyciągnął mnie bardzo blisko siebie.

Ten wysoki ledwie zaszczycił spojrzeniem to, co działo się za nim. W dalszym ciągu trzymał drzwi auta i nie chciał wypuścić Mikea.

- To w takim kurwa razie siostra czy nie siostra? - zapytał mojego brata nieuprzejmym tonem.

- Znajoma. Nikt ważny – Michael wykręcił się tak, że mogłam fragmentarycznie zobaczyć kawałek jego twarzy. Była blada i przestraszona. Wpakowaliśmy się w niezłe gówno.

- Skoro nikt ważny to nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli się z nią teraz zabawimy – Poczułam jak dreszcz obrzydzenia przesuwa mi się po kręgosłupie. Zadrżałam ze strachu. Nie mogli mówić o tym, o czym pomyślałam... Tak się przecież nie robi...

 Gardło miałam tak ściśnięte, że nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Zresztą... co mogłam powiedzieć w takiej sytuacji? Poprosić ich, żeby kulturalnie mnie puścili? Zacząć krzyczeć? Wyzywać ich i jeszcze bardziej prowokować? Błagać o litość licząc, że uderzę w ukryte człowieczeństwo?

 Miałam pustkę w głowie, kompletną pustkę. Żadna z opcji nie wydawała się wystarczająca. 

Mimo że elegancko ubrani, wydawali się być przeciwieństwem dżentelmenów. 

Znajdowaliśmy się na pustej drodze w środku lasu. Mój krzyk mógłby jedynie przestraszyć błąkające się zwierzęta. W najbliższej okolicy nikt inny nie mieszka.

 Mężczyźni nie wyglądali na miłych, prowokowanie ich byłoby czystą głupotą. 

Niestety nie wyglądali też na takich, którzy mają jakiekolwiek sumienie. Nawet pomimo trudności w myśleniu (spowodowanych obecną sytuacją) zdołałam wywnioskować, że zapewne to oni przyczynili się do stanu, w jakim znajdował się mój brat. Bicie i torturowanie nie należało do pakietu cech osób, którym nieobca była empatia i współczucie.

Mike uderzył ramieniem w drzwi, próbował wyjść z auta, jednak był zbyt słaby, żeby choćby na milimetr przesunąć napastnika. Mężczyzna nic sobie nie robił z jego starań.

Ten gruby podszedł do mojego samochodu od strony kierowcy i zajrzał do środka. Na tylnym siedzeniu dostrzegł moją torebkę. Oczywiście, że po nią sięgnął. Z portfela wyjął prawo jazdy.

- Amelia Meyer. Urodzona 15 maja 2002 roku. Mamy 2022... Dziewczyna nie ma jeszcze dwudziestu lat – powiedział do kumpli, a na jego twarzy zagościł lubieżny uśmiech.

- Nadaje się idealnie – poczułam ciepły oddech przy moim uchu, gdy trzymający mnie mężczyzna wypowiadał te słowa. Jego uścisk się wzmocnił.

- Dajcie jej spokój! Ona nic nie zrobiła! - Michael resztką sił próbował otworzyć drzwi, ale na nic się to zdało. Wysoki brunet był silniejszy od niego.

- Ona może nie, ale ty tak. Długi trzeba spłacać Meyer. Matka cię tego nie nauczyła? - ten otyły odszedł od auta i skierował kroki w moją stronę. Próbowałam się wyrwać, ale napastnik trzymał mnie wyjątkowo mocno.

- To nie jej sprawa. Weźcie mnie! To moje problemy! - Mike nie dawał za wygraną. Napastnik, który do tej pory trzymał drzwi nagle odsunął się i nacisnął klamkę. Mój brat z impetem wypadł z auta prosto pod jego nogi.

- Mike! - krzyknęłam i z większą niż dotychczas siłą szarpnęłam się do przodu. Zimna lufa broni przyłożonej do mojej skroni momentalnie ostudziła moje wyzwoleńcze zapędy. Otyły spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie.

- Spokojnie mała. Nie wyrywaj się, a nie będzie bolało.

- Daj jej spokój! - brat nie był w stanie krzyczeć. Nieporadnie próbował podnieść się z asfaltu, ale ten wysoki zniweczył jego wysiłki. Niezbyt delikatnie położył nogę na plecach Michaela i docisnął go do podłoża.

- Nie rzucaj się młody. Trzeba było myśleć. Po jakiego chuja chciałeś nas skroić na towarze?

Ich słowa docierały do mnie z opóźnieniem. Skroić na towarze? Czyżby Mike... mój brat... był dealerem?

- Nie chciałem, przysięgam. Oddam wszystko, potrzebuję czasu. Puśćcie ją, a oddam z odsetkami.

Facet trzymający broń przy mojej głowie tylko parsknął.

- To, że oddasz wszystko z odsetkami to fakt. Nie musisz nam tego obiecywać. Zadbamy o to, żeby dług został spłacony w całości. Nie chciałbyś, żeby pan Lee się o tym dowiedział, prawda?

Nie miałam bladego pojęcia o kim mówią, ale to musiał być ktoś bardzo nieprzyjemny, bo brat przestał się rzucać i pokornie spoczął na ulicy.

 Być może było to spowodowane nie tyle strachem przed brzmieniem nazwiska obcego mężczyzny, a raczej utratą energii, bo w jego stanie byłoby to jak najbardziej zrozumiałe.

 Ostatkiem sił obrócił głowę tak, że spoglądał na mnie.

- Przepraszam Amy, tak bardzo przepraszam...

Jego oczy były przepełnione bólem i strachem. Moje zapewne nie wyglądały inaczej. Chciałam pokręcić głową, że nic... żeby się nie martwił, ale zimna lufa pistoletu ograniczała moje ruchy. Już nawet nie była taka zimna.

Facet, który do tej pory męczył mojego brata oderwał się od niego i powolnym krokiem zbliżył w moją stronę. Jego tasakujące spojrzenie nie pozostawiało złudzeń.

- Zapłacisz za niego, albo długo nie pożyje...

Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy.

Nie chciałam... widzieć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro